FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 Grzbiet Świata - WĄTEK GŁÓWNY Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 17:48, 01 Lis 2012 Powrót do góry

25 Alturiak 1372 RD Luskan, Gospoda "Chałupa Muzyka"

Luskan o tej porze roku było bardzo urocze jednak Ametashen miał już dość siedzenia na tyłku, kiedy tyle świata było jeszcze do zwiedzenia. Cały czas podążając na północ znalazł ofertę w sam raz dla niego. Daleko na północy w Dolinie Lodowego Wichru ludzie szykowali wielką ekspedycję w głąb Grzbietu Świata. Tash był niesamowicie podekscytowany tym wydarzeniem. Nikt nie zapuszczał się daleko wgłąb Ściany, bo tak na północy nazywano ponoć Grzbiet Świata. Co prawda w ofercie, którą znalazł w jakiejś karczmie w Neverwinter miesiąc temu napisane było, że potrzebują głównie tragarzy, jednak liczył, że uda mu się zaciągnąć tam jako skryba, mający na celu dokumentowanie całej ekspedycji. Jedyną przyczyną dla której Tash spędzał w Chałupie Muzyka kolejny dekadzień było zamarznięte o tej porze roku Morze Ruchomego Lodu, które pozostawało niepokonane dla większości statków z Luskan, a samotna podróż na północ po bezdrożach krańca świata była oczywistym samobójstwem.
Chałupa Muzyka była dla Tasha dość gościnnym miejscem. Szczęśliwie dla niego okazało się, że może tu grać na swojej mandolinie, a gospodarz Doraj wynagrodzi mu to wiktem i opierunkiem. Chałupa była co prawda jedną z wielu gospód w Luskan, ale ta znajdowała się najbliżej portu, z którego to właśnie wieści oczekiwał Tash.
Siedział teraz przy barze grając smętną pieśń, której nauczył się w Waterdeep. W gospodzie nie było profesjonalnej sceny, choć Doraj zapewniał, że do jesieni takowa będzie się tu znajdowała. Tash jednak nie zastanawiał się nad stałym pozostaniem w Luskan, nie myślał teraz nawet o melodii jaką wygrywały jego wprawne dłonie. Myślami błądził gdzieś daleko czując nieprzyjemne ciepło w brzuchu. Kiedy skończył z kieszeni wyciągnął wymiętą już i starą kartkę, rozłożył ją. Było to ogłoszenie, które zabrał z Neverwinter. Codziennie patrzył na nie mając nadzieję, że data wyruszenia ekspedycji, która wyznaczona na dwudziesty pierwszy Ches zmieni się na korzyść barda. Codziennie jednak spotykał go ten sam zawód. I tylko to nieprzyjemne ciepło w brzuchu doprowadzało go do szału. Siedział bezczynnie czekając na okazje, która mogła się nie przytrafić.
- Hej młodziku. Do ciebie mówię Tash. - Doraj był rosłym mężczyzną w średnim wieku. Twarz tego człowieka była dość pogodna, nawet jak na karczmarza, nawet jak na karczmarza w Luskan można by rzec. Jedynie pozioma blizna znajdująca się nad lewym okiem w połączeniu z wiszącymi do podbródka wąsami dodawały mu coś z wyglądu twardego pirata.
- Coś ci dzisiaj marnie to granie wychodzi. No no, nie obrażaj mi się tu. Słyszałem, że dziesięć minut temu do portu zawitał spóźniony kapitan Laurence na swoim wspaniałym lodołamaczu Fougeux.
Laurence Beaufot i jego lodołamacz rzeczywiście byli spóźnieni. Lodołamacz Fougeux kursował z Luskan do Lodowego Wichru o tej porze roku regularnie. Jego ostatni kurs miał wypłynąć z Luskan ponad dekadzień temu, jednak zabrakło statku. Powiadali, że rozbił się na wielkiej krze. Półelf miał jednak nadzieję, że statek w końcu zawita do portu i ta nadzieja się właśnie spełniła.
- Przestań tak wyszczerzać na mnie te swoje zielone ślipia i ruszaj do portu, wiem, że tylko na to czekałeś.
W jednej chwili nieprzyjemne ciepło w brzuchu Tasha zamieniło się w dziwne zagubienie. Tak wiele czasu spędził jedynie na posiadaniu nadziei, że chyba zapomniał jak ma wykorzystać daną mu teraz przez los szanse.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kwiatek dnia Czw 20:53, 01 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 21:28, 01 Lis 2012 Powrót do góry

Bard skoczył na równe nogi i skokami pokonał schody prowadzące do pokoi. Wpadł do swojego i zgarnąwszy kilka rzeczy (plecak miał już spakowany od kilku dni) wypadł niczym pocisk. W przelocie pożegnał Doraja rzucając się do wyjścia. W progu wpadł na Luizę, młodą służkę, która jak sądził podkochiwała się w nim. Rzucił jej szybkie "Cześć" i biegiem ruszył w stronę portu i doków.
Zimne powietrze, które wdychał do płuc sprawiło, że po kilkudziesięciu metrach poczuł palący ból w klatce piersiowej. Nie zwolnił jednak. Port Luskanu był jednym z większych tu na Północy lecz pojawienie się takiego statku jakim był "Fougeux" z pewnością nie zostało niezauważone. Amatashen skupił się na odnalezieniu kapitana i jego załogi, która z pewnością już zdążyła rozleźć się po dzielnicy portowej. Nie było czasu a Tash czuł się znów zagubiony. Postanowił [link widoczny dla zalogowanych] o kapitana Laurenca i na Tymorę trafił na Karayana członka jego załogi! (pozwoliłem sobie użyć wyobraźni gdyż rzuciłem naturalne 20 na Zbieranie informacji)


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 22:14, 01 Lis 2012 Powrót do góry

- Kapitan Beaufort? tak jestem z jego załogi. - Odpowiedział dość niechlujnie wyglądający mężczyzna otulony słabo oprawioną skórą zimowego wilka.
Zanim ten mógł kontynuować Tash zaczął przyglądać się skórze. Tak, miał pewność, że jest to prawdziwa skóra zimowego wilka. Nie mógł się wręcz doczekać aż na własne oczy spotka jakiegoś, ponoć te zwierzęta były naprawdę piękne, czego nie było widać po odzieniu marynarza. Ponoć były też śmiertelnie niebezpieczne i szalenie sprytne. Zamyślił się wyobrażając sobie ośnieżone góry, których szczyty zatopione głęboko w chmurach skrywały cała masę niezbadanych i nieudokumentowanych wcześniej rzeczy i zjawisk. Nie mógł się doczekać ekspedycji.
- Chyba nie jesteś stąd dziecko skoro nie rozpoznasz Fougeux w porcie co? - Zaśmiał się kasłając przy tym dość głośno. - Widzisz ten maszt? - Z pod wilczej skóry wyłoniła się umięśniona goła ręka, która wskazała na najwyższy maszt, który wystawał nad budynkiem wojskowych kwater portowych w Luskan.
- Nie spuszczaj go z oczu a trafisz na Fougeux. - Bez kolejnych wyjaśnień człowiek odwrócił się i ruszył dalej w głąb miasta. Nie ważne, teraz tylko trzeba było się dostać na statek.
Tash ruszył pospiesznie w kierunku masztu wskazanego mu przez marynarza. Nie było problemem odnalezienie go gdyż był to najwyższy maszt w całym porcie.
Zima w Luskan była naprawdę piękna. Miasto łączyło w sobie coś z wielu kultur północy, którymi Tash inspirował dużą część swoich pieśni. Nawet jak dość duże miasto było ono raczej słabo rozwinięte pod względem kulturowym, przez co wydawało się być bardziej naturalne. Na ulicach nie było wrzeszczących na całe gardła kupców chcących wcisnąć swoje towary komu popadnie. Nie było też strażników miejskich, choć półelf dobrze wiedział, że nawet na miasto składające się w dużej części z piratów wspólnota magów zwana Bractwem Tajemnic utrzymuje tu dość surowe prawo. Bractwo Tajemnic i jego wewnętrzne prawa pozostawały dla Tasha tajemnicą i choć wcześniej próbował, chyba dla zabicia czasu, dowiedzieć się o nich czegokolwiek teraz cieszył się, że niebawem opuści Luskan i ruszy w końcu na jak sam to określał "przygodę swojego życia".
Minąwszy portowe kwatery korsarzy trafił prosto do portu. Bywał tu często, widział już i zapamiętał większość statków stojących w porcie. Duża część z nich była zwykłymi kutrami i barkami, które kursowały od miasta do miasta. Były tu też dwie bliźniacze galery z południa, których delikatne kadłuby nie pozwalały ruszyć się z portu przez wiosną. W końcu w porcie stał też wielki trójmasztowy żaglowiec Fougeux, którego burty od dziobu do połowy długości okrętu pokryte były metalowymi płytami. Fougeux wydawał się pięknym okrętem nawet dla Tasha, który o okrętach wiedział niewiele.
Z pokładu na dość długie Luskańskie molo wyłożona była kładka, po której cały czas w te i we wte chodzili ludzie wypakowując skrzynie z towarami z północy. Tash skierował się na pokład.
- Zwolnij szczurze lądowy. - Zatrzymał go jeden z marynarzy stojący przy kładce na molo. Ten musiał być oficerem na pokładzie Fougeux, gdyż ubrany był w dość dziwaczną zdobioną marynarkę z żabotem, a jego głowę zdobił oficerski bikorn. - Nazywam się Desmond i jestem pierwszym oficerem tego okrętu. Nie możesz tak po prostu wchodzić na pokład, nie wiedziałeś o tym? Co zatem cię tu sprowadza młodziku? - Rzeczywiście marynarskie maniery również pozostawały dla niego tajemnicą.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 22:26, 01 Lis 2012 Powrót do góry

Tash podziwiając statki dotarł do lodołamacza. Głupota, zagapienie czy może przemożna chęć znalezienia się już na morzu w drodze do Doliny Lodowego Wichru sprawiła, że złapał się na tym, iż jedną nogą jest już na kładce prowadzącej na statek. Najgorsze, że złapał go także niejaki Desmond, pierwszy oficer. Bard próbował przypomnieć sobie jak to do siebie wołają żeglarze, ale wyleciało mu to z głowy. Uśmiechnął się tylko niewinnie i wyjąwszy złożony na cztery kawałek papieru rozwinął go i pokazał oficerowi
- Pragnę wziąć udział w tej wyprawie, panie oficerze. Wiem, że są małe szanse aby mnie wzięli, ale jestem bystry i szybko się uczę. Dobrze też znoszę trudy podróży. Przemierzyłem już szmat lądu od Waterdeep aż tu na piechotę. Wiem jednak, że najszybciej do Doliny dostanę się morzem. Jeśli nie na Fougeux to mogę pakować się i wracać. Zabierzcie mnie ze sobą. Zapłacę złotem a i na pokładzie przydam się. Zmyślny ze mnie grajek i bajać potrafię... - argumenty kończyły się powoli bardowi, wiedział jednak, że jeśli postawił sobie za cel wzięcie udziału w tej wyprawie to zrealizuje go choćby miał płynąc wpław za statkiem kapitana Beauforta.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Czw 23:09, 01 Lis 2012 Powrót do góry

- Muzyk powiadasz. - Oficer klepnął półelfa w ramię. - Chłopaki by się ucieszyły. Nie często zabieramy żywy inwentarz na pokład. To znaczy nie często zabieramy ze sobą pasażerów. - Poprawił się człowiek. - Cordell zabierz tego półelfa prosto do kapitana. Powiedz mu, że to ja go przysyłam.
Desmond zwrócił się teraz do człowieka zajmującego się liczeniem towarów znoszonych z pokładu. Ten zasalutował leniwie bez słowa podając oficerowi podkładkę i ołówek, którymi prowadził zapiski. Oficer szybko przejął kontrolę nad obliczeniami odsyłając obu na pokład szybkim ruchem ręki.
- Pozwól dzieciaku, że udzielę ci rady zanim spotkasz się z kapitanem. Laurence Beaufort to jego imię i nazwisko, ale będąc tu na pokładzie zwracaj się do niego per panie kapitanie. Podczas rozmowy zawsze kończ wypowiedź słowami panie kapitanie. Beaufort to dobry człowiek. Jest miły dla załogi, ale tylko wtedy kiedy zachowujemy odpowiednią kulturę. Mówił kiedyś coś o tym, że chce żeby chociaż jego statek był na tej przeklętej jak on to określił północy ostoją kultury, czy coś takiego. - Ruszyli po kładce prosto na pokład. Tash nie widział jeszcze na własne oczy tak wielkiego okrętu. Teraz dopiero kiedy spojrzał do góry zobaczył jak ogromny był główny masz Fougeux, który obserwował kierując się do portu. Olinowanie na wszystkich trzech masztach musiało liczyć się w kilometrach. Kilku ludzi uprzątało pokład, większa część zajęta była rozładunkiem i załadunkiem, reszta pewnie dostała przepustkę do Luskan. W końcu znaleźli się na rufie, gdzie znajdowało się zejście do kwater kapitana.
- No dobra młody, wchodzimy. Tylko pamiętaj o tym co ci mówiłem. - Otworzył drzwi, po czym ruszył na schodami na dół dając znać Tashowi żeby za nim podążał. Na dole schodów czekały ich kolejne drzwi, w które marynarz zapukał. Chwile potem otworzył je i wszedł. Półelf wszedł za nim prosto do kwatery kapitana. Było to dość bogato umeblowane pomieszczenie z którego były kolejne dwa wyjścia do pomieszczeń znajdujących się na burtach statku. Rufa, która zarazem była jedną ze ścian tego pomieszczenia była oszklona prawie całkowicie. Masa okien teraz oszronionych musiała dawać piękny widok na ocean podczas dalekich podróży. Na środku pomieszczenia stał dość duży stół na którym leżało wiele map i innych zwojów, o których Tash nie miał pojęcia. Odwrócony w stronę oszklonej ściany na wygodnym fotelu siedział kapitan Beaufort.
- Przepraszam, że pana nękam panie kapitanie, jednak pan Desmond prosił mnie abym przyprowadził do pana tego młodzika. Owy młodzik jest ponoć minstrelem, chce zabrać się z nami na północ.
Kapitan wstał i odwrócił się w stronę elfa. Miał na sobie podobną marynarkę co Desmond, jednak cała jego postać prezentowała się dość niecodziennie. Na doskonale ogoloną długą twarz kapitana była nałożona warstwa pudru, na policzkach znajdował się róż. Długie czarne włosy błyszczące i doskonale zaczesane do tyłu z całą pewnością były peruką.
- Dziękuję Cordell, ale wydaje mi się, że lepiej będzie jeśli nasz gość sam będzie odpowiadał w swoim imieniu, to będzie bardziej pasjonująca rozmowa. Co zatem cię do mnie sprowadza panie...? - Kapitan zamachał wokół głową jakby w oczekiwaniu aż półelf przedstawi mu swoje imię.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 11:33, 02 Lis 2012 Powrót do góry

Ametashen podziwiał piękno statku przysłuchując się z uwagą mowie pierwszego oficera. Już sam fakt, że może spotkać się z kapitanem uważał za spory sukces. Gdy jednak zawitał do kapitańskiej kajuty dopiero uderzył go ogrom przepychu. Czytał wiele o statkach, galerach a nawet ogromnych pływających fortecach. Kapitanowie tam byli odważni, śmiali, zuchwali lub po prostu aroganccy. Ten tutaj wydawał się jakimś przebierańcem, choć półelf nie dał po sobie poznać, że go to zraziło. Cóż, aktorzy w tetrach też się przebierają...
- Panie kapitanie - trema chyba powoli zjadała Tasha - Zwą mnie Ametashen Sorao. Mój ojciec był elfem i podróżnikiem. Matka zielarką. Ja sam pragnę pójść w ślady ojca. Pragnę dotrzeć na daleką Północ aby wziąć udział w wielkiej wyprawie na Grzbiet Świata. Czy pomoże mi pan w tym panie kapitanie? - Tash zapamiętał jak ma się zwracać do Beauforta i choć mu się to wcale nie podobało nie miał innego wyjścia...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 14:48, 02 Lis 2012 Powrót do góry

Laurence podszedł bliżej elfa. Ręce miał założone na plecy a na jego twarzy malował się tajemniczy uśmiech.
- Podróżnikiem powiada pan panie Ametash. - Stwierdził bardziej sam do siebie. - Na tym statku wszyscy nimi jesteśmy.
Kapitan okrążył elfa przyglądając mu się, po czym wolnym krokiem ruszył w kierunku jednej ze ścian przy której stało kilka solidnie wykonanych krzeseł wykończonych różnymi ozdobami. Purpurowe obicia świadczyły o statusie kapitana. Wziął jedno z nich i postawił je za elfem.
- Jeszcze raz dziękuje Cordell, możesz wracać do swoich obowiązków.
- Tak jest panie kapitanie. - Człowiek odwrócił się na pięcie, po czym ruszył schodami na pokład cicho zamykając za sobą drzwi.
Kapitan tymczasem ruszył po drugie krzesło, które ustawił po drugiej stronie stołu, po czym wskazał dłonią krzesło stojące za elfem. Kiedy Tash wygodnie się na nim usadowił kapitan również usiadł.
- Niech mi pan opowie o sobie coś więcej, niech mnie pan zaciekawi. Ponoć jest pan minstrelem, jeśli to prawda na pewno posiada pan dar opowiadania. - Twarzy kapitana nie opuszczał dalej jego tajemniczy uśmiech. Założył nogę na nogę jednocześnie plotąc dłonie na kolanie w oczekiwaniu na ciekawą opowieść.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 19:29, 02 Lis 2012 Powrót do góry

Tash uśmiechnął się na myśl, że wreszcie może się wykazać. Rzadko występował przed tak skromną publiką ale pomyślał, że to może być niezła praktyka.
- Jak mówiłem zwą mnie Ametashen, nie Ametash jak pan zauważył, choć blisko. Przyjaciele mówią do mnie Tash. - wzruszył ramionami jakby w ten sposób chciał powiedzieć, że ma mało przyjaciół - Wychowała mnie w większości zgodna i kochajaca rodzina. Jednak jak wiadomo elfy żyją niepomiernie dłużej od ludzi. Kwiat mojej matki przekwitł a mój ojciec Avoces zakochał się w jej urodzie, nie w charakterze. Jako syn mogę tylko być pełen pogardy dla tego zachowania, jednak jako mężczyzna całkowicie rozumiem ojca. Cóż, może to kolejny dowód dla rasistów aby gatunki elfów i ludzi się nie krzyżowały. Mnie ten problem dotyka więc chyba nie powinienem się wypowiadać. - Tash przerwał na chwilę aby wyjąć swoją mandolinę i nastroił ją - Jeśli mam pana, kapitanie zaciekawić niech posłucha pan tej pieśni o wyspiarzu... - Tash trącił struny aby usłyszeć ich brzmienie i zaczął...

<center>An old man by a seashore
At the end of day
Gazes the horizon
With seawinds in his face
Tempest-tossed island
Seasons all the same
Anchorage unpainted
And a ship without a name

Sea without a shore for the banished one unheard
He lightens the beacon, light at the end of world
Showing the way lighting hope in their hearts
The ones on their travels homeward from afar

This is for long-forgotten
Light at the end of the world
Horizon crying
The tears he left behind long ago

The albatross is flying
Making him daydream
The time before he became
One of the world's unseen
Princess in the tower
Children in the fields
Life gave him it all:
An island of the universe

Now his love's a memory
A ghost in the fog
He sets the sails one last time
Saying farewell to the world
Anchor to the water
Seabed far below
Grass still in his feet
And a smile beneath his brow

This is for long-forgotten
Light at the end of the world
Horizon crying
The tears he left behind long ago

This is for long-forgotten
Light at the end of the world
Horizon crying
The tears he left behind so long ago
</center>

Pół elf skończył smętną pieśń mając nadzieję, że kapitanowi spodoba się jego wykonanie. Nie omieszkał on ubiec się do swoich [link widoczny dla zalogowanych] aby zdobyć przychylność kapitana. (Oczywiście muzyka barda i fascynacja, marny rzut ale zawsze...)


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 19:34, 02 Lis 2012, w całości zmieniany 3 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 21:23, 02 Lis 2012 Powrót do góry

- To bardzo ładna pieśń, choć nieco zbyt smutna jak dla mnie. - Kapitan wyraźnie wzruszony słowami piosenki wstał i odwrócił się do okien, które jeszcze chwilę temu całe były oszronione, teraz powoli spływały wodą. Widać na morzu panowała całkiem inna temperatura niż tu w porcie.
Beaufort przetarł twarz rękawem, po czym nie odwracając się do muzyka kontynuował.
- Dobrze zatem, zabiorę pana panie Ametashen. Nie widzę powodu dla którego miałbym niszczyć czyjeś marzenia. Niech jednak nie zwiedzie pana to co opowiadają o północy. To naprawdę dzikie i nieprzyjazne tereny. Sam nigdy nie zapuszczałem się tam dalej niż było trzeba, ale to pana sprawa co zrobi pan ze swoim życiem. A teraz proszę mi wybaczyć, mam wiele spraw na głowie, wyruszamy jutro przed południem. - Dalej stał nieruchomo wpatrując się w niewyraźne widoki za oknami okrętu czekając aż półelf opuści jego kajutę.
Ametash już odruchowo ukłonił się kapitanowi, po czym ruszył do drzwi.
- Aha, i jeszcze jedno. Przepraszam, że przekręciłem pana imię. Nie chce żeby uznał pan to za celową obrazę. Nie znam wielu elfich imion, przykro mi.
Laurence był dość przekonujący choć ukrywał teraz swoją twarz przy oknie. Czyżby pieśń wzruszyła go do łez? Tash nie chciał nawet próbować zawstydzać kapitana, jeszcze raz ukłonił się, po czym wyszedł na pokład. Tuż przed zejściem do kajut kapitana stał teraz Desmond, wyraźnie czekając na elfa.
- No i jak, płyniesz z nami? - Tash kiwnął głową z uśmiechem, który cisnął mu się na usta wiedząc, że wszystko zaczyna układać się zgodnie z planem. - Spodziewałem się tego młodzieńcze. Tak po prawdzie to ciesze się, że płynie z nami bard. Całą zimę kursujemy od portu do portu bez odpoczynku. Sam rozumiesz taki można by powiedzieć sezon na lodołamacze. Ciekawie będzie spędzić te kilka dni na słuchaniu opowieści ze świata. - Desmnond ruszył w kierunku kładki na molo, półelf ruszył za nim. - Tutaj też nie zagrzejemy zbyt długo. Zobacz jak chłopaki się uwijają. - Zaśmiał się wskazując na kilku marynarzy w dalszym ciągu wyładowujących skrzynie. - To ostatnia wachta. Jak to skończą będę mieli czas wolny aż do jutra kiedy po raz kolejny Fougeux wyruszy do Lodowego Wichru. - Zszedł z kładki pierwszy, tuż za nim zszedł Tash. Znajdowali się teraz na molo. - Radzę ci przybyć trochę wcześniej. Przed wypłynięciem wachtę będzie pełnił porucznik Leandro, poinformuje go o twoim przybyciu. No, to do zobaczenia jutro chłopcze. A i jeszcze jedno. Te statki pływają na północ żeby dostarczać bardziej cywilizowane towary w tamte rejony. Radziłbym ci się tu dobrze zaopatrzyć, tam może być z tym ciężko.
Desmond ruszył z powrotem na pokład zostawiając Tasha na molo samego.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 13:28, 03 Lis 2012 Powrót do góry

Tash pożegnał w ciszy kapitana. Z pokładu zszedł w towarzystwie pierwszego oficera. Słuchał go jak wszystkich z uwagą. Był bardzo przejęty.
- Leandro, zapamiętam - rzekł i pożegnał się z Desmondem.
Gdy został znów sam musiał przyznać, że nie jest bardzo przygotowany do wyprawy na Północ. Sądził, że tam w Dolinie Lodowego Wichru będzie mógł taniej zaopatrzyć się w ekwipunek potrzebny w tamtych warunkach, jednak mylił się. Poszedł więc za radą Desmonda i spieniężył klejnoty, które matka otrzymała za sprzedaż sklepu zielarskiego. Z tą gotówką udał się do sklepu gdzie sprzedawano rzeczy dla traperów polujących w dzikich ostępach. Zakupił buty śnieżne i zimowe ubranie. Zresztą sam się sobie dziwił, że jeszcze takiego nie ma. Fakt, przeważnie przesiadywał w ciepłej karczmie a do Luskanu przybył jesienią. Do tego dokupił kotwiczkę. Jego wzrok padł na przydymione okulary. Sprzedawca zapytany rzekł, że to jedyna para i że są to okulary jakich używają czasem ludzi, którzy przez dłuższy okres będą przebywać w śnieżnych krainach. Amatashen nie namyślał się długo. Zaintrygował go również magnez. Podobno przyciągał metalowe elementy. Bard od razu sprawdził jego działanie na sprzączce swojego paska. Rzeczywiście!
Następnym celem półelfa był niewielki kram starego kapłana Kalixa. Sprzedawał on eliksiry różnych maści. Bard nabył kilka eliksirów leczenia. Północ zasługiwała na swoją reputację.
Ostatnim miejscem jakie odwiedził był sklep z szyldem "Wszelkiej maści instrumenty, Ingusa Fadberga, zał. 1320 K.D." Amatashen przechodził obok tego sklepu wiele razy ciągle próbując kupić porządną mandolinę. Ta na wystawie była piękna, mahoniowa ze srebrnymi strunami i takimi wykończeniami. Gdy wyszedł z nowym nabytkiem uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Image

Gdy zakończył ekwipowanie się postanowił po raz ostatni dać występ w Chałupie Muzyka. Wszedł uśmiechnięty i podniecony wyprawą. Opowiedział Dorajowi o swoim spotkaniu z kapitanem, nie pomijając wychwalania przepychu i majestatu samego lodołamacza. Gadał jak podrostek, który pierwszy raz całował się z dziewczyną. Zamówił sutą kolację, gdyż miał niejasne przeczucie, że na Północy takie przysmaki jak pomidory czy winogrona mogą być bardzo rzadkie. Najadłszy się nastroił nowy instrument. Postanowił pożegnać się ze wszystkimi wesołymi pieśniami. Wolał aby zapamiętano go dobrze a nie jako jakiegoś ponuraka.

Do ekwipunku dopisuję:
- Buty śnieżne 15sz
- Zimowe ubranie 8sz
- Okulary śnieżne 2sz
- Mały magnez 10sz
- Mistrzowsko wykonana mandolina 100sz
- 3 eliksiry leczenia lekkich ran (1k8+1) 150sz
Razem wydałem 285 sz


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 13:28, 03 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 15:24, 03 Lis 2012 Powrót do góry

Doraj śmiał się kiedy Tash opowiadał mu o żaglowcu, prawdopodobnie widział go nie raz stojącego latem w porcie. Z tego co mówił Desmond Fougeux kursował intensywnie tylko zimą, widać przez resztę roku inne statki bez problemu mogły dostać się do Lodowego Wichru.
- Dobrze, że ci się udało Tash, oby dalej ci się tak powodziło. Mam nadzieję, że kiedy już wrócisz bohatersko z tej ekspedycji odwiedzisz starego kumpla, co?
Pożegnalna pieśń barda wyszła mu nader zaskakująco dobrze. Wspaniały humor przekładał się na jego zdolności, z resztą teraz jego myśli zaprzątało jedynie myślenie o Grzbiecie Świata, którego tak blisko teraz był. Do nocy biesiadował szczęśliwy z karczemnymi gośćmi. Doraj cieszył się bo jeszcze nigdy nie było u niego tak przyjacielskiej atmosfery jak dzisiejszego wieczora. W końcu zmęczony bard poszedł do siebie.
Długo zajęło mu zaśnięcie. Niekończące się myśli o niezbadanych krainach kłębiły mu się w głowie, jednak w końcu jego umysł dał za wygraną, Tash zasnął.

26 Alturiak 1372 RD Luskan, Gospoda "Chałupa Muzyka"

Półelf zgramolił się szybko z łóżka. Czuł, że nie jest do końca wyspany, jednak niecierpliwość nie dawała mu spać dalej. Wyjrzał przez okno. Było jeszcze wcześnie rano. Ostatnio życie Tasha mijało na tyle leniwie, że nie często widywał wschody słońca. Obmył się, ubrał, po czym zszedł na dół.
Doraj jeszcze spał, widać wczorajsza biesiada przeciągnęła się trochę dłużej. W karczmie była teraz tylko Luiza, która przecierała stoły z pozostałości po wczorajszym.
-A więc wyruszasz? - Zaczęła smutno. - Będzie mi siebie brakował, wiesz? Pewnie chciałbyś coś zjeść zanim odpłyniesz, poczekaj zaraz ci coś przygotuje. - Odeszła do kuchni wskazując bardowi jeden ze stolików, który zdążyła już wyczyścić. Po chwili zjawiła się z posiłkiem.
- Wróć kiedyś do nas, Doraj się ucieszy... i... ja też... ja też się... - Nie skończyła. Odeszła z powrotem za kontuar, gdzie zajęła się czyszczeniem kufli. Tash nie miał co do niej żadnych planów, jednak wiedział, że nie może tak tego zostawić. Podszedł do niej i bez słowa objął ją delikatnie. Stali tak przez chwilę a bard czuł jak jej ciepłe łzy spływają mu po plecach.
- Żegnaj. - Rzekła krótko. - Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy.
Tash poprosił ją jeszcze żeby pozdrowiła Doraja i resztę znajomych po czym zjadł posiłek przygotowany przez nią wcześniej. Zanim wyruszył dokładnie przejrzał swój ekwipunek po raz ostatni. Niczego nie brakowało, w końcu prawie wszystko było już od dawna gotowe.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 9:35, 04 Lis 2012 Powrót do góry

Bard westchnął ciężko opuszczając bezpieczne mury gospody. Trochę było mu żal Luizy. Była naprawdę dobrą i ładną dziewczyną lecz teraz serce Ametashena było całkowicie oddane przygodom. Poprawił plecak i ruszył przed siebie. Gdy dotarł do portu i spojrzał na majestat lodołamacza znów poczuł się jakby oglądał go po raz pierwszy.
Odszukał wzrokiem oficera, który miał mieć wachtę, niejakiego Leandro.
- Moje imię Amatashen Sorao. Pan kapitan Laurence Beaufort zgodził się abym płynął z wami do Doliny. Pierwszy oficer Desmond miał pana o wszystkim poinformować. - Tash nie krył entuzjazmu a na jego twarzy malował się dziecięcy uśmiech.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Nie 9:36, 04 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 19:58, 04 Lis 2012 Powrót do góry

Już z molo słychać było krzyki Leandra wydającego polecenia podwładnym. Na statku działo się teraz bardzo wiele. Kilku marynarzy na drabinkach sprawdzało stan olinowania, kilku na masztach poprawiało węzły żagli, inni krzątali się po pokładzie w celu niewiadomym dla Ametashena. Na mostku, przy sterze stali też kapitan Laurence i Desmond. Wesoło rozmawiając zdawali się nie zwracać uwagi na zamieszanie dziejące się wokół. Tash podszedł do kładki na pokład, przy której na górze stał, jak się domyślał Leandro. Poznać go można było po charakterystycznym bikornie jaki nosili tutaj wszyscy oficerowie.
Zanim Tash zdążył powiedzieć cokolwiek Leandro spojrzał na niego, zmrużył oczy jakby chcąc się upewnić, że Tash jest półelfem o którym mówił mu Desmond, po czym otwartą dłonią wziął zamach w kierunku statku zapraszając go na pokład. Leandro był mężczyzną średniego wzrostu i budowy. Jego twarz zdobiły długie kreowane na wschodnią modę wąsy.
-O tak, witaj Ametashenie. Desmond kazał mi cię gdzieś zakwaterować na te kilka dni podróży. Niestety nie miałem zbyt wiele czasu na przygotowanie, chodź ze mną. Tylko szybko bo nie mam teraz zbyt wiele czasu. - Skierował się w stronę dziobu wciąż wydając polecenia.
Na miejscu znajdowała się niewielka klapa, którą otworzył ciągnąc za krótki łańcuch przymocowany do niej. Zszedł jako pierwszy, tuż za nim poszedł nasz bohater. Znaleźli się teraz w luku dziobowym. Było to niewielkie pomieszczenie podzielonej na pół kratą. W części w której teraz się znajdowali był stało kilka beczek z napisem "WINO" i jakieś małe skrzynie. Przy jednej ze ścian przy stoliku na którym stała lampa oliwna samotnie siedział człowiek układający na stole karty. Po drugiej stronie kraty znajdowała się cała masa większych beczek. Na eleganckie stosy było też ułożonych dość spora ilość kul armatnich. Na górnym pokładzie nie było żadnego uzbrojenia, jednak Tash widział wcześniej w burtach kilka zamkniętych otworów na działa.
- Zachary, to jest pan Ametashen, zajmij się nim przez chwilę. - Zwrócił się do człowieka siedzącego przy stole, po czym puszczając oczko do półelfa ruszył z powrotem na górny pokład zamykając za sobą klapę.
Zachary nie był kolejnym marynarzem jakich Tash widział na pokładzie. Ten raczej wyglądał na wojownika. Doświadczonego jak sądził bo człowiek ten był już dość stary a jego zniszczona przez wiatr i słoną wodę twarz wskazywała na to, że ów człowiek wiele w życiu przeszedł. Był ubrany w ćwiekowaną zbroję skórzaną, na której powierzchni gołym okiem można było dostrzec magiczne znaki lekko mieniące się na różne kolory. Przy boku miał też solidny bogato zdobiony kordelas.
Wojownik odwrócił od stołu w stronę nowego kompana, wyciągnął drewnianą fajkę, po czym zaczął ładować ją jakimś suszonym zielem.
- Czołem elfie. Nazywam się Zachary i pilnuje tego składu prochu. - Wstał od stołu, zbliżył się do półelfa, po czym silnie klepnął go w plecy. - Desmond zabiłby mnie gdybym próbował choćby tu zapalić, a nie mogę zostawić tego posterunku bez nadzoru. Pozwól, że na chwilę wyjdę na pokład żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. Nic nie musisz robić, wystarczy, że przypilnujesz, żeby ogień nie dostał się do beczek za kratą a marynarze do beczek przy drabince. - Wskazał z uśmiechem na te z napisem "WINO". Nie czekał na odpowiedź Tasha, ruszył na górę.
Półelf jeszcze raz rozejrzał się po pomieszczeniu. W luku nie było żadnego okna, gdyby nie lampa stojąca na stole pewnie panowałby tu całkowity mrok. Na stole stała też szklana zielona butelka i kufel do połowy napełniony bordowym trunkiem. Po drugiej stronie stromych schodów przypominających trochę drabinę stało łóżko starannie zaścielone. W jego nogach stał solidny kufer okuty metalem. Zachary musiał tu spędzać większość swojego czasu. Na oparciu krzesła przy którym siedział człowiek zawieszona była torba z której wystawała tuba na zwoje, widać strażnik prochu musiał być bardzo doświadczonym wojownikiem, może warto było by wypytać go o północ, albo posłuchać o jego przygodach?
Nim Tash zdążył zorientować się w kartach rozłożonych na stole klapa ponownie otwarła się ukazując dolną część Zacharego schodzącego tyłem z powrotem do swojej kajuty. Człowiek uśmiechnął się kątem ust do elfa, po czym siadł na swoim miejscu zbierając karty ze stołu.
- Mamy jeszcze trochę czasu, Desmond mówi, że Fougeux wypłynie z portu w przeciągu godziny. Siadaj, może zagramy w karty? Rzadko tu miewam gości. - Tash rozejrzał się, jednak nie znalazł w luku drugiego krzesła. - Użyj beczki synu. - Zasiadł przy stole, a człowiek odwrócił się do kufra wyciągając z niego drugi kufel. Nalał do niego wina, po czym podsunął je w stronę Ametashena. - To co, zagramy? Powiedzmy o dwie złote monety.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kwiatek dnia Nie 23:08, 04 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 23:03, 04 Lis 2012 Powrót do góry

Tash uśmiechnął się wesoło gdy z ust starego wilka morskiego padła propozycja hazardu. Choć nie umiał grać zbyt dobrze w karty, to widział w tym swoją szansę na poznanie ciekawej historii Zacharego. Bard byłby w siódmym niebie gdyby marynarz podchmielony winem i zaabsorbowany grą uraczył go kilkoma opowieściami z morza. Jednak najbardziej ciekawiła go teraz Północ. Gdy wojownik rozdał karty a złoto znalazło się na stole bard podsunął temat
- Wiele się mówi o Północy, ale nigdy nie spotkałem nikogo kto faktycznie tam był i przeżył to wszystko co opowiadał. Z reguły o Północy opowiadano z drugiej ręki. Ty tam byłeś, z pewnością nie raz. Pewno też wiesz na co baczyć a co zbagatelizować. - pokręcił głową z szacunkiem - Nie, nie zbagatelizować, nie można nic w tak niebezpiecznym miejscu, jednak po czasie wiele rzeczy staje się rutyną prawda? - Amatashen skrzywił się gdy spojrzał na swoje karty. Wiedział, że przegra, ale czy to nie było warte opowieści?!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 23:34, 04 Lis 2012 Powrót do góry

Zachary wyraźnie zaangażował się w grę. Zaangażował się w nią o wiele bardziej niż w pytanie Tasha. Półelf postanowił początkowo nie nalegać na odpowiedź ze strony człowieka, po prostu grał. Tak jak się jednak spodziewał los nie był tym razem po jego stronie. Zachary zaśmiał się wesoło. Widać, że cieszył się z towarzystwa elfa. Jedną ręką zgarnął ze stołu karty, drugą przysunął cztery złote monety obok swojego kufla.
- Nie miałeś szczęścia młodziku, ale nie martw się, dam ci się odegrać. - Zanim Tash zdążył cokolwiek powiedzieć człowiek położył dwie monety po środku stołu, po czym rozdał karty.
- Bywałem i na północy. - Zaczął przeglądając rozdane przez siebie karty. Pociągnął łyk wina, po czym dolał do obu kufli. - Nie często, ale bywałem. Zwłaszcza teraz, kiedy moje kości nie są już takie młode jak dawniej, takie młode jak twoje. Wiele w życiu przeżyłem przygód. Dawniej miałem wielu kompanów. Część z nich umarła, część z nich odeszła w swoje strony. Niektórzy zostali władcami a niektórzy z twojej krwi zapewne dalej bawią się w przygody. - Zaśmiał się. - No, ale zagrajmy dalej.
Zachary był bardzo pewny siebie, jednak nie nalegał na podbijanie stawki. Tash był już pewny swojej przegranej. I tym razem instynkt go nie zawiódł. Zachary zaśmiał się jeszcze raz zgarniając monety ze stołu.
- A ja jestem już za stary na przygody. Plecy mnie bolą, ledwo wspinam się po tej cholernej drabinie. Jaki los czeka poszukiwaczy przygód, którym nie uda się osiągnąć w życiu nic więcej niż zabicie kilku legendarnych potworów dla niewdzięcznej gawiedzi, która nie będzie potem chciała nawet tego pamiętać? Nie wiem czego szukasz na północy, ale lepiej dobrze się zastanów co chcesz w życiu osiągnąć, inaczej skończysz tak jak ja, zapomniany przez wszystkich, osamotniony... - Zachary chyba nader otworzył się po winie.
Na chwile zapadła niezręczna cisza. Starzec wziął karty po raz kolejny, zaczął je tasować. Odłożył je na bok stołu, po czym jeszcze dolał sobie wina. Półelf nie zdążył wypić swojego, jednak teraz napił się z człowiekiem.
- Za przygodę! - Jego głos był teraz dumny i odważny. - Coś ci powiem chłopcze. Lubie sobie czasem pograć o wyższe stawki. Co powiesz na ciekawy zakład w ciemno? Dopiero jeśli postawisz wszystkie swoje oszczędności powiem ci o co będziesz grał. Co ty na to, gramy?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 0:03, 05 Lis 2012 Powrót do góry

Tasz nie zmartwił się zbytnio z przegranej czterech sztuk złota. Miał ich jeszcze trochę, ale propozycja Zacharego była chyba dla frajerów. A on do takich nie należał. Był młody i wiedział, że starsi często lubią robić takie "żarty" nowym. Nasłuchał się tego od jednego barda w tawernie w Luskanie. Jednak wypite wino i otwartość człowieka sprawiły, że Tash zawahał się z odpowiedzią. Nie był świadom ile może zyskać, ale to go nie obchodziło. Wolał nie tracić całych oszczędności. Jednak wykalkulował, że może uda mu się sprzedać eliksir, może dwa, tam na Północy. A na pewno znajdzie pracę. Zgodził się więc wysypując zawartość sakwy na stół.
- Za przygodę! - rzekł wesoło i sam polał wino do pucharów. - O co więc gramy?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pon 0:03, 05 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 0:24, 05 Lis 2012 Powrót do góry

Człowiek był wyraźnie zadowolony z decyzji Tasha. Opróżnił kufel jednym haustem, po czym wstał od stołu.
- Pomóż mi młodziku, jestem już na to za stary. - Wskazał na klamry jego pancerzu mocno zaciśnięte na bokach. - Zagramy o mój pancerz.
Po półelfie spłynął zimny pot, krew odeszła z kończyn. To była adrenalina, która zaczynała działać już na myśl, że za chwilę może być właścicielem pierwszego w swoim życiu magicznego przedmiotu. Na dodatek był to pancerz byłego poszukiwacza przygód Zacharego, o którym co prawda nie słyszał nawet w żadnej z opowieści, czy pieśni, jakby na potwierdzenie smętnych słów wojownika na temat swojego osamotnienia.
Po chwili zmagania się z klamrami udało im się ściągnąć pancerz, który Zachary zawiesił na swoim krześle. Rozdał karty.
- A co mi tam. Może i tym razem Tymora uśmiechnie się do mnie.
Tash podniósł swoje karty. Jak się okazało po chwili Zachary jak zwykle miał racje, jego karty były naprawdę słabe. Przez myśl przeszła półelfowi myśl, że starzec oszukuje, jednak wydawało mu się, że z łatwością dostrzegłby jakiekolwiek szemrane rozdawanie, czy wyciąganie kart z rękawa. Cóż, może rzeczywiście te eliksiry nie będą mu aż tak potrzebne.
- No dobra, zobaczmy co tam masz chłopcze.
Półelf lekko rozzłoszczony wyłożył karty na stół. W tym samym momencie na stół położył swoje karty Zachary. To niesamowite i pewnie się tego nikt nie spodziewał jak tego, że James Bond pokona zło, ale karty Tasha miały większą wartość od kart Zacharego, który po szybkiej kalkulacji zaczął bez przekonania.
- Szlag by to trafił... Byłem pewien, że wygram. Tym razem to do ciebie szczęście się uśmiechnęło mały elfie. - Puścił oczko do Ametashena podając mu jego nagrodę.
Zanim Sorao zdążył zorientować się w dynamicznej nagle sytuacji klapa wejściowa otworzyła się. Przez otwór w suficie wystawała teraz wąsata głowa Leandro.
- Chodźmy, teraz mam dla ciebie trochę czasu.
Tash był w szoku. Nie docierało do niego teraz zbyt wiele. Złapał swój pancerz pod pachę, po czym skierował się w stronę schodów.
- Czekaj. Zdradź mi chociaż swoje imię. Ja ciebie zapamiętam tak jak sam chciałbym zostać zapamiętany.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 0:35, 05 Lis 2012 Powrót do góry

- Amateshen Sorao. A ty nie zostaniesz zapomniany. Opowiesz mi swe przygody a ja rozsławię je na cały Toril. - rzekł półelf stojąc w pół drogi na górę w ręku ściskajac monety, któee wysypał wcześniej zakładając się. Wyszedł na pokład za Leandro nadal nie wierząc temu co się przed chwilą stało. Potem rozpamiętując całe wydarzenie sądził, że starzec dał mu wygrać.
Wyszedł na zewnątrz zapomniawszy zapytać co potrafi czynić ta zbroja. Uznał, że będzie miał ku temu okazje.
- Do czego wiec jestem potrzebny? - zapytał półprzytomnie z racji tego, że wypił trochę wina a także, że właśnie wygrał zbroję...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pon 1:07, 05 Lis 2012 Powrót do góry

Leandro szedł wzdłuż okrętu. Jak się okazało Fougeux wypłynął już z portu. Na sterburcie widać było ląd w odległości kilku kilometrów, po Luskan nie było już śladu. Widać Tash przesiedział u Zacharego dłużej niż się spodziewał.
Teraz na statku panowało więcej ładu. Chaotycznie biegający wcześniej po pokładzie marynarze teraz zgranie pracowali wykonując różne czynności. Kilku chodziło po drabinkach linowych dalej sprawdzając olinowanie i żagle. W prawie kompletnej ciszy okręt płynął prosto do przeznaczenia Ametashena, ku przygodzie, za którą jeszcze przed chwilą półelf pił z Zacharym.
Morze było dość spokojne. Wiatr też nie był odczuwalny z wysokości pokładu, dla tego dolne żagle nie były postawione. Odgłosy naciągających się lin i dziobu rozdzierającego wody na dwie części połączone z winem, które wypił Tash działały niesamowicie kojąco.
- Potrzebny? Nie chce żebyś się poczuł niepotrzebny, ale kapitan poprosił cię na statek jako pasażera. Jak już wcześniej wspominałem miałem ci znaleźć zakwaterowanie. Szczęśliwie dla nas wszystkich kończy się już ta przeklęta zima i nie wieziemy zbyt wielu towarów, dla tego postanowiłem wyznaczyć część luku ładunkowego na twoją kajutę. Nie będzie to pierwsza klasa, ale pamiętaj, że Fougeux nie jest okrętem pasażerskim. - Człowiek posła półelfowi szczery uśmiech wskazując klapę w pokładzie umiejscowioną zaraz obok dość dużej metalowej kraty przez którą rankiem ładowano towary.
Tash zszedł pierwszy. W pomieszczeniu panował półmrok, jednak to nie przeszkadzało Tashowi dostrzec wielu skrzyń uwiązanych ciasno do ścian tak żeby nie walały się po pokładzie. Gdzieś w koncie od jednej ściany do drugiej wisiał hamak, który zapewne miał być łóżkiem elfa. Obok niego stał też niewielki kuferek i drewniane wiadro.
- Nic lepszego nie mamy. Zorganizuje ci jeszcze jakąś lampę żebyś nie siedział tu po ciemku. Tymczasem rozgość się. Możesz chodzić po pokładzie, ale wolałbym żebyś nie przeszkadzał marynarzom w ich obowiązkach na służbie. W ciągu dnia wydawany jest jeden posiłek w godzinach wieczornych, jak będziesz chciał zjeść coś więcej to zapraszam do kambuza. Czuj się gościem.
Leandro ukłonił się lekko, po czym wyszedł na górny pokład zostawiając Tasha z jego pytaniami samego. Sorao jednak nie widział na razie potrzeby nękania nimi oficerów. Wiedział, że jeszcze przez jakiś czas będą mieli głowy zajęte sprawami organizacyjnymi podróży.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Pią 13:30, 09 Lis 2012 Powrót do góry

Tash uznał, że to miłe ze strony kapitana, że tak troszczy się o niego. Choć czy to była troska, czy też kierował się zdolnościami barda, które przecież tak zachwalał?
Półelf rozejrzał się po "kajucie" i rozłożył swoje tobołki. Nie było tego wiele. Powiesił swoją lampę na haku i rzekł do Leandro
- Lampa nie będzie konieczna, ale zapas oliwy się przyda.
Gdy oficer opuścił go elf mógł wreszcie przyjrzeć się swojemu nowemu nabytkowi - magicznej zbroi wygranej od starego marynarza. Przymierzył ją aby sprawdzić jak leży i poczuć się w niej jak poszukiwacz przygód!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Sob 1:16, 10 Lis 2012 Powrót do góry

Zbroja pasowała na półelfa jak ulał. Nie była może zbyt gustowna na bogate przyjęcia choć była dość wygodna, ale na pewno spełniała swoje funkcje, o czym Tash chciał i jednocześnie nie chciał się przekonywać. Wiedział, że jest ona magiczna, choć nie wiedział na razie jak ją aktywować. Musiał jeszcze na pewno odwiedzić Zacharego i wypytać go choćby o sam pancerz.
Może pół godziny później pod pokład zszedł marynarz, który pomagał Desmondowi z rozładunkiem.
- Hej młody, pamiętasz mnie? Pan Leandro prosił mnie żebym zniósł ci oliwę. - Cordell rozejrzał się po pomieszczeniu. - I jak, podoba ci się? Sam wyznaczyłem ci to miejsce. Wiem, że pewnie wolał byś mieszkać z marynarzami, ale kapitan kazał traktować cię jak gościa, nie miałem wyboru. - Położył gliniany dzban z oliwą na jednej ze skrzyń obok hamaku. - Tak, czy owak jeśli chcesz możesz wziąć swoją mandolinę i nas czasem odwiedzić, chłopaki się ucieszą. - Żartobliwie zasalutował elfowi puszczając mu oczko, po czym ruszył w stronę drabiny. - Aha i jeszcze jedno. Kapitan prosi cię dzisiaj na kolację z oficerami, przyjdę po ciebie kiedy będzie trzeba. Tymczasem trzymaj się kolego. - Odszedł.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 10:09, 11 Lis 2012 Powrót do góry

- Jasna sprawa! - rzekł bard uradowany. Przebrał się tylko a zbroję ułożył ładnie w kącie swej "kajuty". Wyszedł raźno na pokład w dłoni trzymając mandolinę. Miał okazję poznać już nowy instrument a żegluga natchnęła go do opowieści o sędziwym marynarzu. Zagrał pierwsze akordy a potem muzyka poniosła go już sama. Z uśmiechem w oczach patrzył jak wkoło gromadzi się spory tłumek marynarzy, którzy przyszli wysłuchać barda.

- Rymy starego marynarza! - krzyknął Amatashen i rozpoczął śpiewać

<center>Jednego zatrzymuje z trzech
Sędziwy dziad-marynarz
"Na brodę twą i oka błysk
I po cóż mnie tak trzymasz?

Rozwarte oblubieńca drzwi
A ja mu krewny bliski
Wesoły gość i jadła dość
Wesoły zgiełk i piski"

Wstrzymuje go koścista dłoń
"Był statek", dziad powiada
"Siwoszu puść mnie, z ręką precz!"
Natychmiast dłoń opada

Wstrzymuje go błyszczący wzrok
I Gość Weselny stoi
I słucha jak trzyletni smyk:
Postawił dziad na swoim.

Weselny Gość jak kamień siadł
Trza słuchać, choćby nie chciał
Marynarz, z błyskiem w oku, dziad
Zajmuje go powieścią.

"Przez tłum żegnani już z przystani
Suniemy raźno, gwarnie
Nad nami kościół, zbocza wzgórz
I morskiej szczyt latarni.

Po lewej ręce słońca wschód
Co z morza wzwyż wybiegło!
Przez cały czas zlewało blask
i z prawej w morze legło.

I wyżej, wyżej dzień po dniu
Aż nad sam maszt w południe
Tu Gość się w piersi mocno bił
Bo głośno fagot dudnił

Wkroczyła panna młoda w próg
Jak róża, tak się płoni
Głowami kiwa, idąc wprzód
Kapela - ona po niej

Tu gość co się w piersi bił
Trza słuchać, choćby nie chciał
Marynarz z błyskiem w oku dziad
Zajmuje go powieścią

"A potem nadbiegł wicher, dął
Gwałtowna , zła nawałność
Dopędził nas, skrzydłami trzasł
I na południe gnał nas

Nurzając dziób i chyląc maszt
Jak ktoś ścigany z wrzaskiem, chłostą
Cień wroga depcząc, bieży prosto
I naprzód głowę ugnie
Tak statek mknął, wiatr ryczał, dął
Nas pędząc na południe

A potem nadszedł dziwny ziąb
I śnieg, i mgła z nim szara
I góry kry tuż obok szły
Zielone niby szmaragd

A między krą tą śniegi lśnią
Posępnie z skalnych szczelin
Nic, wzdłuż ni wszerz, ni człek ni zwierz
Nie istniał - lód nas dzielił

I lód był tu, i lód był tam
Ze wszystkich stron się mienił
I trzeszczał, huczał, wył i mruczał
Jak głuchy szum w omdleniu

Aż wreszcie tam nadleciał ku nam
Przebiwszy mgłę albatros
Jak jedna z torilowskich dusz
Tak nasz go witał matros

Ów ptak nieznana strawę jadł
I latał w krąg po ciemku
Lód trzasł jak grom, na przekór krom
Nasz sternik środkiem przemknął

I powiał cudnie wiatr z południa
Albatros z tyłu mknął
I zniżał lot, po żer dla psot
Na majtków "Hejże ho!"

Wśród mgieł czy chmur na maszt czy sznur
Wieczorów dziewięć siadał
A całe noce we mgle migoce
Miesięczna światłość blada

Dlaczego stary patrzysz tak?
Niech zbawią ci Niebiosa
Od biesów duszę - Wziąwszy kuszę
Zabiłem Albatrosa.
</center>

Bard przygrywał jeszcze kilka smętnych taktów aż wreszcie zatrzymał struny dłonią i uśmiechnąwszy się rzekł
- Na razie tyle mili słuchacze. Opowieści starego marynarza posłuchacie dalej być może już jutro. Tymczasem ja sam pragnę wysłuchać powieści starego żeglarza - po tych słowach skierował się w poszukiwaniu Zacharego i jego opowieści o magicznej zbroi.

Tekst, który przypisuje sobie Amatashen wyszedł spod pióra SAMUELA TAYLORA COLERIDGE'A. Pragnę zauważyć, że nigdzie w sieci nie znalazłem wersji, którą mógłbym skopiować i wkleić wiec musiałem wsio przepisać ręcznie na klawiaturze. Mam nadzieję, że MG doceni to podczas przyznawania Pd Wink


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Nie 10:13, 11 Lis 2012, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 10:38, 11 Lis 2012 Powrót do góry

Uznam, że nie grałeś tak źle żeby ktokolwiek umarł słuchając tej pieśni, co za tym idzie nie dostaniesz doświadczenia. Razz Pięknie za to odwzorowałeś trud jaki Tash musiał włożyć w zagranie tej melodii.

Marynarze z radością słuchali muzyki, którą Tash grał dla nich. Półelf zauważył, że na mostku obok steru stał Leandro, który najwyraźniej nie był zadowolony z tego, że półelf zakłóca prace jego marynarzy, jednak po chwili słuchania machnął na to ręką i sam z radością słuchał opowieści.
- Bis! Zaśpiewaj nam coś jeszcze! - Krzyknął jeden z marynarzy.
- Tak, zagraj!
Jednak Tash nie chciał już nadużywać cierpliwości oficera. Ruszył w kierunku dziobu żeby spotkać się z Zacharym. Na miejscu znalazł znajomą już klapę w podłodze przez którą zszedł na dół.
- Miałem nadzieję, że do mnie wrócisz, choć nie spodziewałem się, że tak prędko. Co teraz cię do mnie sprowadza? - Staruszek nie wyglądał już na poszukiwacza przygód. Kordelas, który wisiał wcześniej u jego boku teraz podpierał jedną ze ścian jego kajuty. - Siadaj, napijemy się jeszcze.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Danaet
Władca Domeny



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/3

Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 13:27, 11 Lis 2012 Powrót do góry

Ametashen rad z udanego występu szybko jednak opuścił swoją widownię. Marynarze wrócili do swoich spraw a bard udał się do Zacharego. Wypite wcześniej woni już przestało szumieć w głowie elfa i przystał na propozycję marynarza. Choć dostrzegł różnicę w zachowaniu starca nie poruszył tego tematu. Miast tego wypalił prosto bez aluzji
- Opowiedz mi o tej zbroi. Jest magiczna, co robi? Jaką ma historię?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Kwiatek
Troublemaker



Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 1186
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 1/3
Skąd: ODPOWIEDŹ TO... 42
Płeć: Gremlin (mężczyzna)

PostWysłany: Nie 15:01, 11 Lis 2012 Powrót do góry

- Wiedziałem, że kiedyś ktoś mnie o to zapyta. - Zaśmiał się i nalał półelfowi wina. - To długa historia, ale mogę ci ją opowiedzieć.
Zachary rozsiadł się wygodniej na swoim starym krześle. Te zaskrzypiało boleśnie jakby synchronicznie z głęboki westchnieniem starca.
- Wiele już lat ją posiadam... posiadałem. Prawdę powiedziawszy to miałem wiele pancerzy, dwa były lepsze od tego, ale musiałem je sprzedać, to inna historia. Kiedyś wraz z moimi ówczesnymi towarzyszami świetnym łowcą Remliwem i jego żoną piękną druidką Fanli wyruszyliśmy do dolin. Tam w lasach... zaraz, jak te lasy się nazywały? - Zatrzymał się na chwilę zamyślony. Chwila była dość niezręczna, a jedyne co przyszło półelfowi na myśl to napić się wina, co też uczynił. - Nie pamiętam. Wiesz, nie pamiętam już tych lasów. Byli tam druidzi, którzy byli przyjaciółmi Fanli. Miałem tylko eskortować druidkę do lasu, to była moja misja. Wtedy byłem jeszcze młodym wojownikiem, może trochę starszym od ciebie teraz. Po drodze do druidów mijaliśmy bagna, na których było wiele trupów. Fanli twierdziła, że taka jest kolej rzeczy, że natura tak chciała, jednak i ja i Remliw wiedzieliśmy, choć on tego nie chciał przyznać, że tam coś się dzieje, coś złego. Odeskortowaliśmy ją do jej przyjaciół bez przystanków, tak jak prosiła. Pierwszy raz widziałem coś tak pięknego. Gaje w środku lasu. Mogłoby się to wydawać niedorzeczne, jednak było jednocześnie piękne. Ja ci tego nie opisze, nie potrafię. Rusz kiedyś do dolin to sam się przekonasz. Napijmy się. - Staruszek wziął kielich do ręki i osuszył go jednym pociągnięciem. - Lubię z tobą rozmawiać. Jesteś bajarzem, lubisz takie historie, co? W każdym razie... Widzisz ona miała tam zostać przez kilka dni, a druidzi prosili mnie i Remliwa do siebie na gościnę. Wybłagałem głupiego żeby poszedł ze mną na bagna i zbadał sprawę. W tajemnicy przed jego żoną wyruszyliśmy na spotkanie przeznaczeniu. Kiedy zbadaliśmy bagniska okazało się, że to banda gnilników pomaga naturze wyprawiać podróżnych na tamten świat. Walczyliśmy z nimi, jednak jeden z nich na moich oczach udusił Remliwa. Ja wyszedłem z tego cało, mój przyjaciel umarł tam, dołączył do reszty duchów tych bagien jak później mówiła Fanli. Nigdy nie miała mi za złe tego wybryku, jednak nie miałem odwagi kontaktować się z nią później, po prostu nie mogłem. Tam na tych bagnach znalazłem twój pancerz. Należał do jakiegoś łotra. Swoją drogą znalazłem przy nim też kilka innych ciekawych przedmiotów, które musiałem upłynnić i kupę złota, którą jako młody i głupi człowiek przepiłem i przegrałem w różnych karczmach dolin. Znajomy czarodziej opowiedział mi o tych przedmiotach. Ta zbroja potrafi na życzenie noszącego ją zmieniać swój wygląd i zamieniać się w zwykłe ubranie. Ciekawa zdolność co młodzieńcze? - Zaśmiał się. - Ale w mojej branży mało przydatna.

Jest to Nierozpoznawalna ćwiekowana skóra +1


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie GMT
 
 
Regulamin