|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 18:34, 19 Gru 2009 |
|
Ciemna noc... deszcz siąpił niemiłosiernie po okiennicach drewnianej chaty między konarami. Spore drzewo było wymarzoną siedzibą dla druida. Ostatnie wydarzenia nie sprzyjały ich sprawom. Obóz umieszczony w głębokim lesie żył poza światem innych, choć często w niego ingerował. Robin i jego chłopaki byli prostymi, dobrymi ludźmi. Może i stanowili wyrzutki społeczne, ale tylko dlatego, że nie mogli się pogodzić z haniebnymi rządami księcia regenta. Ostat zabił brata. Podstępny, parszywy i dwulicowy cham! Nie było na niego innych słów. Jedyne co broniło mu zasiąść u pełni władzy to zgromadzenie kapłanów. Świątynie Ośmiu Bóstw stanowiła wysoki urząd w dziejach całego królestwa, a oni byli poddani bezpośrednio zwierzchnictwu cesarza. Regent nie chciał cesarskich legionów na swoim podwórku, dlatego nabrał trochę pokory, ale ostatnimi czasy irytuje go czekanie na ceremonie i wszystkie wymówki Kapłanów. Wywiera na nich coraz większy nacisk i presje. To nie doprowadzi do niczego dobrego. Trzeba coś z tym zrobić i to szybko... Krwawa rzeź jaką wywołałyby tu legiony rubinową posoką okryła by leśną ściółkę od zachodu, aż po rzekę Cald. Nie dobrze, nie dobrze...
Deszcz dudnił coraz silniej, a druidem targały przemyślenia i rozterki. Chodził po swoim wielkim pokoju wyłożonym księgami i innymi przedmiotami nauki, jak i badań nad naturą. Był on typowym domatorem, którego badania pochłaniały bez reszty, ale obecne sprawy wymagały jego bezpośredniej ingerencji. Robin i reszta z jego pomocą muszą temu zapobiec, ale jak?
Nagłe pukanie do drzwi wyrwało go z zadumy. Podszedł i otworzył je szeroko. Stał w nich sam Robin. Był poobdzierany i zakrwawiony od stóp do głów. Ledwie stał na nogach... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Samael dnia Wto 11:38, 22 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 20:34, 19 Gru 2009 |
|
-Robin!!!Oh... jak Ty wyglądasz, wchodź szybko!-mówiąc to, wziął Robina pod ramię i zamknął drzwi. Wprowadził go do dużo pokoju, usadzając go na miękkim krześle. Druid stanął nad nim, wymamrotał coś pod nosem, i [link widoczny dla zalogowanych] czar uzdrowienia [ leczenia średnich ran]. Na twarzy Robina zaraz znalazł się spokój. Jego rany zmalały i czuł się lepiej.
-Teraz mów Robinie, mów co się stało na Boga!-rzekł druid do mężczyzny i czekał siedząc na drugim krześle. Czekał co powie mu Robin, jakie wieści przekaże... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Sob 21:29, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 20:42, 19 Gru 2009 |
|
Mężczyzna syknął z bólu gdy rany w magiczny sposób poczęły mu się zasklepiać i ropieć. Były okropne i wciąż było ich wiele. Widać zaklęcie druida mimo swojej siły było zbyt słabe aby przywrócić pełnię sił witalnych Robina. Ten kto się tego dopuścił musiał być potężny...
- Wracaliśmy z eskapady. Łupy były owocne... - odkaszlnął krwią - Usłyszeliśmy w oddali wycie wilków. Normalne w tych rejonach co noc. Ale nie to... Potem doszły inne wycia i gwałtownie się przybliżyły. Potem nastała długa, pełna napięcia cisza... - kolejny skurcz jego trzewi wygiął mężczyznę w konwulsji. Kolejna stróżka krwi pociekła mu z ust. Musiał mieć liczne rany wewnętrzne, skoro czar nie podziałał w pełni. - Potem nagłe zamieszanie, pełno ciemnych postaci... wielkie cienie... wielu... zbyt wielu! - ostatnie słowa wykrzyknął i opadł bezwiednie na krzesło. Zemdlał. Druid nie wiedział co począć... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Samael dnia Sob 20:43, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 21:28, 19 Gru 2009 |
|
-Nie! Robin ocknij się szybko!- szturchał go, ale to nic nie pomagało. W końcu, po długich próbach obudzenia Robina, stanął na środku pokoju, zamkną oczy i zaczął się koncentrować i uspokajać, nie chciał tracić swej równowagi magicznej.-Potem doszły inne wycia i gwałtownie się przybliżyły...Pełno ciemnych postaci... wielkie cienie... wielu... zbyt wielu!- Te słowa Robina chodziły druidowi pogłowie i dręczyły jego ducha.-A jeśli to ... nie może być!-ta myśl była tak silna, że otworzył momentalnie oczy i przeszedł go dreszcz strachu.
-Czy to mogły być wilkołaki?-mówił sam do siebie.-Nigdy ich tu nie było. To nie możliwe...!- Nagle spostrzegł, że Robin lekko drgnął. Pobiegł do kuchni i przyniósł misę wody z kawałkiem tkaniny. Namoczył i położył na głowie mężczyzny. Może teraz dowie się czegoś więcej... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 21:49, 19 Gru 2009 |
|
To było niemożliwe! Nie mogło to być prawdą!... A jeśli?... To była sprawa z pewnością wielkiej wagi. Jedyne wzmianki o wilkołactwie znajdowały się w pamiętniku czarodzieja imieniem Lastir... Karvel pamiętał, że ma gdzieś w swoich księgozbiorach takową rzecz. Szybko ją odnalazł i przeczytał ponownie:
Cytat: |
Każda rasa stąpająca po tym świecie, ma swoją kulturę, a każda kultura bierze gdzieś swój początek. Pradawne przekazy opierają się o język księżycowego ludu – wilkołaków czystej krwi. Nim chaos zdominował ziemię spadł na nią wielki meteoryt o magicznych właściwościach. Nie była to bryła skalna, lecz skalny sześcian misternie rzeźbiony licznymi ornamentami i ozdobiony dziwnymi symbolami. Traf chciał iż ów meteor uderzył w północną wyspę Mualtu, niedaleko Zerivy. Liczne lasy w nieprzebytych górach stanowiły doskonałe zabezpieczenie przed intruzami… dlatego też ludzie nie wiedzieli gdzie jest ów „gwiazda” która zagościła na ziemi… Wielu śmiałków próbowali ją odnaleźć lecz ginęli bezpowrotnie. Jeden z nich pisał swój dziennik, który po wielu latach został odnaleziony i złożony w ręce króla Esila i stał się podwaliną kultury wilkołaków. Od tej chwili każdy wilkołak był potworem nie zasługującym na życie, ale jakże zachwycającym i cudownym. Pradawni zawali ich „Synami Gwiazdy”… Dlaczego? Odpowiedź skrywa dziennik podróżnika, który zapragnął odnaleźć „Gwiazdę”…
Cytat: |
Dzień pierwszy.
Schyłek dnia kończy naszą dzisiejszą wędrówkę. Obozowisko w lesie wydaje się być jedyną ostoją w tych jakże niegościnnych stronach. Wyruszyłem z Zerivy wraz z towarzyszami o mężnych sercach i szlachetnych duszach. Są oni wojami przedniej sławy, więc przy nich czuję się w pełni bezpiecznie, choć za plecami, w leśnym gąszczu słyszę straszliwe pohukiwanie sowy przeplatające się z wilczym skowytem. Antark – Wielki barbarzyńca o mrocznej przeszłości, nie wiem o nim za wiele, ale serce ma równie wielkie co siłę. Jest dobrym człowiekiem. Lastir – czeladnik gildii magów, który chyba wiecznie będzie małym łobuzem… wciąż szuka zaczepki, a jego magiczne sztuczki wciąż dokuczają innym…ale niech nie zwiodą nikogo pozory, Lastir jest perfekcjonistą w dziedzinie magii i zaklęcia rzuca przez twardy sen… gdyby nie on, nasza drużyna byłaby chyba zbieraniną gburów. Jorin – Nasz przewodnik. Nikt tak jak on nie zna lasu i nie dogada się z napotkanym sokołem, jeleniem czy zającem. Jest delikatny niczym dotyk motyla, ale twardy, nieugięty, zacięty i nieco nadpobudliwy… osobiście nazywam go Buntowniczym Strażnikiem Lasu… No i na końcu ja - Artis… Spokojny bard wciąż szukający dobrego materiału na karczemną gawędę. Słońce już znikło, więc czas spać. Jorin mówi, że jutro wiele górskich bezdroży do przejścia więc w następnej wsi, trzeba będzie zostawić konie i niepotrzebne rzeczy. Ach…. Błogi sen… Uważaj gwiazdko… Nadchodzimy…. |
Cytat: |
Dzień trzeci.
Nasza górska wędrówka wydaje się nie mieć końca. Zrobiliśmy postój nad potokiem aby się posilić. Dawno już minęło południe i niedługo trzeba będzie pomyśleć o noclegu. Jestem cały obolały od targania tych rupieci, ale z drugiej strony cieszę się, że nie muszę spać pod gołym niebem. Zazdroszczę Jorin’owi. Jest elfem, śpi wygodnie na prowizorycznym posłaniu skleconym z kilku gałęzi i sterty mchu… prawdę powiedziawszy nigdy nie widziałem żeby spał… słyszałem, że elfy mało śpią, ale… pod tym względem wydaje mi się to nieco dziwne. Antark zaproponował przed chwilą nocleg w tym miejscu. Jest woda, dużo chrustu dookoła i doskonałe miejsce do ewentualnej obrony. Jakieś pół staj stąd jest zarwany most nad przepaścią, więc jutro obejdziemy go inną drogą, a póki co, czas zregenerować siły. Wędrujemy zboczem gór mając po lewej stronie przepiękną dolinę, której przeciwległy kraniec również tworzą górskie zbocza. Wspiąłem się nieco wyżej by nacieszyć się tym widokiem i w oddali dostrzegłem czarną dziurę wielkości wsi w lesie, z której unosił się ciemnoszary dym i dobywały się chyba jakieś nikłe światła. To była z pewnością „Gwiazda”. Za jakieś trzy może cztery dni staniemy tam i z dumą odkryjemy jako pierwsi tajemnicę… |
Cytat: |
Dzień piąty.
Jesteśmy już po zachodniej stronie doliny. Zachód słońca nad górskim jeziorem w dolinie jest widokiem nie do opisania, ach… jak tu pięknie. Nasi mocarze rozbijają obóz na czas. Śmiesznie to wygląda. Jeśli chodzi o praktykę to wygrał Jorin bo śpi pod gołym niebem, He he, ale jeśli chodzi o prawdziwy spór to raczej Lastir jest górą, bo magiczne sztuczki wyprzedzają trochę mozolnego Antarka, którego namiot w „dziwny” sposób się przewraca… Śmiesznie to wszystko wygląda, ale cieszę się, że mam takich przyjaciół jak oni. Nie zamieniłbym ich na innych za nic w świecie.
Pieczone pstrągi na kolacje był wyśmienite. Mój pełny żołądek i znużenie skrajnym wyczerpaniem po wędrówce chyba wezmą dziś górę. Nie jestem typem mięśniaka, ale nie potrafię tak jak nasz czarodziej sprawić by bagaże wspinały się za mną o własnych siłach. Gawędzą jeszcze przy ogniu, bo jutro wielki dzień, a nie chciałbym go przespać. Już tak ziewam, że nie wiem co się dzieje wokół, czas zakończyć ten dzień i wpisać go w karty historii… Dobranoc. |
Cytat: |
Dzień szósty.
Idziemy właśnie lasem, który wydaję się być coraz bardziej wrogi i nieprzyjazny. Jest tu o wiele ciemniej niż w innych rejonach i odczuwam jakieś dziwne „wpływy” na nasze marne jestestwa. Lastir jeszcze nie był tak poważny i skupiony jak do tej pory. Wciąż z przerażeniem powtarza, że niedaleko przed nami znajduje się potężne źródło mocy magicznej… Przejmuje nas to do reszty, skoro taki uczony obieżyświat jak on lęka się tego czego szukamy. Z obawą wypatruje co jest za następnym krzakiem.
Jorin szedł z przodu i nagle kazał zatrzymać się. Staliśmy w martwym bezruchu, pełni obaw oczekując dalszych jego przekazów. Gdzieś w oddali nagle rozległ się straszliwy skowyt. Tropiciel rozluźnił się nieco i zbliżyłem się do niego, by zobaczyć co tak bacznie obserwuje. Wataha wilków czmychnęła gdzieś w las, a ja zobaczyłem wielką „Gwiazdę” zagłębioną w skale. Wyszliśmy z zarośli i podeszliśmy do niej… światło jakie od niej biło i wibracje jakie wywoływało były nie do zniesienia… Lastir zemdlał i Antark zajął się nim. Jorin poszedł sprawdzić okolicę, a ja zaintrygowany kamieniem wielkości sporej stodoły zbliżyłem się, nie zważając na nieznane mi, być może jakieś zagrożenia. Misterne płaskorzeźby otaczały dziwne znaki, które tworzyły coś w rodzaju napisu. Spojrzałem dalej i cofnąłem się o dwa kroki by dokładniej wybadać całość… To nie był napis… a cały tekst. Krzyk w krzakach obwieścił, że z Jorin’em coś nie tak! Skinęliśmy na siebie z Antałkiem i poderwawszy się od czarodzieja barbarzyńca ruszył w las gdzie parę chwil wcześniej zniknął nasz przyjaciel.
Szamotanina, odgłosy walki, przeraźliwy krzyk barbarzyńcy…. Antark… Po policzku spłynęły mi łzy… Nie wiedziałem co się stało… Wiedziałem, że coś złego spotkało moich przyjaciół, ale nie mogłem zostawić tu nieprzytomnego Lastira i pójść sprawdzić co zaszło… A gdyby w tym czasie wataha wilków powróciła? To była by jego pewna śmierć.
Nie poddam się! Zaciągnąłem nieprzytomnego czarodzieja w miejsce skąd obserwowaliśmy wilki. Wiele obserwowałem poczynań Jorina więc sporządziłem prowizoryczny szałas. Ułożyłem w nim czarodzieja i w tym czasie przybyły wilki. Wyczuły naszą obecność, nie było dobrze… Siedziałem bez ruchu i obserwowałem ich poczynania modląc się w duszy do Wee Jas o opiekę nade mną… siedziałem na posterunku… zmęczony podróżą – zasnąłem na siedząco. |
Cytat: |
Dzień siódmy.
Przestał padać deszcz. Ani śladu naszych przyjaciół wilki wydawały się być spokojne. Dziękowałem dziękowałem Strażniczce Śmierci, że nie posłała mnie w łaski Nerulla. Wataha wydawała się posiadać ludzkie cechy. Nigdy dotąd nie widziałem, aby wilki, albo jakieś inne zwierze, oddawało cześć jakiejś rzeźbie, rzeczy czy czegokolwiek innego. Byłem znużony i moc bijąca od gwiazdy dawała mi się we znaki. Trwałem do południa na posterunku. Wilki rozpierzchły się jak wczoraj. Może poszły zapolować? Wiedziałem, że długo nie wrócą. Próbowałem ocucić przyjaciela, lecz ten leżał jak zabity. Zamaskowałem go najbardziej jak się dało i najlepiej jak umiałem. Wyszedłem z zarośli biegiem rzuciłem się w stronę gdzie zniknął Jorin, a po nim Antark. Szukałem, wołałem. Na próżno. W końcu trafiłem na polanę której przerażający widok zmroził mi krew w żyłach… Istne pobojowisko było zaorane, jakby od walki. Konary i ziemię pokrywały zaschnięte już strugi krwi. Podobnie jak i rzeczy moich kompanów. Ich ekwipunek, broń i strzępy ubrań… Łzy znów zagościły na moich policzkach. Wiedziałem, że odeszli, bezpowrotnie… Zebrałem ich rzeczy i spaliłem na prowizorycznym ognisku, czyniąc im symboliczny pochówek godny prawdziwego wojownika. Wróciłem ocierając łzy. Gdy przechodziłem obok kamienia w oczy rzuciło mi się kilka słów. Zaskoczyło mnie, że potrafię odczytać te symbole. Szybko schwyciłem zwój i pióro. Zacząłem misternie przenosić wszystko na papier i to co zrozumiałem zapisywałem.
Były to pojedyncze litery które przełożyłem na nasz alfabet, ale nie byłem jeszcze tak biegły by w pełni odczytać zapisany na nim tekst. A oto co otrzymałem tamtego popołudnia.
<center>[link widoczny dla zalogowanych]</center>
Skowyt był coraz bliżej. Zza krzaków wyskoczyły dwie bestie i w mig przyskoczyły do mnie. Nie wiem co to było. Coś na wzór połączenia człowieka i wilka… Potwór, jakże piękny… Bestie obaliły mnie na ziemię i z pianą na pysku już chciały mnie szarpać kiedy spojrzałem w ich błękitne i żółte oczy…. Antark i Jorin! Moi przyjaciele, stali się potworami. Zacząłem nucić naszą wspólną ulubioną pieśń, a oni wydawali się wtórować wyjąc jak wilki do gwiazd… nie! To był skowyt bolesny. Nagle poderwali się i spojrzeli na zachód. Ich uszy sterczały nasłuchując. Raz jeszcze spojrzeli mi w oczy i uciekli na wschód. Zniknęli w leśnej gęstwinie.
Szybko wróciłem do Lastira. Na szczęście nic mu się nie stało. Odsunąłem maskowanie i wślizgnąłem się w szczelinę między nim a drzewem. Znowu poczułem się bezpiecznie, ale jakże samotnie. W tym kamieniu było coś niezwykłego, coś co przyciągało moja uwagę… coś co nie pozwalało spokojnie myśleć, a jego moc wywierała na mnie coraz silniejszy wpływ…. Byłem wykończony…Płakałem…. Zasnąłem. |
Cytat: |
Dzień ósmy.
Gdy wilki znów oddaliły się od kamienia wyszedłem by dokończyć tekst, po drodze uderzyłem głową w gałąź do której brakowało mi trochę zeszłego wieczoru...Czyżbym urósł przez noc? Po raz kolejny moje zdumienie było przeogromne gdy stwierdziłem że potrafię bez większych problemów biegle przeczytać zapisany tekst. Wraz z czasem jaki spędzałem przy kamieniu, czułem coraz większą siłę i więź jaka łączyła mnie z wilkami i Gwiazdą… Bardzo dziwne było to uczucie. Czułem się jak bestia żądna krwi i miałem ochotę na krwisty sarni udziec… Nie zwracałem na to uwagi tylko złapałem za pióro i kolejną stronnicę pergaminu. Zacząłem pisać:
"Okrutna historia, która mówi, że bogowie rozgniewani na starożytnego króla Lykaona, za jego haniebne czyny, zamienili go w krwiożerczą bestię wilka w ludzkim ciele. Został on obdarzony niesamowitymi umiejętnościami i naturalną nieśmiertelnością, ale również przekleństwem jakim jest wilkołactwo, które zmusza go do okrutnych mordów (początkowo na ludziach których kochał, ale bestia drzemiąca w nim wciąż żądała obwitej uczty z kolejnych ofiar, dlatego zaczynał zabijać każdego by przetrwać). Mit mówi, że jako jedyny z istniejących dotąd wilkołaków nigdy po przemianie nie odzyskał ludzkiej postaci, ale ile w tym prawdy nie wie nikt. Kiedy wilkołak zaatakuje ofiarę, którą w rezultacie zazwyczaj pożera by zaspokoić swoje niewyobrażalne pragnienie mordu i potężny głód, ale nie zabije jej tylko dotkliwie pogryzie, zostaje ona zainfekowana, co prowadzi do przemiany w wilkołaka przy następnej pełni księżyca, po której osoba już przeklęta zabija swoją pierwszą ofiarę i staje się Młodym. Odtąd jest likantropem i jedynymi rzeczami jakie mogą go od tego przekleństwa uwolnić są: śmierć, egzorcyzm czy niekiedy nawet pradawne rytuały szamańskie. Innym, i chyba najbardziej skutecznym sposobem zdjęcia klątwy jest zabicie wilkołaka, który sprowadził na człowieka przekleństwo. Kiedy zabije się takiego osobnika, wszystko co zostało z niego zrodzone, lub pogryzione i przemienione powraca do normalnej postaci zwykłego człowieka.
Krążą po świecie pogłoski, że król Lykaon wciąż żyje i tuła się po świecie szukając sposobu na zemstę za to co zrobili mu bogowie. Inne podania głoszą, że został zabity, ale nim to nastąpiło zaklął w skale swego ducha i spłoną żywym ogniem, na oczach swego mordercy… jaka jest prawda? Wie tylko ten, kto widział i doświadczył, a świadectwo jego zaiste prawdziwe być musi.
Uchodził za najpotężniejszego i niepokonanego, ale nikt go nigdy nie widział, dlatego co 250 lat odbywa się wiec pradawnych, który spośród siebie wybierają najodpowiedniejszego kandydata na zastępcę Lykaona, który kieruje całym wilkołaczym społeczeństwem i przyjmuje imię Lykaon na pamiątkę praprzodka wszystkich wilkołaków."
Byłem wycieńczony. Kołowało mi się w głowie. Zemdlałem… Pamiętam że obudziło mnie lizanie po twarzy. Był to wielki wilk górski. Z przerażeniem poderwałem się na równe nogi, znowu zacząłem pisać. Wokół mnie była cala wataha wilków. Myślałem, że to mój koniec, ale one kłaniały mi się jak wcześniej robiły to wobec kamienia… Spojrzałem na swe dłonie, które porastała już gęsta sierść, a palce były zakończone pazurami. Czułem się niewyobrażalnie silny i żądny krwi. Wiedziałem już, że nie jestem sobą i lada moment przestanę nad sobą panować. Resztkami ludzkiej natury dokończyłem pisanie dziennika. Teraz kochany czarodzieju wyniosę Cię na drugą stronę doliny i dam w dłoń moje zapiski. Kiedy to przeczytasz uciekaj jak najdalej stąd i powiedz komu możesz, że polegliśmy. Nigdy tu nie wracaj i nigdy nie wspominaj na nas. Kocham Cię jak brata. Oto moja tragiczna historia. Dedykuje ją Tobie Lastirze i naszym poległym przyjaciołom: Jorin’owi i Antarkowi. Żegnaj! |
|
Drżącą i zdenerwowaną dłonią przejechał po krawędzi pergaminu i przewrócił stronę... Zaczął czytać dalej...
Cytat: |
Opowieści pradawnych mówią, iż Lastir odzyskał przytomność po trzech dniach i odnalazł zapiski przyjaciela, które złożył na jego piersi. Przeczytawszy wszystko uważnie załamał się i bardzo posmutniał, ale usłuchał ostatniej woli kompana, jakoby stanowiła ona testament jego człowieczeństwa. Powrócił do wioski gdzie zostawili zbędny sprzęt i konie. Tam nikt nie zauważył jego powrotu. Nie ujawniał swej obecności tylko wszedł do karczmy spożył sowity posiłek i wynająwszy pokój spędził w nim dwa dni i dwie noce. Po tym czasie zszedł na dół i ku zaskoczeniu wszystkich ozwał się tymi słowy:
- Jam jest Lastir, Czeladnik Gildii Czaszki Smoka, pogromca i poszukiwacz przygód. Dajcie mi rzeczy mych kompanów i odejdźcie w pokoju... - spojrzał złowrogo po zebranych -... jeśli wam życie miłe.
Po tych słowach zstąpił na parter i wyszedł z karczmy przy osłupieniu innych.
Dalsze podania głoszą, iż ów szynkarz odnalazł w jego pokoju wypalone w drewnie wizerunki towarzyszy czarodzieja a pod spodem napis:
„Gwiazda przyniosła coś gorszego niż śmierć, przyniosła przekleństwo jakie spocznie na każdym, kto zbliży się do niej, doświadczyli tego sławetni kompani moi, stali się oni Synami Gwiazdy, a raczej Synami Księżycowego Kamienia, stali się potworami, okropnymi wynaturzeniami…. Bestiami bez duszy. Ostali się wilczym pomiotem…”
Niegdyś kawalarz i żartowniś stał się ponurym dziwakiem, którego chyba nikt ze współczesnych ludzi nie rozumiał… Odkrycie wstrząsnęło ludźmi… Chłopiec stajenny powiadał, że czarodziej odbierając konie mamrotał coś pod nosem w niezrozumianym dialekcie. Polecił złożyć rzeczy kompanów na środku wsi, przy placu rynkowym. Zsiadł z konia, wypowiedział inkantacje i rzeczy kompanów zamieniły się w marmurowy pomnik który prezentował ich postacie takimi jakimi byli i takimi jakimi się stali… Po ich stopami został umieszczony napis w języku wspólnym, elfim, krasnoludzkim, niziołczym, gnomim, orczym, a nawet smoczym, otchłannym i niebiańskim:
Cytat: |
<center>„Niechaj nieszczęście tych ludzi
będzie dla was przestrogą,
Wilka w tym Gwiazda zbudzi,
kto pójdzie ich drogą!”
Ku pamięci zapomnianych kompanów…
</center> |
Miast podpisu czarodzieja widniał dziwny symbol wypalony w skale. Po tym całym przedstawieniu wskoczył on na konia i pogalopował w siną dal… Nikt więcej nigdy o nim nie słyszał.
|
Zamknął księgę przewracając oczyma. Spojrzał niepewnie na Robina. Hertu, który leżał przy palenisku uniósł łeb i zaskamlał w trosce o swego pana. Podszedł do niego i oparł mu swój łeb na kolanach. Druid jak zawsze zaczął pieścić go za uszami. Lubił to. On sam też poddawał się wpływowi tego magicznego zajęcia i odpłynął w świat rozmysłów. Teraz jego głównym problemem i zagadką była odpowiedź na pytanie: Co powiedzą na to inni druidzi? Chyba najwyższy czas, aby zwołać kolejny wiec.... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 22:54, 19 Gru 2009 |
|
-Wiec...wiec... czy to aby dobry pomysł...?-mówił druid głaszcząc dalej Hertu za uchem.-Boję się, że jeśli to prawda o tej przemianie w bestię, Robin może mieć poważne kłopoty z radą druidów...i nie tylko z nimi...ale nie może tu zostać to jest pewne.Muszę go stąd zabrać w jakieś bezpieczne miejsce i znaleźć sposób, jak temu wszystkiemu zaradzić. Tylko pozostaje jeszcze jedno, czy to rzeczywiście były wilkołaki?-druid pogładził się po niewielki zaroście i podszedł do Robina z ostrożnością. Zauważył tylko tyle, że ślady po rana nie były kute, tylko głębokie i szarpane.-hmm... może nie został ugryziony, ale to by znaczyło, że nie zmieni się w bestię?Co mówisz, Hertu?- wilk stał nie ruchomo spoglądając w stronę okna.-Nie Hertu dziś nie będzie pełni, ale na pewno kiedyś nastanie i musimy coś zrobić.-zwrócił się do wilka. Powrócił z powrotem na swoje miejsce przy stole, wcześniej robiąc sobie herbatę z pokrzywy leśnej i rumianku.
Siedział tak przez 2 godziny i myślał nad całą sytuacją. To wszystko było strasznie dziwne, a zarazem przerażające. Druid jednak zachował spokój ducha. Zresztą z reguły był spokojny i rzadko puszczały mu nerwy.
Potem długo jeszcze rozmyślał, aż promienie słońca przeszyły oś okna.
Wstał podszedł do wilka i rzekł.-chyba jednak wiec będzie najlepszym rozwiązaniem. Nic innego nie wymyśle.A więc będziesz miał zadanie mój Hertu. Musisz przekazać wiadomość radzie druidów o zgromadzeniu na zapomnianej polanie. Pamiętaj, masz czas do momentu kiedy słońce znajdzie się za horyzontem.-...wilk pomyrdał ogonkiem i kiwnął łbem. Druid zarzucił mu sakwę z informacją dla swych braci.-Ruszaj mój mały!-rzekł do wilka, a ten wiedząc wszystko ruszył wykonać swe zadanie...Druid usiadł na krześle otworzył księgę o wilkołakach i zaczął ją studiować... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Sob 23:18, 19 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Sob 23:47, 19 Gru 2009 |
|
Dzień wstał. Hertu wybiegł z chaty i zwinnie zeskakując po drewnianych stopniach zniknął w leśnym gąszczu. Obóz budził się do życia. Drewniana chata ukryta w szerokich konarach dębu stanowiła azyl dla każdego. Dom był duży, w centrum obozowiska. Zgromadzenie liczyło około siedemdziesięciu osób, w tym kobiet i dziecię. Druid był tutaj chyba jedynym starcem. Namioty, jamy, ziemianki. Wszystko takie sielankowe i nieświadome czyhającego zagrożenia miedzy drzewami. Karvel czuł się odpowiedzialny za tych ludzi, czuł się jak ich ojciec. Młoda Mery pomachała mu widząc go w oknie. Posępna twarz przybrała fałszywy uśmiech, skrywający chaotycznie pomieszane problemy. Młody Ralf przyszedł do drzwi druida i zapukał.
Drzwi otworzyły się i Karvel dostrzegł łzy na policzku chłopaka.
- Ojciec nie wrócił z nocnej wyprawy, matka ledwie żyje, czy mógłbyś, o czcigodny zająć się nią? - zapytał niepewnie patrząc na mężczyznę, ale dostrzegł Robina leżącego na posłaniu. Przedarł się obok druida i podbiegł do łóżka. Złapał się za głowę i przycisnął zapłakaną twarz do piersi rannego. Podniósł się ocierając łzy. - Na bogów! Co mu się stało? - krzyknął poddenerwowany i roztrzęsiony. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:04, 20 Gru 2009 |
|
Karvel spokojnie podszedł do Ralf'a i przytulił go do zielonej szaty.- Nie martw się chłopcze, on wyzdrowiej. Miał wypadek w lesie, ale obiecuje Ci, że zajmę się tą sprawą. Aha, i proszę Cię o dyskrecję. W obozie może zapanować chaos jak rozpowiemy wszystkim o nieszczęściu. Przynajmniej na razie musi to pozostać między nami, zgoda?-rzekł do chłopca głosem nadziei. Ralf skinął głową i otarł łzy.-Nie zawsze życie jest takie piękne jak się wszystkim wydaje.-powiedział do chłopca, a jednocześnie sam zastanawiał się co będzie, co czeka jego obóz w najbliższych dniach. Miał nadzieje, że rada coś zdziała, bo jeśli nie to będziemy mieli straszne problemy... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:10, 20 Gru 2009 |
|
Chłopak otarł łzy i wstał.
- Mój ojciec i paru innych było z nim... - mówił łamiącym się głosem - Czy.... Czy oni?.... Czy wrócił ktoś jeszcze? - Zapytał i łzy ponownie napłynęły mu do oczu. Otarł je skrawkiem szaty i dumnie wyprężył pierś zachowując się dość oficjalnie. - Chyba czas abyś zajął się moją matką, czcigodny, a zniknięcie przywódcy raczej ciężko ukryć przed mieszkańcami. - Było widać, że chłopak jest bystry i dość rozgarnięty. Mimo, iż był świadom, że właśnie stracił ojca, a jego matka załamała się psychicznie zachowywał zimną krew. Dlaczego? Może był wyjątkowy... a może zbyt głupi by pojąć powagę sytuacji. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:24, 20 Gru 2009 |
|
-To prawda chłopcze,ale im rzadziej będziemy o tym wspominać tym lepiej dla obozu. Jesteś inteligentny, coś czuje, że będzie z Ciebie wspaniały wojownik.Masz to po ojcu.-powiedział do chłopca, który poczuł się dumny na te słowa, lecz łzy cisnęły mu się do oczu.
-Dobrze więc, zajmę się Twoją matką, ale musisz mi pomóc.-Ralf skinął głową i otarł łzy z oczu. Druid wziął ze sobą drąg i torbę z lekami i innymi przydatnymi ziołami. Chłopiec otworzył mu drzwi.-Dziękuję młody człowieku.- rzekł do chłopca. Zeszli z drzewa.
Kiedy szli do chaty Ralf'a, druid myślał cały czas o bestiach. Nie wiedział kompletnie czego by tu mogły szukać. Albo pozostaje jeszcze jedna możliwość...ktoś ich przysłał, albo dopuścili się mordu.Tylko kto i po co to zrobił. Żyjemy tu spokojnie, w zasadzie nikomu nie wadząc... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Nie 12:06, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:37, 20 Gru 2009 |
|
Ruszyli. Idąc przez wioskę, druid widział strach i ból na twarzach ludzi. Oni wiedzieli. Coś było nie tak... Panika i chaos wisiały w powietrzu. Niepewne spojrzenia towarzyszyły przerwanej pracy i obowiązkom. Odprowadzały druida po kraniec widzenia. Niektóre dość narzucające się, ostrzegające przed zadanym za chwile publicznie, wszem i wobec pytaniem o ów problem, który wszystkich intrygował Karvel zbywał ostrym spojrzeniem swoich sędziwych, mądrych oczu. Nikt w wiosce, ani poza nią nie mógł się równać z jego spojrzeniem.
Weszli do ziemianki. Chata z bali ukryta pod ziemią była doskonałym schronieniem i ochroną przed wścibskimi, którym zdarzało się tu zapuścić. Ogółem wioska wyglądała jak zwyczajny las, ale czy taka była?
Odnaleźli matkę chłopca w sypialni, na sienniku. Leżała spokojna jakby minął wszelki ból, wszelkie zło ustało i odeszło... Chłopiec stał spokojnie, ale starzec już wiedział. Podszedł do niej.. chwycił ją za dłoń. Była ciepła, lecz nie dało się w niej wyczuć żadnego tętna, żadnego przepływu krwi.. Wyglądała jakby spała, spokojnym, błogim i niczym niezmąconym snem. Karvel wiedział to i musiał mu to powiedzieć. Zastanawiał się tylko jak chłopak zniesie wiadomość, że jego matka nie żyje... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 10:04, 20 Gru 2009 |
|
Tak nie żyła. Karvel nie wiedział co powiedzieć chłopcu, jak mu to przekazać.-Ojciec i matka jego już poza naszym światem.- mówił do siebie, lecz tylko w myślach. Nagle spostrzegł, że chłopiec podszedł do łoża i zaczął ocierać matce czoło swą ręką. Widząc to druidowi łezka zakręciła się o oku. Wycofał się do innego pokoju w ziemiance Robina.
-Co robić? Myśl Karvel, myśl!-mówił sam do siebie w głowie. wiedział, że jeżeli powie chłopcu prawdę, może to spowodować kolejną śmierć, albo depresje, z której młodzik już nie wyjdzie.-Straszny to dzień, złe czasy nastały.-powiedział szeptem druid, po czym zdecydował, wyjawić chłopcu całą prawdę o jego rodzicach. Prawdę, która nie była dogodna, która może spowodować totalny i nieunikniony chaos prowadzący do zguby chłopca, jak i całego obozu.... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Nie 11:19, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 11:02, 20 Gru 2009 |
|
Chłopak okazał się nadzwyczaj spokojny.
- Czy ona nie żyje? - zapytał poważnym głosem, jakby w przeciągu tego ranka wydoroślał. Starzec złapał się w zadumie na tym, że mimowolnie potakuje. Chłopak zwiesił posępnie głowę i czule objął dłońmi matczyną twarz. Następnie złożył pocałunek, pełen szacunku, wdzięku i dostojeństwa na jej blednącym czole. Miał może z piętnaście lat. Był dobrze zbudowany jak na swój wiek, z twarzy bardzo przypominał ojca. Ronald był wytrawnym myśliwym i bliskim kompanem Robina, a ten młodziak z całą pewnością godnie będzie go zastępował. Lecz czy jest dostatecznie dobry do tej roli? Czy nie potrzebuje wytrwałego treningu i ćwiczeń? Karvel wiedział, że ma on przed sobą ciężką przyszłość, ale stanie się kimś ważnym, bo bogowie posłali go na świat z ważną misją... Skąd to wiedział? Może miał przeczucie? A może taka łaska została mu objawiona? Jego bóg miewał czasem psikusy i udzielały mu się napomnienia z praktyk wróżbiarstwa, gdy ni z tego ni z owego wiedział o czymś co ma się wydarzyć. W każdym razie, chłopak był teraz sam na tym padole, a ktoś musiał się nim zająć. Był on zbyt ważny by oddać go w ręce innej rodziny, tak więc Karvel podjął decyzję o przygarnięciu chłopca.
Trzeba było uszykować się do drogi. Wiec był nieunikniony, a zdanie Zgromadzenia niezbędne do działania. Pora było też wracać do Robina, zająć się jego ranami i spróbować wyciągnąć od niego więcej informacji o tym. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 11:51, 20 Gru 2009 |
|
Mijał dzień. Późnym popołudniem Karvel wziął za sobą chłopca oraz na noszach wynieśli jego matkę. Była zawinięta w szarą tkaninę, która przypominała prześcieradło. Druid wskazał chłopakowi kierunek w jakim ma podążać, bowiem szedł pierwszy. Wskazał on na stare drzewo przy rzeczce płynącej nieopodal obozu. Tam wspólnie wykopali dół i z szacunkiem i godnością pochowali ciało zmarłej. Ralf miła przez cały ten czas łzy w oczach. Kiedy Druid postawił ostatni kamień na nagrobku, poczuł jakby coś wydarzyło się w jego chacie.-Chyba Robin się przebudził!-pomyślał.-Ja muszę już biec do swej chaty, a Ty pozostań z nią jeszcze przez chwilę, lecz pamiętaj niedługo zapadnie zmrok. Niebezpieczeństwo czai się wszędzie, nawet tutaj.-to powiedziawszy zawiesił torbą na ramię i szybkim krokiem ruszył w stronę obozu, pozostawiając chłopca sam na sam z matką.
W czasie chodu, modlił się do Bogini o wsparcie i pomoc dla chłopca.-On musi mieć dar i ma go na pewno, dlatego muszę się nim zająć i przygotować na wszelką ewentualność życia.-mówił do siebie.
Wszedł do obozu. Widział przerażonych ludzi. Ich twarze, oczy mówił druidowi wszystko. Bali się wszystkiego co nie jest z obozu... Wrócił do domu i zobaczył Robina siedzącego na łożu, na którym wcześniej leżał.Podbiegłem i zapytałem.-Robin jak się czujesz?!-nie uzyskałem odpowiedzi. Patrzył tylko na mnie jakby chciał mi wszystko opowiedzieć dla nie mógł. Coś musiało go powstrzymywać.
Nagle padł jak kłoda na łóżko. Druid zaraz sprawdził jego tętno... Było w normie. Poszedł do kuchni, wziął zioła i leki oraz białą tkaninę z miską zimnej wody.Podszedł do Robina i zaczął przemywać mu czoło. Kiedy to robił odezwała się jego zwierzęca empatia. Hertu już wracał. Przekazał wieści jednemu z druidów. Teraz trzeba poczekać aż wszyscy się dowiedzą. wieść szybko się rozniesie. Wiec musi się odbyć koniecznie...Sprawy zaszły za daleko...Wszystko się spomplikowało... Nic nie jest pewne...Trzeba mieć nadzieję... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Nie 12:01, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 12:51, 20 Gru 2009 |
|
Robin jęknął gdy druid przemywał mu ranę nad okiem. Uniósł powieki. Karvel dostrzegł te same oczy, roztropne i inteligentne, które jeszcze pamiętał z czasów jak ten mężczyzna był małym chłopcem. Taki zadziorny i rozwydrzony. Nie były jakimś tam mięśniakiem, ale zawsze stawał w obronie słabszych. Przewagę nad nimi dawał mu spryt, opanowanie i niesamowita zwinność, jednak ostatni jego przeciwnik był na tyle mocny, aby pokonać jego rozliczne talenty.
Opieka nad Robinem była ciężką pracą. Ralf przyszedł późnym wieczorem. Zapukał do drzwi i wszedł nie pytając o zgodę. Czyżby zapomniał o wychowaniu? Usiadł na krześle bez słowa i wpatrywał się w ogień trzaskający w kominku. Milczał. Druid rozumiał go. Potrzebował teraz pobyć trochę w samotności, więc starał się aby nie zwracał uwagi na niego i rannego. Chłopak potrzebował wsparcia i Karvel o tym wiedział. Ale jak takie wsparcie miałoby wyglądać? Druid nigdy nie miał dzieci, nigdy im nie pomagał w takich sytuacjach. Ta sytuacja była dla niego nowa... Zawsze latem na wieczornych ogniskach snuł opowieści o odległych krainach, o swoich przygodach i rozlicznych doświadczeniach. Opowiadał o wielkim świecie i wprawiał w zachwyt dzieci i młodych swymi sztuczkami, które były nieodzownym elementem jego opowieści. Zawsze jak i ich tak i jego to uspokajało i pozwalało wyrwać się z codziennej rutyny, a on miał okazję powrócić wspomnieniami w przeszłość i poddać się fantazjom marzeń. Każdego takiego wieczoru wracał do swej chaty z uśmiechem... Ralf wydoroślał. Nie podziały by na niego żadne bajeczki i opowiastki, a nawet magiczne sztuczki... Co było robić? Myśl ta zaprzątała mu teraz bardziej głowę niż przyczyna obecnego stanu Robina, który leżał nieprzytomny w czasie, gdy druid go opatrywał...
Przebudził się około północy. Deszcz wesoło dzwonił w okna, a między konarami przez szybę dostawało się księżycowe światło. Była cudowna pełnia na rozgwieżdżonym niebie. Poprosił o wodę i coś do jedzenia. Karvel miał jeszcze nieco zupy grzybowej, którą ugotował dla Ralfa. Młodzieniec spał niespokojnie na sienniku nieopodal paleniska, tuż obok legowiska Hertu. Gdzie on był? druidem targał niepokój. Wysłał badawczą myśl do kompana, lecz nie było żadnego odzewu. Poddenerwowany przechadzał się po pokoju, a niespokojne kroki dudniły w drewnianą podłogę wystukując nerwowy rytm o szybkim tempie. Nagle dało się słyszeć ciężkie zwierzęce łapy na schodach. Z pewnością był to wilk druida, ale dlaczego nie przybiegł na górę tylko człapał ociężale? Karvel otworzył drzwi i ujrzał swojego zwierzęcego towarzysza. Wyglądał jeszcze gorzej niż Robin poprzedniej nocy... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:13, 20 Gru 2009 |
|
-Nie! Hertu!-krzyknął Karvel. Nikt na szczęście tego nie słyszał. Chwycił wilka pod kończyny i przeniósł go na jego legowisko.Stanął nad nim i wypowiedział zaklęcie {Leczenie średnich ran}. [link widoczny dla zalogowanych] na Hertu. Tak jak w przypadku Robina za dużo to nie dało. Podał wilkowi miskę wody, ale nie chciał pić. Był niespokojny i trząsł się nienaturalnie-na pewno nie z zimna. Pogłaskał wilka po grzywie.-wykonałeś swoje zadanie bardzo dobrze. Tylko jakim kosztem.-rzekł do wilka.-naraziłem Cię na to, przepraszam.-
Teraz druid kompletnie zgłupiał. Sam nie wiedział co robić. Najgorsze było to, że nawet jeśli wszyscy się dowiedzą o wiec'u, to cieżko będzie się tam dostać, bowiem każdy ma do przejścia 3 dni drogi...
Nic nie było pewne. Karvel usiadł przy tlącym się ogniu i zasnął na krześle... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:21, 20 Gru 2009 |
|
Czary druida działały na zwierzę cała noc. Były tak silne i tak bardzo płynęły z serca, że wilk odzyskał niemal pełnie sił. Był wycieńczony morderczym biegiem... a może raczej ucieczką? Ale przed czym...
Karvel podniósł się z krzesła i przeciągnął obolałe plecy od spania w niewygodnej pozycji. Robin siedział nad miską zupy. Widać wpływ czarów kapłana który jeszcze kilkukrotnie użył swych mocy, podczas opatrywania jego ran, również przez noc zrobiły swoje.
- Dzień dobry, mości Karvelu - przywitał go krzywym uśmiechem i przymrużonym spojrzeniem - Dziękuję, że mi pomogłeś. Pochylił się nad miską zupy i zaczął jeść. Przerwał na chwilę by łypnąć głową na Ralfa śpiącego przy kominku, a potem by przenieść pytające spojrzenie na bezradnego druida. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:28, 20 Gru 2009 |
|
Druid nie dowierzał. Jeszcze wczoraj był tak słaby, a dziś już odzyskał większość sił. Cieszył się z tego powodu. Siadł przy stole i ostrożnie zapytał.- Robinie, mój przyjacielu, co się stało tamtej nocy? co was napadło? muszę to wiedzieć, a Ty musisz mi pomóc. - Karvel z niecierpliwością czekał na odpowiedź. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kapet dnia Nie 13:29, 20 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:34, 20 Gru 2009 |
|
- Przepraszam, że zawiodę Twoje nadzieje, czcigodny, ale nie pamiętam nic z tamtej nocy... - westchnął ciężko i opuścił zawstydzony wzrok - Pamiętam tylko to przerażające wycie, ciemne postaci, bardzo duże i szybkie. Było ich wiele... I padał deszcz... Tylko tyle pamiętam. I dziękuje za smaczną zupę. - uśmiechnął się zmieniając temat. Druid uspokoił się nieco. Przynajmniej wiedział, że jego rozmysły na temat Robina jako wilkołaka były błędne. Tej nocy była pełnia, a on się nie przemienił więc wszystko chyba w porządku, a jeśli? Znów pogrążył się w rozmysłach z których wyrwało go pytanie mężczyzny:
- Co Ralf robi w Twoim domu, czcigodny? Nie powinien być z matką? Czy jego ojciec i reszta już wrócili? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:45, 20 Gru 2009 |
|
Karvel zwiesił głowę i rzekł:- Jego matka zmarła z nerwów i tęsknoty za jego ojcem. Wpadła w depresję, dowiedziała się chyba, że nie żyje jej mąż i niestety odeszła. A reszta Twojej eskapady nie wróciła do tej pory, ani słychu, ani widu. Przeczuwam, że stał się rzecz najgorsza z możliwych. - Druid podniósł się z krzesła i podszedł do Hertu. Widząc, że poprawiło mu się znacznie podał mu kawałek surowego mięsa i miskę wody na śniadanie.
Usiadł znów na krześle i zaczął rozmyślać. -Skoro on się nie zmienił i Hertu nic nie jest to moje przypuszczenia mogły być słuszne. Dziś była pełnia i nic się nie stało. Przynajmniej jedna dobra wiadomość... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 13:56, 20 Gru 2009 |
|
- Nic tu po mnie, mistrzu - rzekł z pokorom i kłaniając sie nisko ucałował dłoń starca - Dziękuję, za pomoc. Pójdę odwiedzić Mery Luu, zapewne zamartwia się niemiłosiernie, będę w swoim domu na drzewie, gdybyś mistrzu czegoś potrzebował, poślij po mnie - Dobrotliwie poklepał wilka po łbie, a ten wywalił jęzor w wilczym uśmiechu. Mężczyzna opuścił dom Karvel'a zostawiając go z Ralfem, Hertu i chaotyczną plątaniną myśli w głowie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 14:07, 20 Gru 2009 |
|
Druid nadal siedział przybity na krześle.
- Teraz muszę tu siedzieć i czekać na wieści od moich braci.- rzekł głaszcząc Hertu po głowie.- Mam nadzieję, że wiec odbędzie się jak najszybciej.
Po 2 godzinach rozmyślań wstał stołu i zauważył, że Ralf się przebudził. Dał chłopcu ostatki zupy grzybowej i kromkę chleba do tego.
Druid ubrał torbę na ramię i otwierając drzwi domu powiedział do Ralf'a:- Wychodzę do lasu nazbierać ziół i roślin. Tu zostań w domu, albo jeśli chcesz możesz powałęsać się po obozie, ale pod żadnym pozorem nie wolno Ci wychodzić po za obóz do ciemnego lasu. Rozumiesz?- Wyszedł sam. Wziął ze sobą tylko potężną laskę. Po opuszczeniu obozu zniknął gdzieś w gęstwinie..... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 19:20, 20 Gru 2009 |
|
Chłopak skinął głową na zgodę. Karvel wyszedł z wioski i skierował swoje kroki na wschód. To stamtąd mienionej nocy wrócił Robin. Czy chciał zaryzykować? Czy chciał coś sprawdzić? Tego do końca nie był pewien i nie był pewien też tego co robi. Hertu szedł obok. Czasem pogonił zająca dla zabawy, powarczał na sarny albo zawył do ptaków, by akompaniować ich śpiewom. Druid operował swym sierpem wśród ziół, nazbierał już stosownie dużo ich i został mu jeden krzak.
Zagłębił się bardziej w las, który stał się ciemniejszy mimo górującego, południowego słońca. Co zdziwiło Karvel'a, Hertu przycupnął na tylnich łapach na skraju głębokiego cienia. Bał się? Wilk? To niedorzeczne. Wreszcie zrozumiał, gdy położył się w uniżonym geście na brzuchu, uszy rozłożył komicznie na boki, a ogon podkulił pod siebie. Coś było nie tak... Druidem wstrząsnął dziwny dreszcz... Wzruszył ramionami i bardziej niepewnie skierował swoje kroki w głąb. Odnalazł krzak który go zainteresował i zaczął ścinać jego gałązki, szykując komponenty do wywaru. W pewnej chwili coś mu błysnęło między gałęziami. Kilka szybszych cięć w pewnych miejscach i droga była wolna. Jego ręka sięgnęła w głąb. Poczuł chłód stali. Wyciągnął go. Był to medalion na grubym łańcuchu. Skądś znał ten symbol... Ów przedmiot przekręcił się i Karvel zamarł na widok tego co ujrzał. Medalion, stanowił wściekle atakujący pysk wilka...
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Kapet
Gracz
Dołączył: 10 Lis 2009
Posty: 258 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z głębi... Płeć:
|
Wysłany:
Nie 22:40, 20 Gru 2009 |
|
Druid usiadł ze strachu i samego wrażenia swego znaleziska.
-Hertu? Czy to Cię tak przeraziło? czy może ktoś lub coś, kto pozostawił ten medalion? co wilku?- Druid chwilę jeszcze patrzył na medalion z uwagą i ostrożnością. Miał wrażenie, że emanuję jakąś magią. To było dziwne znalezisko, ale także dziwnie...hmm... znajome?...Być może.
Druid nagle spojrzał w gęstwinę lasu. Coś bowiem zwróciło jego uwagę, mianowicie ślady... Tylko kto jest ich autorem?...Dużo pytań mało odpowiedzi...co robić?...Bogini pomóż mej nieszczęsnej duszy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Samael
Gracz
Dołączył: 09 Lis 2007
Posty: 1435 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Leża Wilkołaków... Płeć:
|
Wysłany:
Pon 12:01, 21 Gru 2009 |
|
Co to mogło być? Druid nie musiał używać swej wiedzy i wykrycia magii aby wiedzieć, że przedmiot ten posiada silne magiczne właściwości. W mroku, który otaczał okolicę Karvel'a medalion emanował delikatną, błękitną poświatą. Co to mogło być? Przykucnął niże, aby przyjrzeć się śladom jakie zauważył. Widział, że niektóre z nich chaotycznie zakręcały, zawracały, zwracały się w różne strony. Co ciekawe, żaden ze śladów nie znajdował zbyt blisko, czyżby to było....
Nagłe skomlenie Hertu odwróciło uwagę druida... Z głębokiego cienia wyszedł półnagi Ronald!
- Witaj czcigodny Karvel'u - rzekł z przebiegłym uśmiechem - Oczekiwałem Twojego przybycia |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|