|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 9:33, 05 Sie 2010 |
|
- Yǒu shíhou línghún zhuīsù dào zhǐyǒu yīgè jīgòu zāoshòu zhémó de xǔduō - usłyszeli nagle głos a powietrze tuż przy oszklonej ścianie gabinetu Brujah'a zafalowało by po chwili przybrać humanoidalny kształt niskiego Azjaty
- Czasem dusza wraca do tylko jednego ciała aby cierpieć męki wielu istnień.
Mężczyzna był drobnej postury i był o głowę niższy od Williama czy Kyle'a. Sen go znał, to Xu Guan, który przedstawił się jako jego Przodek. Wampir, ale nie do końca taki jak on. Czego znów chciał? Nie przejawiał wrogich zamiarów, przynajmniej na razie.
Jego twarz jawiła się dziś jako blada, cienka skóra naciągnięta na białą czaszkę. Twarz zdobiły zaschnięte strupy. Na głowie nosił chiński kapelusz a ubrany był w zakrwawione hanfu. Dodatkowym elementem wyróżniającym go od postaci, którą Sen spotkał wcześniej były wąsy. Długie wąsy mandaryna.
[link widoczny dla zalogowanych]
Azjata stał tak przed nimi wyprostowany jak struna lecz widać było, że nosi na sobie duży ciężar. Oczy trupa wpatrywały się tępo w pustkę. Poza bardzo trupim wyglądem Xu przypominał wreszcie Sen'owi wampiry, które znał.
- Wǒ lái hépíng - usta Azjaty poruszyły się a dźwięk, który wydobył się z nich przypominał pisk jakiegoś egzotycznego ptaka.
Sen próbował rozszyfrować treść ostatniego zdania ale rozumiał tylko słowo "pokój" w znaczeniu braku agresji.
- Wǒ tíchū yīgè jǐnggào - to Sen zrozumiał doskonale. Xu przybył aby go (albo ich) ostrzec!
- Jiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjiè - postać Azjaty wyrzucała z siebie coraz bardziej piskliwe dźwięki a Sen nie mógł do końca zrozumieć tego co mówiła. Jego umysł pracował na najwyższych obrotach ale jedynie co zdążył przetłumaczyć to "ciemna krew zrodziła demona [...] Połączyła [kogoś, może ich?] [...] złożona w ofierze [...] dziecię mogło [...] chwała królów"
Brujah chciał coś powiedzieć ale Xu zaczął powtarzać na okrągło tą samą wiadomość jak jakaś groteskowa automatyczna sekretarka wyjęta prosto z filmu Tim'a Burtona!
- Jiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjièJiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjièJiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjièJiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjièJiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjièJiārù chún chóuhèn chūshēng de èmó àn xuè. Hébìng hòu de gè jiāng cúnfàng zài shòuhài értóng de hēiàn Wojno kěyǐ guàng wánliǎo yánluó wáng de róngyào shìjiè...
Xu mówił coraz szybciej i szybciej aż wreszcie słowa zlały się w nieznośny pisk, który sprawił, że nawet uszy nieumarłych nie potrafiły tego wytrzymać. Kyle i Will próbowali ratować się dyscypliną Nadwrażliwości wyciszając dźwięki lecz również musieli zatkać uszy jak Sen, który padł na podłogę.
Kulminacją całości była jakby soniczna eksplozja, która wysadziła szybę w gabinecie Sen'a. Jej odłamki poleciały na wrzeszczących ludzi w kasynie. Ich krzyki, bólu i przerażenia zdały się być wielkim ukojeniem dla zmęczonych kakofonią uszu Kainitów.
Sen wstał i rozejrzał się dookoła. Xu nie było widać a każdy szklany przedmiot w jego gabinecie był w rozsypce.
Co się na Kaina tu wydarzyło!?! - to pytanie zadawali sobie wszyscy obecni...
[Z pewnością znawca mandaryńskiego czy innego dialektu zabiłby mnie za to co popełniłem ale użyłem sobie translatora Google do przetłumaczenia powyższego - nie znam chińskiego a chciałem jako taki klimat wprowadzić] |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 19:00, 06 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 19:18, 06 Sie 2010 |
|
Nie bardzo wiedział o co w tym wszystkim chodzi. On nie bardzo wiedział co tu w ogóle zaszło. O niczym innym nie mógł myśleć. Wstał z klęczek i wyrwawszy się z otępienia, choć po części, osunął się na fotel. Zdawał sobie sprawę, że to on powinien zabrać głos i przemówić w tym towarzystwie. Tak też zrobił, jednak to nie oni byli adresatami. Trzęsącym się jeszcze palcem wskazującym nacisnął jeden z klawiszy interkomu: - Lui - zwrócił się do szefa ochrony - Wyprowadź ludzi. Zamykamy na dzisiaj, trzeba uprzątnąć ten burdel. Zajmij się tym. Głos z czarnej skrzynki potwierdził, że przyjął polecenie i na tym konwersacja się zakończyła. Teraz spojrzał na powoli dochodzących do siebie kumpli. - W porządku ? - rzucił raczej dla formalności. Uznał za niekonieczne wyjaśniać co tutaj się stało. Po pierwsze, sam nie wiedział co. Po drugie,... po prostu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 17:33, 07 Sie 2010 |
|
Pojawienie się nagle chińczyka wyprowadziło go z równowagi. W jednej chwili rozmawiał z Senem, a w drugiej już zrywał się z fotela. Jego nerwy przez ostatni okres były napięte jak postronki. Na każdym kroku spodziewał się zasadzki, za każdym rogiem mógł czaić się szpieg. Nagłe pojawienie się kogoś automatycznie odebrał jako atak. Spiął mięśnie by poderwać się z fotela. Chciał uderzyć obcego swą magią i wypchnąć go przez szklane okno. Stał już i szykował atak gdy dotarło do niego, że Sen zdaje się znać tego chińczyka. W ostatniej chwili powstrzymał swój atak. Nagromadzone emocje znalazły ujście w pełnym entuzjazmu.
- K@#$A MAĆ – opadł z powrotem na fotel – Czy musicie mnie tak straszyć? Jakbym miał mało emocji ostatnimi czasy[/color] – dodał z pretensją i spojrzał na Kyla, ciekaw czy on też zna tego chińczyka. W obecnej sytuacji wcale by go to nie zdziwiło. Wszyscy, których spotykał mieli swoje tajemnice i zazdrośnie strzegli swych sekretów.
Ich nowy gość zdawał się nie zauważyć konsternacji młodego Tremere i zaczął coś szwargotać po swojemu. William znał wiele języków, ale jego specjalnością były języki starożytne. Mimo tego udało mu się wyłapać kilka słów. Niestety nie przybliżyło go to do zrozumienia wypowiedzi obcego. Zdaje się chciał przekazać coś Senowi i tylko jemu.
Will zapomniał się i skrzywił z niesmakiem. Wygląd i zachowanie ich gościa pozostawiały wiele do życzenia. Chciał to skomentować złośliwie pod nosem gdy głos obcego wzniósł się niebezpiecznie wysoko. Tremere automatycznie dostosował swój słuch, ale i to nie wystarczyło. Po chwili mimo obrony poczuł ukucie bólu.
„Więc jednak atak!!!” – pomyślał rzuciwszy się za fotel, który stanowił kiepską osłonę lecz lepszą niż żadną.
Atak skończył się wraz z hukiem pękającego szkła. Will zmrużył oczy gdy szklane odłamki pofrunęły po całym pokoju. Dopiero po chwili zauważył, że niszczący dźwięk już nie dochodzi do jego uszu.
Wychylił się ostrożnie zza fotela gotów zaatakować. Chińczyka nie było. Jego towarzysze również zauważyli ten fakt i powoli dochodzili do siebie. William poczekał aż Sen się pozbiera i zapytał.
- Co to za gość – podłubał palcem w uchu jakby doprowadzając je do użyteczności – Zdaje się, że to twój znajomek. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Sob 18:48, 07 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 19:20, 07 Sie 2010 |
|
W pomieszczeniu wszędzie było pełno szkła. Niektóre większe, mniejsze odłamki dostały takiego pędu, że znalazły swoje miejsce w ścianach naruszając gips. Spojrzał na dół. Ochroniarze wykonując polecenie powoli wyprowadzali ludzi z kasyna, a konserwatorzy i konserwatorki powierzchni płaskich zajęli się uprzątnięciem tego całego bajzlu. Sen uśmiechnął się w duchu widząc jak ludzie wykonują jego polecenia, był dumny, taka była jego natura. Uczucie wyższości przerwał głos Willa.
Wiedział, że pytanie padnie prędzej czy później, jednak samemu zaczynać nie chciał. Odetchnął głęboko... zrobiłby tak gdyby żył. - Tak, to znaczy nie. - zawahał się - Nie wiem. Jednego czego mogę być pewien choć też nie do końca, to że nie ma złych zamiarów. Mówi, że jest moim przodkiem i nie podoba mu się, że stałem się kim się stałem. - upewnił się czy to co mówi trafia do zaciekawionych adresatów - Nie wiem dokładnie kim jest, nie wiem czego chce. Jedyne czego jestem pewien. Xu jest naprawdę silny. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 12:53, 09 Sie 2010 |
|
- Jak to nie wiesz czego chce? Tak sobie pojawił się i nic nie mówił? – zdziwił się Will
- Żebym pamiętał kim byłem.
-Hm, to jakaś twoja rodzina? – Tremere nie ustępował.
- Nie mam pojęcia, powiedział, że jest moim przodkiem, tylko tyle.
- Ożesz. Kolejny gracz, który chce nam skomplikować życie. Dobra. W tej chwili to nieważne. Zrozumiałeś go w ogóle? Możesz powiedzieć co do nas mówił?
- Zrozumiałem tyle co Ty.
- No to chyba niewiele. Myślałem ze może wyłapałeś cos więcej.
- On wie doskonale co stało się w motelu. Coś mrocznego ujrzało światło dzienne, a my zostaliśmy tym połączeni.
- No. To juz zauważyłem. Ale czemu nas zaatakował skoro chciał ostrzec?
Kyle przysłuchiwał się uważnie, analizując cale zajście. Wyglądał na mocno zafrapowanego.
- Pozwólcie, że teraz ja o coś spytam – Sen spojrzał na obu towarzyszy.
Will wzruszył ramionami.
- Wal stary.
- W jaki sposób Kyle i ten mag byli ze sobą związani ? Jak się o tym dowiedzieliście?
Will skrzywił się, a Kyle wyciągnął z ramienia kawałek szkła, który najwyraźniej miał pecha się tam znaleźć.
- Ten mag, czyli ten, który pojawił się z Elizjum, czy ten mag, którego szukamy, który może być tym samym magiem z Elizjum?
- Ten mag, którego imienia nie można wymawiać, bo mógłby nas namierzyć - uściślił Brujah.
- Skomplikowana sprawa
– powoli odezwał się William
- Może zacznę od najprostszej. Skąd się dowiedzieliśmy. Poskładaliśmy okruchy informacji uzyskane od naszych rodziców. Nosferatu i tej Ravnoski co nas chciała oczarować.
- Tyle? – wtrącił Sen.
- Jeżeli zaś chodzi o to jak są połączeni to ciężko wytłumaczyć.
- Jeżeli koniecznie musisz wiedzieć, najpierw upewnijmy się, że nikogo tutaj nie ma - nagle przytomnie do dyskusji dołączył Malkawian.
Will spojrzał na Kyla i zastanawiał się jak powiedzieć Senowi o Bobie gdy uwaga Kyla na temat podsłuchu uruchomiła po raz kolejny pokłady paranoi Willa. Rozejrzał się zaniepokojony, czyżby Kyle coś widział?
- Jest coś o czym nie wiem ? – Sen spojrzał wymownie na Kyle'a.
- Jest mnóstwo rzecz, których nie wiesz. Tajemnice, których nie powinieneś znać.
- Kyle wyglądał podejrzanie. Jakby uruchomił mu się szósty zmysł paranoika.
Brujah zrobił zrezygnowaną minę
- Czy jest coś w tym pomieszczeniu o czym wiedzieć powinienem? Ktoś nas słucha?
- Jeżeli nagle pojawił się tutaj... mistrz Miyagi (tak Kyle postanowił nazywać małego chińczyka), to równie dobrze może tutaj być ktoś inny. A jeżeli jeszcze go tu nie ma, to pewnie się spóźnia i za chwilkę dojdzie.
- Wszyscy wyskakują zewsząd. My, Malkavianie jesteśmy przewrażliwieni na tym punkcie. Najpierw mag, potem kilkakrotnie Nosferatu, teraz Miyagi.
- Gdyby mnie tutaj nie było to i Xu byście nie poznali. Dobrze więc - wystrzelił jak strzała i był już drzwiach - Jest jeszcze jedno miejsce. Wyszedł na korytarz kątem oka upewniając się, że idą z nim. Kierował się schodami w dół.
Byli już zdecydowanie pod ziemią. Sen otworzył drzwi. Wnętrze pomieszczenie było identyczne jak to, które niedawno opuścili. Poza jedną rzeczą. Nie było wielkiej szyby. Gdy weszli, Sen zamknął za nimi drzwi i gestem ręki wskazał na kanapę. Sam zaś zajął miejsce przy biurku. - Pomieszczenie jest całkowicie wytłumione. Nikt o nim nie wie, poza mną i zaufanym ochroniarzem.
Kyle rozsiadł się wygodnie na środku kanapy, zostawiając po lewej miejsce Bobowi. Will przeszedł się po całym pomieszczeniu oglądając je wnikliwie. Pomieszczenie było identyczne. - Tutaj dobrze? – zagaił Sen przypominając im o wcześniejszym pytaniu.
- Myślę, że wystarczy, aby wyjawić Ci ten pojedynczy sekret.
Kyle wziął głęboki wdech (teatralnie), po czym przybrał minę typowego mędrca z filmów, wyjawiającemu głównemu bohaterowi jego przeznaczenie.
- Otóż zaczęło się od tego, że pewien mag, wiesz-który-mag, miał żonę. I jego żona również była magiem. On jednak, nie wiem dlaczego, stał się zły, i postanowił pożerać awatary innych magów, czy coś w tym stylu. No i razu pewnego zamordował własną żonę. Jednak nie był w stanie przechwycić jej awatara. Albowiem tutaj siedzący Bob - wskazał ręką Boba - jest, jak to ujął Hex, cieniem awatara tej kobiety. A więc można powiedzieć, że jej awatar jakoś przeżył, i siedzi sobie tutaj z nami.
Wszystko wypowiedział nad wyraz poważnym głosem, po czym złożył ręce przed sobą czekając na reakcję. Will ponownie wzruszył ramionami i uśmiechnął się przepraszająco.
- Mówiłem ze to cokolwiek skomplikowane.
Gdyby Sen żył pewnie przetarłby teraz oczy w niedowierzaniu. - Jaja sobie robisz ? - spojrzał z wyrzutem na Kyle'a.
Pokiwał głową przecząco. - Ani trochę.
- Pan H. Najprawdopodobniej wierzy, że Bob dalej ma moce awatara tej kobiety i dlatego chce go zdobyć. Niestety jedyną zdolnością Boba, oprócz geniuszu, jest wykrywanie magii...
- Czemu więc jest on akurat z Tobą ? Bez obrazy.
- Nie mam pojęcia. Jest, od kiedy pamiętam. I jest moim przyjacielem. - uśmiechnął się.
- Coś mi tu kurwa śmierdzi. Śmierdzi jak sam chuj
– Brujah musiał dać sobie upust, to coś siedziało w nim już jakiś czas. - A pióro ? - rzucił krótko.
- Tylko go kurwa przy nim nie wyjmuj - krzyknął ostrzegawczo Tremere.
- Pióro dał mi Lynch. I wygląda na to, że Lynch jest znajomkiem dziadka. Muszę mu je pokazać... Tylko nie wiem jak go znaleźć.
- Jaki Lynch ?
- Właściwie to sam chciałbym wiedzieć. Pojawił się znikąd i równie szybko zniknął zostawiając to.
- Dobrze. Załóżmy, że rzeczywiście tak było, nie wnikam. Myślę jednak, że warto byłoby się zastanowić czy jest coś co łączy dwie nasze wspaniałe historie.
- No. Jak na razie same zagadki. Chyba ze ty masz jakieś wyjaśnienie.
- Mówiliście coś o reinkarnacji – Sen przypomniał sobie nagle.
- W pewnym sensie. Nas to raczej to nie dotyczy. Jak cię ktoś przeistoczy to dupa. Koniec reinkarnacji. Przynajmniej teoretycznie – próbował tłumaczyć Will.
- Chyba, że jako pies – dorzucił swoje Kyle, a Tremere uśmiechnął się lekko.
- Co dokładnie mówiliście o reinkarnacji? – Brujah zdawał się nie zauważyć żartu i pytał nieustępliwie.
- Pytałeś czemu koleś go ściga – Will pokazał palcem Kyla - No to ci tłumaczymy, że koleś wierzy ze on jest w pewnym sensie jego żoną.
- Jej awatarem, i nie ja, tylko Bob. Ale byłeś blisko – swoje dorzucił Kyle.
- Nie szukaj w tym sensu. Nikt nie mówi ze ten koleś jest normalny. On w to wierzy i już – Tremere wzruszył ramionami - Wiem. Wiem - rzucił do Kyla -Po prostu upraszczam bo nigdy nie skończymy gadać.
- Może w Kylu siedzi dusza tej całej żony maga. Może to kolejna jej reinkarnacja. Nie wiem.
William obszedł pomieszczenie po raz kolejny. Dyskusja zrobiła się cokolwiek dziwaczna. Ale inaczej być nie mogło. W końcu sytuacja, w którą się wpakowali nie należała do normalnych. Nawet jak na dziwaczne standardy młodego Tremere. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pon 12:58, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 15:35, 09 Sie 2010 |
|
- Ciekawe. - rzekł chińczyk spoglądając na chodzącego po pomieszczeniu Willa - Już od kilku godzin świta. Jeżeli nie macie nic przeciwko przekimam się chwilę. - rozłożył sobie fotel, tak aby było mu wygodnie - Nie będę miał nic przeciwko jeśli zostaniecie tu na noc. - nie potrzebował wiele aby odpłynąć w świat surrealizmu. Surrealizmu ? Przecież on żył w świecie dalece podobnym do prawdopodobnego. Może to był sen we śnie ? Odpadł. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Pon 15:35, 09 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Gavron
Gracz
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa Płeć:
|
Wysłany:
Pią 15:01, 13 Sie 2010 |
|
Kyle nie potrzebował, aby dwa razy mu powtarzano.
Rozłożył się wygodnie na kanapie.
- Bob, jakby coś się działo, to mnie budź. Jak nic nie będzie się działo, to śpij sobie. Dobrydzień.
I... zasnął.
(tak przy okazji, mój kolor to magenta, nie pink tak na przyszlość) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 9:39, 14 Sie 2010 |
|
<center>Just like a shadow in the street
Under the moonlight, feeling incomplete
Searching to find a friendly face
Stuck in this God-forsaken place</center>
<center> - Dream Evil "See the ligth"</center>
Oto pierwsza noc z reszty twojego nie-życia! Ocknęli się prawie równocześnie. Dzień minął spokojnie i po atrakcjach poprzedniej nocy szczerze przyjęli spokój jaki ich tu zastał. Sen zastanawiał się co teraz począć. Czy wtajemniczyć resztę w swoje dzisiejsze plany? W sumie to i tak są na celowniku jakiegoś maga a tam gdzie się wybiera nie będzie wcale bezpieczniej. Zresztą z tego co pamiętał z gadaniny Falcone'a to Tremere choć niebezpieczni mogą być całkiem dobrymi sprzymierzeńcami... może właśnie dlatego? Bił się z myślami.
Kyle tymczasem zaniepokoił się lekko. Bob siedział obok kiwając się w przód i w tył, jakby odbywając jakąś chorą medytację. ciekawe co Suzy każe mu dziś zrobić? - zastanawiał się. Bob wstał nagle i wyprostował się jak struna.
- Znalazł nas - jęknął ale chwilę potem usiadł i jęknął z ulgą - Nie, nie, nie pomyłka. To coś innego. To coś co się wydarzy.
Will poczuł wibrację magii skierowanej w jego stronę. Kolejna wieść od przywódców klanu. Mógł się tego spodziewać skoro kocioł w jaki się wpakowali zdawał się oddziaływać na całe miasto. Wysłuchał wiadomości i spojrzał po pozostałych skonfundowany. Musiał im coś powiedzieć, albo skłamać... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 10:37, 14 Sie 2010 |
|
Ocknął się z lekkim zawrotem głowy - bynajmniej tak mu się wydawało. Usiadł w fotelu. Pozostała dwójka już nie spała. Sen wiedział, że nadszedł czas dotrzymać umowy zawartej z Nosferatu, tym bardziej, że Szczur swoją część umowy wypełnił, dzięki czemu doktor zyskał w oczach don Luci. Postanowił nie wtajemniczać Willa i Kyle w swoje ciemne interesy więc niczego mówić nie chciał. - Słuchajcie. Muszę teraz wyjść i załatwić coś pilnego. Zobaczymy się potem. Chyba że... - naciskał już klamkę gdy się zawahał i rzekł - Przyda mi się wasza pomoc. Mogę na was liczyć ? - spojrzał na zebranych. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gavron
Gracz
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa Płeć:
|
Wysłany:
Nie 12:35, 15 Sie 2010 |
|
Kyle zastanowił się chwilę.
- Dzisiaj też mam się zobaczyć z mamą... Więc jeżeli to nie zajmie za dużo czasu, to moglibyśmy pomóc... chyba.
To rzekłszy zerkał to na Boba, to na Williama.
W każdym razie ktoś tutaj coś ukrywał, gdyż Bob to wyczuł. Wyczuł magię. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Nie 20:03, 15 Sie 2010 |
|
- Pójdziemy we trójkę to szybko się z tym uwiniemy. - spojrzał wyczekująco na Willa. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 6:14, 16 Sie 2010 |
|
William przeczekał noc w kasynie u Sena. Nie wiedział czy to najlepszy pomysł, ale postanowił zaryzykować. Na szczęście nie mieli już żadnych niespodziewanych odwiedzin. Obudził się dobrą chwilę po zmierzchu, jak zwykle lekko odrętwiały. No cóż, nie był „rannym” ptaszkiem. Właściwie to został obudzony. Potrząsnął głowa by pozbyć się dudniącego głosu z głowy. Komunikacja w jego klanie było zorganizowana świetnie, miała jednak swe wady. Na przykład nie każdy chciał być wyrywany ze snu takim przekazem.
Tremere wstał i przetarł zaspane oczy. Jednocześnie zastanawiał się czy może wymigać się od polecenia, które usłyszał. Teoretycznie była taka możliwość. W końcu wykonywał misję powierzona mu wcześniej. Wątpił jednak, że zwalnia go to w obecnej sytuacji.
Will popatrzył na współtowarzyszy. Nie wiedział czy może im udzielić informacji. Jego zdenerwowanie potęgował fakt z jakim przeciwnikiem mieli się zmierzyć.
„O co tu do cholery chodzi. Jakbyśmy mało mieli problemów z tym magiem. To jeszcze te gargulce. Coś mi tu śmierdzi. I to na mile. Najpierw dziwne zachowanie mojego ojca. Potem ten rytuał, w który nas ktoś wpakował. I te wizje potem. A może… - myśl która zakradł mu się do głowy wzbudziła jeszcze większy niepokój – A może za problem z gargulcami też odpowiada nasz mag? Może to jakaś dywersja by odwrócić uwagę mych braci? Kurwa jeszcze jedna zagadka.
Potrząsnął jeszcze raz głową jakby myślał, ze w ten sposób odegna złe myśli. Sen zadał im pytanie i oczekiwał odpowiedzi.
- Eh, chciałbym, ale chyba nie mogę. No chyba, że możesz to przełożyć na później. Właśnie dostałem wiadomość – zawahał się na chwilę, ale decyzję już podjął – Mój klan wybiera się chyba na wojnę. Musze tam być.
Przeciągnął wzrokiem po obu Kainitach jakby sprawdzając co myślą. Dopiero teraz dotarło do niego co powiedział.
- Nie denerwujcie się. Z żadnym z waszych klanów. To, jakby to powiedzieć. Rodzinna impreza. Nasze wewnętrzne sprawy.
Dodał to szybko by wyjaśnić cokolwiek. Miał nadzieję, że ich nie obraził. Najgorsze z tego było to, że wcale nie miał ochoty iść na spacer do parku.
„Spacer? Chciałbym. Jeżeli będziemy musieli walczyć ze strażnikami to nie będzie spacer. Nie wiem jak silna będzie ta grupa, ale to będzie kurewsko niebezpieczne.”
Nagle coś przyszło mu do głowy i od razu zwrócił się o pomoc do Sena.
- Słuchaj, nie będę miał czasu by zalecieć do Fundacji. Nie masz może pożyczyć mi jakiejś broni – zamilkł na chwilę. Zaschło mu w gardle i musiał odchrząknąć. Uśmiechnął się lekko, ale nawet ślepiec zauważył by jego zdenerwowanie.
- Czegoś dużego. Naprawdę spory kaliber. Coś co powali słonia, albo zatrzyma ciężarówkę. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 14:47, 16 Sie 2010 |
|
~ Co do chuja ? Chyba cały klan nie zamierza zaczaić się na anarchistów, ja jebie, w co wpakował mnie ten szczur. No nic. Umowa to umowa.
- Broń ? Hm... - zastanowił się chwilę i podszedł do biurka. - Gdzieś tutaj powinny być... - rozsuwał każdą z szuflad od góry - ooo, są. Desert Eagle Jimiego, mojego ochroniarza. Nie obrazi się jeżeli je sobie pożyczysz.
- Dobra Kyle. To ty jedziesz z ze mną, a z Willem zobaczymy się później, tak ? - musiał się upewnić. Mimo wszystko miał nadzieje, że Tremere nie mówił o tym samym parku do którego wysyła go Nosferatu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 21:38, 16 Sie 2010 |
|
Chyba niestety mówił. Gdy Wsiedli do samochodów i ruszyli w tą samą stronę, tzn na zachód od Londynu poczuli coś co nie dawało im spokoju. Nie tylko wiedzieli, że zmierzają w to samo miejsce to jeszcze czuli TĄ niesamowitą obecność. Jakby coś ,ktoś, jakaś obca istota łączyła ich mózgi w jedną całość. Znali swoje cele i odczucia, ale musieli je interpretować we własnym zakresie.
Stąd Sen wiedział, że Will wybiera się tam gdzie i on. Nawet podejrzewał, że Tremere nie ma nic do anarchistów. Miał robić coś zupełnie innego...
Zajechali do Thorpe Park i wysiedli z aut. Gdy tylko ich oczy przyzwyczaiły się do ciemności, blado rozświetlanej przez odległe lampy i księżyc, rozpoznali kilka sylwetek ukrytych w zaroślach. Mieli oni broń. Wszystko zaczęło się tak jak kazda woja się zaczyna - NAGLE!
Ciężarówka wjechała na drut kolczasty rozciągnięty przez całą szerokość drogi. Opony wydały z siebie szybki świst a kierowca zahamował. Wtedy drzewa ożyły. I nie tylko. Zewsząd pojawiły się postaci znane Will'owi jako bracia i siostry z fundacji. Nie było tam Lorda Lothariusa, przewodził im Phoenix! Wydał kilka szybkich rozkazów a thaumaturgia wręcz lała się z Tremere. Dwóch gargulców, zanim wystartowało z konarów drzew spłonęło w nich. Spadli, lecz przypominali kaczki, które spłonęły tuż przed planowanym grillem.
Istoty ukryte w krzakach nie wiedziały co się dzieje. Jeden z nich wyskoczył i spłonął równie szybko co gargulowate byty.
Kyle i Sen stali jak wmurowani a Bob śmiał się z kilku fajnych, jego zdaniem poz wykonywanych przez "latające posągi".
Nagle jeden z "kamiennych posągów" wylądował przed nimi. Will myślał, że był gotowy na to spotkanie. Wypalił z obu DE w ciało gargulca, jednak prawie półcalowe pociski na nic się zdały. Sen miał w pogotowiu swoją katanę a Kyle... Kyle miał swoje szaleństwo... swoje i cudze... cokolwiek...
Sen widząc ogrom zniszczeń jaki czynili pozostali Tremere nie miał najmniejszych wątpliwości ,że cudem uda mu się uratować choć jednego z tych "anarchistów".
Gargulec wyglądał tak jak się nazywał. Był wysoki, miał mordę jak z gotyckiego witrażu i skrzydła. Duże, monumentalne. Aż dziw, że go unosiły. Ktoś kiedyś obliczył, że boskie anioły nie miały by szans latać na tak "małych" skrzydłach. Aby unieść swoje ciało "quasi-ludzkie" ich skrzydła musiałyby mieś rozpiętość około 30 metrów... Teraz jednak nie przejmowali się wielkością skrzydeł gargulca, lecz jego ostrymi kłami i pazurami...
[Jako, że po raz pierwszy COŚ SIĘ DZIEJE to trzeba zarządzić jakąś inicjatywę. Z kulania wyszło mi tak: Will, Sen, Kyle, Gargulec... czyli macie pierwszeństwo. Czyńcie swoją powinność. Aby nie było,że się czepiam kostek - piszcie co czynicie a ja postaram się to przełożyć na fabułę ] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Wto 9:10, 17 Sie 2010 |
|
Wpadli do jakiegoś parku, która chwilę później zaroił się od skrytych ciemnością postaci. Sen nie bardzo wiedział kim są wszystkie strony walczące i jaki mają interes w tym aby znaleźć się właśnie w tym miejscu, i właśnie w tym czasie. Jednak nie to było teraz najważniejsze. Rozmyślania i analizę sytuacji, już po części zakończonej, przerwało lądowanie jakiejś bestii. Chińczyk pierwszy raz widział coś takiego na oczy. Z tego co zdążył zauważyć wcześniej bestie jemu podobne nie mają przyjaznych zamiarów więc bez wahania sięgnął po swój miecz. Mocno zacisnął dłoń na rękojeści i energicznym ruchem uwolnił broń spod ciemnego płaszcza. Szybkim i dynamicznym ruchem doskoczył do gargulca. Zamachnął się nad prawym uchem i przed samym atakiem wykonał piruet, ostatecznie zmienił sposób zadania ciosu. Całkowicie myląc przeciwnika wyprowadził go spod prawego ramienia atakując prawe skrzydło bestii. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Wto 9:13, 17 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 9:44, 17 Sie 2010 |
|
Zdenerwowany Tremere zauważył, że Sen z Kylem jadą za nim. W pierwszej chwili chciał się zatrzymać i pogadać z nimi. Już prawie naciskał hamulec, ale rozmyślił się. Jakiś impuls pochodzący zdaje się od Sena podpowiedział mu, że po prostu jedzie w to samo miejsce. Po raz kolejny ich niedawno powstała więź przeraziła go. Tak bardzo, że zapomniał o poprzednim strachu. Strachu związanym z misją.
„Czy oni mnie odbierają tak jak ja ich? Na pewno. Czy to minie? A może się wzmocni. Co to do cholery jest. Na pewno nie magia. Wyczułbym. jakaś magia krwi? Coś podobnego do więzów tylko słabsze i rozciągnięte na grupę? jakiś rodzaj słabej telepatii? Cholernie dużo pytań. Musze znaleźć odpowiedzi. Może jednak lepiej nie będę pytał ojca.”
Na takich rozmyślaniach minęła mu podróż do parku. Zaparkował i ostrożnie ruszył na zwiad wyostrzywszy uprzednio zmysły. Nie chciał przez nieuwagę wleźć na plecy żadnemu gargulcowi, ani tym bardziej swojemu ziomkowi. Oba pomysły wydały mu się wyjątkowo głupią formą samobójstwa. Już po chwili wypatrzył kilka sylwetek i ze zdziwieniem zauważył, że przynajmniej kilka nalezą do ludzi. Uzbrojonych ludzi. Zanim jednak spróbował zanalizować ten fakt, zza rogu wyjechała ciężarówka i po chwili rozpętało się piekło.
Z szczytów drzew i okolicznych dachów spadły gargulce. W krzakach rozległa się bezładna kanonada, a pandemonium dopełniło pojawienie się oddziału Tremere pod wodzą jego ojca. Oddziału, który siał wokół siebie śmierć i zniszczenie.
William nie musiał wysilać swych zmysłów by wyczuć magię. na rękach zjeżyły mu się jak podczas burzy. Po plecach, wzdłuż kręgosłupa czół pełznące mrowienie. W uszach mu dudniło. Czół rytm magii całym swoim ciałem. Pochłaniała go i dodawała mu siły. Był tym tak zafascynowany, że zapomniał po co tu był. Jak rekrut podczas pierwszej bitwy zaciskał dłonie na broni w ogóle nie pamiętając do czego służy. Wszak patrzył na chwalę i potęgę swego klanu.
Otrzeźwienie przyszło szybko i brutalnie. Nieopodal wylądował jeden z gargulców. William spojrzał mu w oczy i zadrżał. Żadne malowidło czy ilustracja nie mogła oddać brzydoty gargulca. Młody Tremere spojrzał w oczy, które skupiły się na jego wzroku. Oczy, które go dostrzegły i mógłby przysiądź, że gargulec się uśmiechnął. Oczy, które poznały w nim Tremere i zapłonęły jak dwa jeziora lawy. Czystą nienawiścią.
William oprzytomniał momentalnie. Rzucił jednego Colta w stronę Kyla, nawet nie spojrzawszy na niego. Miał już broń w rękach lecz nie był żadnym wybitnym strzelcem, przybrał więc standardową pozę używaną przez policjantów. Broń trzymał w prawej, a lewą ręką obejmował magazynek od dołu. Wymierzył starannie w głowę i zaczął strzelać uważając by nie ujrzeć w szczerbince pleców Sena. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gavron
Gracz
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa Płeć:
|
Wysłany:
Wto 11:47, 17 Sie 2010 |
|
Sen jechał do parku, więc siłą rzeczy Kyle też tam się znalazł.
Przechadzali się po parku, i... Will też tam był! Cóż za zbieg okoliczności.
Gdy nagle rozpoczęła się wojna, Kyle nie chciał za bardzo brać udziału w tym wszystkim. Po pierwsze - to nie jego klan. Po drugie - szkoda zdrowia na takie fanaberie. Po trzecie - to nie jego klan. I tak dalej.
Stanął więc sobie odrobinkę z tyłu.
Gdy jednak William rzucił mu broń, jakaś dziwna iskierka pojawiła się w jego oku. Tym bardziej szalonym oku. Chociaż obiektywnie trudno było określić którym.
Postanowił więc przetestować moc wystrzału nowej zabawki. Wymierzył, biorąc poprawkę na wiatr, tor balistyczny, odległość, Sena stojącego obok gargulca...
Słowem - wymierzył jak snajper! I... strzelił. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 10:52, 20 Sie 2010 |
|
Pięknie to wszystko wyglądało. Cholera! Nie, wcale nie tak pięknie jak sobie wyobrażali! Gargulec przypominał posąg nie tylko z wyglądu. On był posągiem!
Gdy Sen doskoczył do niego ze swoją kataną zapragnął zamiast niej posiadać dwuręcznego claymor'a albo chociaż granat. Bądź co bądź wampirza Potencja dawała mu wzmożoną siłę to jedynie zadrasnął skrzydło gargulca. Przeliczył się też myśląc, że żywy posąg będzie nieporadny i powolny. Szponiaste łapska wystrzeliły ku niemu z taka prędkością, że tylko akceleracja pomogłaby mu uniknąć spotkania z nimi. Ścisnęły go w pasie i dziękował klątwie Kaina, że nie posiadał już nerek.
Gargulec chwyciwszy go odwrócił się plecami do strzelających Williama i Kyle'a i osłonił się skrzydłami przed pociskami. "Pustynne Orły" podskakiwały w dłoniach Tremere i Malkavianina plując pociskami. Jednak jedynym tego efektem były dwie półcalowe dziury w kamienistych błonach skrzydeł.
Sen tymczasem poczuł jak żelazny uścisk sprawia, że jego kręgosłup pęka jak sucha trzcina. Stracił czucie w nogach. Boże! Był sparaliżowany! Miał nadzieję, że vitae coś na to poradzi. Paszcza gargulca rozwarła się i gotowała do zadanie morderczego ugryzienia. Bestia Sen'a nie zamierzała na to czekać. Ryknął a oczy oszalałe z bólu spotkały się na moment ze wzrokiem gargulca. Katana, która miała ściąć za chwilę łeb bestii zatańczyła. Ogień dopalający się na jakimś pechowym wampirze zabłyszczał na jej ostrzu. Spadła na kark potwora a siła Szału dodała temu ciosowi takiego impetu, że kute wile razy ostrze przeszło przez kamienne ciało, osłaniane dyscypliną Odporności jak gorący nóż w masło. Łeb odpadł od reszty ciała a na mordzie potwora malował się przez moment wyraz ogromnego zdziwienia. Potem ciało wiekowego wampira poczęło się rozpadać na płonące szybko cząstki materii. Szpony lekko oparzyły ciało Sen'a. Padł jak długi spalając krew aby zaleczyć roztrzaskany kręgosłup. Nie trwało to długo lecz na polu walki zaszły nieoczekiwane zmiany.
Rozbrzmiało stacatto jakiegoś karabinu maszynowego. Gdzieś wybuchł nawet granat! Błysk eksplozji oświetlił na chwilę scenę rodem z koszmaru. Oddział Tremere był w rozsypce. Seria pocisków przeszła przez plecy Gordona Phoenixa i oderwała pół twarzy innemu Czarodziejowi. Jakiś czarnoskóry, wysoki wampir wpadł, widocznie akcelerując, na rosłego gargulca. Siła pędu rzuciła ich na drzewa, które łamały się jak bambusowe łodygi. Walkę jaka się między nimi rozegrała skryły bujne krzewy.
Sen wstał wreszcie gdy poczuł, że odzyskuje czucie w dolnej partii ciała. Przypomniał sobie po co tu był. Umiał już rozpoznać trzy walczące grupy. Gargulce, Tremere i Anarchistów. Przez moment była jeszcze jedna strona konfliktu - obsługa ciężarówki, której opony przebił rozciągnięty na drodze drut kolczasty. Najwidoczniej bł to jednak tylko ghule a dwie krótkie serie z pistoletu maszynowego wyeliminowały ich z gry...
Gargulce straciwszy większą część zespołu i element zaskoczenia wycofywały się z walki. Tremere zachęceni przez to ruszyli w pościg a Anarchiści wykorzystali to i ruszyli do ciężarówki. Mieli widocznie jasny cel. Jeden z nich, być może przywódca odsłonił plandekę i wydał z siebie pomruk niezadowolenia.
- Pusta! - krzyknął - Do ku**y nedzy! To była pułapka! - zorientował się po czasie, a może potwierdził swoje przypuszczenia. Wyglądał na Gangrela gdyż miał zwierzęce rysy twarzy. W jego oczach tliło się niemałe szaleństwo połączone z ogromną determinacją.
Wtedy pojawił się on. Swoje przybycie poprzedził dwoma płomiennymi jęzorami, które spaliły jednego z Gargulców i jednego z Anarchistów. Will spostrzegł go pierwszy. Lord Lotharius pałał gniewem. Był jak półbóg, który zstąpił na niewiernych i karał każdego kto wpadł w jego ręce. Młoda twarz była tak spięta, że wydawało się iż dotknięcie jej mogłoby rozerwać delikatną skórę. Jednak było to marzenie malkavianina, gdyż nie możliwe było teraz pomyśleć o potężniejszej istocie od tego matuzalema.
Lotharius spadł na przywódcę Anarchistów i cisnął nim o ziemię. Spojrzał w oczy rannego Phoenixa a w spojrzeniu tym kryło się więcej energii niż w granacie, który wybuchł przed chwilą. Moc tego spojrzenia powaliła ojca Willa na ziemię a reszta Tremere skuliła się ze strachu.
- Dość! - krzyknął... nie, ryknął Tremere. Gargulców nie było już widać, oddział Tremere posłusznie wykonał rozkaz a Anarchiści opuścili broń. Rosły Murzyn wyszedł z krzaków. Jego twarz zdobiła szkarłatna posoka a koszulę miał rozdartą przez szpony martwego najpewniej Gargulca. Gniewny głos Lothariusa zadudnił ponownie
- Głupcy! Idioci! Powinniście wszyscy mieć wyrwane serca a wasze głowy winny ozdobić tarczę Big Ben'a! Co na krew uczyniliście! - wzrok Lothariusa padł na Williama. Młody Tremere zastanawiał się jakie będą konsekwencje. Nie małe najpewniej. I bardzo nieprzyjemne. Jednak nagle w głowie usłyszał [/i]"Zabierz stąd tego Malkavianina zanim odkryje go ten, który go pożąda!"[/i] William nie czekał długo... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pią 13:10, 20 Sie 2010 |
|
Coś strzyknęło w plecach, a Sen stracił czucie od pasa w dół. Pierwszy raz spotkał się z czymś podobnym i jedyne co mu pozostawało to nadzieja, że za pomocą vitae będzie się w stanie uleczyć. Chwyt gargulca nie zamierzał zelżeć. Sen wywinąwszy mieczem, przy użyciu Potencji, zamachnął się na głowę bestii, która chwilę potem spadła na ziemię zaraz obok niego. Tak na dobrą sprawę nigdy nie widział "zabijanego" wampira.. no może raz, w hotelu.
Leżał jak długi kiedy pojawiła się znajoma twarz z balu u Królowej. Tak, to był Primogen Tremere. Sen uświadomił sobie, że członkowie jego klanu działali za jego plecami chcąc coś osiągnąć, np. dokonać jakiegoś przewrotu wewnątrz-klanowego. Jednak nie to było zmartwieniem chińczyka. Jak do jasnej cholery miał uratować któregokolwiek z Anarchistów kiedy spadł na nich gniew Lothariousa? Sen zaklął w duchu i powstał z klęczek. Nie widział innego rozwiązania jak nawiązać konwersacje z Primogenem, chociaż nie był do końca pewien czy aby na pewno jest to słuszne rozwiązanie. Zaryzykował:
- Przepraszam, że się wtrącę... - rozpoczął nieśmiało - Zważywszy na sytuację w której wszyscy się znaleźliśmy. Jedni przez przypadek, inni całkiem świadomie, a jeszcze inni w ściśle określonym celu. Jak mniemam, biorąc pod uwagę członków klanu Tremere, znaleźli się oni tutaj nieprzypadkowo i bez zgody swego Primogena... - spojrzał na Primogena i chwilę potem opuścił wzrok aby się zbytnio nie narażać - .. na co wskazuje Twa złość. - dodał kierując słowa do Lothariousa - Czemu gniew Primogena ma spaść na nich - wskazał ręką na Anarchistów - skoro za całe to zajście odpowiedzialni są, bez urazy, Twoi podopieczni. Broń Boże, nie wnikam w interesy Waszego klanu, bo mało mnie to interesuje, ale proszę o zrozumienie. Jeśli więc nie masz nic przeciwko - tutaj zwrócił się bezpośrednio do Primogena - chciałbym, ja Sen z klanu Brujah wraz z nimi - znów wskazał na Anarchistów - odejść... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 7:41, 21 Sie 2010 |
|
Wszyscy obecni spojrzeli na zuchwałego Brujah jak na samobójcę. Lotharius wysunął do przodu podbródek a na jego twarzy malowała się władcza i wręcz pogardliwa mina. Z początku przez głowy wszystkich przeszły dwie wizje. Albo matuzalem zniszczy Chińczyka, albo zignoruje jego głupią gadkę.
Anarchista przyciskany przez but Lothariusa jęknął cicho i poruszył się nieznacznie.
- Twoja odwaga zachwyca nawet klan Tremere - rzekł Primogen i wskazał na kulących się swych podwładnych. Jedynie Will wykonywał kilka kroków w tył... bardzo wolnych i uważnych kroków dając Kyle'owi lekko znak, że "na nich już pora".
- Kto cię kontroluje, że pragnie mieć tych, stojących na granicy prawa Kainitów? - spytał Tremere wpatrujac się w oczy Sen'a. Było to spojrzenie równe zimne jak lód. Dusza Lothariusa była już tak wyprana z człowieczeństwa, że wiadomym było, iż ten wampir zdolny jest do najokrutniejszych czynów.
- O ich losie powinno zdecydować konklawe... Klany zmuszone będą wydać wyrok. Zabijanie tych co są z Krwi to przestępstwo. Złamanie Szóstej Tradycji. - głos Lothariusa był potężny jak na tak mikrą osobę. - Jednakże Gargulce, choć są z Krwi nie narodzili się z Kaina. Dlatego to co się tu wydarzyło puszczam w niepamięć jako członek Rady Primogenów. Wynoście się i mam nadzieję nie oglądać waszych oblicz przez następną dekadę.
Nikt nie śmiał się poruszyć. Lotharius zapałał wtedy gniewem, który młody wampir mógłby zinterpretować jako szał, lecz był to poprostu wybuch starego wampira.
- Mam was zachęcić!? - ryknął i dźwignął leżącego u swych stóp wampira. Jednym szybkim ruchem wgryzł się mu w kark i pił. Gdy osuszył ciało z krwi dosłownie rozerwał je na spalające się w powietrzu kawałki.
Nie trzeba było lepszej zachęty. Thorpe Park opustoszał pozostawiając dogasające wspomnienia niedawnej bitwy jaka się tu stoczyła...
Scena na boku
Czuła. Czuła wszechogarniający zapach śmierci i smak krwi. Głód pulsował w niej niczym dawno zapomniane bicie serca. Spoglądała na całą scenę w zalesionym terenie niczym bóstwo spoglądające na swych wyznawców. Bóstwo rzezi. Jej oczy kierowały się od jednej istoty do drugiej. Nie czuła strachu jak większość tam zgromadzonych. Nie obawiała się nawet tej potęgi, która przybyła tam na samym końcu. Była to przecież tylko namiastka jej możliwości. Wzniosła się ku niebu i zatoczyła krąg nad okolicą. Dziś jeszcze nie czuła tak ogromnej potrzeby posilenia się. Ale ten czas nadejdzie. Ofiary tu były. Cała trójka. Wkrótce. Wkrótce. Głód rósł a pulsowanie narastało. Wkrótce... . |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gavron
Gracz
Dołączył: 18 Lut 2009
Posty: 159 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Częstochowa Płeć:
|
Wysłany:
Sob 12:18, 21 Sie 2010 |
|
Kyle przyglądał się... cóż... rzezi. Nie wyglądało to zbyt ładniutko. Wręcz makabrycznie. Ale nie sama walka była przerażająca. Najgorszy był młody-stary-Tremere. Siał zniszczenie i wszyscy się go bali.
Pytanie tylko dlaczego Tremerzy bali się swego Primogena. Kyle nie musiał bać sie dziadka... przynajmniej na razie.
Wymienił ostrzegawcze spojrzenie z Willem, więc zaczął się pewnym krokiem wycofywać. Lub raczej iść naprzód w tył, gdyż szedł tyłem, aby przypadkiem nie oberwać jakąś kulą ognia czy czymś takim... Paranoia wins.
Gdy już był w bezpiecznej odległości odwrócił się, i mógł w końcu iść normalnie, podążając w stronę samochodu. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Gavron dnia Sob 12:18, 21 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Sob 19:11, 21 Sie 2010 |
|
Udało się. W umowie była mowa o uratowaniu nieokreślonej liczby Anarchistów więc część umowy dotycząca chińczyka została wypełniona. Sen za przykładem Willa i Kyle'a też zaczął się powoli ulatniać z miejsca niedawnej rzezi. Kiedy się z nimi zrównał zagadnął Willa: - Masz kontakt do jakiegoś Szczura ? Muszę się dostać do jamy. - Will od razu wyciągnął komórkę i podał numer Senowi. - Dzięki. - rzekł i wsiadł za kółko własnego wozu. Na liście kontaktów znalazł numer do Falcone i nacisnął zieloną słuchawkę. Czekał aż usłyszy w głośniku głos Ojca. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 6:48, 23 Sie 2010 |
|
Will miał od początku złe przeczucia. Gdy tylko usłyszał rozkaz wzięcia udziału w całej awanturze w parku poczuł jak w głębi brzucha rośnie mu bryła lodu. Wiedział, że to tylko złudzenie wywołane stresem, ale wiele mu ta wiedza nie pomogła. Zaczął działać gdy zobaczył gargulce w akcji. Chwilę potem przyszło zwątpienie gdy zobaczył jak jałowe są efekty ich działań. We trójkę ledwie udało im się wyeliminować jednego gargulca. William kątem oka zobaczył jak pada jego ojciec i jeszcze jeden czarodziej. Sprawy zaczęły iść coraz gorzej, a w powietrzu fruwały granaty. Potyczka przekształciła się w regularną bitwę.
Nagle na scenę wkroczył Lotharius i sytuacja stała się jeszcze gorsza. Szedł rozdając razy jakby karał niesforne dzieci. Nagle jego spojrzenie skupiło się na Willi, który w jednej chwili zamarzył by być mały jak mrówka. Młody Tremere zamarł pod spojrzeniem lodowato zimnych oczu. Usłyszał głos i nawet przez myśl nie przeszło mu nie posłuchać. Chciał się wytłumaczyć, powiedzieć, że to nie jego wina i wykonuje rozkazy, ale jego nogi działały samodzielnie i Will zaczął się wycofywać. Starannie omijał wzrokiem oczy Lothariusa lecz zerkał na niego gotów do ucieczki. Zatrzymał się na chwilę, gdy jego wzrok padł na leżącym Senie. Spiorunował go wzrokiem i kiwnięciami głowy wskazywał by wynosił się po ciuchu. Jednocześnie za plecami starał się machnięciami dłoni zwrócić uwagę Kyla.
„Powolutku. Do tyłu. I może się uda.”
I w tej chwili odezwał się Sen - Przepraszam, że się wtrącę... – pierwsze jego słowa zmroziły Williama. Nogi odmówiły mu posłuszeństwa, a twarz przybrała przerażony wygląd. Chciał się odezwać, wstawić jakoś za Senem, ale głos zamarł w gardle. Will z niedowierzaniem słuchał odpowiedzi primogena. Z jego płuc wyrwało się westchnienie ulgi i już nie czekając wykonał w tył zwrot, nie zważając na protesty Kyla o naruszanie jego przestrzeni, złapał go bezceremonialnie pod łokieć pociągnął w stronę samochodów. Puścił go dopiero gdy uzyskali niezłą prędkość i był pewien, że są już poza zasięgiem słuchu.
- Nie zatrzymaj się, nie oglądaj, nie zadawaj pytań. Pogadamy w samochodzie.
Ku jego uldze dołączył do nich Sen. Wymienili się numerami i Will już po chwili siedział za kółkiem. Roztrzęsionymi rękoma odpalił samochód, który jak wszystkie rzeczy martwe zaskoczył dopiero za którymś razem. Will poczekał, aż Kyle usadowi się obok Boba i rzucił przez okno do Sena.
- Zdzwonimy się potem, teraz lepiej znikaj stąd jak najszybciej.
Gdy był już kilka uliczek dalej, uspokoił odrobinę skołatane nerwy i zerknąwszy we wsteczne lusterko powiedział.
- Uf. Niewiele brakowało. W niezły bigos się wpakowałem. I jeszcze ten cholerny Sen. Przez chwilę myślałem, że Lothar go usmaży. Po co mu tamci anarchiści. Zresztą nieważne. Ważne, że mu się udało. Swoją drogą nie przypuszczałem, że potrafi być taki grzeczny i układny. Pewnie to go uratowało i tych nieszczęsnych idiotów.
Tremere s każdym wypowiedzianym słowem uspokajał się coraz bardziej. Jakby rozmowa na temat tych strasznych chwil z kimś jeszcze pozwalała mu się wyciszyć. Paplaniem uciszał swój strach i nerwy.
- Dobra. Pewnie chcesz opowiedzieć wszystko matce, albo dziadkowi. Chcesz to zadzwoń ,do nich. Chyba , że wolisz do nich pojechać. Teraz i tak lepiej jak się pokręcimy po mieście. Trudniej nas będzie namierzyć. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 13:06, 23 Sie 2010 |
|
Sen
Znów wysłuchał poczty głosowej Falcone. Zaklął pod nosem. Niedawny przypływ szału nadal drażnił jego każdą cząstkę i Sen z trudem opanował się aby nie zgnieść komórki w dłoni. Usłyszał pukanie w boczną szybę. Trzech Anarchstów stało wkoło samochodu. Bez ceregieli wsiedli do auta
- Nie będziesz miał nic przeciwko jak się z tobą zabierzemy? - spytał rosły czarnoskóry poprawiając się na siedzeniu obok niego.
Dwóch innych, jeden o szczurowatej mordzie, chudy ze zmierzwionymi włosami i trzeci wyglądający jak stary dobry sierżant czy pułkownik z jakiegoś filmu, którego teraz Sen nie umiał sobie przypomnieć.
- Nie jesteśmy głupi - rzekł "sierżant" - Ktoś cię przysłał abyś uratował nam tyłki z tego całego gówna. Kostaki gryzie ziemię. Tak samo bracia i ten pułkownik jak-mu-tam-było. Nie pisaliśmy się na taką jatkę. To miał być spacer po parku, he, he.
- Wybacz nasze maniery - rzucił nagle chudzielec - Ja jestem Finch, ten tu obok to Sierżant, tak na niego wołamy a naprawdę nazywa się McCoy, a ten wielkolud to Alex Faberge, ale wołamy go Byk. Jak wiesz jesteśmy trochę na bakier z prawem... z prawami.
- Sami wybraliśmy taką drogę - rzekł czarnoskóry gdy Sen zapalił silnik. W akcencie Murzyna było słychać francuski akcent - Więc? Kto cię tu na Śmierć Ostateczną przysłał?
Sen'a zastanowił sposób w jaki te wampiry się przedstawiały. Nie podały nazw klanów z jakich pochodzą a to było już naprawdę dziwne. Może Anarchiści nie uznają żadnego klanu? Z jakiej krwi są te trzy typy...
Will i Kyle
Gdy tak oddalali się pośpiesznie z miejsca skąd wręcz wyciekała wściekłość Tremere zadzwonił telefon Kyle'a. Po serii wybuchów i wystrzałów jakich byli świadkami, dźwięk ten wydał się niezmiernie egzotyczny. Oczywiście to była Suzy.
- Synku - zaczęła - Czemu dzwonię do ciebie pięć razy, a może cztery i jesteś poza zasięgiem? Oj nie ładnie. Ale dobrze, że już cię złapałam. Dziś dokładnie o północy przy Oxford Circus w Soho...
Kyle słuchałby dalej uważnie gdyby Will nie musiał nagle zahamować gdyż drogę zajechało im czerwone sportowe auto. Wysiadła zeń powoli kasztanowłosa kobieta, ubrana w obcisła, granatową koszulkę na ramiączka i równie obcisłe spodnie. Wyglądała jakby przed chwilą zeszłą z baletowej sceny.
[link widoczny dla zalogowanych]
Jej blada jak kość słoniowa skóra mówiła jedno - kłopoty. Kobieta podeszła do okna kierowcy i rzuciła
- Jesteś Will? Młody Tremere? - nie do końca było to pytanie, w połowie stwierdzenie. Will nie znał tej twarzy, ale był całkiem niedawno w centrum uwagi całej londyńskiej społeczności Kainitów wiec łatwo go było rozpoznać.
- Gdzie jest Levi? Mój brat - kobieta zacisnęła zęby w złości - Podobno widziano was razem z nim, tuż przed jego zniknięciem. Zapytam raz jeszcze gdzie jest Levi?
Cóż mógł powiedzieć. Sam nie miał bladego pojęcia, ale ta osoba chyba nie przyjmie do wiadomości takiej odpowiedzi... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pon 13:08, 23 Sie 2010, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Mali.
Gracz
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 1/3
|
Wysłany:
Pon 13:43, 23 Sie 2010 |
|
Cała złość jaka wywołana została u Sena na skutek wciąż niedostępnego Falcone ustąpiła miejsca zdziwieniu jakie wywołało u niego zachowanie trójki Anarchistów, którym nie dawno uratował życie. Każdego z nich zmierzył wzrokiem gdy ci się przedstawiali, chociaż nie interesował się nimi w ogóle postanowił pogawędzić.
- Nie ważne kto mnie przysłał - powiedział mocnym głosem - a teraz proponuję opuścić mój wóz - skończył z naciskiem.
Faberge spojrzał na niego z równym zaskoczeniem co on przed chwilą na nich
- Chciałeś chyba powiedzieć, gdzie was podwieść chłopaki co? - zmarszył przy tym brwi w udawanej złości - Nie martw się chłopaku, ktokolwiek cię tu przysłał obchodzi nas tak samo jak to gówno co zostawiliśmy za sobą tam w parku.
- Poczekaj Byku - wtrącił się "sierżant" - Mamy rozumieć, że wyciągnąłeś nas stamtąd z niemiłą chęcią tak?
Chińczyk rozsiadł się wygodniej w fotelu.
- Chyba nie myślicie, że uśmiechało mi się uratowanie nic nie znaczącej dla nas grupki obdartusów - spojrzał z błyskiem w oczach w ciemne oczy gościa nazywanego Bykiem, bo to on siedział na miejscu pasażera - mam na głowie ważniejsze rzeczy niż ratowanie dupy niczemu.
Murzyn uśmiechnął się. Był to uśmiech dobrze znany Sen'owi. Niby taki przyjacielski, jak po dobrze opowiedzianym żarcie, ale tak naprawdę w lekko drgajacych mięśniach twarzy widać było złość. Sen znał też to spojrzenie. W kącikach oczu krył się Szał. Ten facet miał krew Brujah, czy tego chciał czy nie.
- Panowie - rzekł McCoy otwierajac drzwi - Chyba trafiliśmy na nadętego starszego, który włąśnie wyłożył nam jasno swoje prawa.
Finch otworzył swoje drzwi. Obaj pasażerowie wysiedli. Tylko Byk nadal siedział wpatrzony w noc
- Uważaj na swój cień chłopaku. Nigdy nie wiesz kto wgryzie ci się w gardło.
Wysiadł nie dodajac już nic. Sen spojrzał na nich odjeżdżając powoli. Cholera. Będzie musiał wymienić klamkę ze strony pasażera, gdyż ta była całkowicie zniszczona przez żelazny uścisk Byka. Może źle to rozegrał? Może nawet Anarchiści mają jakieś swoje prawa gdzie dług wdzięczności odgrywa znaczącą rolę? Ciekawe co na to Marehrenis?
Oddalał się od parku i im dalej był od tego miejsc tym więcej pytań i wątpliwości kłębiło się w głowie Sena. Miał potrzebę porozmawiania z kimś, kto miał u niego dług wdzięczności. Powoli przemierzając spustoszałe ulice Londynu nacisnął zieloną słuchawkę przy nazwisku Don Luca.
Kilka odczekanych sygnałów zaczęło drażnić Sen'a. Wreszcie Don Luca odebrał
- Sen, synu klanu, co cię pokusiło aby do mnie dzwonić? Z pewnością ważne rzeczy. Mów zatem.
Głos Don Luki był trochę radosny, jakby włąśnie otrzymał świetną nowinę.
Odczekał chwilę zanim się odezwał:
- Co się dzieje z Falcone ?
- Mówiłem ci. Załatwia ważne sprawy w Palermo, na Sycylii. Z pewnością jest teraz niedostępny - radosny głos Dona zasiał jednak ziarno podejrzliwości w Sen'ie. Przecież żyją w czasach globalizacji. Falcone nie musi siedzieć przy słuchawce w domu aby odebrać telefon... Coś się nie zgadzało. A może to tylko stara dobra paranoja?
- Mhm, rozumiem. - powiedział raczej bez przekonania - Z pewnością pamiętasz, że wykonałem o co mnie prosiłeś. Przyszedł czas abyś mi się odwdzięczył. Mogę? - zawiesił głos.
- Przybywasz więc z prośbą. Nie zostanie ci zapomniane nic co uczyniłeś dla klanu. Mów a rozważę to. - głos Luki zmienił się na bardziej poważny. Może usłyszawszy brak przekonania w głosie rozmówcy zmienił się z "dobrego kumpla" na powrót w "szefa"? Fakt, faktem Sen czuł, że coś jest nie tak z Falcone.
Wiedział o co ma zapytać, jednak zawahał się. Starsi z klanu Brujah byli jedynymi do których Sen miał jako taki szacunek więc może dlatego dało się wyczuć w jego głosie zawahanie i brak przekonania. - Chcę żebyś załatwił mi wejściówkę do Jamy. - teraz jego głos był zdecydowany i pewny siebie.
- Załatwione - rzekł Don znów tym uśmiechniętym głosem - Dam ci znać kiedy i gdzie. Będzie ci musiał towarzyszyć jeden ze Szczurów aby pokazać ci drogę. Coś jeszcze, Sen? - W tym pytaniu kryło sie podejrzenie. Podejrzenie i obawa. A może Falcone wcale nie sympatyzuje już z Don Lucą? Może stanął po stronie nieszczęsnych Krzykaczy i albo poniósł Śmierć Ostateczną albo został skazany na ostracyzm i wygnanie? Nie... Mafia nie załatwiałą tego tak. A może wszystko to miało związek z nagłym zniknięciem Primogena Brujah? Za dużo pytań.
- Tak, niech mi towarzyszy Marehrenis. - rzekł. Już miał się rozłączać gdy coś go tchnęło aby spytać o Xu. - Znasz Xu Guana?
- Wątpię aby sam Starszy chciał cię nianczyć, ale zobaczymy. Nie ie znam żadnego Xugana. Kto to? - kłamał. Zdradziło dodanie słowa "żadnego". Sen przyzwyczaił się już do tajemnic i intryg ale nadal denerwowało go, że inni wiedzą więcej niż on... a najgorsze, że nie chcą nic mówić.
- Ty mi powiedz. - rzucił krótko.
Długa chwila milczenia denerwowała Sen'a. Wreszcie Luka odrzekł
- Przyszedł do nas kilka lat temu. Jego żądania był proste. Miałeś być nietykalny. Nikt z Kainitów nie mógł cię Spokrewnić. Oczywiście wyśmiano go a potem znikał jeden wampir z każdego klanu. Dlatego zrobiło się kilka wolnych miejsc w mieście i dlatego klany mogły dobrać sobie w swe szeregi po jednym z was - miał na mysli jego, Williama i Kyle'a - Ale klan Brujah nie dał się tak łatwo nastraszyć. Jak widzisz zagraliśmy mu na nosie. Od tamtej chwili się nie pojawił...
- Klanów jest więcej, a nas tylko trzech. - powiedział jakby do siebie. - Dobra, po prostu daj mi znać. - miał dość tych wszystkich kłamstw. "Odłożył" słuchawkę. Komu tak naprawdę mógł teraz ufać ? Tej dwójce, która nie wiadomo gdzie się znajduje i co się z nią dzieje ? Tak, chyba tylko oni coś znaczyli. A Falcone ? Jeżeli ulotnił się, bo jego interesy były sprzeczne z poglądami Don Luci ? Co powinien uczynic Sen ? Po której stanąć stronie ? Za dużo pytań bez odpowiedzi. Jednak teraz na horyzoncie znajdował się tylko jeden cel, który obrał sobie już dość dawno i do którego zamierzał dążyć. Skręcił w prawo. Znajdował się niedaleko kasyna. Udał się tam aby sprawdzić czy wszystko jest jak dawniej. Uśmiechnął się w duchu kiedy zaraz po wyjściu z samochodu usłyszał gwar ludzi i muzykę w tle. Wszedł do środka. Wszystko zdawało się wyglądać jak dawniej. Zrobiwszy wstępne oględziny i wymieniwszy kilka zdać z szefem ochorny upewnił się, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, a straty wcale nie były wielkie, prawie żadne. Zadowolony opuścił kasyno i udał się do domu. Nie był pewien czy ta miejscówka jest bezpieczna, ale nie miał teraz co ze sobą zrobić. Zamknął za sobą drzwi i rozsiadł się wygodnie w fotelu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|