FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Preludium James Carmichael [Domin] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 14:30, 06 Mar 2012 Powrót do góry

James usiadł na przeciwko doktora. Wyprostował się i zastanawiał się co powiedzieć. Może zacząć niewinnie skarżąc się na realistyczne koszmary przeżywane ostatnimi czasy dość regularnie? Carmichael uznał to za bezsensowne, zdecydował się przejść od razu do sedna. Poprawił krawat i marynarkę, rozluźnił mięśnie. -Von Hallervorden - powiedział do doktora nieco ściszonym głosem. -Wydaje mi sie, że to on jest moim problemem. - powiedział obserwując dokładnie reakcje doktora. -Znam także Pana. Choć nigdy się z Panem doktorem nie spotkałem, przed tą wizytą słyszałem o Panu. - skończył i ucelował wzrokiem twarz doktora. Sądził, że tylko w tak konkretny sposób wyjaśnienia swoich problemów może otrzymać rozwiązanie.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 22:52, 06 Mar 2012 Powrót do góry

Doktor Murray poprawił swoje okulary i puścił dymek z fajki. Drapiąc się małym palcem po skroni rzekł rzeczowo
- Cóż, jestem pewien, że nigdy się nie spotkaliśmy. Doktor Cranberry mówił, że miał pan mały wypadek samochodowy. Od tego czasu wszystko się dzieje, tak? - widząc jak James potakuje kontynuował - Widzi pan, umysł jest nami, my jesteśmy tu - przestał się drapać i wyprostował mały palec wskazując na skroń - Można założyć, że każdy z nas w większym lub mniejszym stopniu może powrócić wspomnieniami do każdego momentu ze swojego życia mniej więcej po skończeniu lat trzech. Ludzki mózg jednak cechuje pewien nie poznany jeszcze przez nas mechanizm. Choć doskonale szufladkuje każdą chwilę naszego życia to z dostępem do nich jest jak z indeksem bibliotecznym. Nawet jeśli doskonale wie pan czego szuka poszukiwania trochę zajmą a podczas nich natrafimy na kilka bezużytecznych, choć nadal interesujących pozycji. Do czego zmierzam? Umysł zapamiętuje, ale dawniejsze wydarzenia, bądź wydarzenia traumatyczne w trakcie przypominania mogą zlać się z innymi podobnymi bądź zostać odtworzone w niepełnej, choć nadal logicznej kolejności. Dajmy na to: niech pan sobie przypomni ostatnie przyjęcie na którym pan był z żoną, bądź sam. Wie pan kto na nim był, z kim rozmawiał, o czym, prawda? Jednakże gdybym kazał panu opowiedzieć dokładną chronologię zdarzeń z owego przyjęcia nie uzyskałbym stuprocentowej odpowiedzi, sam by mi pan to przyznał. Dlatego, możliwe, że zna mnie pan i nie zna. Może widział pan moje zdjęcie w gazecie? A może wiózł podobnego do mnie pasażera? Kto wie, może minęliśmy się na ulicy. - doktor poprawił się na krześle i kontynuował - Von... - zrobił niewyraźny gest dłonią jakby zachęcając Jamesa do podpowiedzi - Hallervorden... brzmi jak niemieckie słowo - pokręcił głową - Zna pan niemiecki? Studiowałem go na uniwersytecie, choć powiem, że jedynym jego zastosowaniem była dukana rozmowa z docentem Sigmuntem Freudem podczas jego pobytu na Litwie. Do rzeczy - doktor wstał i podszedł do ładnego regału z książkami. Wybrał jedną i zaczął wertować. - Nie z pewnością nie jest to gra słów... ale... - Murray zbladł i spojrzał na Jamesa. Potem zmarszczył czoło i jeszcze raz przejechał palcem po stronie. Kiedy podjął wątek Carmichael wyczuł w jego głosie subtelną zmianę - Panie Carmichael... nie chcę pana martwić, ale może źle pan wymawia nazwisko pana Hallervordena...
- Alle morden - padło z ust Jamesa, którego nagle olśniło
- Wszyscy zabici, zamordowani - doktor zamknął słownik i odłożył go na miejsce - Czy był pan światkiem morderstwa? Możliwe, że posłyszał pan te dwa słowa a pana wyobraźnia dołożyła resztę...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 20:15, 07 Mar 2012 Powrót do góry

James wzdrygnął się. Zaskoczony nie tylko tym, że doktor nie znał Hallervordena, patrzył się w Murraya jak zahipnotyzowany. Otrząsnął się po kilku sekundach i rzekł ze spokojem: -Morderstwa? - spytał. -Skądże, na szczęście nigdy nie byłem świadkiem czegoś takiego. - oznajmił. Zastanawiał się, dlaczego von Hallervorden w jego wspomnieniach przebąkiwał o doktorze Murrayu... A teraz James siedzi przed jego obliczem. Począł sądzić, że cała sytuacja to coś grubszego, a Murray, von Hallervorden to dobrzy przyjaciele, pomimo tego, że ten pierwszy się nie przyznaje.
-Doktorze Murray... - zwrócił się grzecznie. -Co w takim razie ze mną się dzieje? - spytał i spojrzał na lekarza. -Co pan ze mną pocznie?
Carmichael nie miał na razie żadnych zamiarów. Jedną kartę już wykorzystał i nic nie wygrał. Czekał na rozwój sytuacji.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 10:43, 09 Mar 2012 Powrót do góry

Murray usiadł i wziął na powrót swoją fajkę. Pyknął z niej kilka razy w zamyśleniu. James miał wrażenie nierealności tego wszystkiego. Zdawało mu się, że to wszystko za chwilę zniknie a on... Właśnie, co do cholery on? Poprawił się na krześle wpatrując się w lekarza. Ten milczał zbyt długo. Z początku James myślał, że Murray jest zamyślony ale po chwili dostrzegł, że doktor nie oddycha!
Zerwał się na równe nogi a jego serce zamarło gdy Murray uniósł głowę i spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Spokojnie panie Carmichael - wyjął ustnik fajki z buzi - Co się dzieje? Myślę, że powinniśmy zostawić pana kilka dni na obserwacji w szpitalu. Niech się pan nie niepokoi, dostanie pan osobny pokój... z dla od innych pacjentów ze Skrzydła Randalla Flagga.
James zamarł jeszcze bardziej. Wpatrywał się lekarza szeroko otwartymi oczyma. Jego dłonie powędrowały do kieszeni gdzie zacisnął je mocno w pięści. Trząsł się w tłumionej furii. Murray uniósł rękę w geście pojednawczym a w tym samym momencie do środka weszli Cranberry i Ann. James spojrzał na żonę... jednak to nie była jego żona! Twarz Ann była zmasakrowana i cała zakrwawiona. James widział już tę twarz wówczas gdy tulił umierającą żonę. Odskoczył od tej dziwnej zjawy jak poparzony. Przewrócił przy tym krzesło, które ze stukotem upadło na podłogę.

Nagle James dostrzegł, że wszystko zamarło. Krzesło nie do końca upadło. Ani Ann ani lekarze obecni w pokoju nie poruszali się. Nawet dym z fajki zatrzymał się, jakby był tylko zamazaną fotografią. James wyszarpnął pięści z kieszeni i przystawił je do skroni. Kucnął i skulił się w sobie...

Siedział tak... sam nie wiedział ile ale chciał aby cokolwiek to było już się zakończyło. Chciał. Chciał. Chciał. Chciał...

Podniósł powoli wzrok. Jego oczom ukazała się odrapana ściana. Kiedyś była pomalowana na biało, ale teraz spod farby przezierały szare i brązowe plamy. James rozejrzał się w panice. Znajdował się w niedużym pomieszczeniu. Małe okratowane okno na wysokości około dwóch metrów nie wpuszczało światła dziennego, tylko reflektor jakiejś lampy. Metalowe, zimne drzwi do których dopadł od razu jak tylko wstał były zamknięte a do tego nie miały żadnej klamki. James uderzył kilka razy otwartą dłonią wywołując echo po drugiej stronie. Co tam było? James dotknął dłonią czoła i osunął się na ziemię plecami dotykając zimnego metalu drzwi.

Nie miał pojęcia ile upłynęło czasu ale wreszcie doczekał się czegoś innego niż tylko pustki pokoju. Szczęk otwieranych drzwi poprzedziły kroki na korytarzu. James odskoczył o wejścia i skulił się w rogu pokoju. Dopiero teraz zauważył, że ma na sobie tylko szpitalną koszulę i że był bosy. W pokoju rozżarzyła się słaba żarówka. Jej światło nagle zdało się Carmichaelowi miliardem rozpalonych słońc. Zamknął oczy i zasłonił je obiema dłońmi. Kroki przybliżyły się do Jamesa.
- Obudziła się nasza Śpiąca Królewna. Nareszcie. - to był głos Murraya. James nie mógł jeszcze pozwolić sobie na spojrzenie na lekarza. Światło było zbyt intensywne.
- Dostosuj swój wzrok. Wiem, że potrafisz.
Głos Murraya był spokojny i życzliwy. James nie miał pojęcia o co chodzi ale jakaś część w jego podświadomości zrobiła to o co prosił Murray. Nagle wzrok Jamesa jakby uodpornił się na światło żarówki i nie było ono już tak intensywne. James podniósł wzrok.
Przed nim stał [link widoczny dla zalogowanych], ale nie Murray. Był trochę inaczej ubrany, choć fajka i okulary pozostały te same. Miast garnituru nosił jakby przerobioną kurtkę od munduru ze sztywnym kołnierzem. Miał granatowe spodnie i brązowe buty. Na ręku nosił zegarek i srebrny sygnet. Miał też duże bokobrody sięgające aż po podbródek. Murray patrzył z lekkim rozbawieniem na Jamesa. Pokiwał głową i rzekł:
- Mam nadzieję, że wróciłeś na dobre. Mieliśmy już dwa takie twoje powroty i za każdym razem odpływałeś na nowo. To co Śpiąca Królewno pamiętasz wszystko czy znów mamy przechodzić od początku aż po chwilę obecną?
James wstał opierając się o ścianę. Był o pół głowy wyższy od Murraya dlatego musiał trochę się pochylić aby spojrzeć lekarzowi prosto w oczy i powiedzieć...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 10:43, 09 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 21:45, 09 Mar 2012 Powrót do góry

James nie wiedział o co chodzi. Sytuacja była dla niego dziwna. Czuł, że znajduje się w innym wymiarze, potem wraca do prawdziwego świata, a potem znów przenosi się gdzie indziej. Powoli się już gubił. Nie miał pojęcia co to wszystko znaczy. -Pamiętam, wróciłem. Kontynuujmy. - rzekł do doktora. Czekał na rozwój sytuacji, której nie do końca rozumiał. Murray wydawał mu się bardzo podejrzany, ale mimo wszystko postanowił poczekać. -Czy z Ann wszystko w porządku? - spytał grzecznie Murraya. Czekał na jego odpowiedź.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 22:36, 09 Mar 2012 Powrót do góry

Murray uśmiechnął się głupkowato do Jamesa. Był najwyraźniej rozbawiony.
- Ha! Ty nic nie pamiętasz J. Ty nadal sądzisz, że Ann żyje, że jest lipiec i że... - Murray zawahał się - I że ja jestem Murray? Ha, ha, ha. Ciekawa pętla myślowa. JAMES! - rzekł z mocą a jego dłonie zacisnęły się na ramionach Carmichaela. Potrząsnął nim na otrzeźwienie ale niewiele to dało - JAMES! - powtórzył - Mamy grudzień 1930. Odkryto dziewiątą planetę Układu Słonecznego - Plutona. Minęło prawie sześć miesięcy od śmierci Ann. Od tego czasu jesteś tu w Providence w skrzydle im. Randalla Flagga... w azylu dla obłąkanych - zrobił niewyraźną minę - Przez ostatnie miesiące byłeś w stanie katatonicznym. Budziłeś się tylko dwukrotnie aby znów dostać ataku. Podejrzewamy wraz z Betty, że szok spowodowany przemianą mógł to spowodować. W katatonii żyjesz w wyimaginowanym świecie, gdzie Ann jest z tobą i wszystko jest O.K. - Murray mówił donośnym głosem - Ale świat zewnętrzny upomina się o ciebie. Mieszają ci się. Dlatego wracasz gdy zauważasz jakąś anomalię. Tak jak teraz. Przypominasz sobie?
James nie mógł dać wiary w to co usłyszał. Patrzył się na Murraya nieobecnym wzrokiem. Zmarszczył czoło i osunął się na podłogę. Pamięć poczęła wracać...

James odwiózł młodych ludzi do ich wujostwa na przedmieściach. Pamiętał, że był trzeci lipca. Zarobił dziś sporo więc postanowił zrobić Ann niespodziankę i wrócić wcześniej do domu. Ann pracowała na pół etatu w biurze jednego z radnych miasta i około południa już nie była w pracy. Po drodze do domu wstąpił do kwiaciarni i kupił jej bukiet kwiatów. Jechał rozmyślając o swej uroczej żonie. Gdy dojechał do ich ulicy był tak zamyślony, że nie zwracał uwagi na drogę. Zjechał na chodnik z prędkością dużo większą niż pozwalała moc silnika gdyż ulica dość stromo opadała w dół. Chciał skontrować kierownicą w drugą stronę. Cudem wyminął jakąś staruszkę z dziecięcym wózkiem. Dopiero uderzenie w jakąś kobietę sprawiło, że auto jakimś cudem zatrzymało się. Krew chlapnęła na przednią szybę a boczne lusterko odpadło gdy ford zahaczył o ogrodzenie. James wysiadł na sztywnych nogach. Podczas zderzenia sam uderzył się mocno w głowę i krwawił. Najpierw zobaczył nogi ofiary. Jeden brązowy but spadł i gdzieś zaginął (potem odnajdzie go na trawniku) ale drugi nadal był na nodze. Tuż nad kolanem ziała rana z otwartego złamania. James znał i te buty i te nogi. Jednak podchodził wolno jakby chcąc nie dopuścić do siebie tej strasznej myśli. Krew zalewała mu lewe oko. Wytarł ją rękawem. Zza samochodu zaczął się wyłaniać jasny żakiet... żakiet Ann. Zakrwawiona twarz i ledwo poruszające się ręce. Wtedy adrenalina zrobiła swoje. James podbiegł do zony i wziął ją w objęcia. Płakał tuląc jej umierające ciało do piersi. po jego policzkach spływały łzy, krew z rozciętej głowy i pot. Tulił Ann mamrocząc jej imię. Nagle poczuł, że żona chce mu coś powiedzieć. Wziął ją za rękę i pochylił ucho nad zakrwawionym ustami. z początku czuł tylko jej słabnący oddech ale potem wyłowił poszczególne słowa.
- James... jestem... w... ciąży...
Oczy Carmichaela zrobiły się wielkie jak spodki a oddech nierówny. Czuł jak dłoń Ann wiotczeje i wysuwa się z jego dłoni. Wykrzyczał jej imię na całe gardło ale nie zwróciło to życia ani jej ani nienarodzonemu dziecku.

Po tym wydarzeniu James wrócił do domu na piechotę. Był cały we krwi Ann. Powłócząc nogami dotarł do łazienki zostawiając za sobą krwawy ślad. Wziął prysznic. Po kilkunastu minutach zapukała do niego policja. James w szlafroku i z nożem kuchennym otworzył im. Obudził się jego mroczny pasażer. tylko cud sprawił, że nie zastrzelili go wtedy. Widać funkcjonariusze uznali, że zbyt wiele przeszedł po śmierci żony. ogłuszyli go tylko i zabrali do aresztu. Tam spędził kilka godzin gdy psychiatra sądowy doktor Cranberry wydał opinię o przeniesieniu go do azylu. To tu po raz pierwszy spotkał Nortona, którego w swoich majakach nazywał doktorem Murray'em. Zresztą Norton używał tego nazwiska w stosunku d reszty personelu. Ale nie Norton nie był lekarzem, nie był też pacjentem... Norton był...


- Wampirem - wyszeptał James w pustkę, jakby nie zauważając stojącego obok Nortona-Murray'a - Ty jesteś wampirem.
- Och James, nie licytujmy się. Ty też.
James po raz kolejny spojrzał na Nortona a potem na swoje dłonie. Były blade... chorobliwie blade. Pokręcił głową z niedowierzaniem a potem przypomniał sobie jak pewnej nocy Norton vel Muurray zapytał go czy chciałby odpokutować za śmierć żony. James chciał tylko tego. Wtedy Norton boleśnie ugryzł Carmichaela w szyję. Więcej James nie pamiętał. Ale nadal nie mógł uwierzyć w to co się z nim działo
- Narodziłeś się dla nocy James. Jesteś przeklęty i przez wieki będziesz odbywał swoją pokutę. Jak to zrobisz to twoja sprawa. - Norton spojrzał na Jamesa i spostrzegł, że ten nadal mu nie wierzy - Ech... przekonajmy się, masz - wyjął z kieszeni kuchenny nóż i podał go Jamesowi - Sprawdź. W twoich żyłach nie płynie już krew. A dodatkowo jak tylko pomyślisz o tym życiodajnym płynie to masz ochotę wręcz się w nim taplać co? Mam nadzieję J. że wróciłeś na dobre bo Betty chciała cię już zabić ostatecznie. Stara Betty jest miła dopóki ktoś nie zrobi z niej wała. No dalej J. Tnij. - zachęcił
James wziął nóż i po krótkim zawahaniu naciął sobie dłoń po wewnętrznej stronie. Syknął z bólu, choć nie był on tak dotkliwy jak powinien. Wpatrywał się w przeciętą skórę, ale równie dobrze mógłby to robić przez następne sto lat. Rana nie krwawiła.
- Z pustego to i Salomon, co nie? - zażartował Norton - Ech J. twoje rany mogą krwawić gdy ty tego chcesz. Jak na przykład chcesz się z kimś podzielić krwią. O tak jak ja, spójrz.
Norton wziął nóż od Jamesa i naciął sobie dłoń tak samo jak James przed chwilą. Do nozdrzy Carmichaela dotarł słodki zapach, którego nie potrafił z niczym innym porównać. Norton przystawił strużkę spływającą mu po dłoni nad głowę Jamesa. Ten łapczywie otworzył usta i pozwolił aby ten nektar spłynął mu do gardła. Czuł głód, ale taki jakiego jeszcze nigdy nie zaznał. O pożywienie nie wołało tylko jego ciało ale każda cząstka jego jestestwa. Pił starając się nie uroni ni jednej kropli i żałował, prawie ze łzami w oczach gdy Norton zabrał rękę i sam wylizał ją do cna.
- No, teraz mi wierzysz?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 23:08, 09 Mar 2012 Powrót do góry

-Coś takiego... - rzekł wpatrując się w ścianę. James na chwile nie był sobą, ale po kilku minutach doszedł do siebie. -Teraz wszystko rozumiem... - powiedział patrząc się nadal w ścianę. Czuł się w końcu sobą, bez pytań, bez zawiłych pytań. Znał już odpowiedź na swoje pytania. Wciąż tęsknił za Ann - ta tęsknota pozostanie z nim do końca świata. Lecz nie cierpiał wiele. Czuł w sobie, że swoje przeszedł i należy iść do przodu. -Chcę wrócić do swojego domu. - rzekł do Nortona. -Sprzedam go i kupię coś innego. Nie może mi on przypominać o Ann.
-Mogę się już stąd wyrwać Norton? Wszystko już rozumiem. - powiedział do swojego towarzysza. Chciał opuścić to miejsce i wrócić do "normalnego życia".


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 23:35, 09 Mar 2012 Powrót do góry

Norton pokiwał głową na znak, że cieszy się z takiego obrotu sprawy.
- Twoje wyście to tylko kwestia czasu J. Zawołam Betty ona zdecyduje co i jak.
To mówiąc wyszedł bez słowa. Jamaes odprowadził go tęsknym wzrokiem. Polubił Nortona bardzo. Choć z początku wydawał mu się dupkiem, to teraz zaczął postrzegać go jak kogoś lepszego. Skoro obaj byli wampirami to przecież Norton musiał być równy gość!
Szczęknął zamek w izolatce i stanęła w nich ta sama starucha, którą James widział w swoim śnie w garażu. Wolal swój poprzedni stan nazywać snem niż chorobą. Staruszka ubrana była w czarną suknię jakby wracała właśnie z pogrzebu. Podeszła bez słowa do Jamesa i ujęła jego brodę w dwa nienaturalnie silne palce. Kciuk i palec wskazujący obracały głowę Jamesa a Betty oglądała go jakby był koniem na sprzedaż
- No jankesie, wreszcie się ciebie doczekaliśmy. Rodziłeś się w bólach, nie powiem. Ale słodki z ciebie facet - oblizała lubieżnie zmarszczone wargi i puściła podbródek Jamesa - Jeszcze na pewno sprawdzimy co potrafi to młode ciałko. Ale tymczasem powiedz cioci Betty jak się czujesz? Już lepiej? Tamto było tylko przykrym snem. Ale teraz to tu jest prawdziwe. Szok wywołany przemianą występuje bardzo często, choć miałeś szczęście, że Norton przemienił cię tu a nie gdzieś na ulicy. Zdechł byś marnie na słońcu - spojrzała na małe okienko w ścianie - Nie bój nic jankesie. Ten pokój jest od północnej strony. Słonce rzadko tu zagląda w zimie. No to już ci lepiej? To podnieś to swoje dupsko i chodź. Na Nortona spadnie obowiązek nauczenia cię wszystkiego. A nie będzie łatwo. Cóż, Norton dupczył, Norton ma dziecko do odchowania. - spojrzała na niego z takim uśmiechem jak kiedyś patrzyła ciotka Ann na kolacji w Święto Dziękczynienia. Uśmiech ten był szczery i bardzo przyjacielski - Och nie martw się. Na odchowanie cię ma sporo czasu... Całe wieki jeśli będzie trzeba. Ale przeważnie to tak długo nie trwa.
James wstał i ruszył za ciotką Betty. W jego głowie poczęły powstawać nowe pytania. Kiedyś oglądał w kinie film o wampirach, chyba jakiś niemiecki o Nosferatu. O uszy obiły mu się też jakieś plotki zasłyszane w taksówce cz wyczytane w kącikach okultystycznych. Ale skąd miał pewność, że ta skąpa wiedza jest prawdziwa?
Ruszyli odrapanym korytarzem.
- Miesiąc po tym jak cię tu przyjęto skrzydło poczęło osiadać na niestabilnym gruncie. Ewakuowano szpital jak i azyl. My zostaliśmy... No mamy też tu kilku bezdomnych, ale ja bym nie piła z nich krwi... nie wiadomo gdzie się szlajali... W ostateczności można... ale to w ostateczności.
Korytarz ciągnął się kilkanaście metrów a potem zakręcał w lewo. James potulnie szedł za ciotką. Mijali kolejne izolatki. Podłoga gdzieniegdzie była popękana na skutek osiadania budynków. Betty jakby czytała w myślach Jamesa
- Na dłuższą metę gdzieś trzeba się zatrzymywać na dzień. To ułomność naszego gatunku. Słońce pali nas żywym ogniem jeśli łazi się w dzień jankesie. Tu możesz przekimać dzionek... tak, tak sen zmorzy cię jak tylko ta ognista kula gazów pojawi się na niebie i uśniesz jak niemowlę. Wtedy lepiej być z dala od innych i ich wścibskich oczu. a tu jest dobre miejsce. Norton gdzieś ty się podziewał? - przerwała nagle Betty gdy przez jakieś drzwi wyszedł Norton.
- Cioteczko, jak zwykle sprawdzałem czy nikt się nam tu nie kręci - rzekł z uśmiechem. James bardzo ucieszył się na widok Nortona. Czuł, że zaczyna między nimi tworzyć się jakaś więź, jak ojca z synem.
- Jaki miły chłopiec z tego Nortona - rzekła cioteczka i ruszyła gdzieś sama, zostawiając Jamesa i Nortona razem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 23:36, 09 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 7:59, 10 Mar 2012 Powrót do góry

-Nie taka zła jak sobie wyobrażałem ta Betty... - powiedział patrząc się na Nortona. -To co teraz zrobimy? Jak ma wyglądać teraz moje życie? - spytał retorycznie Nortona. James faktycznie dużo o tym myślał, ale miał pewne plany... Chciał sprzedać dom, samochód i kupić coś lepszego. Dobrze pamiętał, że ma duże oszczędności. Pragnął zaliczyć dobry start. -Może założyłbym restaurację? - spytał całkiem na serio. Taksówkarstwo od teraz wydawało mu się nieco nudne, nowy Carmichael pragnął nowych doświadczeń.
Kiedyś po pracy czasem wyskakiwał z Ann na drinka. Podobała mu się atmosfera nieco zakurzonego od dymu papierowego pomieszczenia. Rozmawiający ludzie, najczęściej uroczy dodawali temu miejscu przytulności. James chciałby rozkręcić biznes gdzieś bliżej centrum, miał nawet swoją [link widoczny dla zalogowanych] i [link widoczny dla zalogowanych] jakby to miało wyglądać. Dochody ze sprzedaży domu, w którym mieszkali wspólnie z Ann na pewno wystarczyłyby na zakup trzech pomieszczeń w jakiejś kamienicy bliżej centrum. Carmichael chciał mieć też blisko do swojej restauracji.
-Sprzedam dom, rozkręcę biznes. Taksówkarstwo mnie znudziło. - powiedział radośnie do Nortona. Z taką wizją i chęciami był pewniejszy siebie i czuł się, jakby znów odżył.
-Tymczasem co robimy? - spytał nie wiedząc jakie plany ma Norton. Liczył, że pozwoli mu on pozałatwiać sprawy, jakie ma do zamknięcia. James podziałałby także w kierunku zakupu czegoś w jakiejś kamienicy i obadałby sprawę w kwestii zrealizowania swojej wizji. Liczył, że znajdzie coś opuszczonego, z czego mógłby uczynić restaurację.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 14:47, 10 Mar 2012 Powrót do góry

James poczuł jak Norton klepie go po plecach śmiejąc się
- Spokojnie, przed tobą cała wieczność... no a przynajmniej spora jej część. Ja na twoim miejscu najpierw bym się ubrał - podrapał się po karku - Najbliższe noce spędzisz ze mną. A twój dom. Cóż może nam na początek posłużyć jako zalążek kapitału. Czy jednak podczas kryzysu łatwo można sprzedać dom? Nie mam pojęcia gdyż nie miałem z niczym takim do czynienia - Norton podłubał palcem w uchu - Chodź - chwycił Jamesa za łokieć i skierował w stronę podwójnych, metalowych drzwi, które kiedyś były pomalowane na zielono - Tu trzymano ubrania pacjentów. Może znajdziesz coś dla siebie, a kto wie być może jest tu jeszcze twoje stare odzienie.
James wszedł do zatęchłego pomieszczenia, gdzie w przegrodach leżały poskładane i zafoliowane ubrania. Widocznie podczas przesiedlania pacjentów nie zawracano sobie głowy ich ciuchami. Nozdrza Carmichaela wołały o pomstę do nieba gdyż zapach był nie do zniesienia. Norton zauważył jak James się krzywi i rzekł
- Wampiry charakteryzują się wieloma mocami, o których śmiertelnik może tylko marzyć. To co teraz cię dotyka do moc Nadwrażliwości. Wyostrza twoje zmysły. Nie kontrolujesz jeszcze tego ale się nauczysz. Tak jak z rażącym światłem w twojej izolatce, pamiętasz?
James postarał się nad tym zapanować. Zapach, który drażnił jego nozdrza powoli tracił n intensywności. Wreszcie po chwili zbladł i James mógł normalnie egzystować. Nagle jednak dotarło do niego, że nie oddychając również niweluje skutki nieprzyjemnego zapachu. Boże on na prawdę nie musiał oddychać! Stał tak przez chwilę i próbował przyswoić sobie swoją nową... przypadłość? moc? zdolność? Wreszcie wszedł głębiej do pomieszczenia i zaczął przeszukiwać przegrody z braniami. Część była podpisana a część niekompletna. Wreszcie znalazł coś na siebie i ubrał się za niewielkim parawanem. Norton tymczasem czekał cierpliwie oparty o futrynę drzwi.
- Jeśli spojrzeć na to z perspektywy... hmm... genealogii to jesteś moim synem a ja twoim ojcem - mówił to jakby dawał wykład na uczelni, palił przy tym fajkę - W świecie wampirów to ważne, gdyż krew z każdym kolejnym pokoleniem się rozwadnia i jest słabsza. - Norton spojrzał na Jamesa czy aby ten go słucha. - Świat nocy jest bardzo zawiły i skomplikowany. Polityka, wojna, zdrada a to wszystko w nocy gdy większość śmiertelnych śpi. Wiesz, podobno nasz rodzaj stoi za większymi wydarzeniami w historii ludzkości, a przynajmniej za dużą większością - zmarszczył czoło jakby zastanawiając się czy zwrot "duża większość" ma rację bytu - Wampiry ponoć pochodzą od biblijnego Kaina, tego co zabił Abla i tak dalej. Ponoć Bóg przeklął go wtedy dając początek naszemu rodzajowi. Od niego wszyscy pochodzimy. Nie będę cię męczył historią, szczególnie, że nie znam wszystkich szczegółów. W wyniku selekcji naturalnej oraz innych czynników powstało trzynaście linii krwi zwanych klanami. Przedstawiciele tych samych klanów trzymają się z reguły razem. My jesteśmy z klanu Malkavian. Cóż... każdy z nas charakteryzuje się małą ułomnością... psychiczną - uśmiechnął się do Jamesa kwaśno - Ty masz swojego pasażera, do niedawna siedziałeś śliniąc się tylko. To nie ujma, to raczej... przeszkoda a często nawet błogosławieństwo. Wampiry trzymają się miast bo tu najłatwiej o żarcie. Krew. Ludzką krew. Dlatego w tym mieście znajdziesz przedstawicieli jeszcze sześciu klanów, które razem z Malkavianami stanowią Camarillę. Są to: Nosferatu, Ventrue, Brujah, Tremere, Toreador i Gangrel. Mniejsza o nich. Skupmy się na tobie. Jakieś pytania? - James właśnie skończył się ubierać. Chłonął każde słowo. Wyszedł zza parawanu zastanawiając się o co by tu syptać?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 14:52, 12 Mar 2012 Powrót do góry

Carmichael słuchał z zaciekawieniem. Rozpoczyna właśnie nowe życie i najlepiej jeśli w każdej płaszczyźnie byłby dobrze poinformowany. Patrząc na Nortona nie miał jednak lęku i wątpliwości. Polubił go, a jego charakter odpowiadał mu.
-Dobrze, czyli mam pić gdy jestem głodny i unikać Słońca. - powiedział do Nortona licząc na przytaknięcie. Cały mechanizm wydawał mu się podobny do tego, jaki przedstawiany jest w filmach grozy. James jak na razie wszystko rozumiał, ale zdawał sobie dobrze sprawę, że przed nim mnóstwo nowych doświadczeń. Ale był spokojny, miał obok siebie Nortona.
O ile Carmichael nie bał się o swoją przyszłość jako wampir, dręczyła go myśl co dalej. Chciał wyrwać się z tego całego azylu i wrócić do normalnego życia. Pragnął zacząć działać w kwestii sprzedaży mieszkania i poszukania nowego - a przede wszystkim liczył, że uda mu się znaleźć opuszczone pomieszczenie, które idealnie nada się do stworzenia miłej i przyjemnej restauracji. Myśl o tym zdawała mu się przyjemna i perspektywistyczna. Co prawda obowiązywał zakaz sprzedaży alkoholu, dobrze pamiętał, gdy w jednej "lepszej" restauracji kelner zaproponował jemu i Ann alkohol. Kto działa legalnie i sprawiedliwie w tym świecie... - powiedział do siebie. Zainteresowanych sprzedażą James znajdzie bez problemu - a raczej to oni znajdą go.
-Norton, wybywamy stąd! Mam dość tego miejsca. Chcę wrócić do żywych i to dosłownie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Pon 14:55, 12 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 12:04, 13 Mar 2012 Powrót do góry

James poczuł jak Norton klepie go przyjacielsko po plecach
- Jak chcesz, jak chcesz. Wiesz, tez mam dosyć tego starego, opuszczonego szpitala. jednak łza się kreci w oku gdy nachodzą mnie wspomnienia - Twarz Nortona przybrała rozmarzony wyraz.
Wyszli na zimne grudniowe powietrze. Śnieg zazgrzytał pod ich butami. James myślał, że ogarnie go mróz, jednak nie poczuł dyskomfortu. Wiedział, że jest zimno, ale nie odczuwał go tak jak za życia.
- Jesteś trupem. trupy mają taką temperaturę w której się znajdują - Norton wyjął z kieszeni fajkę i zapalił zapałkę o podeszwę buta. Ogień rozbłysnął w szkłach jego okularów a James odruchowo cofnął się pod ścianę. Wpatrywał się w płomień przeczuwając, jak zwierzę przeczuwa niebezpieczeństwo, że ogień jest zły. Carmichael wręcz trząsł się ze strachu, choć normalnie nigdy nie miał żadnych fobii.
- To przejdzie. przywykniesz - rzekł Norton zaciągając się - My, stworzenia nocy obawiamy się płomieni. Ogień trawi wszystko i nas nie omija. Może nas dotkliwie poranić a nawet zabić. Pamiętasz pożar z 1899? Mówi się, że wówczas zginęło sporo spokrewnionych... wampirów. Mówi się o tym wiele, ale najstraszniejsze jest to, że pożar wywołali łowcy wampirów. Dlatego teraz książę... władca tego miasta, któremu podlegamy, zalecił dużą ostrożność. Nie wychylać się, nie zabijać pijąc krew i takie tam. My nazywamy to Maskaradą. Jest to pierwsze z praw, najważniejsze. Nie możemy pozwolić aby ludzie dowiedzieli się o wampirach bo wówczas ten kto łamie Maskaradę będzie zniszczony a jeśli nie da się zatuszować skutków jego głupoty to w mieście aż zaroi się od łowców.
Norton zamilkł i poczekał, aż James uspokoi nerwy związane z nagłym strachem przed ogniem. Ruszyli niespiesznie w stronę dawnego domu Jamesa. Poznał go od razu choć budynek był trochę zmieniony. Jacyś chuligani wybili szyby w oknach a wiatr i deszcz uszkodziły dach w niektórych miejscach. James nie zdziwił się widząc wyłamane drzwi. W środku nie zastał prawie nic co pozostawił. Z mebli została tylko rama łóżka, dwa stołki i mały stolik. Pod nogami Jamesa zazgrzytało szkło. Spojrzał na dół i dostrzegł zniszczone zdjęcie w ramce z wybitą szybą. On i Ann tuż po ślubie uśmiechali się ze zdjęcia do niego. Ann... Fala wspomnień zalała Malkavianina.
- Oj, nie muszę być ekspertem aby stwierdzić, że nie sprzedasz tego za bajońską sumę


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 22:54, 15 Mar 2012 Powrót do góry

-Tak Norton... Stuprocentowa racja... Trzeba to wpierw odbudować... - rzekł do swojego kompana. -A potem dopiero sprzedać.... - westchnął.
James przeliczył się - miał nadzieję, że sprzedaż domu nie będzie aż taka trudna. Miał przed sobą niemal melinę. Przed przyjazdem tutaj jego serce ogarniał stoicki spokój - sądził, że jego sąsiedztwo na pewno zajęło się jego mieszkaniem.
-Urządzę się jakoś, popracuje w warsztacie i wszystko odbuduje. Sam. - powiedział pewnie do przyjaciela. -Ten dom będzie jak nowy, a czy go sprzedam... to się zobaczy. - rzekł i począł myśleć o sposobie zarobku na wszystkie potrzebne materiały.
-Co z moimi pieniędzmi? Pracowałem jako taksówkarz, a z Ann mieliśmy wcale niemałe oszczędności. - spoglądnął na Nortona.-Norton, nic Ci o tym nie wiadomo?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Czw 22:54, 15 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 16:26, 27 Sie 2012 Powrót do góry

Wampir wzruszył ramionami w swoim stylu na pytanie Jamesa. Kopnął jakąś starą gazetę, która namoczona wczorajszym deszczem przykleiła się do brązowego buta Nortona. Ten jednak spokojnie schylił się tylko i wyczyścił but. Dla Jamesa ta scena miała jakiś niesamowity wyraz. Kilka chwil mu zajęło skonstatowanie całości tej niesamowitości. Każdy człowiek w wieku i kondycji Nortona kląłby i sapał ciężko wykonując podobną czynność. Jednak Norton był opanowany a nie zasapał się tylko dlatego, że nie żył.
- Kolego - rzekł wreszcie Malkawianin gdy się wyprostował - Pieniądze są mocą, ale musisz się nauczyć być ponad nie. Sądzę, że jeśli trzymałeś dolary w banku to mogli położyć na nich łapę krewni twojej żony, albo twoi. Cóż, formalnie nadal istniejesz i siedzisz w psychiatryku. Myślę, że są stracone. Chociaż... - Norton zamyślił się w tylko sobie znanym stylu. Gdy skończył proces myślowy znów wzruszył ramionami - Nie wiem. Mógłbyś jakoś dochodzić swoich praw przed sądem, jednak nie widzę cię na sali sądowej za dnia. Dwa, moglibyśmy poprosić o pomoc starego Gangrela, ale to może być trudne. Jest jeszcze opcja trzecia. Po prostu idź i odbierz swoje pieniądze - kolejne wzruszenie ramion - To może być nawet ciekawe i rozwiązać więcej problemów niż się nam wydaje.
James nie od razu zrozumiał słowa Nortona jednak uderzyło go stwierdzenie towarzysza "więcej niż się nam wydaje". Pojął wówczas, że nie jest do końca wolny, że w taki czy inny sposób wampiry, czy to Norton czy Cioteczka będą mieli wpływ na jego życie... choć może raczej powinien znaleźć jakieś inne słowo... byt, egzystencję?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 16:45, 27 Sie 2012 Powrót do góry

Carmichael spojrzał na Nortona. Zdziwiony pytał siebie w środku co to ma znaczyć. -Iść i odebrać pieniądze? - rzucił. -W banku? - zapytał nie zrozumiawszy słow swojego kompana. -Kasy prawdopodobnie w banku nie ma, jak już mówiłeś. Muszę na nowo wrócić do świata. - oznajmił Nortonowi.
Stali tak na drewnianej posadzce dawnego domu Carmichaelów. James rozglądał się tu i tam, poprawił obraz wiszący nad drewnianą komodą. Wtedy zza obrazu wypadła mała kartka papieru. Schylił się, kucnąwszy wziął ją do ręki. Była to fotografia na której Carmichael opierał się o nowiusieńkiego Forda T. Przetarł ją kciukiem i rzucił do Nortona: -Czas wrócić do biznesu. Mój Ford być może stoi jeszcze zakurzony w garażu. Trzeba to sprawdzić. Przypomniał sobie, że wchodząc do dawnego mieszkania, garaż był zamknięty. Miał nadzieję, że znajdzie tam rzecz, która pomoże mu wystartować na nowo - poczciwego Forda.
Jamesa nie interesowała praca dla normalnego "społeczeństwa". Znał dzielnicę w Seattle, wokół której kręciły się czarne charaktery. Tam mógłby zarabiać więcej.
Tymczasem ruszył w stronę garażu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Pon 16:47, 27 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 10:08, 29 Sie 2012 Powrót do góry

Norton popatrzył na Jamesa trochę tak jak ojciec spogląda na nierozumiejące nic dziecko. Ruszył jednak bez słowa do garażu. James przeliczył się. Samochodu nie było. Rozejrzał się jednak po pustym pomieszczeniu jakby chciał przywołać Forda siłą woli.
- Stoi na parkingu policyjnym*, tak sądzę. Spowodowałeś nim wypadek, pamiętasz? - Norton przeszedł do tonu lekarza martwiącego się o stan pacjenta. - James? - wypowiedział jego imię cicho jakby badając grunt. - James, jesteś tu ze mną?
Carmichael ocknął się z dziwnego marazmu jaki opanował jego umysł. Dźwięk głosu Nortona dochodził do niego jakby zza grubej kurtyny. Wreszcie otrząsnął się i kiwnął głową na znak, że kontaktuje.
- Gdybyś był żywy James - rzekł jego opiekun z nutą ulgi w głosie - lekarze zastosowaliby jakąś terapię, leki, może elektrowstrząsy. Jednak jesteś już martwy i lekarstwa raczej nie pomogą. Możemy tylko trenować twoją siłę woli, ale klątwa Kaina może się okazać zbyt silna... Powiedz jak się czujesz? Pytaj. Twoja natura, choć na pierwszy rzut oka nic nie odczuwasz, zmieniła się i to bardzo. Będą targały tobą emocje o wiele silniejsze niż za życia. Pojawi się pierwszy Głód, pierwszy Szał, strach przed tym co może cię unicestwić... a zapewniam, że choć mamy nieumarłe ciała to można nas zabić na wiele sposobów a ludzie z pewnością nie wymyślili jeszcze wszystkiego. - Norton odgarnął stertę rupieci z drewnianej skrzynki i usiadł na niej. James przysunął sobie metalowy taboret widząc, że ta rozmowa zaczyna się dopiero. Jego stary garaż miał być miejscem gdzie dokona się jego inicjacja w świecie nocy. Gdyby mógł wziąłby teraz głębszy oddech gdyż tremował się jak uczniak przed egzaminem. Jednak uniósł tylko klatkę piersiową w taki sam sposób jakby wzdychał i oczekującym wzrokiem popatrzył na Nortona. Dał mu tym znak.
- Legenda głosi, że Kain, ten sam o którym wspomina Biblia, bratobójca, za swój czyn został przeklęty wiecznym cierpieniem, tu na ziemi. Jak łatwo się domyślić stał się przez to pierwszym nieumarłym - wampirem. Pomijając wydarzenia, które krążą wśród nam podobnym pod postacią Księgi Nod, Kain miał trzech synów, wampiry tak zwanego Drugiego Pokolenia. Ich dzieci zaś Trzecie Pokolenie zbuntowało się i ponoć unicestwiło swych rodzicieli. Dali oni początek czwartemu pokoleniu, ci zaś piątemu i tak dalej. Krew jednak wraz z tworzeniem nowych generacji stawała się coraz słabsza, to tak jakbyś rozwadniał naftę do lampy w coraz większej ilości wody i oczekiwał, że będzie się palić tak samo jasnym światłem. - Norton uśmiechnął się smutno - Mój Stwórca powiedział mi, że jestem dziesiątego pokolenia, a więc ty mój synu jesteś jedenastego. Plotki głoszą, że trzynaste pokolenie to maksimum co można "wycisnąć" z kainowej krwi. Tacy już się pojawiają. Czy będą oni mogli mieć potomków jak ja czy ty? Kto wie? - kolejne wzruszenie ramionami w nortonowym stylu, do czego James już się przyzwyczajał. - Teraz czekam na twoje pytania. Spędzimy tu dzień, garaż jest w miarę szczelny. Jak okryjemy się tymi kocami to ta niewielka ilość słońca, która wpadnie przez szczeliny nie powinna nam zagrozić. Nie możemy się już opalać - puścił oko do Jamesa i uśmiechnął się ... promiennie!


* Nie wiem czy w latach '30 było już coś takiego jak parking policyjny, ale jeśli nie to policja w moim Świecie Mroku je posiada Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Śro 10:10, 29 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 10:05, 30 Sie 2012 Powrót do góry

Z uwagą James wysłuchiwał wszystkiego, co miał do powiedzenia Norton. Był dobrym opiekunem, troszczącym. Tak myślał o nim Carmichael. Nie był jednak typem człowieka, z którym James mógłby się zaprzyjaźnić na śmierć i życie, ale Norton pozostawiał po swoich wypowiedziach pozytywne wrażenie i dał się lubić.
Carmichael'a zmartwił brak samochodu. Zapomniał kompletnie o incydencie z jego udziałem w przeszłości. Jednak chwilowa niedyspozycja nie smuciła go i nie dręczyła, w końcu opuścił dopiero co szpital, a jego głowa nieustannie atakowana setkami myśli nie może w tak krótkim czasie i w takich okolicznościach pracować w pełni sprawnie. -Załatwię ten problem. - rzekł pewnie do Nortona. Nowym celem Jamesa było odzyskanie poczciwego Forda T i chęć jego realizacji była wyższa niż kiedykolwiek wcześniej. Carmichael nie posiadał domu, co aż tak go nie gnębiło, ale utrata samochodu, czegoś, co przynosiło mu zysk, przygnębiała go bardziej niż wszystko inne, choć na pierwszym miejscu znajdowała się nieżyjąca Ann... James chciał wystartować na nowo i doskonale wiedział, że myślenie o tym, co było kiedyś w niczym mu nie pomoże.
-Nocą odwiedzimy policyjny parking. - rzekł do Nortona. Miał jeszcze kilka pytań odnośnie swej natury. -Pierwszy głód? Kiedy to nastanie? - spytał z drobną obawą i niepewnością. -Jakie są twoje plany? Nie będziemy się chyba szwendać wokół tych ruin? - zapytał spoglądając na zalegające w kątach garażu pajęczyny.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Czw 10:05, 30 Sie 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 12:48, 03 Wrz 2012 Powrót do góry

Norton poprawił się na skrzyni.
- Pierwszy głód... poczujesz gdy nadejdzie i będziesz wiedział, że to właśnie on. Podejrzewam, że objawi ci się tak jak u większości nam podobnych - jako rozdzierająca duszę potrzeba picia krwi. Nic nie zastąpi wówczas ciepłej, czerwonej cieczy płynącej z żywej tętnicy prosto w twoje trzewia - oczy Nortona rozszerzyły się z podniecenia a James zauważył, że jego nauczycielowi wyrastają kły. Sam Norton uniósł się lekko i jakby powiększył. Carmichael począł obawiać się o swój byt. Jednak po chwili Norton uspokoił się i powrócił do normalnej postaci - Wybacz - rzekł lekko zażenowany - Krew jest dla mnie czymś więcej niż tylko pożywieniem. Ale wrócimy do tego kiedy indziej.
James wpatrywał się ciągle w Nortona
- Przed chwilą użyłem mocy krwi. Też to potrafisz. Potrafimy stawać się szybsi, silniejsi czy wytrzymalsi. Jednak to wyczerpuje naszą krew, dlatego wówczas robimy się głodni. W sytuacji stresowej może się to okazać niezbędne. Wiec oszczędzaj krew, choć po ulicach chodzi wiele zbiorników to jeśli zdarzy się zbyt wiele niewyjaśnionych zgonów, omdleń czy czegoś spowodowanego naszą działalnością ludzie mogą coś zacząć podejrzewać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 12:53, 03 Wrz 2012 Powrót do góry

-Coś takiego... - powiedział Carmichael sam do siebie. -Na wszystko przyjdzie więc czas. - rzekł podchodząc nieco bliżej Nortona. -Dzięki za wszystko. - skinął w stronę swego opiekuna.
-Co poczniemy dalej? Jakieś plany? - rzucił James i oczekiwał odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Pon 12:53, 03 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 13:04, 03 Wrz 2012 Powrót do góry

Norton chrząknął i rozejrzał się. Wzruszył ramionami i milczał długo wpatrzony w mrok.
- Sądziłem, że zechcesz odwiedzić grób żony. Pochowali ja naprawdę bardzo ładnie... przynajmniej tak powiadają. Spoczęła w rodzinnym grobowcu... - Norton zawiesił głos widząc emocje, które poczynają targać Jamesem.
- Zresztą, młodzieńcze, nie pytaj się mnie co począć, to twoje życie... może dla większości świata dość nietypowe ale twoje. Ty decyduj


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 13:10, 03 Wrz 2012 Powrót do góry

-Grób Ann... - Carmichael chwycił się za głowę. Nie chciał na razie słyszeć o zmarłej żonie. Każda myśl w jego głowie przywoływała wspomnienia, uśmiech żony i jej troskę. Rzucił spojrzeniem na Nortona, który zrozumiał, że James nie chce o tym teraz rozmawiać. -Tyle się wydarzyło... - James dopiero co wstawał na nogi i choć miał mocną psychikę, nie był robotem pozbawionym uczuć.
-Odzyskam auto. Czas wracać do biznesu. - rzucił otrząsając się z emocji. Miał nadzieje znaleźć na górze jakieś ubrania, w które mógłby się przebrać. Nie sądził, że pozostał kompletnie bez niczego...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Wto 10:09, 18 Wrz 2012 Powrót do góry

Przeszukując pomieszczenia domu nachodziły go raz za razem kolejne wspomnienia. To przez te drzwi przeniósł Ann gdy wzięli ślub. To w tej kuchni jedli pierwszy śniadanie i to tu Ann Carmichael przypaliła po raz pierwszy świąteczne ciasto. Krwawe łzy napłynęły do oczu wampira a świat przesłoniła szkarłatna kurtyna. James usiadł na ziemi osunąwszy się plecami po ścianie i ukrył twarz w dłoniach. Rzadko płakał, ale teraz jakaś tama pękła w tym... mężczyźnie. Ryczał prawie jak dziecko. Fala żalu za czymś do końca niesprecyzowanym przepływała przez niego raz za razem.

Nie wiedział ile czasu minęło. Nortona nie było z nim. Czuł to. Nagle zdał sobie sprawę, że tak jak przewidział to jego Ojciec zaczął postrzegać świat w innym wymiarze. Rzeczy były ostrzejsze, wyraźniejsze. Odgłosy nocy również dochodziły do uszu wampira. Słyszał szczury wijące gniazdo gdzieś pod drewnianą podłogą. Słyszał kroki karaluszego stada biegające pod szafkami. Był pewien też, że dostrzegł nietoperza przelatującego za oknem, a co ważniejsze usłyszał jak tnie powietrze!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 21:09, 01 Paź 2012 Powrót do góry

Świtało już. Poczuł ten moment na długo przed tym nim nastał. Jakaś część niego poczęła przygotowania to tego jeszcze nim on sam zdał sobie z tego sprawę. Czuł się trochę jak pająk, który wije sieć o wiele wyżej gdy nadciąga powódź.

James wziął stertę cuchnących koców i rzucił je na łóżko pozbawione materaca. Szybko sprawdził czy sprężyny nie będą go uwierać. Zaśmiał się sam do siebie "Jak cokolwiek może uwierać trupa?! Ha, ha" Drugą stertą zamierzał się okryć. Wiedział, że wybrał sypialnię skierowaną na północ, ale i tak obawiał się blasku słońca. Czytał o wampirach nie raz. To w lokalnym szmatławcu, a to w Paranormal Science. Widział też "Nosferatu Symfonię Grozy" ale tylko do połowy. Projekcję przerwano z powodu jakiegoś morderstwa.

Złożył się na improwizowanym posłaniu i nakrył kocami. Nie chciało mu się spać. Jednak oczy zamknęły mu się tak jakby ktoś podał mu eter tuż po pojawieniu się na niebie pierwszych złotych smug...


Zbudził się jakby wyrwany z marazmu. Choć podświadomie znał to uczucie (według Nortona nie był wampirem od wczoraj) to dopiero teraz poczuł na własnej świadomości jak to jest. Niebo za zakurzonymi okiennicami było już ciemne. Noc zapanowała nad Seattle a James czuł w sobie moc. Moc, którą będzie potrafił osiągnąć więcej niźli niejeden taki jak on marzył.

Wyszedł w mrok. Gazowe latarnie zapalane przez ulicznego dozorce nie osiągnęły jeszcze swego apogeum. Nie przeszkadzało to Jamesowi. Jego nowa zdolność do wyostrzania swych zmysłów była tak zadziwiająca, że wręcz go nie dziwiła. Postanowił zrobić psikusa zapalaczowi. Podszedł do niego nonszalanckim krokiem, spojrzał mu głęboko w oczy i gdy dostrzegł ten błysk inteligencji, który tak zawsze go fascynował w ludziach rzekł cicho
- Śpij
Człek porzucił narzędzia swojej pracy i ułożył się pozycji embrionalnej na trawniku Dosley'ów. Carmichael sądził, że prześpi on cały wieczór zanim zorientują się co jak.

James postanowił działać otwarcie. Rodzice Ann mieszkali po drugiej stronie miasta, ale od czego są taksówki? Pierwszy taksiarz był chyba nowy w mieście. Jamesowi się to podobało. Zanim obudził w sobie Pasażera, pogawędził z kierowcą. Potem szybki ruch dłonią i nóż zabrany z kuchni tkwił już w szyi kierowcy. James otworzył szerzej oczy na widok krwi a jego nozdrza wręcz eksplodowały jak ją poczuły. Rzucił się z zębami na szyję nieszczęśnika. Pił i pił a ciepła ambrozja spływała mu do gardła. Gdy osuszył ofiarę miał ochotę beknąć, ale jego obecna anatomia chyba mu na to nie pozwalała. Kierowca nazywał się James Cotburn. Chyba kilkadziesiąt dolarów tu i ówdzie wystarczy aby przekonać związek taksówkarzy o błędzie, jaki popełnili wystawiając legitymację. Przecież James nazywał się Carmichael a nie Cotburn.

Zwłoki wyrzucił za miastem. Gdy wracał miał nadzieję, że rodzina jego zmarłej żony będzie w domu. Pogwizdując cicho wszedł na ganek kontent, że w środku pali się światło. Zapukał tylko raz. Nie miał tremy czy zahamowań, czuł się panem sytuacji. Czuł, że potrafi wszystko a nawet więcej. Czuł, że...
- Tak słucham?
Opadł z sił. W drzwiach stanęła twarz Ann, a raczej była nią prze moment. Ann miała siostrę Nicole, o dwa lata młodszą i okropnie podobną. James stał wpatrzony nie mogąc wypowiedzieć słowa. Dopiero krzyk Nicole dał mu pretekst do działania. Uderzył ja mocne w twarz a ta uderzyła. głową o framugę drzwi i osunęła się na ziemię. James wpadł jak burza do domu. Teść, ojciec Ann już z nabitą śrutówką mierzył doń. Był to grubawy jegomość w okularach, jednak rękę miał pewną. Strzelił raz. Z dwóch luf. James odruchowo się cofnął lecz gdy opiłki metalu wbiły się jego martwe ciało nie wyrządzając mu większej krzywdy niż podziurawiona koszula skoczył.

Ocknął się w pokoju pełnym krwi i jej zapachu. Norton stał w drzwiach oparty o framugę. Kończył właśnie pić krew z szyi Nicole. James spoglądał na niego skołowany.

- My, wampiry, a Malkawianie w szczególności mamy dar Dominacji. To takie niby magiczne sztuczki. Ale bardzo, bardzo pożyteczne. Cioteczka opanowała tę sztukę do perfekcji. A może nawet lepiej. Wczorajszej nocy nakazała ci cztery rzeczy. Skryć się przed słońcem. Uśpić pierwszą napotkaną osobę. Zabicie rodziny twojej żony, oraz zapomnieć, że ci to kazała. - wzruszył ramionami - Cóż, aż się boję co mi kazała zrobić abym się tu znalazł. To jest nasza natura James. Nie uciekniemy od niej. Podejrzewam, że pieniądze są w schowku na wino, w piwniczce. Weź je i znikajmy zanim jakiś nadgorliwiec wezwie policję. Nie umarliśmy, ale krzesło elektryczne może zrobić nam krzywdę.

James rozejrzał się w nieukrywanej panice. Policja mogła go wtrącić do celi gdzie cały dzień będzie słońce! Musiał zabrać pieniądze i szybko pozbyć się śladów tej rzezi... Zabił teścia i teściową. Kto wie może i szwagierkę. Boże... czym się stał?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Domin
Gracz



Dołączył: 01 Sty 2010
Posty: 270
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 11:26, 06 Paź 2012 Powrót do góry

Myśl stania się potworem dołowała Carmichela. Stał się kimś innym, kimś, na kogo Ann nigdy by nie spojrzała i nie zwróciła uwagi - stał się bestią, złym człowiekiem. Gdyby tylko żyła Ann... gdyby żyła, nie wybaczyłby sobie bycia potworem. Ale Ann to przeszłość. Tak przynajmniej starał sobie tłumaczyć Carmichael. Śmierć żony odcisnęła w jego psychice niezmazywalne piętno. Mroczny pasażer zagościł w jego duszy na zawsze, żądza krwi w noc będzie zmuszać Jamesa do straszliwych czynów, które jednak zapewnią mu przetrwanie.
-Sprzątnę ten bałagan. - rzucił krótko i wziął się do pracy. W szafie znalazł lniany worek, a w garażu teścia piłę do cięcia drewna. Poćwiartował zwłoki niezwykle sprawnie, wcześniej sprzątając kałużę krwi. Zajęło mu to trochę. Odpowiednie części ciała wrzucił do worka, zakrwawione szmaty też w nim umieścił.. Zarzucił go na plecy i wyszedłszy z posiadłości teściów rzucił go niedbale na tylne siedzenie taksówki. Jak wygodnie i estetycznie... - rzucił do siebie Carmichael. Lniany worek delikatnie tylko przesiąkł krzepnącą już krwią nie brudząc jednak foteli taksówki. Jak za starych mrocznych czasów Carmichael udał się nad rzekę, tam porzucił zwłoki, które na zawsze opuszczą Seattle...
Carmichael stanął taflą wody odbijającą białą monetę księżyca. Pamiętał ten widok, gdy spacerował z Ann. Uczył się wtedy żyć jak dobry człowiek, wysłuchując opowiadań i historyjek opowiadanych mu przez żonę. Stał tak i posmutniał na myśl, że to już nigdy nie wróci... Nie chciał tego rozpamiętywać, ale wspomnienia same przychodziły i nie chciały odejść...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Domin dnia Czw 21:50, 01 Lis 2012, w całości zmieniany 5 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Śro 10:45, 31 Paź 2012 Powrót do góry

Norton ze stoickim spokojem obserwował poczynania swego Syna. Nie odezwał się ani słowem. Wiedział, że James wie co i jak ma zrobić. Stworzył potwora? Nortonowi wydawało się, że go tylko ulepszył.
Gdy było już "pozamiatane" podszedł do Carmichaela i rzekł spokojnie
- Teraz mamy dom i fundusze. Ci śmiertelnicy mieli sejf z kilkoma tysiącami. To na początek ci wystarczy. Zresztą, już nie musisz martwić się o pożywienie, samo łazi po mieście. Od dziś to twój dom - wskazał na domostwo teściów Jamesa - Sąsiedzi będą pytać, ale żyjemy w czasach gdy każdy boi się swojego cienia. Załatwi się i to. Tymczasem... urządź się jakoś.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin