FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Cotton Club - Spotkanie na szczycie [Arikar i Mali.] Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi
Autor Wiadomość
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 23:00, 24 Lut 2012 Powrót do góry

Zarówno Benjamin jak i Albert zmuszeni byli zorganizować sobie szybką obstawę na spotkanie. Wykonali kilka telefonów z zaplecza lokalu, choć naprawdę trudno było opuścić główną salę. Po kilkunastu minutach przybyli ich chłopcy. Nie wszyscy może w idealnym stanie (w końcu był przeddzień 4 lipca) ale na nogach i w miarę reprezentacyjnie.

Gdy Albert i Benjamin weszli do środka [link widoczny dla zalogowanych] powitał ich uśmiechem. Albert zauważył, że ten siwy mężczyzna naprawdę rzadko się martwił. Obok Toma siedział szczupły [link widoczny dla zalogowanych] w czarnym garniturze, czerwonej koszuli i niebieskim krawacie. Jego sylwetka sprawiała wrażenie odprężonej, nie to co tych osiłków pod ścianą. Albert i Mike zmierzyli się wzrokiem. Mike O'Connel i Albert Rottenberg mieli okazję spotkać się tylko raz i to w przelocie. Tak się złożyło, że transporty Alberta poszły z dymem podczas ulicznej strzelaniny. Był to czysty przypadek - jakaś wojna gangów, niezwiązanych z biznesem. Jednak policja skonfiskowała dwie ciężarówki bourbona i Benjamin dał albertowi cynk o jakimś Irlandczyku, który "odziedziczył" sporo towaru po O'Banionie. Scheda po starym Irlandczyku przypadła właśnie O'Connelowi, który szybko i wale nie tanio uzupełnił braki dwóch wspólników. W sumie jak by na to nie patrzeć Albert dał Mike'owi zarobić po raz pierwszy i to porządnie, tu w Seattle.

Zarówno Rotengerg jak i O'Connel rozglądali się za nowymi przybyłymi. Niestety, pomimo tego, że czekali na komplet jeszcze pół godziny pojawił się tylko postawny Brytyjczyk Howard Plum... najmniej wpływowy z całej piątki. Zabrakło dwóch dobrych znajomych, choć zaciekłych konkurentów braci Young. Dwaj przyrodni bracia Jefrey i Sam weszli w posiadanie "bimbrowni" na przedmieściach gdy ich ojciec zginął w strzelaninie w Tacomie. Bracia jednak nie potrafili dojść do porozumienia i stali się wrogami. Sam Albert wątpił czy zjawią się tu razem. Liczył jednak chociaż na bardziej lotnego Sam'a.

- Tak więc panowie - zaczął Tom odpalając kolejnego papierosa. Powietrze w pokoju robiło się powoli ciężkie i jeden z ludzi O'Connela na jego znak uchylił trochę okna. Przy okazji mógł się rozejrzeć po ulicy.
- Tak więc panowie. Pan O'Connor... - chudy mężczyzna nachylił się nad uchem Starego Toma - Pardon, O'Connel... Znałem kiedyś O'Connora, robił w przemyśle rybnym... znaczy rzucał ludzi do rzeki aby poigrali z rybkami... Żarty na bok panowie. Mniemam, że musimy ustalić co zrobić z panem Fehrr'em. Nie wiem po co ten pośpiech, naczelnik policji jest jeszcze nie do końca nam znany. Trzeba by najpierw coś nie coś o nim się dowiedzieć a potem dopiero uzgadniać. No ale cóż, młodość jest porywcza. Nie powiem, że mi nowy szef policji pasuje jak kij w dupę, ale wolę najpierw zbadać grunt. Co wy proponujecie? Najpierw posłucham a potem naradzę się z moim konsultantem Fredem - skinął głową na chudego jegomościa, który uniósł się lekko na krześle a z jego twarzy nie schodził lekki, wręcz lekceważący uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 19:23, 25 Lut 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Arikar
Gracz



Dołączył: 25 Lis 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 11:31, 26 Lut 2012 Powrót do góry

Przywitawszy się z Starym Tomem i jego współtowarzyszem O' Conel rozsiadł się wygodnie w jednym z wyściełanych skórą foteli. Przeszywający na wskroś wzrok doradcy Starego Toma dawał wiele do myślenia Mikowi, dochodzące do O' Conella czasem plotki dawały powody przypuszczać iż ten chudzielec może być kimś więcej niż tylko pomocnikiem Starego.


Czekając aż zbierze się reszta towarzystwa, Mike pyka wszy swoje ulubione cygaro rozmyślał nad czekającą go rozmową. Nowy szef Policji był wielką niewiadomą, jednak jego pierwsze posunięcia dawały pewne wskazówki jak może potoczyć się sytuacja w mieście.

Kilka minut po Mike do sali wszedł wraz z wspólnikiem
Albert Rottenberg jeden z czołowych graczy w mieście, Mike może nie znał go zbyt dobrze ale informacje jakie docierały do niego pozwalały sądzić iż jest to jeden z twardszych nie dających się zastraszyć szefów podziemia w Seatle.

Pół godziny później --To już chyba wszyscy-- pomyślał Mike gdy mimo odczekania umówionych 30 minut nikt więcej się nie pojawił.

--Tylko nasza piątka będzie się liczyć, gdy nastanie nowe rozdanie w mieście-- przemknęło przez myśl O' Conella.


Jako najstarszy i najpotężniejszy z całego towarzystwa pierwszy odezwał się Stary Tom, drobna uszczypliwość rzucona w twarz Mikowi spłynęła po nim jak woda. Może stary miał sklerozę a może po prostu chciał go sprawdzić tego Mike nie wiedział, sprawa dla której się tu spotkali była jednak zbyt ważna dla ogółu interesów by przejmować się drobną błahostką jaką było pomylenie nazwiska przez najstarszego z zebranych.

Kilka minut ciszy jakie nastąpiły po słowach Starego, dały Mikowi czas na przemyślenie tego co miał powiedzieć.


--Zmiana na stanowisku szefa Policji, nie jest nikomu na rękę i każdy dobrze o tym wie-- Wypuszczona pod sufit chmura cygarowego dymu, przez chwile unosiła się pod sufitem.

--Jest nowa Miotła więc wymiata stare śmieci-- O' Conell zerknął tylko na słuchających go mężczyzn.

--Mamy na dobrą sprawę, tylko dwie możliwości działania co do pana Fehrr'a--;

1. Można by wyeliminować go na stałe poprzez np: jakiś drobny ale śmiertelny w skutkach wypadek. Później poprzez nasze kontakty i współpracowników spróbować wpłynąć w ten czy inny sposób na wybór nowego naczelnika.

2.To zbadanie przeszłości pana Fehrr'a pod kątem różnorakich preferencji. Jak to mawiał mój nieżyjący już przyjaciel tylko ryby nie biorą. Nie każdy pragnie pieniędzy czasem to władza czasem pozycja społeczna musimy się tylko dowiedzieć czego pragnie pan Fehrr i czy będzie nam się opłacało dogadać się z nim. Lub czy on będzie chciał wejść z nami w taki układ.


Skończywszy wyliczanie Mike siada z powrotem w fotelu rozmyślając o swoim nowym nabytku. Stara stocznia w południowym zakątku miasta to był strzał w dziesiątkę, doskonała przykrywka a jednocześnie nowa jeszcze wprawdzie nie zbyt duża ale przynoszące już powoli zyski inwestycja. Skupowane za grosze wraki starych trampów cięte na kawałki Mike wysyłał za niezłe pieniądze do nie tak odległych hut stali które jak ogromne potwory łykały każde ilości metali jakie Mike oraz inni dostawcy dostarczali do nich. Była to także doskonała przykrywka któż bowiem wśród tylu przybywających miesięcznie do stoczni wraków był by w stanie wypatrzyć trampa w ciut lepszym stanie którym dostarczano kanadyjską Whisky.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arikar dnia Nie 11:58, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 15:04, 26 Lut 2012 Powrót do góry

Skrzyknęli chłopaków. Dwóch nie więcej. Mało uśmiechało mu się zrezygnować z występy Fanny, ale z drugiej strony odrzucić zaproszenie starych też było nie na miejscu. Poza tym chciał wiedzieć co zamierzają zrobić w związku z zaistniałą sytuacją - nie ma co ukrywać - dość niewygodną. Weszli do środka. Najpierw on a zaraz za nim Ben. Dwóch chłopaków pozostawili na dole. Albert uznał, że dzisiaj nie będą potrzebni, bo w interesie wszystkich było, aby ustalić nowy porządek. Wymienili godności, usiedli. Ben po prawej stronie Alberta. Pierwszy głos zabral Stary Tom, potem Irlandczyk. Przyszła więc kolej na niego.
- Ja proponuję nie robić nic. Póki co... - zawiesił głos - ... rzecz jasna. Może się wkrótce okazać, że naczelnik Fehrr okaże się nie mniej sprzyjającym kontrahentem aniżeli jego poprzednik. - wyprostował się w fotelu - Czystki czystkami. Usunie wszystkich ludzi Glovera zastępując ich swoimi zaufanymi, a to też nie oznacza, że nie znajdziemy dojścia. - skończył. Rzucił krótkie spojrzenie każdemu zebranemu szukając zrozumienia na ich twarzach. Pominął tylko doradcę Starego Toma. Rzucił się Albertowi w oczy zaraz po wejściu i to póki co wystarczyło. Nie chciał sobie zaprzątać głowy kim jest ów jegomość. Jedyne co zakodował do późniejszego rozpatrzenia to czy aby na pewno Stary Tom jest nadal w pełni niezależny w podejmowaniu decyzji i prowadzeniu interesów.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 19:23, 26 Lut 2012 Powrót do góry

Z kolei głos zabrał Plum. Howard wziął ze sobą dwóch otyłych ochroniarzy, którzy pocili się i odpalali papierosa za papierosem. zgromadzeni w pokoju z ulgą powitali dwa nowo otwarte okna. Gdy Plum skończył uprzejmości zjawił się sam Will T. Beacon - właściciel przybytku. Z nieodzownym uśmiechem na twarzy zaproponował wszystkim mocne drinki oraz dobre cygara na koszt firmy. Zniknął tak jak się pojawił.
- Tak więc zanim ten fiut mi przerwał - Plum znany był z dosadnego języka - Chciałem nadmienić, że ja proponuję Fehrr'a po prostu zdjąć. Wiem, w historii tego uroczego miasta nie zdarzyło się jeszcze zabójstwo komisarza policji, ale zanim zrobi z siebie bohatera... - rozłożył ręce - Potem to już nie będzie morderstwo a męczeństwo. Kula w łeb. Najlepiej wynająć do tego Kanadyjczyków. Ale za nim to nastąpi trzeba znaleźć ludzi w Radzie miejskiej i dowiedzieć się kto ewentualnie zajmie miejsce Fehrr'a. Można by załatwić na to miejsce człowieka wybranego wspólnie i byłoby po kłopocie...
- Z jednej strony masz rację ale z drugiej się mylisz - syknął Stary Tom dogaszając fajkę na blacie stołu - Jednak sądzę, że wszyscy macie nierówno pod sufitem. Jeszcze trochę was posłucham a potem zdecyduję czy wyjść czy zaproponować wam współpracę. - Tom nie przypominał tego opanowanego "starego wyjadacza" jakim normalnie był. Krążyły słuchy, że na starość zdziwaczał, ale będąc tu z nim w jednym pokoju nie popierali tego poglądu. Stary Tom może gadał tajemniczo ale nadal do rzeczy.

Benjamin spojrzał na Alberta z lekko kwaśną miną. Rotenberg znał na tyle swojego wspólnika aby wiedzieć, że nie za bardzo podobają mu się wypowiedzi reszty. Widząc, że niewiele może zdziałać Benjamin rzekł
- Siedzimy tu w zaduchu, niedługo nie będzie można nikogo, kto stąd wyjdzie nazwać dżentelmenem. Do rzeczy panowie. Każdy z nas ma animozje do pozostałych. Nie ukrywam my z Albertem też. Tom zabrał nam "Morską Mewę" oferując lepszą cenę. O'Connel przebojem wdarł się na rynek uderzając falą taniej whiskey. Howard nadal trzyma się rękami i nogami południowego Everett i części Tacomy, choć już dawno moglibyśmy tam wejść z konkurencyjną ofertą. Nie robimy tego tylko z powodu tego, że Plum ma w kieszeni tamtejszych dzielnicowych. Bracia też wleźli za skórę nie jednemu z nas... Reasumując - mamy niepisaną umowę o nieagresji. Najbliższe jednak dni mogą to zmienić... Jednak przelewanie naszej krwi będzie po myśli naczelnikowi. Więc może ustalimy to co proponowałem kilka lat temu - kartel. Ja i Al oczywiście będziemy jednogłośni a Tom, Mike, Howard, Jeff i Sam zasiądą również w tym szacownym gronie. Będzie nasz sześciu. w sześciu stworzymy demokrację półświatka, która zatrzęsie tym miastem!
Albert spojrzał na Benjamina. Zawsze posądzał go o krasomówstwo, ale teraz Ben przeszedł sam siebie. Jeszcze kiedyś taka propozycja nie przeszłaby ale teraz... kto wie?
- Co proponujesz? - Howard Plum miał najwięcej do zyskania na tym co proponował Benjamin.
- Hola... - zaczął Tom jednak lekki szturchaniec od Freda sprawił, że Stary uniósł dłoń i pozwolił Benjaminowi kontynuować
- Na zasadzie jeden za wszystkich i tak dalej. Wybacz Al ale dla mnie to w tym wypadku jedyne wyjście. Może na tym trochę stracimy ale biznes będzie stabilniejszy - Albert teraz dopiero zrozumiał niektóre z dzisiejszych wypowiedzi Ben'a. On od początku wiedział, że takie spotkanie się odbędzie prędzej czy później, ale teraz zaskoczył Rotenberga. - Tom, nie jesteś już młody i dobrze wiesz, że za parę lat my wszyscy zaczniemy walczyć o twoje dziedzictwo. Szczególnie, że na razie nie pojawił się nikt kogo wyznaczysz na swoje stanowisko - to mówiąc zaakcentował swoje słowa patrząc na Freda - Tak więc ty i tak nie stracisz. Przechodząc do rzeczy. Będziemy się nawzajem ubezpieczać, spotykać raz na tydzień aby omawiać palące kwestie i co najważniejsze dzielić się zyskami po równo. Będzie potrzebna więc mapa okręgu Seattle - Everett - Tacoma i lokali, które zaopatrujemy. W ten sposób będziemy się wspierać.
- Co rozumiesz przez "wspólny podział"? - spytał Stary Tom
Ben zachowując pokerową twarz rzekł spokojnie
- odwiedziłem Vancouver. Jednak mam też na oku kontakty z Montrealem i Quebec. Możemy połączyć tak siły, że pokaźna cześć towaru z tych trzech miejsc tak zaleje północne stany, że to co robiliśmy tu do dziś to pryszcz na olbrzymiej dupie Eliota Nessa! Będziemy jego największym koszmarem i żaden Fehrr nie będzie nam groźny. Wiem, że to wygląda jak utopia, ale przedstawię wam fakty. Do tej pory rocznie szmuglujemy wspólnie około dwóch i ćwierć miliona galonów alkoholu na stan Washington, tak? Wspólnicy z Kanady chcą zalać rynek amerykański dziesięciokrotnością tej liczby. Mają towar - legalny w Kanadzie - który mogą bez problemu wyprodukować i sprzedać nam za połowę dotychczasowej ceny. Jednym słowem nasze obroty zwiększą się dwudziestokrotnie a większość z nas jest w stanie zasilić portfele moich... naszych kanadyjskich znajomych, nawet pod presją pożyczki.
W pokoju zapanowała cisza. Dosłownie, nawet ochroniarze wstrzymali oddechy. Każdy wiedział, że Benjamin Foselli wyłożył karty na stół. Sam z Rotenbergiem nie był w stanie zapewnić oczekiwanego dopływu gotówki dla Kanadyjczyków, jednak wszyscy... kartel jak go nazwał mogli zapewnić sobie przyszłość... świetlaną przyszłość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Czw 8:09, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Arikar
Gracz



Dołączył: 25 Lis 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 20:16, 26 Lut 2012 Powrót do góry

Paskudny uśmiech nie schodził z ust Mike, podczas gdy wspólnik Rottenberga cały czas przemawiał Mike w myślach układał plan przyszłego działania.

Gdy tylko Benjamin skończył przemawiać Mike dał znak dłonią iż chciał by coś powiedzieć.

--Niektórzy z nas nie przepadają za sobą to nie tajemnica.Do ciebie Tom nie mam nic nasze interesy są bardzo zbliżone ale jak do tej pory nie było między nami zatargów mam nadzieję iż tak pozostanie, Plum nie trawie cię jak psa nie bierz tego do siebie ale jesteś pieprzonym angolem i nic tego nie zmieni poza tym wpieprzasz mi się w paradę. Ty Benji wraz z Albertem to konkurencja dla mnie więc z zasady za wami nie przepadam, o nieobecnych nie będę wspominał bo nieobecni głosu nie mają--

Mike upiwszy tęgi łyk czystej gorzałki z przyniesionej przez Beacona kontynuował.

--Skoro uprzejmości mamy za sobą przejdźmy do rzeczy, każdy z was zastanawiał się pewnie po co was tu zaproszono . Kłopoty z nowym naczelnikiem to jeden z powodów naszej rozmowy, o wiele większym problemem jest jak sądzę jest zazębianie się naszych stref wpływów w mieście, każdy liczy na zyski i bądźmy szczerzy żaden z nas nie lubi konkurencji na swoim terenie. Tak więc pomysł utworzenia Kartelu nie jest może tym co każdemu z nas by odpowiadało lecz w zaistniałej sytuacji jest jedynym rozsądnym wyjściem. Jeśli mam być szczery w chwili obecnej jestem w stanie zalać miasto taką ilości Whiski iż nikt z was nie będzie w stanie ze mną konkurować zarówno pod względem ilości jak i cenny. Problemem dla mnie nie jest dostarczenie do miasta Whiski oraz innych alkoholi ale jego dystrybucja w mieście transport samochodowy nastręcza sporych problemów a wy jak i Policja nie ułatwia mi działania. Jeśli mielibyśmy połączyć swoje siły jedynym rozsądnym według mnie wyjściem było by podzielenie działań między nas tak by nie zazębiały się w miarę możliwości. Prawda jest taka iż każdy z nas na tym po części straci, jednak możliwe zyski są zbyt wielkie by odcinać się od tego pomysłu. Powiem wprost jeśli nie dogadamy się prędzej czy później dojdzie do wojny o wpływy i terytoria, co może nam na głowy sprowadzić Federalnych a wraz z nimi policję i wojsko.--

Dopiwszy czystą zamyślony Mike rzekł jeszcze do Benjamina.

--Ben zapomnij o Montrealu ponad 80% ich produkcji Whisky ląduje w moich magazynach--

Paskudny błysk w oku oraz pewien siebie głos, dawały reszcie do zrozumienia jakimi zasobami alkoholu mogła dysponować grupa O' Conella. Cisza panująca na sali dawała jasno do zrozumienia iż kolejny w dużych graczy wyłożył karty na stół.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arikar dnia Nie 20:19, 26 Lut 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Nie 21:11, 26 Lut 2012 Powrót do góry

Al siedział zamyślony. Z pozoru nieobecny, jednak w istocie dogłębnie analizował każde słowo, które zostało wypowiedziane w te sali. W końcu chodziło o jego i Bena przyszłość. Głos zabrał Ben. Rotenberg z początku myślał, że nic takiego się nie stanie, że wysłuchają, udadzą zainteresowanych i wyjdą. Jednak to się stało. Ben wyłożył wszystkie karty. Al mógł wydawać się z lekka zaskoczony, ale skutecznie to w sobie stłumił. Dał powiedzieć przyjacielowi i już chciał zabierać głos gdy w słowo wszedł mu O'Connel. Bardzo tego nie lubił, ale pozwolił, bo tego wymagała etykieta, a najwyraźniej w słowniku tego irlandczyka takowe słowo nie figuruje. ~ Blef od dobrego blefu różni się tym, że dobry blef jest dobry. Nie w tym interesie młody. - skwitował w myślach słowa Mike'a.
- Mój przyjaciel powiedział chyba wszystko co powinno zostać wypowiedziane z naszej strony. Oczywiście nie zamierzamy was prosić. To jest nasza propozycja na którą możecie przystać i skorzystać z nawiązką lub nie i stracić. Jeżeli teraz nie mamy pieniędzy to je zdobędziemy prędzej czy później, a wtedy nasza oferta przestaje być aktualna. To chyba oczywiste. Musimy mieć zasady, bo bez nich bylibyśmy jak zwierzęta. - mówiąc przelatywał wzrokiem po zebranych, na te ostatnie słowa jego wzrok zatrzymał się na Plumie. Nie trawił tego gościa, nie wiedzieć czemu. - Ilością i ceną mówisz. - spojrzał na O'Connela z niechęcią - W takim razie zaopatruj nią sobie ubojnie i podrzędne puby, a to wcale nie popsuje naszych wpływów. Troszeczkę dłużej siedzimy w tym interesie i uwierz mi, że to ja mam rację. A bujdy o Montrealu zostaw swoim chłopaczkom - skończył. Al mógł wydawać się lekko poirytowany pogróżkami tego gołowąsa.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 15:53, 01 Mar 2012 Powrót do góry

Stary Tom zaczął bić brawo w stronę Benjamina a potem pokazał mu uniesione w górę kciuki
- Genialny plan, naprawdę błyskotliwy. Ale ja podobnie jak Mike czy pan Plum nie zamierzamy się przyłączyć - gdy Howard chciał coś powiedzieć Tom powstrzymał go gestem - Za chwilę wytłumaczę dlaczego się nie przyłączymy, a nawet dlaczego twój... wasz plan utworzenia kartelu spali na panewce. Otóż od dziś jeśli będziecie chcieli pierdnąć w tym mieście to będziecie musieli MNIE za to zapłacić - uśmiechnął się gorzko widząc zaskoczone miny konkurentów - Z pewnością zastanawiacie się dlaczego nie ma tu z nami dziś braci Young? Cóż wypadli właśnie z interesu. Bardzo mi się spodobała propozycja O'Conora, czy jak mu tam. Dobrze, że będę mógł wam to powiedzieć w tym gronie. Przejąłem "bimbrownię" starszego i strefę wpływów młodszego[/clor] - wszyscy popatrzyli na siebie z niedowierzaniem - [color=olive]Może i jestem stary, ale nie śpieszno mi jeszcze na tamten świat Benji. Może za kilka lat? Ale do rzeczy panowie. Myślę jednak, że Frank wyjaśni to wam najlepiej.
Frank poprawił się na fotelu i wypiwszy swój trunek do końca oblizał wargi i zaczął. Jego głos był bezbarwny lecz donośny i władczy. Czuł się panem sytuacji i widać było, że nie dopuszczał możliwości porażki.
- Bracia Young byli słabi. Wy co tu siedzicie przewyższacie ich klasą, dorobkiem i możliwościami. Jednak w tym biznesie liczą się nie tylko pieniądze czy ilość barów, do których dostarcza się gorzałę. Nie liczy się też ilość spluw. Liczy się ten kto kontroluje cały ten chaos, który może powstać po zmianach na górze. Liczy się ten kto ma w kieszeni policję... Tak się składa, że gdy przybyłem do tego miasta... jakiś czas temu spodobało mi się ono na tyle, że począłem obserwować. Obserwowałem to co mnie najbardziej interesowało - was. Wasze sukcesy i porażki, wzloty, upadki, tajne zmowy i łamanie sojuszy. Byłem przy śmierci O'Baniona, patrzyłem jak upadają bracia Young. Teraz patrzę jak kajacie się przed nowym szefem policji i trzęsiecie portkami gdy słyszycie, że wasze dzielnice zapełniają się nowymi gliniarzami. - Frank zamilkł na chwilę, wyjął papierosa z kieszeni i zapalił go zapałką potartą o podeszwę. Wszyscy słuchali w napięciu. Albert czuł jak głos Freda przenika go i opanowuje. Przemowa Freda przypominała w pewnym sensie czar, jaki rzuciła na wszystkich Fanny Beacon... jednak tam ów czar zdawał się niewinny, tu kryła się ukryta groźba. O'Connel również odczuwał tego skutki. Czuł, że to co za chwile powie Frank odciśnie się źle na ich biznesie. Jednak odczuwał strach na równi z podziwem dla tego jegomościa.
Frank Moston zaciągnął się mocno i kontynuował gdy stwierdził, że dobrze dozuje napięcie.
- Jednak Stary Tom się myli... wy również - Tom Spojrzał w panice na swojego towarzysza - Przekonałem go aby pojawił się tu ze mną sam bez obstawy co nie wydało się trudne - uśmiechnął się chytrze a jego chuda dłoń wystrzeliła w kierunku szyi starca. Kark Toma strzelił jak złamana gałąź a ciało zwiotczało w fotelu. Chłopcy z obstawy Alberta, Mike'a i Pluma sięgnęli po broń jednak Fred uspokoił wszystkich
- Spokojnie, jestem teraz waszym przyjacielem - aura strachu i niesamowitości całej tej sceny uleciała jak dym z papierosa Franka. Wszyscy się rozluźnili wpatrzeni w Mostona jak w obrazek. Albert nadal jednak odczuwał dziwny mrok bijący z Freda.
- Niniejszym oświadczam wam, że mam pełną kontrolę nad policją Seattle. Aby wam to udowodnić jutro "Intelligencer" zamieści wypowiedź komisarza Fehrr'a na temat śmierci Toma. Niech jeden z was napisze mi ową wypowiedź a znajdzie się ona na pierwszych stronach. Teraz druga sprawa. Jako, że jesteśmy przyjaciółmi podzielę się z wami imperium Toma. - Frank posłał naprawdę przyjacielski uśmiech do zgromadzonych jednak w jego oczach błyszczało zło w czystej postaci - Nasza umowa będzie taka. Wy płacicie mi dziesięcinę od wszelkich waszych zysków a ja i chłopcy Fehrra nie będą wchodzić wam w drogę. Oczywiście nie zawsze. Szef policji nie może być bezradny i tych kilka przemytów raz na jakiś czas wytropi. Korzyści będą jeszcze takie, że na naszym podwórku nie pojawi się Departament Skarbu.
To co mówił Fred było jak jakiś koszmarny żart. Przecież jedna osoba nie może kontrolować całej policji w Seattle! Fred najwyraźniej wyczytał to na twarzach pozostałych.
- O, nie martwcie się. Ja nie działam sam... moi... towarzysze są równie wplywowi co ja - kolejny katowski uśmiech - Cóż, teraz czekam na propozycje... sądzę, że nie odmówicie.
Plum zapadł się w fotel z rezygnacją. Benjamin patrzył na Alberta a na jego twarzy malowało się takie samo zdziwienie. Chłopcy Mike'a czekali na reakcję szefa zerkając jednak co chwila na Freda. Wszyscy wiedzieli, że dziś cała sytuacja w Seattle właśnie się zmieniła i tylko od nich zależy czy na lepsze czy wybuchnie wojna. Wojna z policją i ludźmi Freda Mostona...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 18:16, 01 Mar 2012 Powrót do góry

~ No to jesteśmy w domu - zareagował w myślach na to co zdarzyło się w tej zadymionej dymem papierosowym sali. Teraz był prawdziwie zaskoczony i nawet nie przyszło mu do głowy, żeby to ukrywać. Jednak większe zaskoczenie i zdziwienie u Ala wywołało nie tyle zabójstwo Toma, ale propozycja Freda - propozycja nie do odrzucenia. Mógł się domyślić, że Fehrr jest podstawiony, że już dawno ktoś ma go w kieszeni, ale był tak przejęty tym co zrobić z zaistniałą sytuacją, że się nad tym nie zastanawiał. Jeszcze jedna kwestia przeszyła go do szpiku kości. Głos i cała ta otoczka, którą wokół swojej wypowiedzi zbudował były doradca Starego Toma. To było dziwne, to na pewno nie było naturalne. Rotenberg nawet nie spoglądał na zebranych. Siedział wryty w fotel gapiąc się na Freda, a raczej tylko w jego stronę. Wzrok Ala zawieszony gdzieś w przestrzeni zdawał się być nieobecny. Ile czasu minęło od kiedy Fred przestał mówić - wyrwawszy się z zamyślenia - nie jest w stanie powiedzieć. Teraz mogą zapomnieć o kartelu, o całej tej wyimaginowanej przyszłości mającej być następstwami planu i propozycji jego przyjaciela. Gówno. Teraz nawet gdy będą srać Fred będzie wiedział co przedtem zjedli. Musieli się zgodzić, inaczej mogli zapomnieć o jakimkolwiek przemycie zakazanego przecież alkoholu.
- Pięknie pięknie pięknie... - Al klasnął kilka razy w ręce starając się robić dobrą minę do złej gry - Już miałem dosyć tego starego zrzędy. Był pozbawiony młodzieńczej fantazji i wigoru. - położył ręce na oparciach fotela. Zawiesił wzrok na Fredzie i wyciągając notesik z wewnętrznej kieszeni marynarki zwrócił się do Bena. - Ben, mogę cię prosić o długopis. .

Zaczął pisać: **************************** - oddał długopis Benowi, a kartkę uprzednio zgiętą na pół wsunął do kieszeni od spodni.


- Cóż. Ty kontrolujesz policję tak ? Co z terytorium wpływów Toma ? Z knajpami, restauracjami, bimbrowniami ? - pochylił się nad stołem opierając na nim łokcie - Jako jego doradca zostajesz teraz szefem więc oddasz je nam, a my zgodzimy się płacić 10% rocznego zysku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Czw 18:17, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Arikar
Gracz



Dołączył: 25 Lis 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 18:21, 01 Mar 2012 Powrót do góry

Nowa sytuacja nie była pełnym zaskoczeniem dla Mike, już od jakiegoś czasu dochodziły do niego pogłoski o nowym wpływowym konkurencie w mieście. Jednak nagła i całkowicie nieoczekiwana śmierć Toma była zaskoczeniem dla wszystkich.

--Jeżeli udowodnisz że to co powiedziałeś jest prawdą Frank, to porozmawiamy jutro inaczej na temat tej tak zwanej dziesięciny--

Mike beznamiętnym wzrokiem zmierzył Alberta, dopiwszy drinka kontynuował.

--Mam dla was wszystkich propozycję, jak już wspominałem dostarczenie do miasta alkoholu to dla mnie pestka. Jednak zamówienia są zbyt małe a moje zapasy rosną cały czas i za pewną drobną dopłata jestem gotów sprzedać pewną ich część--

O' Conell spojrzał na twarze współtowarzyszy sprawdzając zainteresowanie jego ofertą.

--Moja oferta jest ważna do jutrzejszego wieczora panowie. Przejdźmy do rzeczy mogę dostarczyć chętnemu do 100 tys galonów czystej kanadyjskiej Whisky. Alkohol jest już w mieście więc nie kombinujcie panowie czekam na jakieś poważne propozycje jeżeli jesteście zainteresowani zakupem. Co do cenny jestem otwarty na propozycje--


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 19:37, 01 Mar 2012 Powrót do góry

- Nie potrzebujemy twojej whisky - spojrzał na O'Connela - Tym bardziej kanadyjskiej i chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego . Transport też nie jest dla nas problemem więc na nas nie licz. Swoją drogą .. - nabrał w płuca powietrza - co za cholerna propozycja. Kupuję towar tylko z pewnych i sprawdzonych źródeł. - skończył. Miał już powyżej uszu tego spotkania. Chciał jak najszybciej dojść do porozumienia z Fredem. Innych traktował z szacunkiem, ale mimowolną, dającą się odczuć wyższością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Mali. dnia Czw 19:38, 01 Mar 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 20:11, 01 Mar 2012 Powrót do góry

Benjamin spojrzał na Alberta i uniósł ręce w geście poddania. "Ty tu teraz rządzisz" - zdawało się mówić jego spojrzenie. Najwyraźniej uznał, że Albert lepiej odnajdzie się w nowej sytuacji.
Frank z kamienną twarzą słuchał tego co mówiono. Spojrzał jednak na Howarda Plum'a, jakby oczekiwał, nie wręcz żądał jakiejś odpowiedzi. Anglik rozłożył powoli ręce i rzekł
- Nie mam chyba wyjścia. Jednak co nie powiedzieć twoja propozycja jest dość wspaniałomyślna... nawet zbyt. Jaką mamy mieć pewność, że jutro nie wyłowią któregoś z nas z zatoki a ty nie podzielisz kolejnego ciastka?
Benjamin nagle klasnął w dłonie
- To jest to! - prawie krzyknął - Zastanawiałem się dlaczego Tom. Raz Fredi, mogę tak do ciebie mówić? - pokazał nam, że ma jaja i załatwia jednego z najbardziej wpływowych ludzi w mieście. A dwa - po podzieleniu schedy po Tomie nasze siły będą mniej więcej równe. Nikt nie będzie zazdrościł i łatwiej to wszystko kontrolować. Mam rację?
Frank wykonał nieokreślony gest głową oznaczający "kto wie?". Pogładził swoje policzki dłońmi jakby chciał w ten sposób odegnać zmęczenie. Bystre oko Mike'a dostrzegło, że policzki Freda nie nabrały kolorów po tym zabiegu, tak jakby krew nie dopłynęła do skóry na twarzy. Wreszcie Fred odezwał się
- Nie będę kupował od ciebie whisky, kiedy ty masz odbiorców i zamieniasz ją w dolary. Każde dziesięć dolców z twojej zarobionej stówki i tak od jutra będzie moje. Co do spuścizny po Thomasie - tu zwrócił się do Alberta - Podzielicie się po równo zostawiając mnie czwartą część. To będzie moja... domena. Tam będą działali moi ludzie i nie chcę nigdy widzieć tam nawet waszych dziwek. Wyznaczę ten teren już dziś. Knajpy na wybrzeżu i w porcie, które jeszcze przed chwilą kontrolował Tom są teraz pod moją jurysdykcją.
Te słowa sprawiły, że Benjamin stracił panowanie nad sobą
- Hej kolego! Zjawiasz się nie wiadomo skąd, likwidujesz Starego Toma a potem straszysz nas swoimi ludźmi! Dowiedz się, że wystarczy nas aby na kilka nocy połączyć siły i wykopać cię z tego miasta. Może pozostaniemy z policją na karku a może i nawet z Departamentem ale i tak wyjdzie nam to na dobre! Dobrze mówię? Możemy cię skasować nawet tu i teraz a potem ulokować razem z Tomem w jednym z opuszczonych domów, których mamy w tym malowniczym mieście aż nadto! Odpierdol się od wybrzeża! Nie dość, że mam tam dobrą komitywę z lokalami Toma, które kupują od nas co jakiś czas to jeszcze blokujesz nam drogę transportu!
Fred wysłuchał spokojnie krzyków Benjamina i poprawiwszy sobie krawat wstał.
- Myślę, że wolicie omówić całą sprawę we własnym gronie. Nie pozabijajcie się tylko bo do każdego z was ułożyłem kilka planów. Ta ty Ben - mogę tak do ciebie mówić? - lepiej nie pogrywaj sobie bo mogę ci wyrwać ten język i rzucić rybom z zatoki. Wybrzeże i port są moje. A jeśli nadal chcecie szmuglować towar drogą wodną... cóż podbijemy opłaty do 15 procent i po krzyku
Benjamin zrobił się purpurowy na twarzy i zanim ktokolwiek zdążył zareagować zsiniał jeszcze bardziej. Dopiero po chwili wszyscy zauważyli, że Fred stoi przy Benie i zaciska dłoń na jego szyi.
- Jasne? - spytał raz jeszcze Moston i gdy Benjamin kiwnął głową Fred puścił go i wyszedł.
Albert, który siedział naprzeciw drzwi dostrzegł, zanim się one zamknęły, że na korytarzu stoi Fanny oparta o ścianę. Wyraźnie się ożywiła gdy ujrzała Freda. Posłała mu lekko złośliwy uśmiech i razem zniknęli na schodach. Więcej ich nie było widać.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Czw 21:08, 01 Mar 2012 Powrót do góry

- Ben.. Ben .. zamknij się. Ben ! - zaczął normalnym tonem, który stawał się coraz głośniejszy wraz ze wzrostem natężenia głosu jego przyjaciela - Ben zam.... - nie dał rady go przekrzyczeć dlatego zrezygnował. Oparł głowę o rękę i dał się wykrzyczeć Foselemu. Fred był irytująco spokojny i do tego ten jego szyderczy uśmieszek, który nie schodził z jego gęby odkąd pojawili się w drzwiach tego pomieszczenia. Pewny siebie skurwysyn. Na pewno miał zabezpieczenie, żeby kierować prosto w ich twarze takie groźby. W chwili, w ułamku sekundy Fred dopiął swego. Z szybkością równą mrugnięciu oka znalazł się koło Bena zaciskając rękę na jego szyi - jedną rękę, a jego twarz zaczęła przypominać kolorem przejrzałą śliwkę. Coś nieprawdopodobnego, skąd u takiego cherlaka taka siła. Al poderwał się z miejsca, a jego dłoń zacisnęła się na rewolwerze. Jednak w porę się pohamował. Moston wymógłszy odpowiedz jaką chciał uzyskać od Bena puścił go i zostawił ich samych sobie. Wyszedł. Ben opadł na fotel ciężko dysząc z trudnością łapiąc powietrze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 9:34, 05 Mar 2012 Powrót do góry

Cała sytuacja najpierw z Tomem a potem z Benem zdawała się im tylko jakimś snem. Dopiero gdy Frank opuścił pokój wydało im się, że się z niego przebudzili. Gdyby nie stygnące ciało Toma uznaliby, że ktoś palił tu opium a jego moc podziałała na wszystkich.
Benjamin siedział w ciszy na fotelu masując sobie szyję. Uścisk Freda musiał być wręcz nadludzki gdyż pozostawił czerwono - sine ślady na skórze mężczyzny. Najwidoczniej postanowił się nie odzywać. Howard Plum widząc zaniepokojenie u reszty również milczał. Wpatrywał się tępo w ciało Starego Toma. Wreszcie oderwał wzrok od niego i rzekł enigmatycznie.
- Więc... Jakby nie patrzeć... stoimy pod ścianą. Ten cały Fred... on nie żartuje. Spójrzcie na Foselliego. - zamknął oczy jakby zbierając siły na to co chce powiedzieć. Widać, że był przerażony. Ani Albert ani Mike nie widzieli jeszcze takiego Plum'a. Niestety ich ludzie z obstawy zdawali się podobnie jak Brytyjczyk trząść portkami na samą myśl o Fredzie.
Mike spojrzał na swojego najlepszego cyngla Gilliana Fosetta. Chłop postawny, który potrafił puścić serię z Thompsona z jednej ręki drugą łamiąc kość udową byka. A teraz? Teraz wyglądał jakby jego jedynym marzeniem było skoczyć do Zatoki i wpław odpłynąć do Irlandii. reszta chłopaków także była pod wrażeniem spektaklu, który dał Moston.
- Trzeba przystać na jego propozycję. Jako, że wy macie więcej do powiedzenia moją jedyną sugestią jest to, że chciałbym od Toma lokale przy Pill Hill i Hospital Hill - wzruszył ramionami - Są tam szpitale i kliniki ale rodziny odwiedzających chętnie stołują się u Jackyll'a i Hook'a. Myślę, że co do reszty to dogadamy się szybko i będzie można dalej żyć normalnie...
- O ile ten Moston nam da - rozległ się bas Fosetta - Szefie - rzekł do Mike'a - Ja bym nie pogrywał z tym typem. W jego oczach było coś... coś szalonego... On albo ma jaja albo jest popaprany. Stawiam na to drugie. Kto normalny zdejmuje taką szychę jak Tom i to przy świadkach?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Arikar
Gracz



Dołączył: 25 Lis 2010
Posty: 28
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Śro 18:36, 07 Mar 2012 Powrót do góry

Paskudny uśmiech długo nie schodził z twarzy Mika, najpierw niespodziewana ale bardzo wygodna dla wszystkich śmierć starego przemytnika później niespodziewany wybuch Benjamina utwierdził O' Conella w mniemaniu iż Fred był był jedyną osobą w tym towarzystwie z która należało się liczyć.

--Plumm to cholerny mięczak, Albert i Benjamin to dwa zasrane zadufane w sobie dupki-- przemknęło przez głowę Mika.

Widząc przerażone miny swoich goryli Mike pokiwał tylko smutnie głową

--Nie przepadam za tobą Plum ale co do jednego masz rację nowa sytuacja przyparła nas do muru-- Mike odpaliwszy kolejne cygaro przez chwile przypatrywał się współtowarzyszom.

--Ty Albercie wraz z Bendzim jesteście skończonymi debilami-- paskudny uśmiech nie schodził z ust O' Conella podczas przemowy.

--Najpierw olewasz moją propozycją zarzucając mi iż mam trefny towar, chwilę później grozisz temu zasrańcowi Fredowi w naszym wspólnym imieniu jak byś miał w tej kwestii coś do gadania-- podniesiony ton wypowiedzi Mika oraz uderzenie pięścią w stół,wskazywało na to iż był on cholernie wkurzony.

--Gówno mnie obchodzą twoje zagrywki, nie jesteś jedynym poważnym graczem w mieście i jeżeli jeszcze to do ciebie nie dotarło wbij to sobie do swej zakutej pały. Może jeszcze nie zauważyłeś ale ani ja ani Plum nie mieli byśmy nic przeciwko gdyby przydarzył ci się drobny wypadek, sam wiesz czasy są niebezpieczne. A skoro taki wypadek przydarzył się staremu to czemu nie mógł by się przydarzy i tobie--

Niebezpieczny błysk w oku, poparty pięcioma uzbrojonymi po zęby gorylami sprawił iż wypowiedzianą przed chwilą groźbę towarzystwo musiało wziąć na poważnie.

--Plum lokale przy Pill Hill i Hospital Hill mnie nie interesują więc jeżeli dogadasz się z Fredem możesz je zając z moim błogosławieństwem.--

Zaciągnąwszy się ulubionym cygarem Mike kontynuował.

--Albert jeżeli nie dogadasz się z Fredem z przyjemnością popatrzę jak on lub jego ludzie wpakują was do wspólnego grobu. Nie zamierzam przez twoje gówniane fanaberie i wymysły marnować dorobku czterech lat ciężkiej pracy, możecie się zabijać o kilka gównianych ochłapów z pańskiego stołu i szukać kolejnego statku na którym dało by się przemycać Whisky. Ja mam coś o co ty tak desperacko teraz walczysz, dla mnie cena 15% zysków przy nowym podziale terytorium jest jak najbardziej do przyjęcia--

Rozparłszy się wygodnie w fotelu Mike obserwował resztę towarzystwa, jego wyraźnie spięci goryle czekali tylko na najmniejszy ruch szefa by sprzątnąć Rottenberga i jego gadatliwego towarzysza.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Arikar dnia Pią 14:23, 09 Mar 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Mali.
Gracz



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 493
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/3

PostWysłany: Pon 14:42, 12 Mar 2012 Powrót do góry

Al z pełnym spokojem zmierzył wzrokiem O'Connela. - Jeżeli ktoś tu jest skończonym debilem to tylko ty, chociaż to mało powiedziane. - skrzyżował palce obu rąk na brzuchu. - nie przypominam sobie żebym groził komukolwiek w tym pomieszczeniu. - dźwignął się na fotelu i wstał. - A tych swoich napuszonych i skretyniałych goryli możesz sobie w dupę wsadzić. Jaki pan takie psy. - skończył z wyższością i odrazą w głosie. Wyszedł zostawiając otwarte drzwi dla Bena.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematTen temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin