|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 9:51, 22 Gru 2009 |
|
14 Kythorn 1372 (popołudnie )
Dziewczyna, która postronnemu obserwatorowi wydawać się mogła li tylko rycerką w służbie Lathandera, lub zbrojną kapłanką pod sztandarem tego boga, stała na nabrzeżu w oczekiwaniu na kapłana Dynusa. Przed chwilą zeszła z pokładu "Morskiego Grotu". Podróż była zgoła znośna, gdyby tylko ci żeglarze nie wlepiali w nią lubieżnego wzroku lub gdyby nie próbowali zdjąć z siebie uroku. "Kobieta na pokładzie przynosi pecha!" - grzmiał pierwszy oficer. Kapitan uciszał go jednak dyskretnie. Złoto kościoła pachniało tak samo jak każde inne więc zgodził się przywieść elfią pannę na wyspę archipelagu Moonshae.
Lathander zdobył tu niedawno niewielki przyczółek i kapłani Pana Poranka zjeżdżali tu od jakiegoś czasu.
Sama wyspa do niedawna zamieszkiwana przez spokojnych ludzi, teraz przeżywała swój pierwszy od dawna rozkwit. Tubylcy zwali ją Shrana.
[link widoczny dla zalogowanych]
Gdy Imizael stała jeszcze na pokładzie i spoglądała na nią z odległości mili wydała się jej rajem na ziemi szczególnie w objęciach życiodajnych promieni słońca. Była to wyspa wulkaniczna porośnięta dziewiczymi lasami. Posiadała dwa małe miasta i jedno większe. Wszystkie znajdowały się w cieniu góry, a raczej jak twierdził Dawca Świtu wygasłego od dawna wulkanu.
Z bliska jednak Shrana nie była niczym czego Imizael już nie widziała. Zwykły port ze swoimi zapachami. Zwykli mieszkańcy, wśród których zaobserwowała duży odsetek półelfów. To z pewnością z powodu izolacji do jakiej zmuszona była społeczność.
Jej rozmyślania przerwało gromkie
- Witaj!
Przed nią stał rosły mężczyzna zbudowany jak atleta. Jego jaskrawo-żółta szata lekko przybrudziła się od błota i kurzu. Na szyi nosił pięknie zdobiony symbol Lathandera. Miał nawet przystojną młodą twarz gdyby nie wielki kartoflasty nos. Miał krótko ostrzyżone płowe włosy i zielonkawe oczy, w których odbijała się twarz dziewczyny na tle falującej tafli Morza Mieczy.
- Witaj - powtórzył kapłan - Zwą mnie Dynus i jeśli mnie oczy nie mylą tyś jest siostrą w słóżbie Pana Poranka, którą Dawca Świtu nakazał mi sprowadzić do świątyni.
Uśmiechnął się przy tym zdrowymi, równymi, białymi zębami a uśmiech ten nie był wymuszony. Imizael poczuła ogromną dobroć i życzliwość bijącą od tego człowieka. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 9:09, 29 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 2:23, 30 Gru 2009 |
|
- Witaj Dynusie. Tak to o mnie ci chodzi. Nazywam się Imizael. Prowadź zatem do świątyni. - Kobieta uśmiechnęła się do mężczyzny. Złapała uprząż swojego rumaka i ruszyła obok kapłana. - Dynusie... Co możesz mi powiedzieć o tej wyspie? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 9:41, 30 Gru 2009 |
|
- Tylko z pozoru jest niewielka - odezwał się kapłan idąc obok Imizael - W rzeczywistości ma dziesięć mil szerokości i jest długa na około trzydzieści.
Wyszli z portu. Dynus z przejęciem opowiadał o Shranie. Zatrzymał się nawet na chwilę i patykiem począł rysować po piasku mapę wysepki cały czas opowiadając o niej.
[link widoczny dla zalogowanych]
Obecnie przebywali w niewielkiej osadzie zwanej Jaris. Jako jedyna posiadała port i kontakt ze stałym lądem. Po drugiej stronie wysepki było równie niewielkie Mintyr. Zdominował je lud wyznający Kossutha, którzy wierzą, że An-shrana, wygasły wulkan obudzi się za sprawą boga ognia. Sam wulkan był najwyższym szczytem niewielkiego pasma gór w większości porośniętych bujną roślinnością. Trzech kapłanów tego boga aktywnie działa również w pozostałych miastach. Największym miastem jest Monolit. Swą nazwę wziął od ogromnego monolitu pozostawionego tu w zamierzchłych czasach przez Druidów. Wzniesiono tam najpierw mała osadę, która po odkryciu w okolicy diamentów szybko urosła. Diamenty się skończyły a ludzie musieli się gdzieś podziać więc zostali. Wszystkie trzy miasta maja wspólną władzę. Rządzi trzech burmistrzów, którzy wymieniają się władzą co trzy lata. Są to Garris Hawkeye, młody Unar Brod oraz elf Elenim Sallaes. Obecnie rządzi Garris. Ogólnie na wyspie mieszka około dziesięciu tysięcy istot.
Podczas opowieści Dynusa minęli niewielki targ. Tuż za drzewami wyłoniła się zaś świątynia. Nie była tak okazała jak te które paladynka widziała w swoim życiu lecz również robiła wrażenie. Główną jej częścią była strzelista wieża zbudowana z żółtego kamienia. Dynus widząc zdziwienie Imizael poinformował ją, że budulec sprowadzono aż z dalekiego południa. Elfka dostrzegła, że część budowli nadal nie jest dokończona. Uwijało się przy niej wielu mężczyzn, którzy ustawiali kamienie, biegali po rusztowaniach i wykonywali inne prace.
- Tak. Nasza świątynia nie jest jeszcze gotowa, ale bracia i siostry już aktywnie działają. Zdobyliśmy wielu nowych wyznawców niosąc nadzieję i słowa Pana Poranka. Dawca Świtu obiecał burmistrzowi, że tuż po skończeniu budowy świątyni rozpocznie budowę latarni morskiej. Poprzednia runęła podczas sztormu rok temu.
Gdy dotarli do bram świątynnych dwóch rosłych, opalonych mężczyzn otwarło wrota. Znaleźli się na dziedzińcu. Tu też trwały jeszcze prace i ogólny harmider.
Dynus posłał uśmiech i życzliwe słowa kilku osobom.
- Wbrew pozorom - rzekł z uśmiechem na twarzy - Planujemy koniec budowy na przyszły miesiąc. Lathander jest z nami i wlewa wigor w naszych pracowników jak i braci.
Zatrzymali sie przed niewielkimi drzwiami. Dynus skłonił się nisko
- Dawca Świtu oczekuje cię siostro. Z pewnością chciałabyś odpocząć po trudzie podróży. Twoja komnata czeka. Jest to ostatni pokój w dokończonym skrzydle. Mam nadzieję, że odgłosy budowy nie będą ci zbytnio przeszkadzać. Gdy tylko będziesz gotowa Dawca Świtu oczekuje cię w swych pokojach na piętrze. Miło też nam będzie gdy zechcesz uczestniczyć w wieczornym Płaczu gdy to będziemy opłakiwać nadejście nocy.
Dynus rzekł jeszcze na odchodne:
- Swego rumaka możesz swobodnie pozostawić w stajniach - pokazał palcem na wieżę - Znajdują się tam tuż za świątynią. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 13:24, 30 Gru 2009 |
|
- Dziękuję ci kapłanie. - Imizael ukłoniła mu się lekko, po czym udała się w stronę wieży aby pozostawić tam rumaka. Kiedy oddała go już stajennemu znalazła dokończone skrzydło, a tam swój pokój, w którym zostawiła wszystkie zbędne przedmioty. Zbroje i oręż ulokowała na łóżku, plecak wypakowała do niewielkiej szafki stojącej w rogu komnaty. Ostatecznie zostawiła sobie tylko symbol swojego pana.
Ruszyła w stronę drzwi, przed którymi kłaniał się Dynus - tam prawdopodobnie miała znaleźć Dawcę Świtu. Zapukała do drzwi. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 15:43, 30 Gru 2009 |
|
Gdy tylko pukanie ucichło z okna na najwyższym piętrze wyjrzała do niej jakaś postać. Choć wieża nie wyglądała na wysoką Imizael zarejestrowała tylko długie blond włosy na głowie tego co się wychylił. Postać zniknęła tak szybko jak się pojawiła i po chwili słychać było odgłos kroków schodzących po kamiennych schodach.
Nie minął pacierz a drzwi otwarły się. Stanął w nich aasimar w szatach i ornamentach Dawcy Świtu. Rzadko w Faerunie można było spotkać przedstawicieli tego gatunku. Włosy, które elfka wzięła wcześniej za blond były koloru platyny. Złota opalona skóra sprawiała wrażenie niesłychanie delikatnej. Złote oczy i spiczaste uszy czyniły zeń elfa, lecz nawet wśród elfów uroda tego kapłana opiewana była by w pieśniach. U boku Dawcy Imizael dostrzegła przepastną księgę opatrzoną symbolem Lathandera. Sam kapłan jak przystało na wybrańca Pana Poranka był atletycznie zbudowany a ruchy miał pewne. Gdy patrzył na Imizael przeszedł ją dreszcz. Wszelkie obawy minęły jednak gdy się odezwał. Miał łagodny, kojący głos
- Witaj siostro. Oczekiwałem twego przybycia. Wszelkich kapłanów wyznaczyłem do budowy świątyni. Musimy skończyć na czas. Dlatego musiałaś czekać. Przepraszam cię za to. Chodźmy na górę tam w blasku Wiecznie Opromienionej Sali opowiem ci dokładnie o celu twego przybycia. Z pewnością Dawca Świtu ze świątyni, z której przybywasz nie powiedział ci wiele.
Zaiste tak było. Imizael powróciła do wspomnień sprzed kilku dni gdy to Dawca Świtu Imenn przyszedł do niej i poprosił o przysługę. Opowiedział jej o tym, że świątynia w archipelagu Moonshae potrzebuje pomocy osoby cnotliwej i mądrej a do tego wiernej Lathanderowi gdyż sprawa jest delikatna.
Teraz szła za Dawcą Świtu ze Shrany. Weszli na drugie piętro gdzie umiejscowiona była okrągła sala. Rozświetlona była ona promieniami słońca, które w niektórych miejscach przepuszczono przez pryzmaty. Tworzyły one piękne tęczowe barwy.
Po środku sali umiejscowiono złoty ołtarz poświęcony bóstwu a wkoło niego stały ławy i kilka stołów. Dawca Świtu nakazał usiąść Imizael i sam też to uczynił.
Uśmiechnął się do niej przyjaźnie i rzekł znów swym łagodnym głosem
- Zwą mnie Uri to skrót od Urimaelenos ale większość nie może spamiętać tego imienia - uśmiechnął się naturalnie - Jak minęła ci podróż? Z pewnością była nużąca i żmudna. Rad jestem, że przybywasz do nas w dobrym zdrowiu - wziął głęboki oddech w oczekiwaniu na odpowiedź paladynki. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Śro 15:44, 30 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 21:46, 30 Gru 2009 |
|
Imizael rozsiadła się wygodnie na krześle. Długo już czasu minęło gdy ostatni raz siedział, gdyż na statku oferowała swoją pomoc marynarzom.
- Dziękuję ojcze. Podróż nie była taka zła, nie jestem przyzwyczajona do luksusów a to co zaoferowali mi ci dobrzy ludzie było dla mnie i tak stanowczo zbyt wygodne. Kościół opłacił podróż niczym dla dyplomaty, a ja jestem jedynie skromnym mieczem światłości dążącym do czynienia dobra. Zaiste ciekawa jestem w jakim celu tu trafiłam. - Umilkła przyglądając się przeorowi. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 22:37, 30 Gru 2009 |
|
Na twarzy kapłana pojawił się uśmiech gdy nazwała go "ojcem"
- Uri - rzekł ciepło - Wystarczy Uri. Nie przywiązujemy zbytnio wagi do tytułów i rang. Wszyscy tu mówimy sobie po imieniu.
Spojrzał na nią tymi swoimi złotymi oczami. Przez chwilę na czole aasimara pojawiła się zmarszczka niepokoju lecz zniknęła szybko.
- To co teraz ci powiem ma dwie warstwy. Jedna jest dla ogółu. Oto ona. W zeszłym miesiącu wysłałem dwóch kapłanów i akolitę do Minthyr miasta po drugiej stronie wyspy. Mieli przejść przez las aby zanieść wieści do pozostawionego tam głosiciela Lathandera. Los chciał, że natknęli się na jakąś bandę o czarnych sercach, które przepełniała złość i nienawiść. Mieli oni przewagę i grupa braci musiała umykać w dżunglę. Uciekali długo by wreszcie zgubić pogoń. - Uri domyślił się, że Imizael z pewnością jest głodna i spragniona, przerwał na chwilę i przez okno nakazał jednemu z akolitów przygotować posiłek. Gdy wrócił podjął ponownie.
- Traf chciał, że umknęli na wzgórze An-shrana, które jest wygasłym wulkanem. Obrali znany sobie już szlak, który wskazali nam miejscowi. Jednak natrafili na znalezisko, którego się nie spodziewali. W zboczu wulkanu odkryli wejście do jakiejś budowli. Żaden z nich nie potrafił odcyfrować symboli czy napisów na wrotach. Oficjalnie wejście tam ujawniło się po opadnięciu lawiny skalnej. - zawiesił głos i spoważniał - Nieoficjalnie jednak moja droga Imizael miejsce to pojawiło się tam znikąd. Mój wieloletni przyjaciel mag Meglar wykrył w tym miejscu ogromną magię Przemiany. Jest prawie pewien, że cokolwiek znajduje się za tymi wrotami pojawiło sie nagle... znikąd... - Uri nabrał powietrza - Kłamstwo jest rzeczą złą i służy złym, jednak nie mogłem ogłosić całej prawdy mieszkańcom wyspy. Lathander objawił mi to we śnie. Ludzie z miast a także i burmistrz wiedzą o znalezisku lecz są przekonani o jego historycznym a nie magicznym pochodzeniu. Dlatego wezwano cię tutaj. Poprowadzisz ekspedycję w te rejony i zbadasz to co znajduje się za wrotami, cokolwiek to jest. Nie ominie cię łaska Lathandera, który sam jest zainteresowany owym miejscem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 22:48, 30 Gru 2009 |
|
- Uri. - Uśmiechnęła się ciepło do kapłana. - Z tego co mówisz to znalezisko musi mieć wielką wagę dla Pana Poranka. My paladyni nie mamy tak bezpośredniego kontaktu ze swymi patronami jak wy - kapłani. Jeśli Lathander naprawdę jest zainteresowany tym miejscem zbadam je. Powiedz tylko kiedy i z kim mam wyruszyć. - Do końca nie była pewna, czy nie postępuje zbyt pochopnie, ale kierował nią nie jest rozum, lecz wola Lathandera. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 11:33, 31 Gru 2009 |
|
- W gospodzie "Przy Rycerskim Moście" już czeka dwóch poszukiwaczy przygód najętych specjalnie na tę okazję. Krasnolud, który sam się zwie Nolis Odkrywca i Troy człek zbrojny lecz znający się na bezpiecznym przejściu przez niebezpieczne miejsca. Dołączy do was jeszcze znany ci kapłan Dynus i mój przyjaciel czarodziej Meglar. dwaj pierwsi opłaceni są złotem lecz to dobre dusze. Dynus idzie wraz z wami powołany przez Pana Poranka a Meglar aby poszerzyć swą i tak już rozległą wiedzę...
Przerwało im pukanie do drzwi. Pojawił się w nich człek w średnim wieku. Miał może czterdzieści lat i szatę uczonego. W dłoniach trzymał tacę z napitkiem i strawą. Uri odwrócił się w stronę wejścia.
- Meglar! O wilku mowa - rzekł radośnie - Ale...
- Uri. Twoi kapłani biegają jak nie przymierzać mrówki. Postanowiłem odciążyć ich. Przy okazji poznam tę piękność, którą chcesz wysłać w mroczne lasy - uśmiechnął się do Imizael stawiając tacę przed nią - Wybacz pani. Meglar zwany przez niektórych Mądrym, choć obawiam się, że możesz na mej mądrości się zawieść nie raz. Rad będę mogąc ci towarzyszyć.
Gdy Meglar się uśmiechał w kącikach oczu, pod skroniami pojawiały się mu zmarszczki podobne do kurzych łapek. Miał sympatyczną twarz, którą porastała zadbana, krótka, miękka broda oraz mądre spojrzenie szarych oczu. Ciemne długie włosy spięte były rzemykiem.
- Chyba, że Uri odszedł już od pozwolenia mi na uczestniczenie w tej ekspedycji - spojrzał na kapłana z udawaną złością
Uri westchnął i przedstawił Imizael. Meglar skłonił się nisko i usiadł obok Uri'ego. Kapłan gestem nakazał aby Imizael jadła i piła
- Jedz moja droga i nie krępuj się. Dobrze się stało, że jest tu Meglar. Opowie nam o tym co się wywiedział.
Mag ze skromnością zaczął o tym jak kilka lat temu w Athkatli mieście na Wybrzeżu Mieczy pojawiła się znikąd tajemnicza kulista budowla. Wręcz wtopiła się w kilka domów niszcząc je doszczętnie. Grupa śmiałków z Czerwonym Magiem - renegatem na czele zbadała ją. Meglar dotarł do zapisków owego maga. Okazał się, że była to Kula Sfer pozwalająca na podróże między planami istnienia. Zawładnął nią jakiś zgryźliwy demon, a może był on w niej uwięziony. Śmiałkowie ci zniszczyli serce demona, wcześniej jednak penetrując kilka planów w tym pomniejsze kręgi piekielne. Powrócili z kuli cali i zdrowi jednak sfera zniknęła po tym. To co wynieśli z niej miało jednak bezcenne znaczenie. Wynieśli nie tylko magiczne rzeczy z innych planów lecz także mnóstwo wiedzy.
- Dlatego też - rzekł Meglar na koniec - że owa budowla może mieć podobne zastosowanie. Ale mogę się mylić, dlatego dziękuję Lathanderowi, że pozwolił nam uczestniczyć w tej ekspedycji. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Nie 15:56, 03 Sty 2010 |
|
- Witaj Meglarze. Dobrze wiedzieć, że wyruszy z nami ktoś wszechstronnie wyedukowany. Teraz już wiem, że na jakie pułapki, czy zagadki byśmy się tam nie natknęli, przejdziemy przez nie cali.
Imizael zaczęła jeść. Już gdy witała się z Meglarem myślała tylko o tym momencie kiedy wbije swoje zęby w soczysty kawałek mięsa. Jedzenie, które dostawała od marynarzy może było i odżywcze, jednak brakowało w nim jakichkolwiek przypraw. Rzadko też zdarzało się żeby jej posiłek nie był przypalony, bądź surowy, jeszcze rzadziej zdarzało jej się tam dostać coś innego niż zupę z rybich łbów, czy smażonej ryby. Ten posiłek na prawdę ją cieszył. Żyła skromnie, ale dobrym jadłem nie gardziła.
- Twoja historia jest dość surrealistyczna, poza tym nie potwierdza w żaden sposób twierdzenia, że owa budowla może mieć podobne zastosowanie do kuli z Athkatli, jednak wiem, że to ty jesteś uczonym i zaufam ci tak jak ufa ci Uri. - Kobieta spokojnie dokończyła posiłek, po czym ukłoniła się dziękując obu towarzyszą za posiłek. Spojrzała to na Uriego, to na Meglara. - Czy jest jeszcze coś co powinnam wiedzieć zanim wyruszę? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 19:17, 03 Sty 2010 |
|
Uri uśmiechnął sie lecz ten wyraz twarzy szybko został zastąpiony obawą. Kiwnął głową i spojrzał porozumiewawczo na Meglara. Gdy ten się jednak nie odzywał rzekł:
- Doszły nas słuchy, że obecnie władający burmistrz trzech miast pomimo naszych próśb i ostrzeżeń również wysyła swoją ekspedycję. Kapłan z Mintyru donosi, że wyruszą oni niebawem. Na szlaku więc poza zwykłymi bandytami możecie się natknąć na ludzi burmistrza - Uri westchnął, kolejne słowa przyszły mu z trudem - Garris nie jest złym człowiekiem jednak obraca się w nieciekawym towarzystwie. Ludzie których wynajął przybyli na Shranę statkiem z północy. Może to jacyś piraci, czy barbarzyńcy. Nie zawahają się zabić. Ty też nie wahaj się odpowiedzieć na ich atak! Garris nie rozumie, że owo znalezisko może być niebezpieczne w rękach jakichś rzezimieszków. Z pewnością wykorzysta też Szpony, regularną milicję pilnującą porządku na wyspie. Ale wątpię czy którykolwiek z sierżantów czy kapitanów pozwoli sobie na konflikt z kościołem Lathandera. Pośród wyspiarzy jest wielu czcicieli Chautanea'i a także Pana Poranka, którzy wspierają się nawzajem. Byłoby szaleństwem z ich strony robić coś co nie spodoba się mieszkańcom. Szczególnie, że rządy Garrisa kończą się pod koniec roku i przejmie je gorliwy wyznawca Lathandera złoty elf Elenim Sallaes. - na twarzy Uri'ego pojawił się wreszcie przepraszający uśmiech - Nie będę cię jednak zanudzał polityką. Dość już wiesz. Udaj się do wspomnianej przeze mnie gospody i pomów z najemnikami. Nie miałem jeszcze tej sposobności. Meglar z pewnością zechce ci towarzyszyć i wskarze drogę.
Meglar na te słowa skinął głową pokazując, że to dlań zaszczyt.
Uri wstał powstrzymując dłonią próby jakichkolwiek pożegnań
- Siedź Imizael. Bywajcie w pokoju. Oczekuje was na wieczornym Płaczu.
Tymi słowy opuścił rozświetloną komnatę zostawiając Meglara i elfkę samych. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Pon 2:56, 04 Sty 2010 |
|
- Zatem, prowadź Meglarze do tych najemników. - Plan był prosty. Imizael chciała poznać ich teraz. Chciała ustalić, czy odpowiada im wyruszyć już jutro. Musiała też tego samego dnia zapewnić drużynie odpowiednie przygotowania, no i ostatecznie wyspać się w końcu.
- Meglarze... - Zaczęła nie pewnie kiedy już wyruszyli w stronę gospody, gdzie mieli się spotkać z najemnikami. - Opowiedz mi o tej wyspie. Chcę się dowiedzieć jak daleko stąd jest miejsce do którego będziemy podróżowali i co mogło by nas zaskoczyć po drodze. Powiedz mi też swoje własne odczucia dotyczące samego tego miejsca. Wcześniej wspominałeś o tym, że może być to "portal pozwalający na podróże między planami istnienia", jednak gdy zapytałam na jakiej podstawie tak sądzisz nie odpowiedziałeś nic... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 9:20, 04 Sty 2010 |
|
Meglar wstał gdy Imizael była gotowa do wyjścia. Jak zalała go pytaniami pogładził swoją brodę i rzekł:
- Droga nie powinna trwać dłużej niż dwa dni. Jeśli wyruszymy jutro to 16 Kythorna powinniśmy obozować w połowie drogi zaś 17 stanąć u wrót tej budowli. - skręcili w aleję skąd widać było wyraźnie szyld gospody. Widniał tam most na tle rycerskiej tarczy. Meglar zatrzymał się i mówił dalej - Nie znam natury tego miejsca. Wszystko co mogę ci powiedzieć to moje przypuszczenia. Skojarzyłem to z kulą z Athkatli gdyż w dziejach regionu jest to jedyne znane mi zdarzenie podobne do tego co stało się tu. Jednak... - zafrasował się lekko a na czole pojawiły się mu zmarszczki - Nie mówiłem tego Urimaelenosowi jednak odkąd się tu zjawiłem wszelkie znane mi czary ze szkoły wróżbiarstwa nie wchodzą mi do głowy... Wiesz my magowie musimy najpierw włożyć zaklęcie z księgi do umysłu. Tam krąży ono do momentu użycia. Jednak w tym miejscu nie udaje mi się zapamiętać żadnego czaru wróżenia. Moja magia różni się bardzo od magii kapłanów jednak popytałem kapłanów w świątyni. Lathander również zaprzestał wysłuchiwać ich próśb jeśli chodzi o czary pochodne wróżeniu...Biorą to za swoisty test wiary. - spojrzał na kobietę poważnym wzrokiem po czym ruszył w stronę karczmy. Nie odezwał się aż do momentu w którym znaleźli się w środku.
Unosił się tam zapach piwa i spoconych marynarskich ciał. Wiele oczu zwróciło się w ich stronę a Imizael rozpoznała kilku z marynarzy, z którymi płynęła. Jeden czy dwóch skinęło jej na przywitanie. W kącie siedział krasnolud i człowiek. Pierwszy miał bujną czuprynę czarnych włosów na głowie i kanciastą lecz ogoloną twarz. Imizeal podczas długiego już życia nie zdarzyło się spotkać krasnoluda bez brody! Człowiek miał może trochę ponad dwadzieścia lat, płowe włosy i szerokie ramiona. Meglar skierował swe kroki w ich stronę.
- Oto i nasi kompani przeznaczeni do tej podróży. Nie mylę się prawda? Zwą mnie Meglar. Ta dama to Imizael. Przybywamy w imieniu Urimaelenosa ze świątyni Lathandera. Wy to z pewnością Nolan i Troy.
- Nolis - poprawił go krasnolud - Nolis Odkrywca. Nie mylisz się magu. Siadajcie.
Troy wstał i ukłonił się dworsko w stronę Imizael i z podziwem wpatrywał się w jej twarz. Był wysoki a jego ramiona zdradzały, że również silny. Miał ostre rysy twarzy i z pewnością szlacheckie pochodzenie. Imizael zastanowiła się nad tym chwilę. Pewnikiem był trzecim lub nawet czwartym synem szlachcica, który nie liczył nawet na schedę po ojcu.
- Wybacz pani - rzekł śmiało - Lecz muszę złożyć hołd twej urodzie i śmiem rzec, że ktokolwiek ją zakwestionuje miecz mój prawdę mu ukarze! - ostatnie słowa rzekł głośno tak, że słyszano go w całym przybytku. Wiele oczu zwróciło się w jego stronę lecz goście nie mieli w zamiarze spierać się z rosłym mężem. Usiadł gdy tylko Imizael i Meglar zajęli miejsca. Po chwili pojawiła się dziewka służebna i przyniosła kufle z cienkim winem. Meglar zamówił również strawę dla siebie. Puste misy zniknęły sprzed Nolisa i Troy'a i dziewka odeszła.
- Tak więc ty będziesz przewodziła w naszej wyprawie - rzekł krasnolud trochę zirytowany - Wiesz nie mam nic przeciwko elfom - spojrzał ukradkiem w stronę kompana - Ale powiedz mi znasz drogę? Wiesz jak zachować się w dzikim lesie? Wiesz jak wejść po zboczu stromej góry lub w którym miejscu najlepiej przeprawić się przez bagna nie narażając się przy tym na ukąszenia żądlaków?
Meglar uniósł dłoń czując napięcie w głosie krasnoluda
- Spokojnie. Każdy w tej wyprawie ma swoje miejsce i rolę. Ty będziesz naszym przewodnikiem w dziczy, zaś Imizael będzie decydować w ważnych sprawach.
Nolis burknął coś niezrozumiale pod nosem. Zarówno Meglar jak i Imizael wzięli to za przeprosiny i koniec tematu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Pon 19:58, 04 Sty 2010 |
|
- Meglar dobrze mówi. Jeśli potrafiła bym zrobić wszystko o czym wspomniałeś zapewne wyruszyli byśmy bez ciebie. - Ze spokojem zażyła łyka ciemnego trunku. - No cóż Nolisie, może w trakcie drogi przekonasz się do mnie. - Dokończyła napój po czym wstała. - Chciałam wam tylko powiedzieć, że wyruszamy jutro z samego rana. Niech będzie pół godziny po wyłonieniu się Lathandera. A co do ciebie Troy to miło mi było cie poznać. - Uśmiechnęła się w stronę człowieka i skinęła Meglarowi, że chciała by jeszcze z nim porozmawiać na osobności. Kiedy wyszli z karczmy zaczęła.
- Strasznie mi przykro, że krasnoludy nie potrafią pokojowo podchodzić do elfów. Żal mi tego kto zapoczątkował tę "wojnę". Mam nadzieję, że gdzieś po drodze okaże się przydatna i Nolis to doceni. Czy możesz mnie zatem zaprowadzić do "General Store"? Chciałam zrobić zapasy zanim pójdę spocząć. - Cały czas kierowała się za magiem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 10:20, 05 Sty 2010 |
|
Troy ukłonił się i pożegnał w sposób godny szlachcica. Nolis zaś wymamrotał jakieś pożegnalne słowa.
Gdy wyszli Meglar westchnął lekko udając, że napawa się czystym powietrzem tak innym niż panujące w karczmie. Uśmiechnął się widząc, że Imizael to zauważyła.
- Fakt. Nolis nie pała miłością do elfów. Nie każdy na szczęście taki jest. Miejmy nadzieję, że ten osobnik przekona się do ciebie. Chodźmy.
Imizael odkryła, że Meglar ma cechę tak pasującą do wyznawców Lathandera - optymizm. Zaprowadził ją do sklepu. Był to obszerny budynek przypominający magazyn. Towary stały wręcz wszędzie, na półkach, stołach, w skrzyniach, pakach i beczkach. Gdy weszli elfka dostrzegła jowialną twarz sprzedawcy. Był to niski, okrągły człowieczek w rozpiętej jasnej koszuli i brązowych spodniach. Wskazał paladynce wszelkie potrzebne jej produkty. Gdy zaś spostrzegł jej przynależność od kościoła Pana Poranka zapewnił, że nie musi nic płacić! Przedstawił się jako Otton.
- Kiedyś, panienka nie da wiary, napadły mnie wilki. To było dawno temu jeszcze na lądzie. Byłem wtedy oddany całym sercem Mielikki i to do niej modliłem się o ratunek. Jednak gdy tak biegłem przez las już zmierzchało. Jednak wówczas słońce jakby za sprawą cudu zamiast schować się za horyzont wyłoniło się zza niego i oślepiło moich prześladowców. Zwierzęta umknęły z podkulonymi ogonami. Do dziś nikt mi nie wierzy. Nawet kapłani Lathandera mówią, że opiłem się wtedy za durzo wina a wilki uciekły jak poczuły zapach z mojej gęby. Od tej pory wspieram kościół Pana Poranka jak tylko mogę. Rad też jestem niezmiernie, że sprowadził on swoich kapłanów na tą wyspę.
Meglar słuchał tej opowieści z pobłażliwym uśmiechem na twarzy. Być może jego analityczny umysł znał już odpowiedź na tę dziwną anomalię a może po prostu zamyślił się nad czymś innym.
Cokolwiek się nie zdarzyło wtedy Ottonowi Imizael dziękowała za jego głęboką wiarę w Lathandera.
Gdy wyszli ze sklepu Meglar rzekł z rozbawieniem:
- Otton to znakomity bajarz. Jest też doskonałym kłamcą i wie gdzie szukać korzyści. Gdy by zajrzeli do jego sklepu kapłani Kossutha opowiedziałby to jak podczas srogiej zimy lód rozpalił się żywym ogniem. Otton wie, że kościół po dokończeniu budowy świątyni będzie kolejną władzą na wyspie. Przymila się każdemu jego przedstawicielowi. Zresztą Uri zapłacił mu już za ekwipunek, który wzięłaś kilka dni temu. Z pewnością Otto wyszedł na tym interesie całkiem dobrze. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 10:25, 05 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Wto 22:22, 05 Sty 2010 |
|
Wiesz co, nie liczyłem kasy od początku, toteż wezmę z normalnego ekwipunku co potrzebuje i już. Jak ci coś nie będzie pasowało to mów. Przedmioty, które biorę z GS'u to: muł, siodło juczne, pasza x2, zestaw uzdrowiciela (10), namiot, lina (15m), hak. To tyle. Wszystko poza zestawem uzdrowiciela wrzucam na do juk muła.
- No cóż, w każdym razie miły z niego człowiek. - Imizael dopinała juki na mule przekładając nań przedmioty które nabyła w sklepie. Jednocześnie przełożyła tam swoje ciężkie kajdany. - Myślę, że tyle przygotowań starczy na dziś. Powinnam też odpocząć. Mam nadzieję, że nie obrazisz się, gdy cię opuszczę. Jeśli kierujesz się w tą samą stronę to nie pogardzę twoim miłym towarzystwem.
Kierowała się w stronę niewykończonej świątyni. Muła oddała stajennemu dziękując mu szczerym uśmiechem, a następnie wróciła do swojego pokoju. Tam odpoczywając spędziła resztę dnia. Przypomniała sobie, że Uri zaprosił ją na wieczorne modły. Nie mogła odmówić takiej osobistości. Ubrała swoje najlepsze ubrania po czym ruszyła do głównej części świątyni, gdzie zapewne odbywał się ów rytuał. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 18:38, 06 Sty 2010 |
|
Meglar pożegnał się z Imizael. Niestety nie mógł jej towarzyszyć. Sam musiał szykować się do wyprawy. Musiał też przypilnować tych dwóch. Krasnoludy jak wiadomo mają pociąg do butelki i choć Meglar nie ufał stereotypom wolał dmuchać na zimne. Obiecał, że jutro tuż o świcie postawi Nolisa i Troya przed bramą świątyni.
Sama Imizael po uczestnictwie w Płaczu udała się do swoich komnat na spoczynek. Zasnęła spokojnie aby zerwać się o świcie. Podczas gorliwej modlitwy skierowanej do wschodzącego słońca prosiła Lathandera o powodzenie misji i dary, którymi ją obdarzał.
Gdy skończyła wyjrzała przez okno. Meglar dotrzymał słowa. Krasnal i szlachcic czekali już na dziedzińcu. Dołączyła do nich spotykając po drodze Dynusa. Uśmiechnął się do niej promiennie.
- Witaj szlachetna Imizael. Ciesze się na wspólną podróż. Mam nadzieję, że Lathander sprawi, iż moja skromna pomoc okaże się wystarczająca. Chodźmy, widziałem na zewnątrz Meglara z resztą kompanii. Chętnie poznam tych dwóch. Myślisz, że ufają Lathanderowi równie mocna jak my?
Wyszli na dziedziniec. Meglar przywitał ich niemym uśmiechem. Troy zaś skłonił się nisko
- Witaj o pani! Rad jestem cię widzieć a jeszcze bardziej się cieszę, że mogę ci ofiarować swoje usługi. Rozkazuj.
Nolis znów wymamrotał jakieś przywitanie. Drapał się przy tym za uchem i lekko czerwienił.
Pojawił się Uri. Strojny bardziej niż wczoraj. Dziś ubrał zdobioną w czerwone kamienie złotą szatę a na czole miał błyszczący diadem. Powitał ich z rozłożonymi ramionami i uśmiechem. Wygłosił krótka mowę chwalącą ich w oczach Lathandera. Gdy skończył zamilkł na chwilę i skinął na jakiegoś kapłana. Młody akolita podbiegł szybko do nich z zawiniątkiem w dłoni.
Dawca Świtu spojrzał poważnie na Imizael i rzekł:
- Podejdź - gdy to uczyniła rzekł wręczając jej pakunek - Oto dar samego Lathandera dla ciebie siostro. Ostrze to wykute zostało dawnymi czasy. Zwie się Promiennym Ostrzem. Wedle legendy daje życie tym co posługę potrzebującym niosą a w sercu chowają wiarę w dobro. Nie jesteśmy do końca pewni jego wszystkich właściwości. Postanowiłem jednak, że w tej wyprawie może się nie tylko przydać. Liczę, że Lathander objawi ci jego właściwości, których nawet najmędrniejsi nie mogli zgłębić - spojrzał łagodnie na Meglara. Imizael wyobraziła sobie, że mag uśmiecha się teraz tym swoim tajemniczym uśmiechem - Tak więc kładę Promienne Ostrze na twoje dłonie. To dobre ostrze potrafi przeciąć twardą stal. W świetle dnia jest jednak najbardziej skuteczne. Razi wówczas niegodziwych ogniem. [aby nie było nieporozumień, to ognisty długi miecz +2 oraz dodatkowe 1k6 od ognia]
Uri odwinął miecz i oczom zebranych ukazało się ostrze podobne do płomiennego jęzora. Na pierwszy rzut oka wydawał się lekki i wręcz kruchy. Ostrze zdawało sie falować niby ulotny promień słońca. Miecz lśnił jakby był wykonany ze złota co z pewnością było prawdą. Fantazyjna rękojeść była pokryta runami. Gdy promienie słońca padły na ostrze na nim również zalśniły krwistoczerwone runy.
[link widoczny dla zalogowanych]
- Miecz zachowuje się jak zwyczajna broń w ciemności, jednak w majestacie słońca to potężny oręz. Jeśli ujawni jakieś dodatkowe właściwości nie omieszkaj o nich nas poinformować. Lub jakąkolwiek inna świątynię Pana Poranka. Pokładam w was wielkie nadzieje. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Śro 18:40, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 19:30, 06 Sty 2010 |
|
- Dziękuję ci Dawno Świtu. - Mówiąc to uśmiechała się. - Uri... Nie wiem, czy jestem godna nosić tak wspaniały oręż. Mam nadzieję, że nie zawiodę twoich oczekiwań co do samej misji... - Przymocowała pochwę do pasa, po czym umieściła w niej święty miecz. Ukłoniła się pokornie kapłanowi, następnie odwróciła się do swojej drużyny. - Mam nadzieję, że jesteście gotowi do drogi. Swoje rzeczy możecie zapakować na mojego muła. Sama zbytnio go nie obładowałam. - Podeszła do zwierzęcia. Lejce przymocowała do siodła swojego rumaka następnie zgrabnie się na niego wspięła. - Zatem błagajmy wielkiego Lathandera o bezpieczną podróż. - Odwróciła się jeszcze do Uriego, po czym ruszyła... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 20:15, 06 Sty 2010 |
|
Nolis klasnął w dłonie. Imizael po raz pierwszy zobaczyła na jego twarzy pozytywne emocje a oczach błysk podniecenia. Krasnolud zarzucił dwa plecaki na muła. Troy nie miał wiele ekwipunku toteż jego worek nadal spoczywał przewieszony przez ramię. Elfka przyjrzała się uzbrojeniu tej dwójki. Krasnolud miał ciężką kuszę a na plecach dziwny topór połączony z włócznią. Był to chyba krasnoludzki urgosh ale pewności nie miała. Sam krasnolud miał na sobie również koszulkę kolczą. Troy nałożył ubranie pod podobną zbroję lecz wprawne oko elfki zarejestrowało, że jego kolcza koszula wykonana jest z mithrilu. Długi łuk, kołczan i rapier dopełniały jego uzbrojenia. Pozwolił sobie na przypięcie do muła tarczy. Zrobił to z przepraszającym uśmiechem jakby chciał powiedzieć "na mnie nie ma już miejsca".
Dynus, którego spotkała w świątyni odbierał rzeczy od pomniejszych akolitów. Imizael tknęło, że być może pierwotnie Promienne Ostrze miało zostać podarowane jemu lecz nie dał po sobie poznać, że jest zawiedziony. Sam Dynus ubierał właśnie zbroję płytkową, bez hełmu. Do tego zważył ciężki buzdygan a na plecy zawiesił pozłacaną tarczę z symbolem swego patrona. Do muła włożył mały worek i kuszę z bełtami.
Meglar zaś przerzucił plecak przez ramię. Talię miał obwiniętą pasem na zwoje i eliksiry. Spojrzał na pozostałych, którzy gapili się na niego trochę dziwnie. Rzekł z uśmiechem:
- Jestem uczonym. Mój oręż jest tu - wskazał palcem na skroń - Zbędna mi broń...
- A to? - Nolis wskazał palcem na niewielki sztylet przytwierdzony do pasa. Imizael poczuła ulgę słysząc w głosie krasnoluda nutę rozbawienia.
- To mój grogi krasnoludzie jest ostrze mego języka i błysk moich myśli - zaśmiał się Meglar
Nolis spoważniał jednak szybko i znów klasnął w dłonie.
- Dobrze teraz słuchajcie - wyjął z jednego z plecaków pergamin i rozwinął go - To jest mapa lasu przez który musimy przejść. Ruszymy tędy. Będziemy musieli ominąć te bagna, jednak nie damy rady obejść wejścia na szlak łączący nas z drugim miastem. Tam spodziewam się bandytów, ale jeśli pójdziemy tuż obok traktu możemy uniknąć napaści. Kapłanowi zależy jak najszybciej się znaleźć na miejscu więc będziemy musieli zaryzykować wejście na teren dzikich elfów. Da się z nimi dogadać i jak nie zrobicie żadnych głupot to przejdziemy spokojnie. Najbardziej obawiam się szlaku w samych górach. Choć nie są one rewelacyjne - Nolis tworzył chyba aluzje do wielkich gór piętrzących się na kontynencie - To mało kto tam zachodzi. Nie wiem co można tam spotkać poza niewielką lawiną i skrętem kostki. Teraz jeśli mogę - zwrócił się do Imizael - chciałbym przedyskutować jedną rzecz - Paladynka była pewna, że Nolis jest po rozmowie z jej adoratorem Troy'em. Dlatego zwraca się do niej tak uprzejmie? - Odpowiadam za jak najszybsze i jak najbezpieczniejsze doprowadzenie nas do celu. Dlatego jeśli uniosę dłoń i powiem "Padnij" wszyscy mają leżeć na ziemi i ani drgnąć. Jeśli każę się wam nasmarować jakimś paskudztwem to ma to uczynić każdy bez wyjątku. Jeśli każę zjeść jakieś paskudztwo też to czyńcie gdyż może ta wyspa wygląda niewinnie lecz pani również, a miecz który dzierżysz wprawia mnie o ciarki. Rozumiemy się? Nie chcę dowodzić Chcę tylko aby liczba tych co wyruszają zgadzała się z tą co dotrze do celu. Mag umie liczyć więc wie o co chodzi.
Meglar, Dynus i Troy spojrzeli pytająco na Imizael. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Śro 20:28, 06 Sty 2010 |
|
Kobieta wybuchła śmiechem. Starała się pohamować, jednak jej to nie wychodziło.
- Wybacz Nolisie. Chodzi o twój ton. Nie rozumiem czemu mówisz tak jak gdybym była jakąś zadufaną panną. Nie straszny mi trud podróży. Cokolwiek będzie trzeba zrobić - zrobię to. Wydaje mi się jednak, że Dynus i Meglar mogli by się krzywić jeśli będzie chodziło o morusanie się w dziwnych maziach. - Odwróciła się w stronę szlachetnego kapłana i dostojnego maga z rozbawieniem. - Ale wydaje mi się też, że jeśli będzie chodziło o życie to każdy postąpi tak jak nakażesz. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kwiatek dnia Śro 20:32, 06 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 10:25, 07 Sty 2010 |
|
Tak aby nie było nieporozumień oznaczyłem wypowiedź kazdego innym kolorem:
Meglar
Nolis
Dynus
Troy
Dynus spojrzał na Imizael i podniósł pytająco brwi. Meglar udał złość i przyspieszył trochę kroku. Elfka wiedziała jednak, że Meglar nie obraził się naprawdę.
Krasnolud znów poczerwieniał. Obok maszerującej Imizael pojawił się nagle Troy
- Wybacz pani, to moja wina. Po jego wczorajszym dość niemiłym zachowaniu pomówiłem z nim i nakazałem zmianę tonu wypowiedzi. Nikt tu nie wątpi, że ty pani zniesiesz trudy podróży. Wybacz to krasnoludowi a jeśli masz kogoś obwiniać to tylko mnie.
Szli przez pewien czas prawie w milczeniu. Wyszli z miasta. Kierowali się ubitą ścieżką wgłąb wyspy. Po jakiejś godzinie drogi słońce zaczęło przygrzewać mocniej. Dzień miał być ciepły. Dziękowali swoim patronom gdy weszli miedzy rzadkie drzewa, które były przedsionkiem gęstszego lasu.
Nolis wysunął się na prowadzenie. Szedł wolno więc wszyscy musieli dostosować się do jego tępa.
Zatrzymali się na pierwszy popas tuż przed gęstą głuszą. Była tam niewielka polana, z miejscem na ognisko i wygodnym mchem. Nolis przysiadł na jedynym tu pieńku i wytarł spocone czoło.
- Pogoda dziś dopisuje. Ten wasz Lathander chyba dziś zaspał bo grzeje jak w krasnoludzkiej hucie hę?
Dynus spojrzał na Nolisa. Imizael po raz pierwszy ujrzała jego gniewną twarz. Choc była wytrenowana a siła Lathandera była z nią nie chciałaby stanąc twarzą w twarz z tym osiłkiem.
- Zważ swe słowa raz jeszcze Nolisie gdy wypowiesz je w naszym towarzystwie. Lathander czuwa. Gdyby nie życiodajne promienie to drzewo na którego pniu siedzisz nie dawało by w przeszłości cienia. Nie wyrósłby ten las a ty nie musiałbyś nas przez niego prowadzić. Szlibyśmy po pustyni. Jak widzisz moc Lathandera może być zarówno przychylna jak i niszcząca. Zważ więc swe słowa.
Nolis nie odpowiedział. Zaczął grzebać w jednym ze swoich plecaków.
Meglar przysiadł obok Dynusa i sapnął ciężko.
- Może powinienem zostać na uniwersytecie? Nie dla mnie już te bieganie po lasach. Choć serce rwie się do podróży nogi już nie te same. - rzekł trochę do siebie a trochę do innych.
Troy rozejrzał się dookoła. Zdjął łuk a kilka strzał wbił w ziemię. Imizael jak i reszta spostrzegli, że strzały są niezwykłe - magiczne.
- Spędziłem w takich lasach kilka lat - rzekł spokojnie Troy - To przyzwyczajenie. Wolę mieć broń na podorędziu nawet jeśli okaże się to zbytek.
Zjedli w milczeniu podróżne racje. Nolis jęknął coś o świeżym jadle.
- Na następnym popasie trzeba coś upolować. Wolę zjeść świerze pieczyste niż te suche i twarde.
- I kto tu jęczy podczas trudów podróży - uciął ostro lecz z uśmiechem Dynus.
Nolis posłał mu tylko wymuszony uśmiech.
Gdy się zbierali do wejścia w gęsty las Imizael opanowało uczucie, że wchodzą gdzieś skąd nie ma powrotu. Było ono tak silne, że prawie ugięła się pod nim. Widocznie nie tylko ona miała takie obawy. Popatrzyła po twarzach innych. Każda zdradzała niepokój. Ale przecież przechodzą tędy ludzie aby dostać się z jednego miasta na wyspie do drugiego? Przecież to utarty szlak, z którego muszą tylko w pewnym momencie zboczyć?!
Weszli. Las otoczył ich teraz z każdej strony i po kilkunastu metrach zamknął się za nimi. Wąska ścieżka pozwalała na poruszanie się tylko gęsiego. Nolis znów ruszył przodem. Tym razem jednak poszedł w ślady Troy'a i szedł z naciągniętą kuszą. Troy był tuż za nim. Przed Imizael. Za nią Dynus, który również wziął oręż w dłoń i zdjął tarczę.
- Bandyci są ostrożni. Pomyślą dwa razy zanim zaatakują uzbrojonych i gotowych do walki podróżnych. - rzekł krasnolud
- Chyba, że zorganizują doskonałą zasadzkę lub będą dysponować liczebną przewagę - dodał Troy tonem znawcy.
Meglar szedł tuż za Dynusem. Najwyraźniej zamierzał skryć się za jego dużą tarczą i silnymi plecami gdy zajdzie taka potrzeba... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Czw 16:00, 07 Sty 2010 |
|
- Będą mieli szczęście jeśli na nas nie trafią. Nie bójcie się kompani, nie bandytów. Wszak człowiek najmniej szkodliwą istotą jest. Słyszałam nie raz o wiele groźniejszych i straszniejszych rzeczach niż prości, uzbrojeni w zardzewiałe topory rabusie. - Imizael nie bała się lasu. Nie mogła się bać, była wyszkolonym paladynem. W zakonie oduczyli ją strachu. Z pewnością była najodważniejsza w całej drużynie i wykorzystywała to do inspirowania innych.
Tak, czy owak nie miała zamiaru zatrzymywać się w tym lesie. Spodziewała się, że miejsca takie jak to mogą być doskonałe na zasadzkę, i jeszcze to dziwne przeczucie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 10:43, 08 Sty 2010 |
|
- Brak strachu jest głupotą - rzekł Nolis - A człowiek to najgorszy wróg. Zachowanie zwierza możesz przewidzieć. Człowieka, elfa, czy krasnoluda nie. Intelekt to najbardziej zabójcza broń.
Troy spojrzał przez ramię na Meglara. Na twarzy młodego człowieka Imizael dostrzegła trudną przeszłość. Widać zbyt wiele razy musiał walczyć o życie aby teraz okazywać strach. Malował się tam tylko niepokój.
Przedzierali się wąską ścieżką aby po może godzinie wyjść na szeroką i ubitą drogę.
- To jedyny trakt na jaki dzikie elfy pozwoliły. Przewodzi nimi strasznie narwany druid. Choć siedzą na niewielkim obszarze to uważają lasy za swoje. Bzdura.
Słońce nie docierało tu w takiej okazałości jak wcześniej. Imizael poczuła się od razu nieswojo. Dynus pokrzepił ją słowami
- Nie martw się. Ten kto nosi Lathandera w sercu nigdy nie zazna prawdziwej ciemności.
Wyminął ją i dołączył do Nolisa i Troya. Krasnolud zatrzymał się a inni poczynili podobnie.
- Musimy przejść tą drogą aż do rozwidlenia. Elfy strzelą do nas raz. Jeśli strzała będzie miała zielone lotki wówczas czekajmy aż wyślą do nas swoich przedstawicieli. Jeśli strzała będzie miała czerwone lotki lepiej nie czekać na następne i dać dyla. Będziemy musieli zatoczyć łuk - wskazał dłonią w miejsce z którego przyszli - I ominąć te tereny.
Zamilkł na chwilę. Meglar obserwował jego twarz i rzekł wreszcie
- Jest jeszcze trzecie wyjście prawda? - rzekł mag
Nolis zrobił niepewną minę.
- Tak... Jest jeszcze niewielka szansa, że zaatakują nas bez ostrzeżenia. Jednak mam nadzieję, że pamiętają o przymierzu odnawianym co trzy lata z nowym burmistrzem.
- Czemu po prostu nie dogadają się raz a dobrze? - spytał Troy - W karczmie mówiłeś, że to możliwe.
Nolis podrapał się po policzku.
- Ten ich przywódca ma taką politykę. Mówi, że gdyby mieszkańcy brzegów mieli jednego wodza to ułożyłby się z nim raz a dobrze. Jednak skoro władza trzech miast zmienia się co jakiś czas to jego decyzje też mogą się zmienić.
Dynus spojrzał na Imizael i rozłożył ręce na znak, że pierwszy raz o tym słyszy. Meglar zajrzał w zarośla. Przykucnął przy jednym z krzaków i zaczął zrywać jakieś owoce. Obejrzał je dokładnie i chował do małego woreczka przy pasie.
- Jagody - rzekł z uśmiechem i włożył sobie kilka do ust. - Słodkie - rzekł po chwili.
Nolis pokręcił głową na tą ekstrawagancję tak uczonego męża i ruszył dalej.
Szli przez dwie może trzy godziny. Poruszali się naprawdę powoli. Imizael stwierdziła wreszcie, że gdyby mieli za przewodnika elfa czy człowieka ten również prowadziłby ich ostrożnie i powoli więc nie miała pretensji do Nolisa.
Nagle strzała świsnęła jej nad głową i wbiła się w drzewo obok. Reakcja była szybka. Dynus pociągnął Meglara w dół i zasłonił go tarczą. Troy klęknął z napiętym łukiem. Nolis padł jak długi. Jednak pomimo tego co czynili, oczy wszystkich skierowane były na strzałę sterczącą z pnia. Jej lotki wykonane były z zielonkawych piór.
- I co teraz krasnoludzie? - spytał spokojnie Dynus.
Nolis wstał również bez wykonywania zbędnych ruchów.
- Schowajcie broń. Czekamy.
Las ucichł na chwilę. Jedynym dźwiękiem jaki słyszeli był szelest zarośli przed nimi. z głuszy wyszedł po chwili elf w liściastej zbroi. W czarnych włosach miał pozatykane liście a twarz pomalowaną jakim brązowym barwnikiem. W rękach miał łuk z napiętą strzałą. Patrzył na piątkę istot przed nim. Wreszcie wydał z siebie krzyk przypominający bardziej odgłos jakiegoś zwierza niż nawoływanie. Zewsząd zaczęły dochodzić ich hałasy. Na drzewach i na ziemi poczęły pojawiać się elfy. Dzikie elfy. Było ich może z tuzin.
Elf przed nimi wskazał głową na krasnoluda i rzekł coś niezrozumiale. Nolis zrobił najbardziej przyjazną minę na jaką było go stać i odpowiedział w równie dziwnym języku.
- Czekajcie - rzekł elf i zniknął w głuszy.
- Niedługo uzyskamy odpowiedź. - rzekł pewnie.
Minuty dłużyły się pod czujnymi oczami strzelców. Nagłe poruszenie wywołało podobne do poprzedniego nawoływanie. To jednak było odleglejsze. Elfy wręcz rzuciły się na podróżnych. Nie zaatakowały lecz stali się bardziej agresywni. Zacieśnili krąg i coś wołali. Oblicza Nolisa opanowała panika.
- Nolis?! - warknął Troy
Krasnolud spojrzał przepraszająco na Imizael i rzekł
- Chcą abyśmy z nimi poszli. Ich wódz niedawno umarł. Mają teraz nowego... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kwiatek
Troublemaker
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42 Płeć:
|
Wysłany:
Sob 13:36, 09 Sty 2010 |
|
- No cóż, wydaje mi się, że niegrzecznym było by odmówić im w takiej sytuacji. - Jednym lekko wymuszonym uśmiechem uspokoiła kompanów, po czym ruszyła za elfami. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 13:56, 09 Sty 2010 |
|
Przedzierali się przez gęsty las. Dla odmiany, teraz prowadziła ich dwójka dzikich elfów a Nolis prawie biegł. Za nimi w bezpiecznej odległości z łukami szła reszta "eskorty".
Najwidoczniej czuli się pewnie gdyż nie kazali im oddać broni. Muł prowadzony przez zarośla protestował cicho.
Po dłużącej się drodze, podczas której kluczyli, wyszli wreszcie na polanę usianą niewielkimi chatami z drzewa. Było ich może ze dwadzieścia. Na samym środku osady stała większa chata. Przed nią zaś był plac na którym zgromadziło się więcej dzikich elfów. Były tam zarówno dorośli jak i dzieci. Otaczali oni strojnego elfa dzierżącego hebanową laskę również bogato ozdobioną.
Gdy ujrzał on przybyszów tłumek rozstąpił się i ruszył on w stronę Imizael i jej kompanów.
Nolis szepnął:
- Tego się obawiałem. To Arthonos. Zasiadał w radzie starszych plemienia i zawsze był nieprzychylny trzem miastom.
Elf podszedł do grupy. Był wysokim, jak na standardy tej rasy osobnikiem. Mierzył ponad 170 centymetrów. Był chudy. Jego ogorzała twarz i lekkie zmarszczki na niej zdradzały jego sędziwy wiek. Czarne włosy przecinały srebrne pasemka siwizny. Oczy zaś świdrowały każdego po kolei. Rzekł coś głośno w stronę przybyłych i potrząsnął laką. Nolis tłumaczył:
- Mówi, że nie jesteśmy tu mile widziani. Pyta też dokąd idziemy i czemu naruszamy święte lasy Shrany.
Krasnolud spojrzał na Imizael i dodał
- Niedobrze. Nie powitał nas tak jak to mają w zwyczaju. Co mam mu odpowiedzieć?
Reszta kompanów nie odzywała się. Choć elfy z łukami odstąpiły od nich na kilka kroków to był wciąż czujni. Ich proste łuki wykonane z miejscowego drewna mogły być tylko z pozoru mało skuteczne ale nikt z kompanii nie chciał tego sprawdzać... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|