|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 7:44, 09 Maj 2009 |
|
Harry podrapał się po łysej głowie. Najwidoczniej to całe gorąco, które odczuwali William i Malkolm nie przeszkadzało mu wcale.
- Tremere są może ograniczeni ale nie są głupi. Posiadają, tak jak i inni z ich rodzaju, śmiertelne lub magiczne sługi. Nie wszyscy ale ci potężniejsi z pewnością. - wzruszył ramionami - Nieumarli magowie nie są przedmiotem moich badań ani zainteresowań. Wiem tylko tyle co większość. Najpierw musimy dowiedzieć się kto i gdzie porwał Melindę. Do tego - spojrzał na Malkolma - wykorzystamy zdolności pana Price.
Brat Melindy uniósł brwi ze zdziwienia lecz po chwili uśmiechnął się radośnie. Najwyraźniej drzazga, która tkwiła w sercu Harrego w tym momencie została zapomniana. Przynajmniej na czas tej... misji?
- Nie ma czasu do stracenia. Jeśli Melinda jest już jedna z nich niekoniecznie musi się zgadzać z ich ideologią. Ale znając moją siostrę potęga jaką zaoferują jej Tremere będzie się jej podobała - Malkolm nie tracił entuzjazmu, który przed chwilą wstrzyknął mu Harry.
- Pan Panie Cromwell będzie na tym etapie potrzebny... a raczej Pana wspomnienia. Malkolm już raz je wydobył trzeba uczynić to ponownie może otrzymamy jakąś wskazówkę.
- Niech pan się rozluźni. - Malkolm Price podszedł do antykwariusza, przysunął sobie krzesło i usiadł przed nim.
- Zastosuję trochę inna metodę - westchnął - Jest bardziej inwazyjna ponieważ twoje wspomnienia nie pojawia się nigdzie tutaj lecz bezpośrednio w mojej głowie. Gotowy?
Gdy William niepewnie przytaknął Malkolm dotknął jego skroni. Przez chwilę nic się nie działo lecz po chwili antykwariusz znów przeżywał koszmar, który do niedawna wydawał się tylko snem...
Wydawało mu się, że trwało to godzinami lecz po zegarze stojącym na szafce stwierdził, że nie minęła nawet minuta. Obaj z Malkolmem spocili się od duchoty panującej w pomieszczeniu.
- Lotharius. Tak przedstawił się ten wampir. Był najwyraźniej ponad resztą.
- Starszy. - skwitował Harry - Tego się najbardziej obawiałem.
Nagle, tak jakby te słowa były jakimś słowem-kluczem, drzwi od apartamentu Harrego eksplodowały. Drzazgi posypały się do środka. Malkolm złapał Williama i rzucił się z nim na podłogę. Uchronił go przed wielkim kawałem drewna, który leciał w jego głowę. Antykwariusz zdążył zauważyć jak do środka wpada dwóch uzbrojonych mężczyzn. Huk wystrzału ogłuszył go na chwilę. Gdy się ocknął jeden z mężczyzn rozpływał się w jakąś galaretowatą maź. Drugi krzyczał gdyż coś wybuchło mu w dłoni [najpewniej jego pistolet]. Gdy do pomieszczenia weszli ci sami ludzie [wampiry?] ze wspomnień Williama Harry wrzeszczał coś w obcym języku, którego nie sposób było rozpoznać.
- Stój! Nie! - krzyknął nagle Malkolm i rzucił się na Harrego. Williama zdziwiło zachowanie Price'a lecz po chwili zrozumiał. Tuż za trzema mężczyznami pojawiła się Melinda w towarzystwie rzeczonego Lothariusa.
Wyglądała prawie tak jak ją William zapamiętał lecz była nieco bledsza i jakby bardziej obca... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 16:01, 09 Maj 2009 |
|
Obalony na ziemię przez Malcolma i ogłuszony hukiem potrząsnął głową by pozbyć się nieprzyjemnego dzwonienia w uszach. Przez krótką chwilę był kompletnie zaskoczony. Gdy jego wzrok zogniskował się na twarzy Meliny otrząsnął się z zaskoczenia. Podparł się rękoma i zaczął podnosić. Jednocześnie błyskawicznie rozejrzał się wokół. Jego oczy w pośpiechu szukały jakiejś drogi ucieczki lub w ostateczności czegoś co mogłoby posłużyć mu za broń. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 8:12, 24 Maj 2009 |
|
Malkolm i Harry przez chwile stali baz słowa patrząc na siebie. Widać trwała między nimi jakaś walka. Wreszcie Malkolm ustąpił z rezygnacją lecz było już za późno. Dwa wampiry rzuciły się na Harrego a Price otrzymał potężny cios w tył głowy od siostry. Sam William nie miał czasu aby cokolwiek uczynić gdyż został chwycony przez silne dłonie Lothariusa i podniesiony do góry.
- Spotykamy się ponownie - rzekł spokojnie i wgryzł się w szyję antykwariusza.
Ból minął szybko. William czuł, że spada. Leciał nazbyt długo aby było to prawdziwe uczucie. Gdzieś po drodze słyszał głos, który go kusił potęgą lecz ten zakończył się on agonalnym krzykiem. Ktoś kto cały czas był z nim opuścił go. Nie czuł nic i za razem czuł wszystko. Ból, rozpacz, strach. Był rzucany z kąta w kąt. Przeżył po raz kolejny swoje życie. Jego świadomość umierała aby narodzić się ponownie.
Śnił o jakimś okultystycznym rytuale którego był uczestnikiem. Pił z kielicha i inkantował wraz z innymi. Był tam Lotharius, Melinda i wiele nieznanych mu osób. Pił łapczywie gorzki trunek. Znów zatracił się w nieświadomości. Sen znikł.
Ocknął się w jakiejś celi. Chłód kamieni przywrócił mu resztki świadomości. Czuł metaliczny posmak w ustach chyba krew. Co się z nim stało? Czemu jeszcze żył... Czyżby? Gdy odkrył przerażającą prawdę szczęknął zamek w metalowych drzwiach. Pojawiła sie w nich Melinda wraz z dwoma mężczyznami. William spostrzegł, że jest unieruchomiony żelaznymi kajdanami.
- Nie zerwiesz ich. Żaden śmiertelnik czy wampir nie dokonał jeszcze tego - rzekła spokojnie i ukucnęła przy Williamie.
- Nie lubię owijać w bawełnę. Wie pan o tym. Powiem więc wprost. Stał się pan wampirem. Nieumarłym trupem. Jednak niech się pan nie obawia ten stan ma tyle samo zalet co wad a nawet więcej. Mój brat nie żyje tak samo Harry. Szkoda, że się stawiał ale nie było wyjścia. - William dostrzegł jak Melinda walczy aby nie popaść w rozpacz - Teraz Tremere są nasza rodziną i nic tego nie zmieni. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 9:08, 25 Maj 2009 |
|
Ocknął się ponownie w celi. Obrazy, które miał w pamięci mieszały mu zmysły. Sen i jawa pomieszały się tak skutecznie, że nie potrafił już ich rozróżnić. Musiał znaleźć jakiś pewnik coś czego mogłyby uchwycić się jego zmysły. Coś co nie pozwoli mu oszaleć. Coś tak pewnego i niezmiennego jak oddychanie. Zaczerpnął powietrza głęboko w płuca i na tym się skupił. Powoli wracał mu spokój ducha. Czuł w płucach powietrze, lekko stęchłe, ale zawsze. Powoli rozejrzał się po celi. Jego wzrok wydobywał z otoczenia coraz więcej szczegółów. niestety jego mózg nie pracował jeszcze zbyt dobrze i miał wrażenie, że wszystko widzi w zwolnionym tempie. Miał wrażenie, że siedział we wnętrzu kiepskiej gry komputerowej i programiści oszczędzali na grafice. Chciał przetrzeć oczy, ale nie mógł. Przekręcił głowę. Jego wzrok powoli ogniskował się na nadgarstkach. Był skuty. To komplikowało wszystko. W tej chwili nie przejął się tym zbytnio i wrócił do lustrowania celi. Po chwili zaczął analizować swoją sytuację. Nie wyglądała różowo. W jego otumaniony umysł wkradł się strach. Drążył powolutku, stopniowo, niespiesznie. Nieuchronnie powracało pytanie – „Co ze mną będzie?”
William starał się odepchnąć strach i nie dać się mu. Wiedział, że w jego sytuacji była to równia pochyła do szaleństwa.
„Spokojnie, tylko spokojnie, oddychaj i skup się na czymś innym”.
Antykwariusz zaczął myśleć o czymś co zawsze go uspokajało. O swoich książkach. Wziął spokojny oddech. Ale coś się nie zgadzało. Nie mógł zaczerpnąć powietrza bo miał go pełne płuca.
„Co jest do cholery? Ile już je trzymam. Pięć, dziesięć minut? To niemożliwe.”
Najbardziej zdumiał go fakt, że w ogóle nie potrzebował go wypuszczać. Tak jakby jego ciało zapomniało o oddychaniu. Will znów zaczął się bać. Na szczęście przed wpadnięciem w panikę uchroniło go wejście Mellindy. Przez chwilę osłupiały słuchał jej słów zanim do jego umysłu dotarła ich treść.
„Mój brat nie żyje, tak samo jak Harry” – te słowa zmroziły go. Treść, ton, maskowana rozpacz w oczach Melindy wszystko na raz sprawiło, że jego umysł zaczął pracować na wyższych obrotach.
„Tremere są naszą rodziną? Nie oddycham. Więc stało się najgorsze, jestem jednym z nich, tak jak ona.”
Spojrzał jej w oczy i poczuł żal. Straciła tak wiele. Życie, brata, wolność. Zastanawiał się teraz co z nimi będzie. Tremere byli potężni. W bardzo bolesny sposób nauczył się, że nie może z nimi walczyć. Drugi raz nie zamierzał próbować. Na pewno nie teraz w jego stanie. Musi się dowiedzieć o nich jak najwięcej. Mimo tego co mu powiedziała Melinda dalej myślał o nich ONi, zamiast My.
- Co ze mną będzie – wycharczał – mówienie sprawiało mu lekkie problemy. Odchrząknął by pozbyć się tego dziwnego smaku w ustach. Mimo, iż wracała mu sprawność umysłowa, jego umysł starał się o pewnych rzeczach nie myśleć zbyt intensywnie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 13:46, 28 Maj 2009 |
|
Melinda wyprostowała się i powiedziała z góry
- Teraz masz dwa wyjścia. Służyć klanowi i być cegiełką w ich Piramidzie lub... domyśl się jaka jest druga opcja i czemu jej nie wybrałam.
Zmarszczyła brwi i powiedziała chłodno (tak jak miała w zwyczaju)
- Ponoć będziemy konkurować. Ja i ty. Bezkrwawo. Co jest nagrodą nie wiem. Ale podobno same sekrety ich sztuki są wystarczająco zadowalającym profitem.
Jej martwa twarz nie zdradzała żadnych emocji. Mięśnie pod bladą skórą zdawały się lekko napięte ale nic poza tym.
- Lubisz książki i woluminy. Tu jest ich całe mnóstwo. Są napisane w językach o których nawet nie śniłeś. Posiadają moc potężniejszą od bomby atomowej a nawet stu takich bomb. Podejrzewam, że gdyby Tremerom nie zależało na tym świecie tak bardzo już dawno by go zniszczyli. Z łatwością.
- Dość - dobiegł ich głos zza pleców Melindy. Był władczy i stanowczy. William znał ten głos. Należał do Lothariusa. Wreszcie mógł się mu dokładniej przyjrzeć. Pomimo strasznie starych oczu jego twarz zachowała młodzieńczy wygląd. Cromwell dałby mu nie więcej jak dwadzieścia trzy, może pięć lat. Był chudy. Nie szczupły czy smukły. Po prostu chudy. I blady. Jakby wyjęto go ze starego filmu o żywych trupach gdzie za charakteryzatora robił młynarz.
Lotharius podszedł do Melindy. Dorównywał jej wzrostem. Był więc niższy od Williama.
- Nie masz prawa tak mówić - syknął do kobiety. Nie musiał dodawać nic więcej. Melinda bez słowa opuściła celę.
Lotharius patrzył krytycznie na Cromwella. Z pewnością tak onegdaj czuli się niewolnicy oceniani przez swoich przyszłych panów.
- Wiesz kim jestem. Nie jesteś głupi. Wręcz przeciwnie. Docenia się to w tym miejscu. Głupota i pośpiech są dwiema najgorszymi rzeczami jakie mogą nas dotknąć. Nie będę się rozwodził nad materią typu: czemu, po co i jak. Wiedz tylko, że dostałeś niepowtarzalną szansę, którą albo spożytkujesz albo zatracisz. Nie ma nic pomiędzy. W naszym klanie nie ma miejsca na półśrodki. Są oczywiście słabe jednostki. To komórki rakowe. Ciało się ich pozbywa i funkcjonuje dalej. To tak jak z piramidą [znów, znów to porównanie! ] wszystkie cegły muszą być na swoim miejscu a zepsutą należy szybko zastąpić bo inaczej co by się stało?
Lotharius zamilkł. Nadal taksował Cromwella. Ten w jego obecności czuł się nikim. Marnym, brudnym kundlem obok pięknego wyżła. Starszy chyba nawet nie myślał aby się poniżyć i rozkuć antykwariusza [czy był nim nadal?]. Spojrzał za siebie.
- Każę ghulom cię rozkuć. Gdy doprowadzisz się do porządku zjawisz się u mnie w mych komnatach. I pamiętaj. Jest tu wiele czujnych oczu i uszu. Nie masz w tej chwili dokąd pójść. Wiedz o tym.
Bez słowa pożegnania wyszedł. Po chwili zjawiło się dwóch mężczyzn. Czy to były ghule? Czy to te same istoty co według legend pożywiały się martwymi zwłokami? Z pewnością mity opisywały je z goła inaczej. To musieli być jacyś słudzy [może też wampiry?]. Gdy ciężkie i zimne kajdany spadły z rąk i nóg Williama spróbował się podnieść. O dziwo pomimo [z pewnością] długiego pozostawania w jednej niewygodnej pozycji nie czuł odrętwienia kończyn czy innych niedogodności. No tak przecież był martwy. Nie znał fizjonomii wampirów ale sądził, że zmęczenie czy ból zostawił w poprzednim życiu...
Dwóch mężczyzn wskazało mu drogę do jakiegoś pokoju. Najpierw szli korytarzami by potem wejść po krętych kamiennych schodach na górę. William stwierdził, że z całą pewnością jest w jakimś średniowiecznym zamku. Tylko gdzie? I kiedy. Nie wiedział ile czasu upłynęło od ostatnich wydarzeń. Mógł to być dzień, miesiąc, rok, lub nawet całe dekady! Przecież wampiry są wieczne. Mogli go trzymać w takim stanie długo. Jednak Melinda mówiła coś o rywalizacji. Nie mogli jej chyba dać tak długiego czasu na przygotowanie się. Pocieszał się tą myślą.
Gdy dotarli na piętro chłodne mury zastąpił bardziej nowoczesny wystrój. Białe ściany i podłoga pokryta dywanem. Jego przewodnicy nie odzywali się ani słowem. Zatrzymali się jedynie przed jednymi z wielu drewnianych drzwi. Jeden otworzył je przed Williamem i zamknął je gdy ten wszedł do środka. W pokoju nie było okna. Za to na łóżku czekało na niego ubranie. Całkiem dobrze skrojony garnitur. William nie dosłyszał jak jego przewodnicy odchodzą więc uznał, że lepiej nie denerwować ich zbytnią zwłoką [to stwierdzenie rozbawiło go i prawie wybuchnął szaleńczym śmiechem] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 7:35, 29 Maj 2009 |
|
„Weź się w garść, spokojnie. Szaleństwo ci nie pomoże, to nie twój styl. Myśl logicznie, zbierz informacje i znajdź rozwiązanie.”
- Właśnie. Informacje. Za mało wiem. Na razie – szepnął do siebie i zachichotał.
Przypomniały mu się ostatnie słowa Lothariusa, te o czujnych oczach i uszach. Spoważniał momentalnie. Rozcierając z przyzwyczajenia nadgarstki powoli i dokładnie rozejrzał się po pokoju, analizował i zbierał informacje. Każdy detal mógł być potencjalnie przydatny. Jego umysł na razie nic mu nie podpowiadał, ale nie martwił się po prostu starał się zapamiętać jak najwięcej. Zbliżył się do łóżka i zawiesił wzrok na garniturze.
„Piramida. To musi być jakiś ważny szczegół. Już dwa razy o tym wspomnieli, a Melinda miała kolczyki w kształcie piramidy podczas pierwszej wizyt u mnie.” – jego pamięć podsunęła mu obraz kobiety odruchowo bawiącej się biżuterią. – „Mimowolnie? Czy to był odruch? Przypadek?”
Wydarzenia z ostatnich dni uświadomiły go, ze na świecie jest bardzo mało przypadków. Każdo wydarzenie jest powiązane z innym. Każdy skutek ma swą przyczynę, a jednocześnie jest przyczyną lub katalizatorem innych wydarzeń. Wszystko jest powiązane subtelną siatka połączeń.
„Muszę bardzo uważać. Nic nie wiem o mojej sytuacji. Tkwię jak w pajęczynie, której delikatnych nitek nawet nie widzę. jeden fałszywy ruch i … I co? Na ile mogę sobie pozwolić? Jaki błąd mi wybaczą, a jaki nie? Lotharius nie wygląda na wyrozumiałego. Wręcz przeciwnie. Powiedział, że nie tu miejsca na półśrodki i słabe jednostki będą usuwane.”
Coś w głosie i oczach Tremere mówiło mu, ze słowo „usuwane” w jego ustach to nie był eufemizm. Przeszedł go dreszcz i bynajmniej nie dla tego, ze w międzyczasie się rozebrał.
- Dziwne, nie czuje zimna – powiedział do siebie by odwrócić swą uwagę od myśli, które sprawiały, że zaczął się bać. Musiał pomyśleć o czymś neutralny.
- Księgi – podrzucił sam sobie. jego umysł z ulga podchwycił ten wątek.
„Co Melinda mówiła o nagrodzie? Sekrety? wiedza w sama w sobie jest nagrodą. Dostęp do starych i rzadkich ksiąg.”
Na samą myśl o starych manuskryptach jego oczy zaśliniły. Wyobraźnia podsuwała mu widok wielkiej, klimatyzowanej sali z niekończącymi się półkami pełnymi starych książek. Mimowolnie wyszczerzył zęby w radosnym uśmiechu. tak chyba wyglądałby raj według młodego Antykwariusza. Odkąd pierwszy raz odwiedził bibliotekę publiczną w jego sercu utkwiła zadra. William kochał książki. Wszystkie bez wyjątku. Okultystyczne, kucharskie, podręczniki, instrukcje chciał przeczytać je wszystkie. Niestety miał świadomość, że jednemu człowiekowi nie starczy na to życia.
- A wampirowi – jakaś szalona myśl zalśniła mu nagle niczym diament na dnie kopalni – mógłbym przeczytać je wszystkie!
Ta myśl zdominowała jego umysł, znalazł jakąś iskierkę, która chroniła go przed szaleństwem. Złapał się jej kurczowo i rozdmuchał w jasny i silny płomień. Płomień, który chronił go przed strachem lecz czy na pewno przed szaleństwem.
Z szerokim uśmiechem odwrócił się i w dwu krokach dotarł do drzwi. Otworzył je i nie widzącym wzrokiem spojrzał na swoich „opiekunów”. W tej chwili byli dla niego niewidzialni. Jak służba w domu jego ojca. Skinął na nich ręką by prowadzili. Jego myśli leciały już ku Lothariusowi.
„On tu jest najważniejszy. On ma dopowiedzi na wszystkie pytania. On mnie zaprowadzi do moich książek. Tylko trzeba być ostrożnym. Nie wolno być głupim.”
- Nie będę! – rzucił do siebie i zauważył, ze coraz częściej mówi do siebie. Skarcił się w myślach.
„Pamiętaj gdzie jesteś. Pamiętaj o oczach i uszach.” nie odezwał się już więcej lecz nadal się uśmiechał. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 12:37, 29 Maj 2009 |
|
Szli korytarzem. William rozglądał się dyskretnie. W pewnym momencie po lewej przez niedomknięte drzwi dostrzegł regał z książkami. Zapach jaki go doszedł z tego miejsca podziałał jak narkotyk dla ćpuna, który nie brał od dłuższego czasu. Zapach starych, zakurzonych woluminów sprawił, że Cromwell resztkami swej siły woli powstrzymał się przed rzuceniem w tamtą stronę.
Czy był to test? Czy stary psychologiczny numer każdego sprzedawcy - pokaż coś na chwilę - niech klient się nacieszy, a potem zabierz, aby chciał to od ciebie kupić i cieszyć się tym... w nieskończoność?
Rozmyślania antykwariusza przerwało nagłe zatrzymanie się jego przewodników. Znaleźli się przed dwuskrzydłowymi drzwiami. Jego przewodnicy otworzyli je i William wszedł do środka.
Pomieszczenie było ogromne. Przez chwilę poczuł się jak w kościele. Sklepienie kończyło się dobre piętnaście może dwadzieścia metrów nad nim. Gotyckie łuki i zdobienia utwierdziły Williama, że znajdują się w zamku. Była to chyba onegdaj sala rycerska. Lecz na ścianach miast herbów i tarcz wisiały malowidła. Większość przedstawiała jakieś oniryczne miejsca. Jednak główne miejsce zajmował wizerunek... a jakże piramidy. Jednak nie była ona naturalna - tworzyli ja ludzie (wampiry?).
- Symbol Illuminati - usłyszał głos po swojej prawej. Lotharius. Jak mógł go nie zauważyć? - A także symbol naszej potęgi i stabilności. To idealna figura geometryczna. Znana od tysiącleci.
Wampir przeszedł kilak kroków. Czy Williamowi się wydawało czy teraz jego ton był łagodniejszy? Nie chciał ulec pozorom. To w końcu mężczyzna [istota?], który najpewniej zabił dwie osoby... co najmniej dwie.
Lotharius odwrócił się teatralnie do Williama i rozłożył dłonie. Na tle piramidy, gdy jego głos rozchodził się echem po komnacie wyglądał jak jakiś pokręcony kaznodzieja.
- Nasz klan cię wybrał. To co ci zabraliśmy było imitacją życia. Teraz będziesz żył aby służyć sobie i klanowi.
Podszedł do Williama i pchnął go lekko w stronę ogromnego stołu. Z pewnością onegdaj zasiadali tu rycerze. Teraz być może zbierał się tu klan.
Lotharius posadził antykwariusza na krześle dosłownie wciskając go w nie.
- Wiesz, też pochodzę ze szlacheckiego rodu. Dewinów jeśli ci coś to mówi. Ród wygasł w trzynastym wieku. Jestem ostatnim przedstawicielem tego rodu - zdjął dłonie z ramion Williama. Nie powiedział "jestem najprawdopodobniej ostatni z rodu" on był PEWNY, że jest ostatni.
Lotharius obszedł siedzącego Cromwella. Nie usiadł. Nie poniżyłby się do rozmowy przy jednym stole z kimś takim...
- Przez te wszystkie lata poznałem wiele sekretów i tajemnic. Zyskałem również potęgę o której ci się nie śniło. Wszystko dla klanu. Jednak najpierw zajmiemy się tobą. Byłeś zdolny jak na śmiertelnika dlatego wzrok klanu padł na ciebie. Jeśli cię to pocieszy Melinda również była od pewnego czasu pod naszym wpływem. Była ghulem, który służył wiernie. Teraz przyszedł czas jej próby. Jest wściekła, że wybraliśmy jej na rywala kogoś takiego jak ty. Jest jednak pewna wygranej. Wierzę jednak ,że podołasz. Mało który śmiertelnik bez ówczesnego przygotowania przenika pieczęć iluzji i rozszyfrowuje zapisany tekst.
Lotharius mówił jeszcze długo. Z jego słów wynikało, że klan Tremere jest zbudowany na zhierarchizowanej strukturze. Całym klanem zarządza siedmiu najstarszych wampirów. Mniejszymi bądź większymi obszarami zarządzają Regenci a najmniejszymi komórkami są fundacje. W jednej z nich właśnie się znajdowali. Fundacja była schronieniem, domem i miejscem nauki dla każdego Tremere. Sam Lotharius był Primogenem Londynu i podlegał jedynie Regentowi obszaru i Radzie Siedmiu. William dowiedział się także, że zanim zyska jakikolwiek status czy to w środowisku Tremere czy innych wampirów minie sporo czasu. Na razie będzie traktowany jak dziecko. I w przenośni i dosłownie. Jednym słowem będzie nikim. Nie dowiedział się jednak czy będzie mógł kiedykolwiek wrócić do swego dawnego życia ale podejrzewał, że nie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 8:17, 31 Maj 2009 |
|
„Lotharius von Dewin, fiu fiu” – bezgłośnie zagwizdał William.
Mimo, że słuchał uważnie co mówił do niego Starszy Tremere dyskretnie rozglądał się po sali. Starał się zgromadzić jak najwięcej informacji. W tej chwili czuł się jak dziecko we mgle. A wedle tego co mówił Lothar w tej mgle czai się niejedna pułapka.
Nie podobał mu się pomysł rywalizacji z Meliną. Miał nadzieje, że będzie w niej miał sojusznika. Była ostatnim ogniwem łączącym go z poprzednim życiem. Ze światem, który dotychczas uznawał za normalny. Ze światem, który znał doskonale w przeciwieństwie do jego obecnej sytuacji.
Jeżeli Tremere mówił prawdę to teraz Melinda będzie czyhała na jego błędy i potknięcia. Do tego miała przewagę, była tu dłużej i znała już pewnie reguły gry. Nie była to pokrzepiająca myśl.
„Nie głupio pomyślane. Przewrotnie, ale sprytnie. Zamiast się zjednoczyć sami będziemy dla siebie najlepszymi strażnikami” – skrzywił się na samą myśl.
„Cóż, ci cholerni Tremere mieli pewnie dużo czasu by dopracować swe metody do perfekcji.”
Zrozumiał, że zaczał się dla niego okres próby. Niewątpliwie ostrzeżenie o „oczach i uszach” mógł traktować śmiertelnie poważnie. Jego współzawodnictwo z Meliną musi przecież ktoś oceniać. Wzdrygnął się na myśl, że będzie obserwowany. Siłą woli powstrzymał się by nie zacząć się rozglądać. Atmosfera tego miejsca była wystarczająco niesamowita, a teraz doszło do tego wrażenie bycia obserwowanym.
„Przeklęci Tremere. Rywalizacja. Intrygi. Inwigilacja. Dobro klanu. Jakich jeszcze narzędzi użyją by nas urobić?”
Wiliam starał się nie okazywać tego, ale niepokój wkradł się do jego myśli. Jak mógł się mierzyć z całym, wysoce skomplikowanym, ulepszanym przez wieki systemem? Musiał najpierw poznać rządzące nim reguły by móc potem je wykorzystać.
Wszystko co mówił do niego Lotharius trafiało na podatny grunt jego umysłu. Chłonął wszystko jak gąbka. W prawdzie każde zdanie starego wampira sprawiało, że w jego głowie powstawały kolejne pytania, ale zostawił to jednak na później. Będzie jeszcze czas na uzupełnienie wiedzy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 8:01, 08 Cze 2009 |
|
- Milczysz. - syknął Lotharius - Ale to dobrze. Czasem nadmiar słów jest gorszy od milczenia. Powiem ci więc co teraz z tobą będzie gdyż z pewnością nurtuje cię to pytanie. Otrzymasz nauczyciela. Będzie nim Gordon Phoenix. Poznasz go wkrótce. Wprowadzi cię on w arkana naszych zwyczajów. Od dziś masz pełny dostęp do biblioteki. - Lotharius spiorunował wzrokiem uradowanego Williama - Jednak nadal jesteś nikim. Nie będziesz miał wstępu do części przeznaczonej dla wtajemniczonych. Tak jak Melinda otrzymujesz status Ucznia Pierwszego Kręgu. Aby zdobyć uznanie w moich oczach musisz przejść przez siedem kręgów. Pamiętaj. Fundacja, w której się znajdujesz nie jest twoim więzieniem. Jest schronieniem, które oferuje ci bezpieczeństwo i odpowiednie warunki do nauki.
Tymi słowy Lotharius wyszedł zostawiając antykwariusza samemu sobie.
Cromwell nie miał jednak zbyt dużo czasu na rozmyślania. Chwilę po tym jak jego poprzedni rozmówca wyszedł pojawił się nowy. Również ubrany w czerń. Z wyglądu był zbliżony wiekiem do Williama... jednak z pewnością przeżył go już nie raz.
- Wstań - rzekł tonem tak samo władczym co zgryźliwym. Widać nie podobał mu się fakt, że otrzymał ucznia.
- Zwą mnie Phoenix. Jestem Nowicjuszem Szóstego kręgu. Nie ukrywam, że nie w smak mi, że będę musiał cię uczyć zamiast próbować zdobyć tytuł Regenta i wynieść się z tego miejsca. Jednak Lord Lotharius nakazał mi uczynić z ciebie przydatną cegiełkę. - Phoenix zaczesał dłonią brązowe, lekko za długie włosy i podszedł do Cromwella. Stanął blisko. Zmierzył go wzrokiem.
- Pierwsza zasada. Okazuj pokorę starszym. Nie myśl sobie, że będziesz moim kolegą. Będziesz dokładnie tym kim każę ci być. Jesteś moim uczniem. Fakt, że konkurujesz z Melindą nie świadczy o tym, że będziesz traktowany ulgowo. Wprost przeciwnie. Nauczę cię wszystkiego co powinieneś umieć aby wybić z głowy tej suce jakiekolwiek myśli o tym, że ma jakieś szanse. Pytaj. Teraz masz na to okazję.
Gordon zakończył swój wywód i usiadł spokojnie przy stole. Nie powiedział, że nauczy Williama wszystkiego co sam potrafi. A więc wiedza to moneta przetargowa w tym świecie. W tym mrocznym miejscu, w które dane było mu trafić... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 11:07, 08 Cze 2009 |
|
Pierwszy entuzjazm spowodowany obietnica Lothariusa na temat biblioteki minął bezpowrotnie. Nie podobały mu się te wszystkie groźby. Jakieś próby, kręgi i sprawdziany. Rozumiał fakt, że nic za darmo, ale dalej mu się to nie podobało. Atmosfera w Fundacji niebezpiecznie przypominała mu dom rodzinny. A ci aroganccy Tremerzy jego ojca. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć Lothar zostawił go samemu sobie. Nie trwało to jednak długo. Na scenie pojawiła się kolejna postać. Od razu został zbesztany. Tak by przypadkiem nie zapomniał gdzie jego miejsce. Z tego co mu próbowano udowodnić na samym dole.
William pobieżnie zlustrował swego nauczyciela. Chyba znał ten rodzaj zachowania. Czym ktoś stał niżej w hierarchii tym bardziej demonstrował swoją władze. Antykwariusz nie miał jednak ochoty na głupi bunt. Nie tu i teraz. Szybko podniósł się i skłonił głowę by okazać szacunek. Co nieco z lekcji etykiety serwowanych mu w dzieciństwie jednak się przydało. Trwał tak chwilę odpowiednio długą i w końcu wyprostował. Zadbał by jego twarz wyrażała jedynie szacunek i chęć współpracy. Już dawno przekonał się, że taka postawa działa na większość nauczycieli.
Spojrzał przelotnie w oczy wyższego rangą Tremere.
„Chcesz być Regentem. Lubisz jasne sytuacje. Nie lubisz Melindy. Nie przepadasz za tą Fundacją.”
Jego umysł chłodno analizował fakty. Jeszcze nic z nich nie wynikało, ale jego pamięć wrzuciła je do szufladki pod nazwą Phoenix. Podobało mu się, że Gordon stawiał sprawę jasno.
Z tego co powiedział mógł zadać mu dowolne pytanie. Tylko jakie. Przed chwilą tyle mu się kłębiło w głowie, a teraz nie wiedział o co pytać. Nie chciał zmarnować tej okazji i zadać mało istotnego pytania. Z drugiej strony skoro ma go uczyć, to pewnie nie raz jeszcze będzie w takiej sytuacji.
„Właśnie. Uczyć. Czy oprócz zasad będą go uczyć czegoś pożytecznego. Na przykład …”
- Magia – William zwerbalizował swoje myśli – Czy będziesz mnie uczył również Magii. Nauczycielu – ostatnie słowo dodał szybko i ponownie skłonił głowę. Co jak co, ale potrafił się szybko uczyć. I nie zamierzał być ukarany za okazywanie głupoty. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 7:16, 02 Lip 2009 |
|
Rozmówca Williama dosłownie napuszył się jak paw. Najwyraźniej był dumny z faktu, że to ON będzie go uczył, pomimo całej tej wyniosłej otoczki.
- Magii? - rzekł jednak kwaśno - Magia to jedynie środek. Niezwykle przydatny ale tylko środek. Broń. Najpierw nauczysz się myśleć jak Tremere. Pamiętaj klan potrzebuje ciebie ale ty też potrzebujesz klanu.
Ostatnie zdanie rozbrzmiało po komnacie. Odbijało się od ścian i błądziło echem w zakamarkach. Co zdziwiło antykwariusza trwało to zbyt długo jak na zwykłe echo... Czyżby Phoenix użył magii? Jeśli tak to niezauważalnie... William rozejrzał się dookoła.
- Wyostrzone zmysły - Gordon uciął myśli Williama ostrym tonem - Jak już mówiłem. Magia to tylko środek. Przejście w nieumarły stan pociąga za sobą dodatkowe korzyści. Naukowcy Rodziny podzielili je na kategorie zwane dyscyplinami. To czego przed chwilą doświadczyłeś było objawem nadwrażliwości, jednym słowem wyostrzeniem zmysłów. - uśmiechnął się nieznacznie - Nie tylko pięciu podstawowych. Poznasz jeszcze wiele sekretów Tremere. Niestety musisz. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 12:29, 02 Lip 2009 |
|
„Nadwrażliwość – zanotował w pamięci – wszystkie zmysły będą działały lepiej? Musze to wypróbować, sprawdzić jakie są tego granice. Jak bardzo będę w stanie poszerzyć swoje postrzeganie.”
„Zaraz, zaraz, co on powiedział? Dyscypliny? To tego jest więcej?”
- Jakie jeszcze są dyscypliny? Czy muszę się ich uczyć? Czy uaktywnią się same, tak jak Nadwrażliwość.
William ostrożnie zadawał pytania. Miał ich tyle, ze mógłby zasypać rozmówcę. Nie chciał jednak irytować go już na samym początku. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 7:38, 03 Lip 2009 |
|
- Niecierpliwy. A może nadgorliwy. - rzekł Gordon sam do siebie. Uniósł lewą brew i spojrzał na Williama - W odpowiedzi na twoje pytanie. Wraz z krwią otrzymałeś część spuścizny. Niektóre dyscypliny przyjdą ci łatwiej inne trudniej. Jedne poznasz sam z siebie inne, cóż będziesz musiał znaleźć głupca, który cię ich nauczy. Jest ich wiele. Przez tysiąclecia wykształtowano ich tak dużo, że podejrzewam, iż nawet sam Lotharius nie wie dokładnie ile ich jest. Nasza rasa jest tak samo dociekliwa jak ludzie. Dążymy do udoskonalania się. Jednak trzeba być naprawdę wybitnym i potężnym aby odkryć nową drogę wśród dyscyplin.
Nie powiedział "nie wiem ile ich jest" wszystko sprytnie zrzucił na starszego. Sam Phoenix miał czyste sumienie. On miał w oczach Williama wiedzieć wszystko.
- Jest jednak jedna dyscyplina, która wyróżnia się ponad inne. To dzieło naszego klanu i jego potęga. Ty nazwiesz ją magią ja Taumaturgią. Nie możesz zdradzić jej tajników nikomu spoza klanu. Bo musisz wiedzieć, że poza Tremere jest wiele innych klanów skupiających wampiry. Są nieokrzesani Brujah, dzicy Gangrele, szaleni Malkavianie, odrażający Nosferatu, hedonistyczni Toreadorzy oraz wyniośli Ventrue. Te sześć klanów wraz z nami tworzy organizację Camarillę. Motto przewodnie to Maskarada. Zresztą jest też kilka innych zasad. - uśmiech na twarzy Gordona był tak samo łagodny co drapieżny - Już umierasz z ciekawości. Lubujesz się w wiedzy. To atut. Zaspokoję więc twą ciekawość. Maskarada chroni całe nieumarłe grono przed oczami śmiertelnych. Pomimo tego, że jesteśmy na szczycie łańcucha pokarmowego - kolejny uśmiech - To już w średniowieczu bydło pokazało na co je stać. Święta Inkwizycja pomimo wielu błędów w rozpoznawaniu wiedźm i szarlatanów zniszczyła zbyt wielu z naszego rodzaju. W tych czasach wybuchło też zbyt wiele wojen miedzy klanami aby wampiry czuły się bezpiecznie. Wiedz, że do tamtego czasu nie mieliśmy zbytnich oporów w folgowaniu swoim żądzom. Jednak wtedy siedmiu starszych wspomnianych klanów zebrało się i ustanowiło "okrągły pokój" czyli camarillę.
Gordon mówił jeszcze długo. Opowiadał o zwyczajach innych klanów jak i o obopólnej nienawiści z Ventrue. Mówił o sześciu zasadach panujących w społeczeństwie Camarilli. O władzy w miastach, o Królowej Annie włądajacej Londynem. Wspomniał też o kilku klanach spoza organizacji. O Tzimisce, Lasombrze [które tworzyły Sabat], o Ravnosach, okrutnych Wyznawcach Setha, Giovanni z Wenecji, którzy parali się nekromancją. Wspomniał też o innych nadnaturalnych istotach, wilkołakach, magach, upiorach, duchach a nawet skrzatach i wróżkach. William sądził jednak, ze te opowieść o faerie to był swoisty żart Gordona. Chociaż gdy później poznał go lepiej mógł z całą pewnościa stwierdzić, że Phoenix nigdy nie żartował. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 20:01, 04 Lip 2009 |
|
William utonął prawie w powodzi wiadomości, którymi zalał jego zmysły Phoenix. Dyscypliny, klany, maskarada. Wszystko tak nowe dla Williama, jednocześnie czuł przez skórę, że tak bardzo ważne. Jego nauczyciel nie wyglądał na skorego do żartów, wiec wszystko co mówił starał się zapamiętać, nawet jeżeli czegoś nie rozumiał. Pytania i niejasności zostawiał na później.
Słuchał z przekrzywioną lekko głową, z półprzymkniętymi oczami, starał się nie uronić ani słówka, wsłuchał się w ton, czuły na wszelkie jego subtelności. Ożywił się dopiero na słowo Inkwizycja. Drgnął, a po jego twarzy przemknął grymas złości. O tak, słyszał o nich
„Barbarzyńcy. Palili na stosach. Zarówno ludzi jak i książki. JAK można niszczyć książki. Co za głupota. Co za strata.”
Młody Tremere zdekoncentrował się na chwile, ale opanował się na tyle szybko by nie stracić wykładu o tradycjach.
„Maskarada – zrozumiałe, nikt nie chce powtórki z historii.
Domena – wiadomo, każdy broni swego terytorium.
Progenitura – hm, chyba chodzi o to by nie było nas zbyt wiele. No tak łatwiej zachować Maskaradę.
Opieka – ah, więc dla tego mnie uczą. Dobrze wiedzieć.
Gościnność – no tak, jakieś zasady obowiązują, nawet wśród krwiopijców.
Destrukcja – nie podoba mi się, więc Lothar mówił prawdę, że może ukarać głupotę. Musze uważać. Bardzo uważać.”
Will zamyślił się nad przyswojonymi informacjami, potrzebował trochę więcej czasu, żeby to sobie porządnie poukładać w głowie. Mimo wszystko nie mógł się opanować i zadał kolejne pytanie.
- Ta – zawahał się na mgnienie oka – Taumaturgia. Kiedy będę mógł się zacząć jej uczyć?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 14:03, 05 Lip 2009 |
|
- ]Niedługo.
Taka odpowiedź po obszernym wykładzie Gordona zdała się Williamowi niepełna. Jaki czas dla nieśmiertelnego wampira jest niedługi? Dzień, tydzień, rok? Lekko zdenerwowało to antykwariusza.
Phoenix złożył dłonie jak do modlitwy i zamyślił się chwilę. Bezgłośnie poruszał wargami. czyżby z kimś rozmawiał? Kolejna zagadka. Ciekawość zastąpiła pokora. Cromwell wiedział, że teraz nie powinien przeszkadzać.
Po dłuższej chwili jego mentor ocknął się z tego dziwnego transu.
- Chodź. Pewna osoba chce cię poznać.
Gdy William ruszył w stronę drzwi Gordon rzekł z niecierpliwością
- Nie tędy. Tam gdzie idziemy nie dotrzemy przez żadne drzwi w tej Fundacji.
To rzekłszy wykonał dłonią gest. William był prawie pewny, że ujrzał strużkę krwi podążającą za dłonią Gordona. Jak ogon komety. Zniknęła jednak rozpłynąwszy się w mgnieniu oka. Czy do czynienia magii Tremere używają krwi?
Phoenix wyszeptał jeszcze kilka słów i powietrze przed nim zafalowało. Już to gdzieś widział. Tak w zaułku w Londynie gdy Malcolm otworzył drzwi od restauracji.
- Chodź.
Rzekł krótko Phoenix i przekroczył próg portalu.
William podążył za nim. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 7:40, 06 Lip 2009 |
|
Will był jeszcze trochę zdezorientowany widząc jak Phoenix używa przy nim swojej magii. Wprawdzie jego życie obróciło się w ciągu ostatnich dni do góry nogami i był świadkiem takich cudów, jakie przeważnie widuje się na ekranach kin to jednak jeszcze się nie przyzwyczaił. Zawahał się chwilkę lecz opanował i szybko dał susa przez drzwi wyczarowane przez jego obecnego nauczyciela. Nie chciał by tamten pomyślał, że się waha lub boi. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pon 7:40, 06 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 16:23, 10 Lip 2009 |
|
Znalazł się w ciemnym i chłodnym pomieszczeniu. A jednak wampiry lubowały się w starych budowlach. Byli w kolejnym średniowiecznym zamku [a może nie opuścili wcale poprzedniego?]. Gordon poważny jak zwykle klęczał przed osobnikiem w ciemnych szatach. William odruchowo klęknął również przyjąwszy uniżoną minę. Zrobił to mimowolnie tak jakby sama aura ich gospodarza nakazywała to uczynić. Chwile mijały jedna za drugą a zarówno William, Phoenix i władczy jegomość milczeli. Cromwell wpatrywał się wyczekująco w zimne, kamienne płyty podłogowe. Ile czasu minęło? Może pół godziny? Nikt się nie odezwał.
- Widzę - wreszcie rozległ się szorstki głos ich gospodarza - że cnotą twą cierpliwość. Bijcie w dzwony bo oto spłodziliśmy na swym łonie godnego imienia Tremere.
Wypowiadał głoski z dostojnością a jego angielszczyzna była pełna naleciałości sprzed wieków. Nie dość, że czuło się od niego ciężar wieków to samą swą osobą przedstawiał potęgę klanu.
William czuł się w dziwny sposób powiązany z tym osobnikiem. Gdy poczuł, że może podnieść wzrok i spojrzeć na niego uczynił to. Mąż był wysoki i barczysty. Jego blada skóra przypominała pergamin poznaczony siatkami zmarszczek. Siwe włosy zaczesane miał do tyłu. Jednak najbardziej niesamowite i przerażające miał oczy. Nie posiadał on źrenic lecz samo bielmo. Mimo to William był pewny, że ów jegomość widzi... nawet więcej niż zwykły śmiertelnik czy wampir.
- Gdzie, powiadam gdzie moje maniery. Zwą mnie Grimgroth. Jam jest jednym z Siedmiu. Opiekunem każdego kto stąpa po ziemiach waszych. Ciebie zwą Cromwell. Wybrano ci już nauczyciela. Choć nie jest to po jego myśli nauczy cię odpowiednich rzeczy. Przewiduję zaś też, że sam nauczy się niejednego od ciebie. Mądrość, którą nosisz będzie odpowiednio spożytkowana. Zapewne.
Grimgroth usiadł i gestem nakazał aby William się zbliżył. Gdy jego nogi nieposłuszne na nic innego same zaniosły go przed oblicze Starszego ten rzekł.
- Mam wiele wieków za sobą. Taka młoda krew jak twoja pozwali mi wierzyć, że to co przeżyłem i to co przeżyje nie pójdzie na marne. Twój umysł jest pełen podziwu, wątpliwości, strachu lecz też czeka, aż zaczniemy go zapełniać. Pytania nie zaprowadzą cię dalej niźli do kolejnych pytań. A gdy zabrniesz na koniec tego labiryntu za drzwiami będzie kolejny. W naszym świecie odpowiedzi rodzą pytania, a pytania są jedynie połową naszych prawdziwych pragnień. Pytaj jeśli chcesz bo wiem, że nie możesz się już doczekać pierwszych lekcji. Pytaj i choć wiem co za chwile powiesz pozwolę ulżyć twemu skrępowaniu i rozsupłam choć część zagadki jaką ci zadano wprowadzając w stan nie-śmierci... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 7:10, 13 Lip 2009 |
|
Podróżowanie magicznymi portalami miało niewątpliwe zalety, ale też i wady. Nie mógł się nigdy spodziewać gdzie, i co ważniejsze do kogo trafi. Przekraczając wrota rozedrganego, połyskującego ciemną czerwienią światła mógł spodziewać się wszystkiego.
Obecność wiekowego wampira była przytłaczająca.
„Dobrze, że nie muszę już oddychać bo nie wiem czy w jego obecności dałbym radę. Ale w jednej kwestii ma na pewno rację, każde moje pytanie rodziny następne. Każda odpowiedź rodzi kolejne pytania. Czy kiedykolwiek uda mi się zaspokoić ciekawość? Oby nigdy. Ciekawe czy kilku wiekach wampiry zaczynają się nudzić życiem? Lepiej o to nie pytać, to byłoby nieuprzejme.”
William skłonił się głęboko, z szacunkiem, tak jak go kiedyś nauczono. Odezwał się a w jego głosie znać było szacunek, zmieszany po trosze ze strachem. Skłoniwszy się nie wyprostował do końca lecz pozostał w ukłonie, dzięki temu mógł uniknąć patrzenia w te dziwne i straszne oczy Grimgroth’a.
- Dziękuje. Mój Nauczyciel udzielił mi już wyjaśnień i faktycznie w mej głowie pojawiły się kolejne pytania. Nie chciałbym jednak Panie marnować twego czasu zadając ci pytania tak trywialne zapewne dla ciebie. W tej chwili wszystkie moje myśli krążą jednak wokół magii jaką wszyscy Tremere czynią z taką łatwością. Jak długo trzeba się uczyć by móc opanować ją choćby w podstawowym stopniu? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pon 7:11, 13 Lip 2009, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 13:21, 20 Lip 2009 |
|
Grimgroth skierował swoje niewidzące oczy na Williama.
- Jesteś zdolny. Nauczysz się szybciej niźli sądzisz.
Zamilkł i dał do zrozumienia, że rozmowa skończona. Phoenix dyskretnie odciągnął na bok Williama. Jego twarz zdradzała jedno - wściekłość. Powody były nie znane ale antykwariusz sądził, że pozna je zaraz po powrocie.
Gdy przeszli przez portal Gordon złapał Cromwela za marynarkę i huknął nim o ścianę. Will jęknął głucho.
- Co ty sobie myślisz? - wybuchł - Rozmawiałeś z członkiem Rady Siedmiu jednym z najstarszych i najpotężniejszych wampirów jakie chodzą po tej ziemi. I co? Wykazałeś się niemałą zuchwałością pytając o naukę Taumaturgii! - Phoenix przysunął swoją twarz do twarzy Williama i syknął - Taumaturgia jest trudną sztuką i dlatego tak potężną. Wyszedłem na głupca w oczach Grimgrotha...
- Starczy! - usłyszeli władczy głos Lothariusa. Phoenix błyskawicznie puścił Cromwella. - Nie próbuj zasłonić swoich wad i błędów tym, że otrzymałeś wyjątkowo zdolnego ucznia - Gordon zaciskał zęby i pięści gdy Lotharius mówił - Nie chcesz aby twoje dawne błędy zostały ci przypomniane a ich konsekwencje ujrzały światło dzienne. Zostaw więc tego neofitę i zajmij się jego nauką.
- Tak - szepnął Phoenix z pokorą.
Lotharius pojawiwszy się znikąd wyszedł spokojnie normalnym sposobem...
Gordon opanował się i gestem nakazał Williamowi usiąść. Zaczął wykład o Taumaturgii... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 6:19, 22 Lip 2009 |
|
William poczuł ulgę gdy Phoenix zabrał go od starego Tremere. Widząc jednak wyraz twarzy ulgę szybko pochłonął strach. Coś musiał zrobić lub powiedzieć źle. Czymś się wygłupił, a głupoty czarownicy nie tolerowali. Z trwoga czekał na reakcję swego nauczyciela. Po pierwszych jego słowach strach przerodził się w złość. Nie zrobił nic źle, po prostu rozgniewał Gordona, uraził jego dumę. Zanim, jednak zdążył zareagować i powiedzieć coś na swa obronę niczym wystrzał rozległo się i gromkie „Starczy”. Echo dudniło jeszcze po ścianach mrocznej sali gdy nie wiadomo skąd wyłonił się Lotharius i przywołał ich obu do porządku. Mimo dzielących ich różnic przed nim byli równi, obaj niczym pisklęta przed jastrzębiem stali i bali się drgnąć. Po krótkiej przemowie Lothar wyszedł, a mimo to William czuł jeszcze przez jakiś czas jego obecność i lęk przed tymi przenikliwymi oczyma, które nie raz przewiercały go już na wskroś.
„Musze uważać, bardzo uważać na wszystko i wszystkich. Nie mogę na razie irytować Phoenixa. Nie mogę robić sobie z niego wroga. Jest arogancki i zazdrosny. Musze go jakoś urobić."
Po chwili siedział już przed swym nauczycielem i słuchał z zapartym tchem tego co zdaje się tu go przywiodło. Taumaturgia, jego okno na wolność. O ile to jeszcze kiedykolwiek będzie możliwe. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 9:07, 22 Lip 2009 |
|
Teoria, którą wyłożył mu starszy Tremere była zawiła lecz w sumie sprowadzała się do jednego - krwi. Cóż w końcu była ona niezbędna dla nieumarłych. William nigdy nie sądził, że legendy i stare teksty uważane za stek bzdur przez uczonych okażą się prawdą... a od pewnego czasu była to prawda z jego udziałem.
- Najpierw musisz nauczyć się wykorzystywać swoją krew. W każdej małej części znajduje się esencja pierwotnej energii. My, wampiry, pozyskujemy ją z wiadomego źródła z vitae istot żywych. Badania czysto smakowe prowadzone przez wieki - a jednak Gordon umiał żartować na swój sposób (a może to nie był żart?) - doprowadziły nas do wniosku, że krew ludzi jest najpożywniejsza. Cóż obok faktu, że mamy pod ręką prawie sześć miliardów chodzącego bydła ważne jest jeszcze, że gdy nawet zabrać człowiekowi jedną trzecią krwi ten nie umrze a po pewnym czasie dojdzie do siebie i jest ponownie smacznym kąskiem. Wiem, że będzie to dla ciebie szokiem pić krew człowieka - w kącikach oczu Phoenixa pojawił się błysk złośliwości - ale będziesz do tego zmuszony, prędzej czy później. Skupmy się jednak na wykorzystaniu krwi do swoich celów. Pozyskiwaniem zajmiemy się później.
Gordon wyjaśnił pokrótce jak krew wpływa na fizyczność nieumarłego ciała. Można ją było wtłoczyć w mięśnie aby zyskać siłę dziesięciu mężczyzn, szybkość o której sprinter może tylko marzyć czy wytrzymałość niedźwiedzia. Jako, że martwa tkanka nie mogła się regenerować wykorzystywano ją [krew] również i do celów leczniczych. Phoenix opowiadał o tym wszystkim z wielką pasją. Cóż się dziwić. William sądził, że za kilka lat również będzie opowiadał z równym zapałem i czcią o czymś co daje mu nieśmiertelność, niezniszczalność i potęgę.
Nim wykład dobiegł końca William potrafił już wykorzystać większość ze wspomnianych mocy krwi. Phoenix kiwał tylko głową z aprobatą. Nie padły jednak najmniejsze słowa pochwały. William mógł się spodziewać, że nie padną one nigdy.
Kilka godzin później czekała go jednak Nagroda. Został zaprowadzony do ogromnego księgozbioru. Tylu okultystycznych ksiąg, rękopisów, pergaminów nie zgromadził chyba nikt... nikt żywy. Pozwolono Williamowi przeglądać te tomy przez kilka godzin. Za mało o wiele za mało. Tyle informacji, PRAWDZIWYCH i istotnych danych. William zanurzył się w oceanie wiedzy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 10:07, 22 Lip 2009 |
|
Neofita słuchał bardzo uważnie wykładów. Na wzmiankę o spożywaniu krwi wzdrygnął się nieznacznie. Zauważył spojrzenie nauczyciela i w duchu zaklął, że dał mu powód do satysfakcji. W sumie sam do siebie mógł mieć pretensję, skoro był wampirem ze wszystkimi zaletami tego stanu usiał również akceptować i mankamenty.
„A czego się spodziewałeś, że te wszystkie legendy są z palca wyssane i jako wampir będziesz zaczynał dzień od fish and chips?”
Odsunął od siebie obrazy produkowane przez podświadomość, samego siebie rozrywającego gardło jakiemuś nieszczęśnikowi. Nie chciał teraz o tym myśleć. Przyszło mu to o tyle łatwo, iż miał się na czym skupić. Phoenix tak ciekawie opowiadał. Z tego co mówił możliwości jego ciała wzrosły niebotycznie. A źródłem wszystkiego była krew, vitae. Ale to był tylko miły dodatek. Dzięki mocy krwi będzie mógł zgłębić Taumaturgię.
Po kręgosłupie przebiegł mu dreszcz niemal zwierzęcego podniecenia gdy myślał, że za jakiś czas sam będzie się mógł przekonać o mocy tej prawie czczonej przez Tremere dyscypliny. Musiał tylko bardzo uważnie słuchać i obserwować. No i dużo ćwiczyć, w to nie wątpił, wszak trening czyni mistrza.
Pod koniec treningu czuł lekkie zmęczenie psychiczne. Cały czas starał się być skupiony na tym co mówił Gordon. Opanował zarówno teorię jak i praktykę. Poczuł się znużony, ale po chwili wpadł na pomysł by sprawdzić nową wiedzę w działaniu. Jak pomyślał tak i uczynił od razu. Skupił się na swoim ciele, na jego komórkach, tak jak go uczył Phoenix. Zwizualizował sobie zmęczenie i pchnął tam swa krew by ożywiła komórki. Poczuł jak zmęczenie odpływa, a jemu przybywa sił. Sił i dumy, że sam tego dokonał czerpiąc z niedawnych nauk. Popatrzył na Gorodna lecz nie doczekał się pochwał. Jego ironiczne spojrzenie podziałało na niego jak kubeł lodowatej wody.
„Z czego się cieszysz. To co przyswoiłeś to zaledwie dziecinne sztuczki. Do prawdziwej potęgi dochodzi się latami. I będziesz musiał zasłużyć na ich zaufanie by cię do niej dopuścili.”
Te myśli sprawiły, że zmarkotniał troszeczkę, ale też przypomniały mu gdzie jest i kto go otacza. Po zakończeniu skłonił się głęboko by okazać szacunek i pokorę.
- Dziękuje ci Mistrzu za tak cenne wskazówki. Cieszę się, że trafiłem na tak dobrego nauczyciela. Postaram się być godnym uczniem i nie przynieść ci wstydu.
Po skończeniu zajęć miał wyborny humor. Wykłady traktował jako nagrodę. Komu innemu pewnie wydały by się nudne, ale zdobywanie wiedzy było pasją Williama. Czym rzadsza i starsza wiedza tym bardziej był podekscytowany. W takim szampańskim humorze zaprowadzono go do biblioteki. Przez chwilę myślał, że zacznie oszaleje ze szczęścia. Na jego twarzy ukazał się grymas radości, który można było porównać tylko do radości dziecka, które otrzymało wyśnioną zabawkę.
Antykwariusz zapomniał o tym, że miał być ostrożny i opanowany. Rzucił się między półki niczym hart na zająca. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 14:35, 24 Lip 2009 |
|
W amoku jaki dopadł Williama przeglądał on, wertował i pochłaniał tomiszcza. Po tych kilku godzinach, krótkich godzinach poczuł nagle dziwne uczucie. Słabł. Nie tylko jego ciało lecz też umysł jakby opadały z sił. Zamrugał kilka razy oczami i przetarł je lecz stan podobny do otępienia nie odchodził. Spojrzał na Gordona. Ten wyglądał podobnie.
- Już czas. Słońce budzi dzień. My Dzieci Nocy nie mamy czego szukać w tym czasie. Chodź. Twoje schronienie czeka. Poddaj się temu a ockniesz się dzisiejszej nocy rześki i gotowy do nauki. A dużo jeszcze przed tobą.
William zrobił jak mu kazano.
Przez następnych kilka miesięcy chłonął wiedzę. Był pojętny i równie dobrze przyjmował nagrody jak i kary. Nie obyło się bez błędów jednak za plecami szeptano o wyjątkowo zdolnym studencie Taumaturgii. William wybrał ścieżkę Telekinezy. Podstawy opanował w mgnieniu oka. Krew zmieniona przez Tremere w potężną broń pozwalała na wiele. Przez czas pobytu w fundacji widział jak starsi i potężniejsi Tremere wyczyniają z nią niezwykłe rzeczy. Pirokineza, Kriokineza, Metakreacja, Teleportacja wszystko co tylko dusza [mroczna dusza] może zapragnąć.
W pewnym momencie spotkał nawet Melindę, z którą zamienił kilka chłodnych zdań. Nie była to już ta sama osoba, którą poznał w swoim antykwariacie.
Mijały noce a William nie mógł zaspokoić swego głodu wiedzy. Nie zadowalało go przenoszenie małych przedmiotów. Próbował z pomnikami i większymi meblami. Irytował się gdy nie potrafił czegoś zrobić. Nie poddawał się jednak.
Poznał też wiele innych faktów o wampirach. Przynajmniej tyle ile neofita powinien wiedzieć. Nie znał jedynie tożsamości swego Ojca-W-Ciemności. Podejrzewał Gordona, gdyż uczył go on większości tajników lecz nie miał pewności.
Mijał czas a młody Tremere wpadł w machinę Piramidy. Stawał się cegiełką a wiedza zaprawą mocno ją trzymającą.
Najgorzej jednak przeżył swoje pierwsze polowanie. Wyszli na miasto po raz pierwszy od miesięcy i po raz ostatni na długi czas. Gordon zabrał go do miasta. William był w stanie głodu i prawie na granicy wytrzymałości. Poniżony i cały utytłany w lepkiej i ciepłej krwi ocknął się nad ciałem jakiegoś nieszczęśnika. Cały proces wypadł mu z pamięci choć twarz tego chłopaka śniła mu się kilka razy. Potem gdy blokada w umyśle została złamana picie ludzkiej krwi przychodziło coraz łatwiej. Aż weszło w nawyk.
Minęły dwa lata. Dzień w którym dowiedział się, że Melinda została zgładzona nie był zbyt szczególnym. Podano mu ten fakt podczas codziennych nauk. Przeszedł nad nim do codzienności. A więc wygrał wyścig. Liczył trochę na jakiś konkurs magii, ale podświadomie wiedział, że Tremere nie są aż tak romantyczni i dramatyczni jak kinowe wampiry. Wiedział to aż za dobrze.
Po czterech latach Gordon ogłosił, że niedługo nastanie jego czas. Skończy podstawową naukę i stanie się pełnoprawnym synem Klanu. William cieszył się na tą noc. Miało się to wydarzyć podczas letniego przesilenia w specjalnym rytuale w fundacji. Noc ta nadeszła i mimo, że William zdobył status Ucznia Pierwszego Kręgu miał jeszcze przed sobą oficjalne Przedstawienie u władczyni Londynu Królowej Anny. Trzy miesiące później noc Balu miała nadejść.
W przededniu tego wydarzenia odwiedził go Phoenix. Jakież to było dziwnie. Minęły lata a ani on ani William nie zmienili się ani trochę. Przynajmniej powierzchownie. Często William czuł się jak wilk w owczej skórze. Nieśmiertelnej skórze.
- Pora na ostateczne nauki. Resztę, którą będziesz potrzebował zmuszony będziesz poznać sam. Wiesz, że każdy kto przybywa do nowego miasta we władaniu Camarilli musi się przedstawić tamtejszemu władcy. Jutro uczynię to przed Anną podczas balu w jej rezydencji. Jednak istnieją tradycje wewnątrz Piramidy, które nakazują najpierw zaprezentować się miejscowej fundacji. Dziś poznasz tajniki dwóch rytuałów. Pierwszy będzie ci pozwalał skontaktować się z fundacją Tremere na obcej ziemi... drugi na kontakt ze swym stwórcą, czyli mną. Niezależnie od odległości zawsze będziesz mógł zdać mi raport lub prosić o radę. Znasz jednak cenę.
William znał ja aż za dobrze. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 9:23, 28 Lip 2009 |
|
Młody Tremere skinął głową. Przez okres swojej nauki wiele razy poznał znaczenie starego przysłowia, że nie ma nic za darmo. Przywykł do tego, iż za wiedzę, którą tu otrzymywał musiał płacić.
Płacił różnie, swoją wolnością. Swoim człowieczeństwem. Płacił potem i krwią. Ale nigdy się nie skarżył. Nigdy nie uważa, że został oszukany. Nigdy nie myślał, że otrzymał mniej niż ofiarował. Wprawdzie nikt go wcześniej nie pytał czy chce zostać przeistoczony, ale teraz gdy poznał wszelkie wady i zalety swego nowego istnienia, nie zamienił by tego z powrotem.
Nauczył się również praw i zwyczajów panujących wśród czarowników, więc z szacunkiem skłonił się starszemu i powiedział.
- Jaka by nie była jestem gotów ją zapłacić Ojcze.
William wiele się nauczył przez te kilka lat. Bardzo się również zmienił. Tylko nie potrafił sobie odpowiedzieć na pytanie, czy zmienił się na lepsze. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 7:50, 10 Sie 2009 |
|
Gordon skinął milcząco głową. Młody Tremere pobrał ostatnie nauki przed jutrzejszym spotkaniem z Królową. Był zdolny, bystry i co najważniejsze - posłuszny.
Phoenix nie okazywał swemu potomkowi najmniejszych oznak tego, że jest zadowolony. Jednak w jego oczach widać było zadowolenie.
[tu zakończymy preludium, zapraszam do działu "Bal u Królowej"... jak tylko Samael się ruszy ] |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|