|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 19:21, 19 Lut 2012 |
|
3 lipca 1930 roku.
"Możesz otrzymać samochód w każdym kolorze, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny"
- Henry Ford
Silnik odmówił posłuszeństwa w aucie Carmicheala. Taksówkarz wysiadł z pojazdu klnąc na czym świat stał i kopnął w oponę pojazdu. Wczoraj to samo. Jeśli tak ma wyglądać pojazd, dzięki któremu zarabia na życie to długo to już nie potrwa. A przecież ten ford model T miał dopiero pięć lat! James sam wpadł na pomysł aby zamienić go w taksówkę i przewozić ludzi po Seattle a nawet okolicach. Mógł bez problemu dowieźć kogokolwiek do Tacomy, Everett a nawet do Kanady!
James wiedział, że jeśli nawaliła jakaś część to będzie musiał poprosić Gregory'ego Stone'a sąsiada, który pracował w fabryce i miał dostęp do tokarek i innych maszyn. Jeśli nawaliło coś bardziej skomplikowanego... James nie chciał nawet o tym myśleć.
Silnik zaskoczył jednak za trzecim razem po tym jak Carmichael zamknął maskę wozu i wsiadł z powrotem za kółko. Ruszył w kierunku dworca kolejowego. Miał nadzieję na spory zarobek dziś. Wiele osób przyjeżdżało w odwiedziny do rodzin z okazji Święta Niepodległości.
Nie mylił się. Gdy tylko podjechał pod dworzec do auta wsiadło młode małżeństwo. Kobieta była wyraźnie podekscytowana. Pachniała ładnie, aczkolwiek widać było, że po raz pierwszy widzi "wielkie miasto". James był pewien, że również po raz pierwszy jedzie samochodem.
- Jesteśmy spod Chiliwak - odezwał się młody mężczyzna - Żona pierwszy raz w Szmaragdowym mieście - zaśmiał się gardłowo gładząc dłonie kobiety - [clor=yellow]Zaprosiło nas wujostwo[/color] - kontynuował człowiek - Znaczy brat i bratowa mojej matki...
- Och Clark nie zanudzaj pana. - odezwała się w końcu nieśmiało dziewczyna - Ale czy stać nas na jazdę takim pojazdem... - szepnęła cicho sądząc, że umknie to uwadze Jamesa. Myliła się. James miał świetny słuch. Nawet przy włączonym silniku słyszał szepty młodej pary.
- Wujostwo mieszka na Drive Park 82, wie pan gdzie to jest?
O tak. James wiedział doskonale. Były to południowe przedmieścia Seattle. Często tam jeździł. Często także nie pamiętał swoich wypadów w tamte okolice. Zastanawiał się wówczas co się wtedy z nim działo... Obserwował doniesienia z gazet, ale najwyraźniej nie uczynił nic czym interesowałaby się policja. Dlatego kiwnął tylko głową w stronę mężczyzny i ruszył w stronę podanego miejsca... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pon 12:56, 20 Lut 2012, w całości zmieniany 4 razy
|
|
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 13:14, 20 Lut 2012 |
|
Carmichael od razu stał się weselszy, gdy silnik odpalił. Liczył na udany dzień za kółkiem samochodu. Obejrzał się na młode małżeństwo siedzące z tyłu. Na jego oko wyglądali w porządku. -Pewnie, że wiem. To na południu Seattle. - odpowiedział panu. Ze swoimi klientami lubił czasami pogaworzyć, lecz nie wyrażał nigdy większego zainteresowania.
-Pierwszy raz w Szmaragdowym mieście? - rzucił James. -Coraz tu nieciekawie, kryzys, wystartowaliśmy dopiero po wielkim pożarze. Kto wie jak to będzie... - rzekł wykonując skręt w dłuższą uliczkę. Odhaczycie w grafiku Święto Niepodległości i wracacie do siebie, czy macie jakieś grubsze plany? - spytał grzecznie i docisnął gazu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 22:55, 20 Lut 2012 |
|
Gdy wjechali w południową dzielnicę Seattle młodzi rozmawiali już tylko między sobą. On uspokajał żonę, że na pewno spodoba jej się u wujostwa, ona nie mogła przestać się martwic o chorą matkę. Gdy się zatrzymali James wolał nie gasić silnika. Zainkasował pieniądze i już miał ruszać gdy do pojazdu wsiadł jegomość w szarym garniturze i takimże kapeluszu. To co uderzyło w pierwszej kolejności Carmichaela były idealnie wypielęgnowane dłonie mężczyzny. Takich rąk nie widuje się w przemysłowych dzielnicach miasta. Mężczyzna nosił złoty zegarek na łańcuszku i binokla na lewym oku.
- Main Herr... pan pozwoli. Rudolf von Hallervorden - mężczyzna wyglądał na pięćdziesiąt, może sześćdziesiąt lat - Moje nazwisko nic panu nie powie - człowiek mówił z wyraźnym niemieckim akcentem, zaciągając samogłoski - Proszę mnie zawieść na Flagg Street 15. Chyba, że to problem.
James zastanowił się chwilę. Nie znał takiej ulicy. Musiała to być któraś z nowszych lub ostatnio zmieniono jej nazwę.
- O, niech się pan nie obawia. Ja znam drogę. Proszę, będę pana kierował, potrzebuję tylko transportu.
James ruszył a Rudolf dawał mu kolejne wskazówki. Gdy wjeżdżali do śródmieścia James zauważył, że zaczynają zawracać. Coś mu tu nie pasowało... Tylko co?
- Wiem co zrobiłeś tej młodej dziewczynie. Wiem też o staruszku nad jeziorem. Czy czujesz się z tym dobrze James?
Carmichael zamarł. Poczuł potężny chłód w potylicy, jakby ktoś właśnie wbijał mu tam sopel lodu.
- Widziałem się dziś z Ann. Szkoda tak pięknej kobiety dla tak zepsutego człowieka jak ty. Nie sądzisz, że ona zasługuje na kogoś więcej?
James skręcił ostro w lewo i tylko cudem uniknął zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka tramwajem. Gdy siła odśrodkowa rzuciła go na kierownicę podczas hamowania odbił się od niej uderzając w nią czołem. Poczuł krew zalewającą jego oczy. Odwrócił się jednak do tyłu aby wygarnąć temu facetowi co myśli o nim i o jego insynuacjach ale z przerażeniem odkrył, że na tylnym siedzeniu nie było nikogo...
Kierowca tramwaju wysiadł pospiesznie i podbiegł do Jamesa
- Nic panu się nie stało? Nie zauważyłem pana! To moja wina, przepraszam. Trzeba będzie jechać do szpitala. Tam założą panu opatrunek. Chyba Opatrzności Bożej jest najbliżej... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 0:31, 21 Lut 2012 |
|
-Gdzie... gdzie jest ten człowiek? Rudolf.... - wymamrotał z trudnością James.
Zamroczony i oszołomiony ledwo usłyszał co mówił do niego tramwajowy. Próbował wstać ale zakręciło mu się w głowie. Siadając na bruk oparł się o samochód. Chciał się otrząsnąć i przeczekać chwilę, aż dojdzie do siebie.
-Chyba nic mi nie jest. Nic się nie stało, jestem cały. Potrzebuję tylko złapać oddech. Poradzę sobie z zadrapaniami. - rzekł do tramwajowego.
Był oszołomiony nie tylko od uderzenia głową w kierownicę, ale przede wszystkim pytał siebie kim jest Rudolf von Hallervorden i skąd wie o jego straszliwych czynach. Jego słowa były dla niego nokautem, kompletnym zaskoczeniem. Co ja robię mojej Ann.... Co ja robię...
-Proszę pana, gdzie się podział mój klient...? - rzucił jeszcze do zdenerwowanego tramwajowego oczekując odpowiedzi. Chciał tylko usłyszeć gdzie się podział tajemniczy jegomość, ale też wrócić do domu uściskać Ann. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Wto 0:32, 21 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 9:49, 21 Lut 2012 |
|
Kierowca tramwaju rozłożył bezradnie ręce. Wkoło samochodu poczęli tłoczyć się gapie. Znalazł się także posterunkowy, który począł przeciskać się przez tłum gwiżdżąc w gwizdek. Wreszcie dotarł do Jamesa
- Wszystko w porządku, proszę pana? Rozejść się, nie ma tu co oglądać! Ludzie, rozejść się! - gapie poczęli tracić zainteresowanie widząc, że nikt nie został potrącony i naprawdę nie ma co oglądać.
- Posterunkowy Ingram. Czy potrzebna jest panu pomoc lekarza? Co się stało? Czy potrącił pan kogoś? Czy ktoś złamał przepisy drogowe? - Ingram zalał Jamesa potokiem pytań, na które Carmichael nie potrafił teraz udzielić odpowiedzi w uszach wciąż szumiały mu słowa Rudolfa - Widziałem się dziś z Ann. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 10:11, 21 Lut 2012 |
|
-Nic mi nie jest sir. Jadę do domu odpocząć - rzekł do policjanta. James był człowiekiem o dobrej kondycji, od czasów treningów bokserskich jakich podejmował się podczas studiowania w Seattle dba o swoją formę. Musi być też silny, jeśli chce zaspokajać swojego mrocznego pasażera. Poza tym bywały w historii napady na taksówkarzy.
Carmichael czuł się na siłach, dlatego wstał i lekko jeszcze otumaniony wsiadł do swojego Forda. -Nie martwcie się mną, wszystko jest w porządku. - powiedział do posterunkowego po czym zamknął drzwi i odpalił swojego Forda T.
Ruszył do swojego domu, do Ann. Do wieczora chciał chwilę odpocząć, a potem pod osłoną księżyca i zapalonych świec porozmawiać z żoną. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Wto 10:12, 21 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 22:09, 24 Lut 2012 |
|
James prowadził nerwowo auto wciąż nie mogąc się pozbierać po całym tym wydarzeniu. W głowie kołatały mu tysiące myśli. Nie mógł się zabrać. Chciał tylko wrócić do domu i spotkać swoją [link widoczny dla zalogowanych]. Gdy zajechał przed dom żona już czekała na niego. Jak zwykle pogodna i uśmiechnięta. Jednak James widział ten smutek głęboko w jej oczach. Smutek który pojawił się wówczas gdy dowiedziała się, że nie może mieć dzieci.
Gdy wysiadł pocałowała go czule i razem pod rękę weszli do domu. Ann zrobiła świetną pieczeń i Carmichaelowie zasiedli do późnego obiadu. Gdy Ann podała deser wzięła Jamesa za ręce i spojrzała mu głęboko w oczy
- Myślałam nad tym od pewnego czasu Jimi – przekrzywiła głowę i uśmiechnęła się tym uśmiechem, w którym James był zakochany – Skoro Bóg nie chce abym urodziła nam syna albo córkę, to może jest szansa na adopcję?
Pytanie zawisło w powietrzu a Ann widząc, że James długo myśli nad odpowiedzią dodała
- Byłam dziś u panny McGuiness z Ośrodka Pomocy dla Sierot. James, jest tyle dzieci, które straciły rodziców a my... a my możemy dać choć jednemu z nich prawdziwy dom. James? Słuchasz mnie? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 22:20, 24 Lut 2012 |
|
Od momentu spotkania z tajemniczym jegomościem James zaczął głęboko rozmyślać nad swoim dotychczasowym życiem. Nie inaczej było, gdy rozmawiał z Ann. Jego mroczność i niewierność w stosunku do żony, która kochała go bardzo mocno, przerażała jego duszę. Chciał się zmienić, jak kiedyś, gdy pomogła mu Jego druga połówka. Ale teraz pragnął dokonać tego sam, bez niczyjej pomocy. Spotkanie z von Hallervordenem dało mu wiele do myślenia. Sądził, że wyciągnie z tego wydarzenia jak najwięcej dobrego.
Tymczasem spojrzał się głęboko w oczy Ann. -Ann, bardzo Cię kocham. Przepraszam za wszystko. Cokolwiek złego Ci uczyniłem - przepraszam. Nigdy nie chciałem Cię skrzywdzić. - powiedział szczerze jakby za chwilę miał odejść na zawsze i nigdy więcej nie wrócić. Ścisnął Ann za jej gładkie ręce. -Jeśli jest cokolwiek, co choć w niewielkim stopniu Cię uszczęśliwi, nie zastanawiaj się. - odrzekł i wykonał namiętny pocałunek. -Jestem z Tobą. Czasem warto zrobić coś dobrego. - oznajmił żonie jasno dając jej do zrozumienia, co sądzi o jej pomyśle. Pogładził ją jeszcze po polikach i popatrzył się na nią z uśmiechem. Czuł się dobrze, znacznie lepiej niż dotychczas. Był bardziej spokojny, a rozmowa z żoną wyraźnie go uspokoiła. Poza tym miał wrażenie, że zbliżył się do Ann jeszcze mocniej. O tajemniczego jegomościa pragnął spytać kiedy indziej. Ta druga połowa dnia należała tylko do Jamesa i Ann. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Pią 22:25, 24 Lut 2012, w całości zmieniany 3 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 13:32, 25 Lut 2012 |
|
Ann uradowała się tak jak wtedy gdy James poprosił ją o rękę. Wstała i rzuciła mu się na szyję.
- Naprawdę? Naprawdę zgadzasz się abyśmy adoptowali dziecko? Jimi.. - Ann spoważniała na chwilę - Jimi, wydawało mi się kiedyś, jak poruszaliśmy temat posiadania dzieci, że chyba, ty... chyba nie chcesz ich mieć.
Spojrzała głęboko w oczy Jamesa a on odwzajemnił to spojrzenie. Nagle Ann odsunęła się delikatnie od niego. Czuł, że drgnęła. Boże ona dostrzegła coś w jego spojrzeniu! Szybko odsunął od siebie te myśli i przytulił ją mocno. Ann uspokoiła się, choć czuł jej mocno bijące serce. Milczała.
- Jimi - zaczęła powoli - James... powiedz, jeśli nie chcesz adopcji to mi to powiedz... - wyzwoliła się z jego objęć i odsunęła się akurat na tyle aby móc go nadal trzymać za rękę.
Zmiana nastroju u Ann znów nastąpiła błyskawicznie. Włączyła radio z którego poleciały dźwięki "Carolina in the morning" a Ann zaczęła wesoło pląsać w rytm muzyki
Wishing is good time wasted,
Still it's a habit they say;
Wishing for sweets I've tasted,
That's all I do all day.
Maybe there's nothing in wishing,
But speaking of wishing I'll say:
Po chwili dołączyła się do wokalu płynącego z radia
- Nothing could be finer than to be in Carolina in the morning - uśmiechnęła się przy tym do Jamesa i zarzuciwszy mu ręce na szyję pocałowała naprawdę bardzo namiętnie.
Nothing could be finer than to be in Carolina in the morning,
No one could be sweeter than my sweetie when I meet her in the morning.
Where the morning glories
Twine around the door,
Whispering pretty stories
I long to hear once more.
Strolling with my girlie where the dew is pearly early in the morning,
Butterflies all flutter up and kiss each little buttercup at dawning,
If I had Aladdin's lamp for only a day,
I'd make a wish and here's what I'd say:
Nothing could be finer than to be in Carolina in the morning.
Gdy przebrzmiały ostatnie nuty utworu James i Ann byli już w sypialni. Bardzo długo się kochali a potem oboje zasnęli w swoich objęciach.
Ann spała obok niego. Wsłuchiwał się w jej równy i spokojny oddech. Nie mógł jej powiedzieć, że jego niechęć do posiadania dzieci nie ma nic wspólnego z nią, czy czymkolwiek co by zrozumiała. Wiedział, że nosi w sobie mrok i nie chciał aby jakaś jego część, choćby najmniejsza została przekazana dalej. Bał się tego i dlatego niezbyt entuzjastycznie podchodził do tematu dzieci. Jednak adopcja wydała mu się dobrym rozwiązaniem. James wstał i przetarł zmęczone oczy. Zamierzał iść do łazienki. Gdy jednak wstał, przez ulicę za oknami ich sypialni przejechał samochód a jego reflektory oświetliły na chwilę ich okna. James drgnął gdy ujrzał za nimi ciemną sylwetkę mężczyzny! Szybko dopadł do szyby z zamiarem przegonienia intruza. Jednak gdy odsłonił zasłonę ujrzał tylko pusty i ciemny ogródek. Szybko zarzucił na siebie szlafrok i uzbrojony w duży kuchenny nóż ruszył pewnie przed siebie. Wyszedł do ogródka lustrując dokładnie okolicę. Nie było śladu po intruzie. Jednak gdy Carmichael zapalił światło na ganku dostrzegł wyraźne ślady butów odciśnięte na ziemi zroszonej wcześniej przez Ann gdy podlewała rośliny w rabatkach. James wyjrzał przez ogrodzenie. Ulice były puste a zegar w przedpokoju wybił właśnie drugą w nocy. Taksówkarz wrócił do domu i dokładnie zamknął za sobą drzwi. Był niemal pewien, że sylwetka, którą widział była łudząco podobna do jego tajemniczego pasażera - Rudolfa von Hallervordena. Jednak co do diabła on tu robił? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 13:48, 25 Lut 2012 |
|
Carmichael zamyślił się mocno. Stanął jak wryty w przedpokoju rzucając przedtem krótkie spojrzenie na zegar. W końcu skierował swe kroki ku łazience. Tam przemył swoją twarz zimną wodą, licząc, że choć to go otrzęsie. Spojrzał się dokładnie w lustro. Popatrzył się przez chwilę na swoją wilgotną twarz, po czym przetarł ją papierowym ręcznikiem. Uspokoił się. Jeśli von Hallervorden chciał z nim porozmawiać, to wkrótce dojdzie do ponownego spotkania. Von Hallervorden nie był typem człowieka, który chce straszyć ludzi po nocach. James nie wierzył w duchy i zjawy. Jeśli coś gnębi tego jegomościa, przyjdzie tu ponownie. - z tą myślą spokojniejszy opuścił łazienkę i po cichu skierował się do sypialni. Ukradkiem położył się obok Ann, która wyglądała tak niewinnie, że James jeszcze bardziej pożałował swych dotychczasowych czynów. Pogłaskał ją tylko po głowie i powiedział sobie, że musi jutro porozmawiać z żoną na temat tajemniczego von Hallervordena. Zamknął oczy i próbował zasnąć... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 14:26, 25 Lut 2012 |
|
4 lipca 1930 roku
Ann obudziła się wcześniej. Jamesa zmorzył nie tyle sen co przeżycia dnia poprzedniego i gdy jego żona krzątała się po kuchni on spał. Zbudził go dopiero zapach gorącej kawy i tostów, które smażyła Ann. Wstał i po porannej toalecie usiadł wraz z żoną do śniadania. Ann wydawała się jednak trochę nieobecna. Była widocznie blada i małomówna. James już miał coś rzec gdy Ann wstała aby zdjąć naleśniki z patelni. Jednak w drodze do kuchni zachwiała się i zemdlała. James rzucił się w jej stronę. Zaczął wołać jej imię i cucić. Przeniósł na kanapę do salonu i szybko wypadł na ulicę. Dobijał się do drzwi sąsiadów Greenbergów. Starsza pani Greenberg natychmiast wezwała lekarza przez telefon. Doktor Lukas Cranberry zjawił się po kwadransie. James czekał nerwowo przy drzwiach gdy doktor badał Ann. Wyszedł po kilkunastu minutach przecierając sobie szkła okularów.
- Proszę się nie niepokoić. To lekka anemia. Czy żona skarżyła się ostatnimi dniami na złe samopoczucie? Nie dojadała? Była przepracowana? Może skarżyła się na bóle głowy?
Gdy James zaprzeczył doktor podał mu dwie recepty
- To preparaty zawierające żelazo. Nie wykryłem, żadnego obrzęku, który sygnalizował by krwawienie wewnętrzne. Proszę też stosować się do tej oto tu diety - podał Carmichaelowi kolejną kartę. Uśmiechnął się słabo i rzekł
- Naprawdę, ludzki organizm jest nie do końca jeszcze poznany. Medycyna może za pięćdziesiąt lat będzie miała odpowiedzi na wszystkie pytania, ale jeszcze nie dziś. Proszę dziś zostać z Ann w domu. Może jak się lepiej poczuje wieczorem ma pan moje pozwolenie aby zabrać ją na przejażdżkę i oglądanie fajerwerków. Szkoda, że zaniemogła w takie piękne święto.
Gdy lekarz wyszedł James poprosił jeszcze panią Greenberg aby zajęła się Ann a sam wyszedł do apteki. Wracając z lekami do domu dostrzegł w drzwiach pana Greenberga. Był to równie miły staruszek co jego żona.
- James. Mam nadzieję, że z Ann wszystko w porządku? Słuchaj dzwonił do mnie jakiś Rupert czy Randall von Heisenburg czy jakoś tak. Mówił, że zadzwoni dokładnie o dziewiątej wieczorem. Spytałem czy nic ci nie przekazać to rzekł tylko, żebyś poszukał Flagg Street. - staruszek rozłożył ręce w geście, że nic z tego nie rozumie i wrócił do siebie do domu.
Ann spała w łóżku od czasu do czasu budząc się. Przepraszała go kilkakrotnie za swój stan i martwiła się, że nie poradzi on sobie z posiłkami. Raz nawet chciała wstać aby przygotować świąteczny obiad jednak ubiegła ją pani Greenberg, która przyniosła im do domu pieczonego zająca i ciasto. Ann zjadła w łóżku. James był trochę nieobecny. Z niecierpliwością lecz i z obawą czekał na telefon od Hallervordena. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 14:47, 25 Lut 2012 |
|
-Odpoczywaj. - rzekł do Ann James. -Kiedy dojdziesz do siebie, wybierzemy się razem do Ośrodka Pomocy dla Sierot, o którym mówiłaś. - oznajmił jej z uśmiechem.
-Powiedziałaś, że nie chcę mieć dzieci... - zwrócił się nieśmiało do kobiety. -Jeśli Ty je chcesz, to mam takie same pragnienia. Jestem na tak, zapewniam Cię, że chcę. - powiedział do żony z pełną szczerością, po czym kontynuował: -Kupiłem już leki. To te, które wzięłaś tuż po spożyciu pokarmu. Masz drobny niedobór żelaza, dlatego jesteś taka słaba. Nic szczególnego, nie martw się. Za kilka dni będziesz sobą. - zapewnił żonę. -Niczym się nie martw, wszystkim się zajmę. - zakończył i przykrył Ann drugim kocem.
Tymczasem w kuchni począł szaleć gwizdek stalowego czajnika, w którym gotowała się woda. Carmichael wstał szybko i skierował się do kuchni, by zaparzyć żonie ciepłą herbatę. Przykrył szklankę metalową tacką, by zioła się zaparzyły. Z szafki wyjął jeszcze mapę Seattle i sprawdził gdzie znajduje się Flagg Street. Nie znalazł tej ulicy. Westchnął po czym wyszedł z kuchni, spojrzał jeszcze po drodze przez okno. Lubił to robić. Sprawdzał tym sposobem, czy wszystko jest w porządku. Usiadł na fotel obok leżącej na łożu Ann, która akurat zasnęła. Rozsiadł się wygodnie, popatrzył chwilę na małżonkę po czym skupi sł swą uwagę na tykającym zegarze. Niecierpliwi się. Podparł głowę ręką i oczekiwał dziewiątej. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Sob 14:56, 25 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 22:47, 25 Lut 2012 |
|
Siedząc tak w fotelu starał się skupić myśli na jakichś przyjemniejszych aspektach życia niż same kłopoty. Próbował sobie wyobrazić jak to będzie być ojcem. Jak to będzie opiekować się młodą bezbronną osobą. Być za nią odpowiedzialną, ale gdzieś tam w głębi wiedzieć, że tak poza tym nie ma się z nią nic a nic wspólnego. Zdenerwowało go to. Czuł, że wchodzi w jeden z tych stanów, w którym ujawnia się jego mroczne alter ego. Uspokoił się łykiem herbaty i prychnął lekko pod nosem. "To nie może być takie proste. Herbata kojąca nerwy" - pomyślał i mniej więcej w tym momencie spłynął na niego sen. Gdyby tylko wiedział co się wydarzy... z pewnością by nie usnął.
Obudził się i ze zdziwieniem dostrzegł, że na dworze jest już ciemno. James z przykrością stwierdził, że musiał przespać fajerwerki o dwudziestej. Szkoda, w zeszłym roku były takie ładne. Po omacku zapalił lampkę i zamarł. Ann nie było w łóżku. Czerwone prześcieradło zsunęło się na ziemię... Zaraz... Ann pościeliła wczoraj białą, świeżo wykrochmaloną pościel! James zerwał się na równe nogi ślizgając się na mokrej od krwi podłodze. Prześcieradło było nią przesiąknięte a krwawy ślad prowadził... prowadził do łazienki.
- Ann! - krzyknął bez zastanowienia. Nie dbał o to czy intruz jeszcze był w domu.
Carmichael wpadł do łazienki. Złapał równowagę na śliskich płytkach trzymając się wieszaków na ręczniki. Łazienka nie była duża, ale dwa lata temu wydzielili sobie mały kąt na prysznic z zasłoną. Tam prowadziła krwawa smuga. James z przestrachem zawahał się odsłonić przerażającą prawdę. Jednak musiał, musiał się dowiedzieć co się stało. Tyle krwi! Tyle krwi! Ann może jednak jeszcze żyć i potrzebować pomocy!
Szarpnął plastikową zasłonę prawie ją zrywając. Jego oczom ukazał się odpływ prysznica, do którego leniwie spływała rozrzedzona z wodą krew. Nie było Ann. Nie było jej tu! A więc może uciekła, może wezwała pomoc!
A może...? A może walczyła a napastnik ją porwał?
James nie wiedział co robić. Nie miał bladego pojęcia co począć, choć on sam... on sam był zdolny do takiego czynu... Ale nie Ann! Tylko nie Ann... Zresztą kto mógł... Rudolf... Ulica Flagg... Powoli zaczynało się wszystko układać w całość. Może Rudolf nie powiedział Greenbergowi, że zadzwoni... On powiedział, że się skontaktuje! Tak skontaktuje. Greenberg miał słabą pamięć. To był kontakt. Rudolf porwał Ann aby... Aby co? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 23:02, 25 Lut 2012 |
|
Oszołomienie. Tak czuł się Carmichael. Jakby granat wybuchł tuż obok niego. Nie słyszał swoich myśli, nie słyszał siebie. Myślał tylko o Ann. O kobiecie, którą kochał najmocniej w świecie, która go zmieniła i była tą najważniejszą. Czy oprócz mroku James musiał wziąć na swe plecy kolejne brzemię? Nie wyobrażał sobie co pocznie bez Ann, która jako jedyna miała odrobinę wpływu na dłuższe sny jego mrocznego pasażera. Sprawiała, że mrok Jamesa odchodził na dłużej, i wracał później niż zwykle. Tak bardzo chciał polepszyć życie swoje i życie swej małżonki poprzez stanie się lepszą osobą. Miał plany, myślał o przeprowadzce, o adopcji, której pragnęła Ann. Czy wszystko zostało właśnie zrujnowane i zburzone niczym domek z kart? Carmichael nie dopuszczał do siebie tych myśli. Starał się ochłonąć. Von Hallervorden, ulica Flagg, porwanie. James osłupiał, ale czuł, że musi działać instynktownie. W pośpiechu ubrał swą czapkę i odpalił swojego Forda T. Choć nie wiedział gdzie znajdzie ów ulicę, liczył na swój instynkt. Chciał dostać się tam za wszelką cenę. Wdepnął pedał gazu i ruszył. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 23:26, 25 Lut 2012 |
|
Szalona podroż przez noc Seattle przynosiła szalone obrazy. [link widoczny dla zalogowanych] w łazience, krwawe ślady w pokoju. James gnał po ulicach Seattle nie zważając na nic. Był pewny, że noc jest jeszcze młoda, ale ulice Seattle były opustoszałe. Czuł się jak w jakiejś powieści, gdzie główny bohater trafia do miasta widma. Przecież dziś były obchody 4 lipca, na ulicach powinny być tłumy Amerykanów.
Odgonił od siebie myśli, które nie były teraz znaczące. Myślał o Ann.
Gnał więc przez noc próbując znaleźć ową Flagg Street, ale także jakiś znak, ślad uprowadzonej Ann.
Nagle gdy przejeżdżał między Lincoln a Green Park dostrzegł wykrzywioną, nienaturalnie wykrzywioną [link widoczny dla zalogowanych]. Zahamował gdyż wydawało mu się, że pomiędzy tymi dwoma uliczkami jest jeszcze jedna i ta twarz właśnie tam się ukazała. Z bijącym szaleńczo sercem cofnął samochód, który jak na złość zgasł. James wysiadł z auta i na sztywnych nogach podszedł na róg ulicy... R. Flagg Street głosiła tabliczka. James pokręcił głową. Taka ulica nie istnieje. Nie tu. Lincoln Street jest równoległa do Green Park. Jeździł tu przez tyle lat i wie dobrze, że pomiędzy tymi ulicami stoi kościół pod wezwaniem św. Augustyna! A teraz...
Mrok gęstniał w miarę jak pochłaniał mroczną aleję. James bał się, bał się bardziej niż podczas swojego pierwszego morderstwa... a raczej po nim gdy każdy policjant zdawał się krzyczeć "To ty, to ty jesteś mordercą!"
Ruszył powoli nie wiedząc gdzie zaniosą go nogi. Nagle w ciemności jego nogi zaplątały się w coś. Gdy tylko się schylił wyjął z kieszeni zapalniczkę na benzynę i zapalił ją. Nikły płomień był jak iskra w nieskończonym, mrocznym i zimnym kosmosie jednak ukazał Jamesowi przerażającą prawdę. Była to koszula nocna Ann, w którą dziś przebrała ją pani Greenberg. Normalnie była żółta jednak teraz zdawała się pomarańczowa. James ścisnął koszulę mocno w pięści i prawie zawył. Ruszył jednak dalej.
Nie minęła chwila a jego nogi trafiły na miękkie podłoże. Wyszedł na żwirowany odcinek ulicy. Żwir zaskrzypiał pod jego butami. Jakiś kot wydarł się w niebo głosy czmychając przed Jamesem. Carmichael był w stanie przysiąc na wszystko, że w blasku zapalniczki dostrzegł mordę kota... Lewa część pyska zionęła bielą czaszki a z oczodołu lała się jakaś ropa. Jednak zwierzę uciekło w mrok i James zrzucił całą wizję na karb wyobraźni.
Wtedy usłyszał głos. Był to głos Ann! Wołała go! James... James...
- James! - Carmichael obudził się w fotelu. Świat za oknami ich mieszkania rozświetlany był sztucznymi ogniami. Ann stała przy jednym z okien i wołała męża do wspólnego oglądania widowiska. - Chodź Jimi. Czuję się już lepiej. Och, spójrz jakie to piękne! |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 23:31, 25 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 23:49, 25 Lut 2012 |
|
Ale ulga... - pomyślał sobie James jednocześnie pytając się o co tu chodzi. Sen, jaki mu się przytrafił, wydawał się tak realny... A jednocześnie zupełnie pozbawiony sensu. Dlaczego ktoś miałby używać Ann do wywarcia kontaktów z Jamesem? Kamień spadł mu z serca, jego mięśnie rozluźniły się. Poczuł się znacznie bardziej spokojnie, gdy zobaczył Ann i jej polepszający się kolor twarzy. Jej głos był ukojeniem dla jego duszy. Nie zdający sobie do końca sprawy gdzie się znajduje, wstał z fotela i ruszył w stronę żony. Objął ją mocno i ścisnął. Wspólnie oglądali godny koniec dzisiejszego dnia, który Jamesowi wydawał się nieco dziwny, aczkolwiek udany i pozytywny. Patrząc przez ramię swej żony, Carmichael myślał jeszcze o von Hallervordenie. Może ten człowiek śle do niego głębokie przesłanie dotyczące jego dotychczasowego życia? Masę wskazówek, które musi zrozumieć i zgodnie z nimi polepszyć swój żywot i żywot innych? Jeśli tak, to był z siebie bardzo zadowolony. Skupił swą uwagę na Ann, i Ona była dla Niego priorytetem. Przedtem wszystko wydawało mu się takie obojętne... Teraz czuł, że żyje - nie tylko dla siebie, ale i dla innych - dla swej żony, którą kocha. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:13, 26 Lut 2012 |
|
Gdy pokaz dobiegł końca małżonków wyrwało z zamyślenia pukanie do drzwi.
James nagle spiął się co zauważyła przytulona do niego Ann.
- Jimi? - spytała niepewnie ale on pocałował ją tylko w szyję i ruszył czujnie do drzwi.
Kolejne walnięcie. James podniósł pogrzebacz, stojący obok kominka. Przypomniało mu to, że na jesieni musi wezwać kogoś aby sprawdził komin. Z prowizoryczną bronią w pogotowiu podszedł do drzwi. Oddychał płytko a na czole wystąpił mu zimny pot.
- James! - usłyszał miły lecz ponaglający głos pana Greenberga - Dzwoni ten miły pan Rupert czy Rudolf. Pamiętasz?
James odetchnął z ulgą i otworzył drzwi. Razem z sąsiadem ruszyli do jego domu. Greenberg pytał w przelocie kiedy James zamierza założyć sobie jakże modny aparat telefoniczny ale Carmichael zbył go milczeniem.
Podszedł do telefonu i usiadł na krześle. Przyłożył słuchawkę do ucha i nachylił się nad mikrofonem
- Halo...? - rzekł bardzo niepewnie - Kto mówi?
Cisza w słuchawce wydawała się m bardziej mroczna niż ciemność z jego snu
- Witam panie Carmichel, mówi von Hallervorden. Pytanie jednak brzmi nie kto ale skąd... - cichy chichot zmroził krew w żyłach Jamesa - Dzwonię z pańskiego domu. Pana żona wygląda na dość przestraszoną, ale proszę się o nią nie obawiać. Porozmawiajmy.
- To... to... to nie możliwe, ja nie mam telefonu - wyjąkał w pośpiechu James. Przecież niemożliwością było aby von Hallervorden założył przez 15 sekund w jego mieszkaniu telefon. Na to czekało się tygodniami a sam proces trwał długo.
- Nie wierzy mi pan? Proszę więc wyjrzeć przez okno - James z wahaniem podszedł do okna biorąc ze sobą aparat Greenbergów i spojrzał na swój dom po drugiej stronie ulicy - Za chwilę uniosę zasłonkę, o teraz widzi mnie pan?
James rzucił telefon za ziemię i nie zważając na protesty Greenbergów wystrzelił jak z procy do swego domu. Nie mógł w to uwierzyć, ale von Hallervorden naprawdę był w ich domu i dzwonił na telefon Greenberga!
James wpadł do domu i od razu skierował się do pomieszczenia w którym widział intruza. Zapalił światło i... pokój był pusty. Nie było w nim nikogo poza Jamesem. Zasłonka jednak lekko się poruszała jakby ktoś przed chwilą ją zasłonił. James prawie w szale odsłonił ją podejrzewając, że Rupert skrywa się tam. Również nic. okno było zamknięte. W drzwiach stanęła Ann okryta lekkim kocem. Była trochę roztrzęsiona ale widać było, że to przez zachowanie jej męża.
- Jimi...? Co się dzieje? James... proszę powiedz. Wyjaśnij co się dzieje? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 0:25, 26 Lut 2012 |
|
-Ann, proszę, usiądź ze mną i porozmawiaj. - rzekł James do żony. Nic nie rozumiał. Teraz pod wątpliwość poddawał faktyczne istnienie von Hallervordena, gdy przedtem wydawało mu się to nadto oczywiste. Choć... przecież Greenberg także rozmawiał z tą tajemniczą osobowością... Carmichael chciał wyjaśnić sprawę. -Czy Ty wczoraj z kimkolwiek rozmawiałaś, Ann? - spytał oczekując natychmiastowej odpowiedzi. Chciał jeszcze porozmawiać z Greenbergiem, lecz bał się na krok opuszczać swej żony. Wydawało mu się, że chodzi tu nie tylko o niego, ale także o Ann, dlatego chciał trwać przy niej. -Ann, proszę, powiedz mi czy rozmawiałaś z mężczyzną, który przedstawia się jako von Hallervorden? - spytał spokojnie, by niepotrzebnie nie denerwować małżonki. Niewiele rozumiał, ale chciał wyjaśnić sprawę zaczynając od żony. Przecież Rupert mówił, że z nią rozmawiał... Oczekiwał, że Ann mu pomoże. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Nie 0:26, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 15:12, 01 Mar 2012 |
|
Ann spojrzała na męża uważnie.
- Jimi w biurze przewija się mnóstwo interesantów. Pan Cassidi przyjmuje dziennie tylu gości, że nie mogłabym spamiętać - uśmiechnęła się lekko - Ale takie dziwne nazwisko na pewno bym zapamiętała. O co dokładnie chodzi James? Odpowiadasz zagadkami? Czemu wpadłeś do domu jak poparzony i prawie zdemolujesz mieszkanie? Coś się stało? Wplątałeś się w coś? - Z twarzy Ann nie schodził frasunek a James był coraz bardziej skołowany. Przed oczami znów miał mary senne, które jeszcze niedawno wydawały się rzeczywistością.
- James... źle się czujesz? Może zadzwonić po doktora? - Ann wpadła na pomysł i już zbierała się aby wyjść i poprosić Greenbergów o przysługę |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 15:37, 01 Mar 2012 |
|
-Miewam chyba jakieś koszmary. - powiedział James żonie. -Wczoraj prawie zderzyłem się z tramwajem. Zahamowałem i uderzyłem głową w kierownicę... - oznajmił Ann. Czuł huśtawkę nastrojów. Teraz jego sny jeszcze bardziej go przygnębiały. Zadawały mu tyle bólu i przysparzały tyle strachu...
-Tak Ann, chciałbym się dowiedzieć, czy ze mną w porządku... - rzekł. Teraz sądził, że być może od uderzenia w kierownicę jego głowa znajduje się w chwilowej niedyspozycji. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 10:19, 02 Mar 2012 |
|
Drogi Homerze - przyjechałam trochę szybciej, niż myślałam. Znalazłam skrót naprawdę bombowy!
- S. King "Skrót pani Todd"
Ann wyszła dość zmartwiona. James został sam w mieszkaniu. Z daleka dochodziły go dźwięki festynu, który miał się skończyć za jakiś czas. Opadł na fotel w oczekiwaniu na żonę. Gdy zamknął na chwilę oczy potarł skronie. Ciężar całego dnia opadł na niego ze zdwojoną siłą. Nagle do jego uszu dotarł dźwięk dzwoniącego telefonu.
Otworzył oczy i spojrzał na mały stolik stojący w rogu pomieszczenia. Stał tam nowiutki [link widoczny dla zalogowanych]. James był zaskoczony na równi widokiem telefonu jak i jego dźwiękiem. Przecież przed chwilą go tam nie było!
Carmichael podszedł i zdjął słuchawkę z widełek. Nic się nie odezwał gdyż podejrzewał kogo usłyszy po drugiej stronie.
- Witaj James - głos von Hallervordena był zniekształcony przez trzaski na linii, ale James poznał go bezbłędnie.
- Jesteś zbyt nerwowy jak na swoją profesję. No ale to normalne gdy potrąci się człowieka i ucieknie z miejsca wypadku. Miałeś szczęście, że zdarzyło się to na Flagg Street. W innym wypadku wszystko mogłoby wyjść już na jaw. - głos Ruperta dochodził do uszu Jamesa z bardzo daleka. Przed oczami Carmichael miał najpierw mroczki a potem zakołowało mu się w głowie. Nagle jednak ujrzał przerażające obrazy wspomnień... JEGO WSPOMNIEŃ!
Gnał swoim fordem przez ulice Seattle. Z tyłu siedział Hallervorden, który bardzo chciał dostać się z jednego końca miasta na drugi w pięć minut! Obiecał za to dziesięć dolarów napiwku. Było to wręcz niemożliwe. Kiedyś James chcąc sprawdzić możliwości pojazdu jechał nim w nocy po prawie pustych ulicach. Jego rekord to ponad jedenaście minut. A teraz? Teraz po ulicach chodzili ludzie, jeździły samochody i powozy. Nagle olśniło go - Flagg Street! Flagg Street jest Skrótem. I to najlepszym w mieście. Szybko skręcił i znalazł się na Flagg.
- A wie pan? - zaczął Rupert z tylnego wiedzenia - Że w 1923 roku pewien człowiek napisał artykuł w "Sience Today", że żaden człowiek nie przebiegnie mili w czasie krótszym niż cztery minuty. Udowodnił to poprzez szczegółowe wyliczenia, w których uwzględnił maksymalną długość męskich mięśni uda, maksymalną długości kroku, maksymalną pojemność płuc, maksymalne tempo bicia serca i dużo więcej. Zadziwiające, prawda?
- Prawda, prawda - jęknął przez zęby James zajęty prowadzeniem auta. Silnik pracował na najwyższych obrotach a wskazówka prędkościomierza wychodziła poza skalę 45 mil na godzinę.
- Byłem oczarowany tym artykułem - ciągnął Howard - Tak bardzo, że dałem go do analizy doktorowi T.J. Murray'owi z University of Washington. Chciałem sprawdzić te liczby, gdyż sądziłem, że może się tam kryć błąd. Jednak, wie pan co? Obliczenia były właściwe. Kryteria były prawidłowe. Wtedy ten człowiek udowodnił, że człowiek nie może przebiec mili w czasie krótszym niż cztery minuty. Wtedy w 1923 udowodnił to. Ale ludzie nadal to robią.
- Co robią? - James ominął z ledwością jakąś starszą panią z dziecięcym wózkiem... z wózkiem z którego lała się krew. Nie zważał na to. Ten Skrót był najlepszy i nic nie mogło tego zmienić.
- Próbują przebiec milę w krótszym czasie. I sądzę, że będą tak jeszcze przez wiele lat. A wiesz co to oznacza?
- Że pierwsze miejsce nie jest tak oczywiste. Nie jest stałe - rzekł James jakby wiedział co za chwilę powie Hallervorden. Tak jakby tę rozmowę już kiedyś prowadził. Wiele, wiele razy...
- Ponieważ nie ma ostatecznej wygranej. Jest zero i wieczność, i śmiertelność, ale nie ma ostateczności.
Nagle autem rzuciło gdyż James wjechał na drewniany most, który zbudowany był ze spróchniałych i zgniłych bali. Trzeszczał on pod ciężarem forda. Stado kruków siedzących na drewnianej balustradzie poderwało się w górę gdy James minął ich z zatrważającą prędkością. Na maskę spadło coś z głuchym pacnięciem. James spojrzał przez zakurzoną szybę. Jakiś ciemny kształt poruszał się na masce. James z szałem w oczach dostrzegł, że był to [link widoczny dla zalogowanych], który pożywiał się trupio bladą, oderwaną od ciała kończyną. Ludzką ręką! James zaśmiał się szaleńczo. Flagg Street było niebywałym Skrótem!
Most się skończył a wzdłuż drogi szpalerem rosły drzewa. Hałas silnika był jedynym mechanicznym dźwiękiem tu na Flagg.
- Ja bym uważał na nie - odezwał się Rupert.
James z początku nie wiedział o co mu chodzi jednak po chwili dostrzegł, że gałęzie drzew sięgają nisko ziemi. Choć nie było wiatru poruszały się jak żywe istoty! Jedna chwyciła kruka pożywiającego się na masce forda. James uniknął kilku pozostałych ataków, którym towarzyszył chrobot gałęzi o karoserie. Stracił lewe lusterko ale udało im się wymknąć z tego tunelu ułożonego z drzew.
Wyjechali na światło dnia. Coś łupnęło w maskę forda. James krzyknął w ekstazie gdy krew chlapnęła na przednią szybę pojazdu i spływała kaskadami po masce. Mknął dalej Skrótem.
James ocknął się w łóżku. Doktor Cranberry badał puls mężczyzny porównując go z sekundnikiem swojego srebrnego zegarka. Westchnął głęboko lecz uśmiechnął się przyjaźnie. Ann stała obok a ręce kurczowo zaciskała na beżowym szlafroku. Doktor dotknął głowy Jamesa odgarniając mu włosy.
- Nie widać śladów po uderzeniu. Nie mogło to być mocne. Nie ma siniaków ani otarć. Nie wiem czy mamy się czym niepokoić. Jednak... - Cranberry zawiesił na chwilę głos - Jednak chciałbym widzieć cię w Providence Medical Center. Mają tam dobrych lekarzy a doktor T. J. Murray jest jednym z lepszych lekarzy od urazów głowy no i jest moim dobrym przyjacielem.
T. J. Murray - odbiło się echem w głowie Jamesa... To znajomy Hallervordena... James spojrzał na Ann a ona ze szklistymi oczami pokiwała głową na znak, że James musi iść do tego szpitala.
James miał jednak mętlik w głowie. Musiał, musiał dowiedzieć się co tak naprawdę się dzieje! Musiał sprawdzić samochód stojący w garażu!
W powyższym tekście wykorzystałem, czasem bardziej, czasem mniej wierne fragmenty opowiadania S. Kinga pt "Skrót pani Todd" ze zbioru "Szkieletowa Załoga" |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 10:32, 02 Mar 2012, w całości zmieniany 5 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 17:22, 03 Mar 2012 |
|
-Dobrze więc. - rzekł krótko patrząc wpierw na Ann potem na dr Cranberryego. -Czuję się ostatnio po prostu źle, mam mieszany nastrój. Wybaczcie mi. - oznajmił uśmiechając się do żony. -W garażu zostawiłem papierosy, zaraz wrócę i możemy jechać.
Carmichael liczył na to, że mimo wszystko T. J. Murray znajdzie przyczynę jego problemów. Nosił się także z zamiarem porozmawiania z dr Murrayem o tajemniczym Hallervordenie. Pragnął delikatnie podsunąć mu to nazwisko - był ciekawy jego reakcji. A może i skierowało ewentualną diagnozę doktora na inny trop, który doprowadziłby do rozwikłania jego problemów.
James skierował się w stronę garażu. Musiał sprawdzić przecież samochód. Uchylił metalowe wrota... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 9:10, 05 Mar 2012 |
|
Pocałunek
Tobie dam!
I gdy cię już
Żegnać mam,
To ci jeszcze
Wyznam sam...
W słowie Twym,
Że dni moje
Były snem;
Ale choć
Nadziei blaski
Noc rozprasza,
Czy dnia brzaski
W wizji, czy na
Jawie spłoną –
Jest li przez to
Mniej straconą?
Wszystko to, co
Widzę, wiem –
Snem jest tylko...
We śnie snem.
W huku wód,
Na morza brzegu,
Stałem w szturmie
Fal szeregu...
I dzierżyła
Moja ręka
Piasku złotego
Ziarenka.
Tak ich mało!
Patrzę na nie,
Jak z mych palców
W wód otchłanie
Lecą... a mną
Wstrząsa łkanie!
Boże! Boże mój!
W prawicę
Czyż ich silniej
Nie pochwycę?
Czyż się jedno nie ocali
Od tej bezlitosnej
Fali?
Wszystko to, co
Widzę, wiem –
Czyż jest tylko
We śnie snem?
-E.A.Poe "Sen we śnie" w tłumaczeniu W. Nawrockiego.
Metalowe drzwi zgrzytnęły i choć Carmchael się z nimi siłował nie uchyliły się bardziej niż na sześć cali. Mężczyzna prześliznął się tylko przez szczelinę do środka. W garażu panował półmrok, który James musiał rozświetlić małą [link widoczny dla zalogowanych]. Powiesił ją na haczyku wiszącym tuż obok auta. Jej z początku niewielki płomień na nic się zdał jednak po chwili oświetlała garaż całkiem dobrze. Ford stał wewnątrz jak jakieś straszydło z dzieł E. A. Poego. Na dachu i karoserii wiły się makabrycznie suche gałęzie, powyginane jak palce stetryczałego człowieka. Zaschnięte plamy błota zdobiły przednią szybę. W świetle karbidowej lampy James przysiągłby, że niektóre grudy ziemi mają brunatny kolor. Obszedł auto dookoła. Znalazł tylko śrubę mocującą kiedyś lewe lusterko. Jednak w prawdziwe przerażenie wprawił go widok osłony chłodnicy. Była ona wygięta tak jakby pojazd zderzył się z czymś. James zdjął lampę aby lepiej przyjrzeć się uszkodzeniu. Zadrżał gdy dostrzegł blond włosy pozlepiane czerwoną mazią. Była lepka i miała lekko metaliczno-mdły zapach. James nie mógł pomylić tej substancji z żadną inną. To była krew!
Mknął dalej Skrótem. Hallervorden na tylnym siedzeniu poprawiał kapelusz i czyścił swojego binokla. Nie odzywał się ani słowem gdy James uruchomił wycieraczkę aby zmyć krwawe ślady po wypadku. Nie zwalniał. Wiedział, że zdąży. Skrót był naprawdę bombowy! Przez chwilę był prawie pewien, że osobą, którą potrącił była Ann... jego Ann, ale potem zachichotał pod nosem. Co by jego Ann robiła na Skrócie? Rupert jakby usłyszał jego myśli rzekł
- Czy nie zastanawiał się pan nad kupnem lepszego pojazdu? Może buick 121? Mój znajomy myśli nad sprzedażą. Kupił go w zeszłym roku, ale postanowił przenieść się do Europy i pragnie go sprzedać za mniej więcej tysiąc dolarów. Byłby pan zainteresowany? Teraz gdy nie ma już Ann może sobie pan pozwolić na więcej, hę?
James warknął coś pod nosem. Jak to nie ma Ann? Przecież Ann Carmichael czeka na niego jak co dzień w domu po powrocie z pracy w urzędzie. Czeka, czekała i będzie czekać! Puścił więc mimo uszu tą ostatnią wzmiankę o jego żonie.
Skrót począł prowadzić do tunelu wydrążonego w górze. Góry w Seattle? Ach ten Skrót! Gdy weń wjechali w nozdrza Jamesa uderzył zapach, który kojarzył mu się z wnętrzem kobiecego łona. Zapalił reflektory. Ściany tunelu były nierówne, jakby powstał on w całkiem naturalny sposób, a nie z ręki człowieka.
- To Trzewia - skwitował Rupert jakby rozmawiał o pogodzie. - Ach ten Skrót!
Nagle James dostrzegł, że ściany i podłoże tunelu jakby poruszają się. Począł dokładniej przyglądać się temu zjawisku. Dopiero teraz usłyszał dziwny plask, który towarzyszył ich jeździe. Ściany i podłoże a z pewnością też sklepienie tunelu pokrywały miliony małych, białych robaczków, albo larw. James jadąc miażdżył je pd kołami. Robaki najwyraźniej nic sobie z tego nie robiły.
- Zagasły światła — wkoło mrok
Śmiertelnym — patrz! — piorunem
Na każdy ludzki spada wzrok
Kurtyna swym całunem. —
Anioły, ze łzą u swych powiek,
Żałują nieszczęśliwca —
Bo słuchaj: Dramat ten — to Człowiek.
Bohater? Robak Zdobywca!
Von Hallervorden recytował z wielkim zapałem jakiś wiersz, który echem odbijał się w głowie Jamesa. Skrót nie przestawał zaskakiwać...
James kucnął aby spojrzeć na bieżniki opon. Zdrapał palcem jakąś białą maź, która kojarzyła mu się teraz tylko z rozjechanym pędrakiem... Larwą ze skrótu. Wyprostował się i prawie przewrócił do tyłu gdy przed sobą ujrzał bardzo [link widoczny dla zalogowanych] kobietę w koszuli nocnej. Jej chude ramiona były blade i przez skórę widać było żyły. Jej włosy w nieładzie były przetłuszczone a oczy blade jak jej skóra. Jenak stała tu przed Jamesem z miną pełną złości. Jej bezzębne usta zaciskały się tworząc coś na kształt sępiego dzioba. James z ledwością mógł opanować strach jaki ściskał jego serce. Jedyne co chciał w tej jednej jedynej chwili to skulić się w jakimś ciemnym kącie i pozostać tam do końca świata.
- Przebudź się wreszcie ty durny jankesie. Obudź się z tego snu w śnie i zacznij posługę! - jej głos był skrzekliwy i choć James sądził, że nic nie jest gorsze od jej wyglądu to mylił się. Jej głos bł jeszcze gorszy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Domin
Gracz
Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 20:33, 05 Mar 2012 |
|
-Durny jankesie? - powiedział do siebie lekko drżącym głosem James, doskonale wiedząc że te słowa usłyszała stojąca przed nim kobieta. Próbował opanować strach. Wraz ze swym mrocznym pasażerem dokonał już kilka morderstw i wie jak wyglądają zdewastowane ciała... Podobnie jak ta staruszka... Musiał kroić zwłoki na kawałki, by mieściły się do worków, które potem zostawiał nad jeziorem albo w śmietniku. Tak było mu wygodniej, bo prościej kilka worków posadzić na tylnym siedzeniu swojego Forda.
Zastanowił się przez chwilę co się dzieje. -Czego ode mnie chcesz? Gdzie jest von Hallervorden? Chcę z nim porozmawiać. - spytał pewnie, lecz w głębi siebie ogarniał go strach. Otrząsł się, przełknął ślinę i oczekiwał od kobiety wyjaśnienia. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Pon 20:38, 05 Mar 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 12:53, 06 Mar 2012 |
|
Kobieta wyciągnęła rękę w stronę Jamesa i chwyciła go za ramię. Szarpnęła mocno ale zdążył się wyrwać.
- Głupi szczeniak! - warknęła starucha - Siedź w takim razie sobie tutaj i śnij dalej!
Kobieta zniknęła a James stał chwile zdezorientowany. Czy właśnie miał kontakt z... duchem?
Oddychając ciężko oparł się o maskę samochodu. Przetarł oczy i postanowił wrócić do domu.
Ann i doktor nadal czekali na niego w sypialni. Ann podeszła do męża i spytała z niepokojem
- James wszystko dobrze? Wygląda jakbyś zobaczył ducha... - wzięła go za rękę...
Czuł jej dłoń. Jej palce rozkurczały się i ręka wymykała się z jego uścisku. Chwycił ją mocniej w ramiona i tulił martwe już ciało żony. Je twarz była cała w krwi a z nogi sterczała pęknięta kość. Silnik forda nadal pracował a Hallervorden siedział spokojnie na tylnym siedzeniu.
- ANN... - zawył James w niebo. Było przeraźliwie błękitne. Nigdy nie zapomni odcienia tego nieba. Nigdy. Hallervorden wysiadł z pojazdu.
- Musisz ją ukryć James. Upozoruj wypadek. Auta pozbądź się w zatoce. Nikt nie będzie cię podejrzewał jeśli to dobrze odegramy - kiwnął głową z półprzymkniętymi oczami - Damy sobie radę. Uwierz mi.
James ocknął się z zamyślenia. Przed oczami miał obraz błękitu nieba. Potem nagły przebłysk ukazał mu pomieszczenie [link widoczny dla zalogowanych]. Nie wiedział co o oznaczało ale czuł się związany jakoś z tym miejscem. Ocknął się po raz wtóry i spojrzał na doktora.
- Nie chcę was martwić, ale podejrzewam, że wizyta w Providence jest nieunikniona. Powinniśmy tam jechać jak najprędzej.
Doktor wziął ze sobą torbę i poczekał na Jamesa i Ann aż się ubiorą. Wsiadł do swojego auta i gdy wsiedli również ruszył. Ann przytulała się do męża kurczowo jakby nie chciała go wypuścić nigdy z tych objęć. Spoglądała też na niego od czasu do czasu i głaskała po głowie.
Szpital był wysokim budynkiem. Parkowało przed nim kilka samochodów. Doktor wprowadził ich do przestronnego [link widoczny dla zalogowanych] gdzie pielęgniarki rozmawiały ze sobą. Najwyraźniej następował koniec zmiany dla jednych z nich gdyż po chwili część po prostu wyszła ze szpitala.
[link widoczny dla zalogowanych] był zaniedbany, a jego ściany tworzyły przeszklone i okratowane okna. James czuł jak ktoś pcha łóżko na którym leżał. Spojrzał kto to taki ale odkrył, że jego ręce, nogi i głowa są unieruchomione.
- Czyżbyś wracał do nas James? - usłyszał znajomy głos, aczkolwiek nie potrafił przypomnieć sobie jak wyglądał jego właściciel - To dobrze. Oznacza, że już niedługo wrócisz na dobre.
Doktor Murray przywitał się z nim wylewnie. Wyglądał na mniej więcej czterdzieści lat. Nosił małe okulary o okrągłych szkłach. W dłoni trzymał lekko dymiącą fajkę. Carmichael usiadł. Ann i doktor Cranberry zostali w poczekalni. Cranberry musiał ze dwadzieścia razy przepraszać Murray'a za to, że obudził go w środku nocy. Murray wzbraniał się twierdząc, że jest tu od pomagania.
- Tak więc proszę jak najdokładniej opisać co się z panem dzieje, panie Carmichael. - głos doktora... James słyszał go już a teraz... a teraz dopasował ten głos do Nortona... Murray'a... Nie wiedział dlaczego nazwał lekarza Nortonem. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 22:53, 06 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|