|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 12:42, 04 Gru 2013 |
|
Dedley pojawił się zza śmietników wyraźnie mało rozbawiony całą sytuacją. Uniósł otwartą dłoń w rękawiczce bez palców jakby chcąc zatrzymać potok pytać Brujah. Jego postać zafalowała i przed Alekiem stał teraz kloszard, o brudnej i bujnej brodzie, smutnych oczach i brudnej twarzy.
- Posiadłem te moce niedawno - rzekł powoli jakby dobierając słowa - Niewidoczność to atrybut mego klanu a ja nie przejawiałem jej nazbyt długo i moi ziomkowie zaczęli się niepokoić. Larris - położył nacisk na prawidłową wymowę imienia starszego - pomógł mi w tej materii. Nie przeszkadza ci, że będę we własnej... śmiertelnej postaci? Wiem, że cholernie ciężko jest rozmawiać z kimś kto wygląda jakby mu mordę oblano kwasem a potem włożono w imadło - popatrzył na Aleka badawczo i nie uzyskawszy odpowiedzi kiwnął głową na znak, że zgadzają się na to obaj.
W uliczce zawiał wiatr wzbudzając wkoło tumany śniegu. Biały pył omiótł dwie sylwetki a Dedley odruchowo zakrył twarz szalikiem. Uśmiechnął się do swoich myśli gdy zawierucha ustała.
- Spędziłem na ulicy trzydzieści sześć lat. Zamarzłem tu - miał na myśli ulice nie konkretne miejsce - Wiesz czemu mnie wołają Dedley? Od leżącego martwego "Lay dead"- Ded-Ley, łapiesz? Nosferatu mają czasem cholerne poczucie humoru - poklepał rozmówcę po plecach - Wyluzuj. Gramy w tej samej drużynie. Chodź. Nakreślę ci sytuację.
Poprowadził wampira przez znane sobie skróty i przejścia poprzez płoty dzielące przecznice. Znaleźli się w małym gettcie bezdomnych, gdzie królowały koksowniki, w których płonęło to co udało się znaleźć. Ludzkie wraki ogrzewały się nie tylko ogniem lecz również tanim alkoholem. Ciemna strona każdego miasta. Kilku, być może więcej z nich nie obudzi się już rano a ich rzeczy, skąpy dorobek ostatnich dni, składający się na dziurawy koc, czy niedojedzoną kanapkę zostanie rozgrabiony pomiędzy żyjących i walczących nadal. Nikt nie zaczepiał ani Dedleya anie Aleka, przynajmniej nie nachalnie. Padło kilka pozdrowień lecz raczej przyjaznych. Brujah poczuł nagły kontrast otoczenia. Jeszcze kilka minut temu siedział z piękną kobietą, wampirzycą ale nadal kobietą w luksusowym lokalu by teraz taplać się w gównie wraz ludźmi, których od owego gówna nie dzieliło wiele.
- Ciężko porzucić to życie - rzekł Dedley gdy usiedli w jakimś opuszczonym budynku na dwóch rozpadających się fotelach. Nosferatu zapalił karbidową lampę - pomieszczenie było ubogie w sprzęty, lecz bogate w śmieci, które z nich pozostały. Stał tam rozleciały regał, dwa, może trzy połamane taborety oraz metalowy stół chirurgiczny, na którym siedział szczur, lecz umknął gdy oświetlił go blask lampy.
- Nie jestem z tych gościnnych, nie zaproponuję ci nic do jedzenia. Tak naprawdę nie jesteśmy tylko w tej samej drużynie, wręcz jedziemy na tym samym wózku. Co tu dużo gadać. Wpakowałem się w kłopoty a Larris chcąc mnie z nich wyplątać przykleił mnie do ciebie. W odpowiedzi na twoje pytanie: Larris to potężny starszy, powiadają, że potężniejszy od Gertrudy. Wśród niektórych szepcze się, ale tylko szepcze gdyż nikt nie powie tego głośno, że kontroluje on Primogenkę. Wiesz o co mi chodzi - pokazał wymownie nadgarstek i udał, że chłepce krew - Po tym co zaoferował mnie... nie trudno o podobne wnioski. Nie kryję się z tym. Mam w nosie to co inni o mnie sądzą, ja tylko próbuję przetrwać. Tak piłem krew Larrisa, stąd mam nad wyraz wykształconą Niewidoczność. I to jak. Jeszcze wczoraj potrafiłem tylko skryć się nieruchomo przed wzrokiem innych, dziś mogę przybrać każdą postać. Fakt to tylko iluzja ale nabierze śmiertelników i niektórych wampirów. Nie wiem jak nauczyć tej mocy, nabyłem ją z krwią ojca a potem zwiększyła ja krew Larrisa. Nie potrafię cię jej nauczyć, nawet gdybym chciał... chyba, że - przysunął nadgarstek w stronę Brujah i zaśmiał się gardłowo unosząc w górę głowę. Cofnął nadgarstek najwyraźniej nie rozbawiwszy wampira. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i mówił dalej.
- Co do całego bałaganu jaki mamy posprzątać... kurwa, ty masz to zrobić a ja mam ci tylko pomóc. Nie pytaj dlaczego. Larris jest stary, to widać po tym co robi i jak się zachowuje. A większość tych naprawdę starych ciężko rozgryźć. Ma plan, ja w to wierzę. Pomogę ci się dostać do środka, ale potem musisz działać sam. W razie czego będę w pobliżu ale tylko w naprawdę ciężkiej sytuacji. Tak między nami to sądzę, że tylko nas trzech wie, że ludzie mają coś czego nie powinni. Nie wiem dlaczego tak jest, przecież Maskarada obowiązuje wszystkich. Czemu ten pedzio Fraser nie wyśle tam kogoś kto sprawi, że zaangażowani w sprawę zapomną o całej sprawie, wiesz, że niektórzy to potrafią. Ale nie, Larris musi mieć w tym swój plan i korzyść. Naprawdę ciężko go rozgryźć. Cholera, ja cały czas gadam a tu nam ucieka czas. Trzeba działać szybko. Biuro koronera jest niedaleko więc mój pomysł jest taki. Ja zmienię się w gliniarza, który błyśnie odznaką i wprowadzi cię do środka jako kogokolwiek. Biegłego sądowego, zoologa, czy tam patologa. Ty już wówczas działasz sam...
Dedley zamilkł i rozejrzał się wkoło. Alek spiął się odruchowo gotów do obrony gdyż jemu też zjeżyły się włosy na karku. Jednak nic nie nastąpiło. W oświetlonym przez karbid pomieszczeniu nie było nic, poza nimi, starymi rupieciami i szczurami chowającymi się po kątach i ogrzewającymi się w swoich gniazdach. Jednak Alek czuł jakby czyjąś obecność. Jakby ktoś był za ścianą... lub stał za jego plecami a on nie dostrzegałby go. Wstał i przeszedł się po pomieszczeniu jakby od niechcenia, ale tak naprawdę aby sprawdzić czy nie "wpadnie" na nikogo. Nic się nie stało.
- Widzisz, ktoś nas obserwuje. Też to poczułeś prawda? Ale nawet gdybyś rzucił tu granat to i tak ten ktoś by się nie ujawnił. Mówię ci Larris ma plan i jak Boga kocham, choć w niego nie wierzę, to sądzę, że będzie śledził każdy nasz krok i sprawdzał czy wywiązujemy się z całości. To jak masz jeszcze jakieś pytania i pomysły? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 19:51, 04 Gru 2013 |
|
Alek starał się nie okazać zdumienia na nagłą metamorfozę Nosferata, choć było to cholernie trudne.
„Ah. Teraz rozumiem czemu są takimi doskonałymi szpiegami. Znikają, zmieniają wygląd, ciekawe czy można się przed tym jakoś obronić.”
Wzruszył ramionami na pytanie o preferencję co do wyglądu. Było mu to obojętne. Widział już sporo w życiu. Jako wampir był może młody lecz jako człowiek swoje już przeżył. Spotkał już pięknych ludzi, którzy byli bestiami, jak i potwornych z wyglądu, ale takich, że do rany przyłóż. Nie oceniał książki po okładce, ale skoro Dedley w tym przebraniu czuł się lepiej to niech mu będzie. Westchnął tylko gdy tamten poklepał go po plecach i kazał wyluzować. Nic nie powiedział tylko ruszył za nim. Może potem wytłumaczy mu, żeby więcej tak nie robił, żadnemu Brujahowi. Jeśli lubi swoją rękę.
Wycieczka z przewodnikiem okazała się kształcąca. Widać było, że Dedlay faktycznie zna te tereny jak własną kieszeń. Brujah zdążył już polubić brzydala więc zapamiętał sobie, żeby nigdy tu nie polować.
Wycieczka się skończyła i chyba przyszedł czas na opracowanie planu. Alek usiadł w fotelu raczej ostrożnie. Nie rozsiadał się i w każdej chwili był gotów do skoku. To, że polubił Dedleya nie znaczyło, że mu ufa. I gdyby Goblin pojawił się znikąd był gotów do akcji. Trochę zaniepokojony spojrzał na zapaloną lampę karbidową. Widząc jednak, że płomień jest osłonięty uspokoił się trochę.
Słuchał uważnie wyjaśnień lecz żart o więzach krwi wcale go nie rozbawił. Zbył cały temat machnięciem ręki. Niewidoczność zdawała się być użyteczna lecz bez przesady. Miał jeszcze mnóstwo zaległości w poznawaniu mocy krwi własnego klanu. Zawsze jednak warto się uczyć, a dzisiejszej nocy poznał sporo na temat dyscypliny Nosferatu. Wzdrygnął się i faktycznie poczuł czyjąś obecność. Spróbował przejść się po pokoju lecz nic to nie dało. Wzruszył ramionami, skoro nic nie mógł w tej chwili zrobić nie ma co się tym martwić. Wyjaśnienia Dedleya zdawały się trzymać kupy, przynajmniej na chwilę obecną. Widać było, że facet jest pionkiem jak Alek i nikt mu nie tłumaczy zbyt wiele. Choć może po prostu takiego zgrywa. Alek już zdążył dojść do wniosku, że szczury mogą być mistrzami iluzji i udawania. Jednak wydawali się również silnymi sojusznikami i w sumie taka współpraca była mu na razie na rękę.
- Dobra. Gadasz brachu z sensem. – Alek wyciągnął do niego dłoń – W takim razie ruszamy i trzymamy się planu. Mogę poudawać jaśnie pana profesora Aleksandra Wolkowa z naszego uniwersytetu. Specjalistę od dzikich zwierząt. Powinno się udać. Prowadź, skoro czas nagli i miejmy to za sobą. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 15:27, 09 Gru 2013 |
|
Nosferatu podał mu dłoń. Jego uścisk był pewny i mocny, tak jak się tego spodziewał Alek.
- Dobra. Nie spodziewajmy się, że nam się to nie uda. Banda śmiertelników nie zatrzyma nas a o tej godzinie będzie tam z pewnością jakiś cieć i może z dwóch gliniarzy. Śmiertelni nie lubią nocy... co innego my - wyszczerzył do Brujah zęby, które wcale nie były w złym stanie. Albo Dedley żyjąc na ulicy dbał o uzębienie albo przedobrzył z mocą niewidoczności.
Gdy wyszli na zewnątrz Dedley nawet się nie trudził aby jakoś zabezpieczyć swój dobytek. Widać żył wcześniej z dnia na dzień i ten nawyk mu pozostał. A być może miał jakiś prestiż wśród społeczności ludzkich śmieci? Kto wie? Przeszli zaśnieżoną ulicą na której widać było tylko ślady dorożki. Widać w dobie kryzysu nie każdy mógł sobie pozwolić na forda. Jedynymi ludźmi jakich spotkali na swej drodze była grupa pijanych młodzików, którzy rozprawiali tubalnie o swoich podbojach.
- Dwa pedryle. Wyczuję ich na kilometr. Od razu widać, że pójdą się walić gdzieś za Ice Street - rzucił od niechcenia Szczur gdy tamci odeszli już spory kawałek. - Ty mam nadzieję nie jesteś pedrylem, co? Nie czekał na odpowiedź i nie dodał nic już na ten temat.
Gdy zbliżali się do kostnicy Nosferatu zmienił postać. Teraz wyglądał jak typowy mundurowy funkcjonariusz policji.
- Kiedyś to był mój dzielnicowy - rzekł półgębkiem - Chodźmy.
Wyszli pewnym krokiem na ulicę. O tej godzinie Dedley spodziewał się jedynie "ciecia i może dwóch gliniarzy". Jednak cztery samochody z czego dwa policyjne nie wróżyły nic dobrego. Szybka lustracja wnętrz pojazdów ujawniła, że są one puste. Więc ich pasażerowie muszą być w środku. Budynek kostnicy był parterowy, z cegły z dużymi przeszklonymi oknami i spadzistym dachem. Kiedyś był tu zakład pogrzebowy, ale nawet w dobie kryzysu ludziom przestało się opłacać umieranie. rodziny zmarłych woleli pochować denata taniej przez co budynek przejęło miasto. Jako, że nadawał się on doskonale na kostnicę miejską taką teraz pełnił też funkcję.
Dedley i Alek podeszli pełni obaw. Drzwi nie były pilnowane a więc wejścia do środka nie utrudniano im.
- Cholera gdzie te gliny się podziały? - szepnął Nosferatu łapiąc za klamkę. Pchnął drzwi i prawie nie zderzył się z drugim mundurowym.
- O pardon! - rzekł unosząc dłoń w geście powitania.
- A ty tu co? - podejrzliwy głos prawdziwego policjanta sprawił, że Brujah stał się czujny i gotowy do działania.
- Ja kto co idioto, szef kazał przywieźć znawcę tematu to go ściągnąłem o tej nieboskiej godzinie. Musiałem biedaka wyciągać z łóżka. No ale dostałem jasne instrukcje "Masz go Kovalski przywlec do mnie nawet w szlafroku albo i goluteńkiego". No to i jest. - teatralnym gestem wskazał na Aleka. Jednak funkcjonariusz wcale nie wyglądał na przekonanego...
Nosferatu spojrzał porozumiewawczo na Wolfa oczekując, że ten przejmie inicjatywę w całym tym przedstawieniu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 8:01, 11 Gru 2013 |
|
Samochody przed kostnicą nie wróżyły nic dobrego. Niestety czas działał na ich niekorzyść więc nie było mowy o powrocie i wymyślaniu innego planu. Wprawdzie jak każdemu Brujahowi prawa tradycji latały koło dupy lecz nawet tak młody wampir jak on nie miał wątpliwości, że świat nie jest gotowy na poznanie prawdy o wampirach. Osobiście bardzo wątpił, że powitano by ich z otwartymi ramionami, chlebem i wódką. Czyli, krótko mówiąc musiał przyczynić się do zachowania tej pieprzonej maskarady. Chcąc, nie chcąc. Westchnął zrezygnowany, a na jego twarzy widać było pierwsze ślady poirytowania. Sprężył się i przewidując kłopoty wzmógł czujność. Jak przewidział trudności czekały już za progiem. Do tego nie mógł ich usunąć w iście brujaszy sposób by nie wypaść z roli, którą grali.
„Może trzeba było wjechać tu samochodem, wystrzelać wszystkich i spalić resztę, tak jak szpital?” – Chwilą wątpliwości trwała krótko. Alek już za życia nauczył się, że są chwilę gdy używa się pieści i chwile gdy trzeba ruszyć głową. Za młodu używał pierwszej metody lecz potem, wraz z wiekiem preferował drugą. Niestety przeistoczenie sprawiło, że czasem znowu czuł się jak młody narwaniec. Opanował się lecz wyraz irytacji nie zniknął z jego twarzy.
- Kto tu dowodzi? – Sapnął, zaszczyciwszy policjanta ledwie krótkim spojrzeniem. – Chciałbym się w końcu dowiedzieć co tu się do cholery dzieje i czemu ten człowiek. – Wskazał na Dedleya. – Wyciąga mnie o tak absurdalnej porze z łóżka.
- Poskarżę się rektorowi, a on waszemu szefowi. Czy nie można było poczekać do rana? Nie mogliście przyjść jak ludzie na Uniwersytet? Tylko wyciągać mnie w nocy i straszyć gosposię? – Zmarszczył groźnie brwi, jakby wystraszenie jego gospodyni było przestępstwem karalnym sądownie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 21:10, 12 Gru 2013 |
|
Policjant dość nerwowo przyjął nagły wybuch "profesora". Omiótł go wzrokiem po czym spojrzał wgłąb budynku.
- Yyyy... szef jest w środku... to znaczy pan komendant.
Gdyby mogli obaj by zbladli. Komendant Behr tu w okręgowej trupiarni? O tej porze?!
Gliniarz przepuścił przodem Aleka. Dedley najwidoczniej po usłyszeniu kto znajduje się w środku postanowił nie puszczać Brujah samego. Być może spodziewał się, że młody wampir coś spaprze.
Przeszli szybko krótki korytarz. Nosferatu obejrzał się za siebie.
- Wyszedł zapalić. Cholera Alek tu jest sam szef policji Seattle. Co robimy? trzeba trochę zmienić plan. Chyba, że masz już coś w głowie bo ja zbaraniałem.
Alek myślał intensywnie. Fakt, nie może pojawić się jako ekspert z rozkazu komendanta gdy ten właśnie siedzi u koronera i z pewnością ogląda cholerne znalezisko. Nie ma co wszczynać burdy gdyż to mogłoby tylko pogorszyć sprawę.
Jednak szczęście widać im sprzyjało. Z drzwi na końcu korytarza wyszedł kolejny glina. Ten był niski i pulchny. Poruszał się niczym pingwin. Jego pasek od spodni okalał tak mocno ciało, że aż dziwnym było, że nie wysadziło mu to głowy - takie musiało tam być ciśnienie. Grubas przemówił do wampirów
- Szybko się pan uwinąłeś. Komendant mówił, że będzie pan dopiero jutro...
- Profesor nie potrafił powstrzymać ciekawości - rzucił szybko Dedley.
- Profesor? - skrzywił się gruby - Cholera taki młody a już profesor. - pokręcił głową i pokazując kciukiem drzwi z których wyszedł zniknął w toalecie.
Dedley uniósł rękę i złączył palec wskazujący z kciukiem pokazując w ten sposób, że wszystko idzie dobrze.
Alek ruszył do drzwi na końcu z napisem "Kostnica". Rzeczywiście. Gdy otworzył je spostrzegł na metalowych stołach kilka ciał przykrytych prześcieradłami. Jednak były one zsunięte pod ścianę aby zrobić miejsce innemu znalezisku wkoło, którego tłoczyło się kilku mężczyzn. Dwaj najwidoczniej pracownicy kostnicy ubrani w białe fartuchy. Dwóch było w cywilnych ubraniach zaś jeden w smokingu z rozpiętą muszką, która zwisała mu w nieładzie pod szyją. To był komendant. Alek znał tę twarz z gazet. Komendant Policji Seattle. Szef. Cholera, ciężko będzie...
Stół, a raczej trzy stoły złączone razem, wokół których zebrani byli ludzie zawierał to co zostało z psów i samego Caina. Spalone resztki śmierdziały nadal benzyną i dymem. Bestia Brujah poruszyła się nieznacznie na wspomnienie płomieni, które buchały z ciał. Jednak nie to przykuło uwagę Aleka a sam komendant. Był zdenerwowany, rozkojarzony. Rzucał ukradkowe spojrzenia na resztę. Był też cholernie blady... jakby wiedział z czym ma do czynienia!
- Komendancie nie jestem ekspertem, ten ma przybyć dopiero jutro, ale na moje oko mamy tu pięć spalonych psów, z ranami postrzałowymi oraz coś co kiedyś było człowiekiem. Dość masywnej postury o czym świadczy tkanka kostna. Jednak tu - facet w kitlu pokazał palcem na spaloną czaszkę - O tu pomiędzy górną dwójką i trójką mamy deformację dziąsła i narośl kostną przypominającą kieł. Do tego paliczki u obu dłoni są zdeformowane i wystają z nich pazury.
- Może to małpa? - rzucił jeden z ludzi w cywilu.
- Małpa i pięć psów spalone w środku Seattle... - dodał kolejny facet w białym kitlu z nutą ironii - Brzmi jak niezły dowcip.
Alek potrącił jakiś stół z narzędziami chirurgicznymi, które zabrzęczały w metalowym pojemniku. Zwrócił swoją uwagę.
Pięć par oczu spojrzało na niego. Pierwszy odezwał się facet w cywilnym ubraniu.
- A pan to...? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 10:19, 16 Gru 2013 |
|
Na wieść, że sam komendant tu jest zdębiał. Ich plan zakładał, że nawciskają kit jakimś szaraczkom i się zmyją. Komendant Policji w Seattle to nie był koleś, któremu można by nawciskać kitu. Już za samą próbę można by pewnie wylądować na 48 godzin. Chyba, że się miało plecy gdzieś wysoko. Cóż, tak to już jest z planami, że rzadko kiedy wytrzymują weryfikacje z życiem. taki już ich pieski los. Brujah przez chwilę zastanawiał się nad rozpętaniem burdy i wyniesieniem dowodów siłą, ale odrzucił ten pomysł. Bez wątpienia skończyło by się to regularną wojną z policją, a miał wrażenie, że książęca cierpliwość była już na wykończeniu. No chyba, że nabroił by i w jakiś sposób mógł to zwalić na brata. Ciekawa perspektywa, ale po chwili wahania odrzucił ten pomysł jako zbyt mało prawdopodobny. Choć sama idea była warta zrealizowania w innych okolicznościach.
Gdy zastanawiał się nad odpowiedzią Dedleyowi pojawiał się pingwin. Okazało się, że jednak szczęście im sprzyjało. Plan wymagał tylko małych poprawek. I sporej dozy szczęścia. Zabrnęli jednak za daleko by teraz się wycofać. To było by dopiero podejrzane. Korytarz zakończony drzwiami z napisem Kostnica zdawał się ciągnąć w nieskończoność. Rzucił ukradkowe spojrzenie na Dedleya lecz tamten również wyglądał na zdenerwowanego. Brujah szybko zapanował nad swoją twarzą zmieniając wyraz z „wkurzonego” na „zaintrygowanego”.
W środku zebrało się spore gremium. Było to trochę niepokojące bo okazało się, że będzie miał większą publiczność niż się spodziewał. Alek zastanawiał się jak długo uda mu się odgrywać specjalistę. Wprawdzie jak każdy bandzior na emeryturze znał się na medycynie lecz ta wiedza raczej ograniczała się do praktycznej. Czyli w jaki sposób efektywnie zrobić komuś krzywdę i odwrotnie, jak radzić sobie z krzywdami wyrządzonymi jemu. Choć Alek raczej preferował ten pierwszy wariant.
„W sumie to moją publicznością jest tylko Komendant. Jak przekonam jego to będzie z górki. Na nim muszę się kupić.”
Alek pierwszy raz tej nocy ucieszył się, że na spotkanie do Elizjum ubrał się „stosownie”.
„Jezu. Spotkanie w Elizjum. Kiedy to było? Wieki temu?”
Potrącił specjalnie narzędzia by zwrócić na siebie uwagę. Gdy to już uczynił wymamrotał przeprosiny i zrobił minę rozkojarzonego.
- Ekhem. Przepraszam. Zdaje się, że na mnie Panowie czekacie. Jestem tym ekspertem. Profesor Wolkow. Ponoć macie tu bardzo ciekawy przypadek, nie cierpiący zwłoki. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 10:00, 18 Gru 2013 |
|
Pięć par oczu nadal spoglądało na Aleka, który musiał skupić na sobie teraz całą ich uwagę.
- Wolkow? Miał chyba być... - komendant próbował sobie przypomnieć nazwisko człowieka, który miał przybyć zamiast "Wolkowa" ale machnął nerwowo ręką jakby było mu wszystko jedno.
- Nickolas Summers - przedstawił się pierwszy wysoki, chudy o ciemnych włosach i przenikliwym spojrzeniu podając dłoń Alekowi - Jako przyjaciel doktora Rogersa zostałem wraz z tym dżentelmenem - tu wskazał drugiego "cywila", blondyna o śniadej cerze - zaproszony jako niezależny obserwator a tego pismaka wyrzucili już z każdej szanowanej gazety, teraz został mu tylko "Weird Magazine". - dodał z uśmiechem.
- Stock, Frank Stock - przedstawił się szczerząc białe zęby w stronę Aleka - Nick przesadza, po prostu lubię tajemnicze historie.
- Doktor Gary T. Rogers i Yves McCormack - Summers przedstawił kolejno dwóch patologów. Wyglądali trochę jak Filp i Flap w lekarskich fartuchach. Obaj dość chłodno powitali "Wolkowa", chyba dlatego, że miał zabrać im prym w dyskusji jako ekspert.
- Komendanta Behr'a nie muszę przedstawiać, ale niech się stanie zadość tej ceremonii - dodał z westchnieniem Summers.
- Mów mi Jack - komendant podał Alekowi dłoń. Był to silny, zdecydowany uścisk w którym nie było ani odrobiny ciepła. Tak! To uderzyło Aleka, wręcz go zelektryzowało. Jakby jakaś iskra przeskoczyła pomiędzy nimi Behr cofnął dłoń i przez zbyt długą chwilę wpatrywał się w "Wolkowa". Alek już wiedział, komendant był wampirem...!
Behr wycofał się dwa kroki w tył i próbując ukryć zakłopotanie rzekł łamiącym się głosem
- Więc... profesorze... z pewnością może nam pan wyjaśnić co to za nieboskie stworzenie? - Behr zdjał całkowicie muszkę z szyi i poluzował sobie kołnierzyk tak jakby w kostnicy zrobiło się nagle gorąco. Spojrzenia Brujah i komendanta znów się spotkały. Oczy Behr'a przypominały Alekowi ślepia zwierzęcia, które dostało się w pułapkę i wie, że nie wyjdzie z niej żywe.
- No moje oko, przepraszam, że ubiegał pana z ekspertyzą profesorze - odezwał się Frank Stock - Ale zgodzę się z doktorem Rogersem i myślę, że mamy do czynienia z jakaś formą małpy. No ale pan jako kryptozoolog z pewnością da nam bardziej wyczerpujące wyjaśnienia - posłał mu cyniczny uśmiech i oblizał górną wargę. Alek znał takich dziennikarzy, teraz będzie czekał i chłonął każde jego słowo aby wysmażyć artykuł w tym swoim brukowcu. Bardziej jednak zaprzątał jego myśli komendant. Skoro był Kainitą, to czemu pozwolił aby śmiertelni w ogóle spojrzeli na resztki Gangrela? Cała sytuacja przestawała mu się podobać... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 13:47, 18 Gru 2013 |
|
„Noc pełna niespodzianek.” – Alek bardzo starał się ukryć swoje zdziwienie, gdy komendant podał mu rękę. – „Jaki ten świat mały.”
Przywitał się jak należy ze wszystkimi by zyskać na czasie. Zwroty akcji tej nocy były tak zaskakujące, że Aleka zaczął powoli ogarniać marazm emocjonalny. Gdyby w tej chwili przez drzwi wjechały na monocyklach różowe słonie, młody Brujah skwitował by to pewnie jedynie uniesieniem brwi. W końcu ileż razy można być zaskakiwanym jednej nocy. Po raz kolejny jego plan wziął w łeb i musiał go momentalnie zrewidować. Przygotowywał się właśnie do prób „oczarowania” swoją prezencją Komendanta, a tu nagle okazało się, że jest on w takiej samej sytuacji jak młody Kainita. Jego umysł wykonał salto w panice i nie nawykły do takiego wysiłku próbował wymyślić jak tu się z tego wykaraskać.
„Cholera. Kolejna Pijawka. I co z tym fantem zrobić? Ciekawie czyje to dziecko? Z kim on może być spokrewniony? Wiadomo, że jakaś szycha. Posiadanie policji w kieszeni to nie lada gratka. W sumie to dobrze wiedzieć. Może mi się to potem przydać, choć z drugiej strony jeśli to tajemnica to może być niebezpiecznie.” - Zamiast próbować wykaraskać się z tej sytuacji Alek analizował jak ta informacja może mu pomóc lub zaszkodzić. Złapał się na tym i zaklął bezgłośnie. – „Cholera. Zaczynam kombinować jak te stare pijawy. Jak to było? Jak wlazłeś miedzy wrony?”
Do tej pory myślał, że jego głównym problemem będzie przekonanie Komendanta, a tu okazało się, że musi wybrnąć inaczej. Dobre w tym wszystkim było to, że prawdopodobnie szycha z policji będzie chciała mu iść na rękę w sprawie ratowania Maskarady. Mimo wszystko sytuacja nie wyglądała różowo.
Musiał udawać przed dwoma pismakami, którzy raczej znali się na rzeczy i dodatkowo przed dwoma prawdziwymi ekspertami, którzy nie byli mu przychylni. Do tego sam nie był ekspertem i brakowało mu specjalistycznego słownictwa. Musiał wymyślić sposób jak pozbyć się obecności tych niechcianych obserwatorów. Wytężył swój umysł próbując przypomnieć sobie wszystkie wiadomości na temat dziwacznych form zwierzęcych. Jak na złość w głowie kołatał mu tylko artykuł i wielkim zmutowanym aligatorze, żyjącym ponoć w kanałach Seatttle. Słabo się orientował w temacie, ale postanowił zagrać ta kartą.
- Z całym szacunkiem Komendancie, ale na pewno w tej chwili nie wytrzepię ekspertyzy z rękawa. Całkiem możliwe, że moi koledzy trafnie postawili diagnozę, że to jakaś małp. Możliwe, że mamy do czynienia z jakąś formą mutacji. Tak na prawdę jednak, jeśli zależy Panu na rzetelnej, niezależnej ekspertyzie to nie tędy droga. Jeśli Pan Komendant… O przepraszam. Jack, jeśli pozwolisz to chciałbym przetransportować ciała na uniwersytet i zając się tym ze swoim zespołem. Wtedy ekspertyza będzie niezależna. Jeśli dostanę transport i mała pomoc. – Wskazał palcem Dedleja. – To zawieziemy ich od razu i zajmę się tym niezwłocznie, a raport powinienem mieć najpóźniej do południa.
- No chyba, że nie zależy wam na rzetelności i tylko mam potwierdzić waszą wersję. Ale wtedy nie podpisze się pod tym swoim nazwiskiem. Nie szukam tego typu rozgłosu. – Zrobił obrażoną minę i czekał na odpowiedź. Uznał, że o wiele łatwiej będzie zniknąć ciała podczas transportu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 21:35, 19 Gru 2013 |
|
- No nie... - rzekł z lekko udawaną złością Summers - Czyli chce nas pan pozbawić tej przyjemności i zamknąć się ze znaleziskiem sam na sam w pokoju pełnym książek i naukowych przyrządów? Szkoda, sądziłem, że Frank napisze o tym dość wyczerpujący artykuł.
Dwaj patolodzy nie byli zbyt zachwyceni, ale milcząco przystali na słowa "Wolkowa". Sam Frank rzucił okiem na szczątki zajmujące parę metalowych stołów i wzruszył ramionami. Jednak to co powiedział komendant Behr zbiło z tropu Aleka całkowicie.
- Nie - rzekł na tyle spokojnie na ile go było teraz stać - To coś nigdzie stąd nie zostanie wyniesione dopóki ja na to nie pozwolę. Profesorze - zwrócił się do Aleka - Niech pan tylko powie co trzeba przewieźć z uniwersytetu tu do kostnicy. Co do wtajemniczania kogokolwiek innego poza tu obecnymi... wolałbym aby się pan z tym ograniczył. - Behr przełknął nerwowo ślinę. Wyglądał... Alek przez długą chwilę nie mógł skojarzyć zachowania Jack'a Behr'a z jakimkolwiek sobie znanym. Dopiero poniewczasie zdał sobie sprawę, że komendant wygląda trochę jak palacz opium, który dawno nie wdychał dymu. Komendant był Głodny i to dosłownie przez duże "G". Teraz gdy stał on oparty o metalowy stół a rękawy jego smokingu i koszuli podwijały się wysoko, Brujah dostrzegł na lewym przedramieniu dwie małe, okrągłe rany po ugryzieniu. Komendant był Przemieniony stosunkowo niedawno! Jeżeli tok rozumowania młodego wampira był słuszny to Behr mógł narobić tu za chwilę sporo szkód. Alek zaklinał wszelkie moce aby się pomylił. Musiał coś szybko wymyślić... szybko.
Dedley, który stał przy drzwiach chyba nie zauważył jeszcze nic niepokojącego. Dłubał sobie w paznokciu tylko pobieżnie rzucając spojrzenia na rozmawiających. Nikt ze śmiertelników też nie wziął zachowania komendanta za coś nadzwyczajnego. Ot, może był zmęczony? Ale Brujah wiedział, albo tak mu się zdawało, że musiał sam wyglądać podobnie gdy raz kiedyś złapał go Głód. Do opanowania go trzeba było silnej woli, której pokłady u Behr'a widocznie były już na wyczerpaniu. Alek po raz kolejny marzył o tym aby się pomylił... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 11:32, 20 Gru 2013 |
|
Odmowa policjanta kompletnie go zaskoczyła. Miał nadzieję znaleźć w nim sojusznika i jego „nie” zadziałało jak kubeł zimnej wody. Przyjrzał mu się uważnie próbując zgadnąć w co on pogrywa. W pierwszym odruchu pomyślał, że może jakiś Malkawian przeistoczył Komendanta lecz potem objawy, które dostrzegł zaczęły składać się w jedną, dosyć niepokojąca całość.
„Ożesz w mordę! On jest głodny! Przemieniony chyba niedawno i do tego głodny! Tak na oko to chyba na krawędzi.”
Mimowolnie zerknął na ludzi dzielących pomieszczenie z wampirami. Potem na Dedleya, który zdawał się niczego jeszcze nie zauważać. Nie mógł ryzykować i dać mu jakiś znak by nie ściągnąć na siebie niechcianej uwagi. Pismaki raczej należeli do spostrzegawczych i mógł pogorszyć i tak złą sytuację. Rozważał możliwe warianty i nie był zbyt optymistycznie nastawiony. W pierwszej chwili chciał nawet sprowokować Komendanta do walki. Obecni tu ludzie nie mieli by żadnej szansy z trzema wampirami. Wystarczyło by potem spalić cały bałagan. Niestety skalkulował ryzyko i wyszło mu, że na pewno przyciągną uwagę, a nie miał pojęcia ile w kostnicy jest osób. Ostatnie czego chciał to regularna bitwa z policją. To na pewno przyciągnęło by wzrok.
- Jasna. Zrozumiałe. Czym mniej osób tym lepiej. – Westchnął lekko i rozejrzał się po sali. – Sprzęt odpowiedni na pewno macie na miejscu i nie trzeba niczego przywozić. Przebiorę się tylko i mogę zaczynać, jeśli Pan tak stawia warunki.
Westchnął raz jeszcze i spojrzawszy w oczy szychy policyjnej sięgnął myślą próbując uruchomić moce swej krwi. Skupił maksymalnie uwagę na komendancie i wytężył swa wolę próbując subtelnie wpłynąć na jego zachowanie.
- Chciałbym jednak wcześniej zamienić sówko na osobności. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 17:54, 22 Gru 2013 |
|
Moc wampirzej dyscypliny rozlała się wkoło po pomieszczeniu. Trupiarnia choć nie była odpowiednim miejscem ku temu i niejeden Ventrue oburzyłby się na takie użycie Prezencji to odniosła zamierzony skutek. Choć Alek czuł, że wpłynął tylko na komendanta musiało mu to wystarczyć. Jack Behr wpatrzony w "Wolkowa" pokiwał energicznie głową i gestem nakazał wyjść pozostałym. Summers oponował lecz Dedley w postaci funkcjonariusza delikatnie acz stanowczo wypchnął go z pomieszczenia. Gdy drzwi zamknęły się zostali tylko oni dwaj, choć Brujah nie widział jak Nosferatu wychodzi. Być może był tu pod osłoną swojej wampirzej mocy. Alek miał nadzieję, że będzie mógł na niego liczyć gdyby coś poszło nie tak.
Sam komendant nadal oparty rękami o metalowy stół zaciskał na jego blacie tak mocno ręce, że jeszcze chwila a zacznie wyginać stal. Spuścił głowę widocznie walcząc z głodem. Alek miał nadzieję uratować sytuację na tyle na ile będzie to możliwe. Teraz gdy pozbył się czterech chodzących worków z krwią stał się potencjalnie jedynym żywicielem komendanta. Ten milczał jakby czekając na to co powie "profesor"... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 13:02, 23 Gru 2013 |
|
O wiele częściej korzystał z siłowych aspektów mocy swej krwi. Teraz gdy poczuł jak jego moc sprawia, iż komendant skupia na nim swa uwagę pomyślał, że może warto by ćwiczyć i takie umiejętności. Tym bardziej, że na człowieka pewnie zadziałał by o wiele mocniej. Gdy reszta opuściła pomieszczenie dopiero miał czas się zastanowić. Wprawdzie usunął tamtych z widoku, a właściwie z talerza Komendanta lecz wcale nie poprawiło to jego sytuacji. Właściwie okazało się, że teraz on jest planowanym daniem głównym. Ta niewesoła myśl, sprawiła, że coś wpadło mu do głowy. Jak to było w zwyczaju jego klanu nie namyślając się długo wyciągnął obnażone przedramię do drugiego Kainity.
- Posłuchaj. Za chwilę wpadniesz w szał z głodu. Wierz mi, nie chcesz tego. Jeśli nie chcesz zapolować to pij ze mnie. Tylko panuj nad sobą bo jak zabijesz tych ludzi za ścianą to żywy głowy nie wyniesiesz. Komendant, nie komendant, ubiją jak psa. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 16:06, 29 Gru 2013 |
|
Komendant patrzył nieco zdziwiony na "Wolkowa". On nie zdawał sobie sprawy co za uczucia nim targają! Pokręcił szybko głową widząc jak Alek wystawia w jego stronę nadgarstek i zamierza rozciąć go sobie trzymanym w dłoni skalpelem.
- C-c-co? - zająknął się - Nie chcę brać udziału w żadnych waszych okultystycznych praktykach! - warknął trochę zbyt zwierzęco co chyba jego samego wprawiło w zdumienie gdyż zamilkł i patrząc w oczy Brujah rzekł
- Co się ze mną...
Nie dokończył gdyż za nim pojawił się Dedley i chwycił go zwinnie za rękę i kark.
- Dalej chłopie na co czekasz, nakarmimy psa! - rzekł na tyle cicho aby w razie czego nie zostać usłyszanym przez ludzi na korytarzu.
Alek chcąc czy nie musiał wykorzystać sytuację. Rozciął swoją rękę i podstawił Behr'owi pod nos. Wampirza vitae wydzieliła taki cudowny zapach, że nawet Alek poczuł to dziwne świdrowanie w duszy, którego gdyby nie kontrolował dawno skończyłby jako jakiś niewolnik starszego wampira. Komendant rzucił się łapczywie, praktycznie nie próbując się pohamować. Pił. Zdołał nawet uwolnić się od chwytu Nosferata i Brujah podejrzewał, że Dedley i tak by go nie utrzymał nawet gdyby miał siłę dziesięciu mężczyzn.
Komendant wbił kły w rękę Aleka a ten poczuł, jak krew opuszcza jego ciało strumieniami. Było to błogie uczucie, które falami zalewało ciało wampira. Alek po raz pierwszy kogoś karmił i był bliski ekstazy. Czuł się trochę jak rozdziewiczany prawiczek. Euforia, nirwana, eksplozja supernowej! Otrząsnął się nagle uświadamiając sobie, że jego Bestia cicho szepcze. Gdyby to dalej ciągnąć to on zajmie miejsce komendanta i Głód opanuje jego! Z ogromnym żalem, pełen niespełnienia i przepełniającej go melancholii oderwał rękę od ust Behr'a.
Ten padł na kolana i skrył twarz w dłoniach. Całej scenie przyglądał się Dedley.
- Ale bajzel. - skomentował krótko.
- Co... na... Boga... - komendant drżał i spoglądał na swoje zakrwawione dłonie.
Alek miał przez chwilę wrażenie, że wampir zacznie je oblizywać, ale on tylko oparł je na zimnej posadzce kostnicy zostawiając krwawe ślady i tak na czworakach zaczął płakać... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 20:23, 30 Gru 2013 |
|
Ledwie się opanował by przerwać. Czuł falę uczuć, które szybko odchodziły i gasły. Zbyt szybko. Dyszał jeszcze z pożądania i miał ochotę by kontynuować ten bluźnierczy proceder. Jedynie obecność Dedleya sprawiła, że się pohamował. Szybko opanował wyraz twarzy by nie zdradzić się przed starszym wampirem, że to był jego „pierwszy raz”.
„Ah, więc tak się czuje gdy dzieli się juchą z innym wampirem?!! Ten stary cwaniak, mój ojciec nawet nie pisnął słowa. Eh, chciałbym nakopać mu do dupy i wyciągnąć wszystkie tajemnice, o których mi nie powiedział. Czasem przez niego faktycznie czuję się jak dzieciak. Może trzeba było przystać na propozycję Ateny.”
Na szczęście co nieco mu ojczulek powiedział i Alek automatycznie zalizał swoją ranę. Zrobił to powoli i demonstracyjnie tak by Komendant to zobaczył.
„Kurwa. Niezły bajzel. Jakiś skurwiel przemienił go i nic mu nie powiedział. Jak się księciunio dowie to nie chciałbym być w jego skórze. W sumie to będzie mu się należało. Jakim trzeba być skurwielem, żeby zostawić dziecko bez opieki. Dedley ma racje. Burdel jak cholera.”
Jakaś nuta człowieczeństwa wzięła w nim górę i zamiast martwić się jak to wykorzystać kombinował jak wyciągnąć z tego nieszczęsnego kainitę. Kucnął tak by nie patrzeć na Behr’a z góry, delikatnie położył mu rękę na ramieniu by zwrócić na siebie uwagę i zaczął.
- Słuchaj mnie proszę bo od tego zależy twoje życie. - Oblizał wargi bo kucnąwszy znalazł się bliżej Behra i w jego nozdrza uderzył wyraźny, sodko – kuszący zapach vitae. Gdzieś niedaleko jego bestia uniosła łeb i zaczęła wietrzyć. Przestał się oblizywać uświadomiwszy sobie, że nie wygląda najkorzystniej. Wszystko sprzysięgło się przeciw niemu. Zacisnął pięść na trzymanym lancecie i zmobilizował swoje siły. Był Brujahem, a to o czymś świadczyło. Najlepiej działał pod presją i musiał to teraz wykorzystać. Poczuł jak jego krew krąży w ciele i ponownie odwołał się do jej mocy. Już raz mu się udało użyć swej Prezencji na komendancie, tym razem powinno być łatwiej, wszak krążyła w nim jego krew. Przynajmniej miał taką nadzieję. Tyle nauczył go jego zdradziecki ojciec. Krew to potęga.
- Słuchaj mnie! Bo wiem co mówię! Uwierz mi bo nie chcę twojej krzywdy! – Po chwili złagodził ton widząc w jakim stanie jest jego rozmówca. – Musisz się skupić. Jeśli ci się uda to będziesz dalej żył. Jeśli nie to pewnie oboje pójdziemy przed świtem do piachu. Zrozum. Jedziemy na tym samym wózku i dla tego musisz mi zaufać.
- Twój świat stanął na głowie i nie wiesz co się dzieje. Mogę ci to wszystko wytłumaczyć, ale ty musisz pomóc mi również. Weź się w garść. Jakiś skurwiel zmienił cię i jesteś teraz jednym z nas. – Aleks zawahał się niepewny ile może „nowemu” zdradzić. Cyniczna część jego „ja” stwierdziła, że niewiele. – Popatrz na mnie. Jesteś teraz jednym z nas. Jesteś prawie bogiem. Jesteś nieśmiertelny. Nieludzko silny. – Przy tych słowach złamał z łatwością trzymany w ręku skalpel. Wykonany z najlepszej stali narzędziowej. Złamał niczym źdźbło trawy i rzucił mu pod nogi.
- Nauczę cię wszystkiego! Wszystko ci wytłumaczę! Razem dorwiemy tego skurwiela, który ci to zrobił!! Tylko weź się chłopie teraz opanuj bo kurewsko potrzebuje twojej pomocy!!! – Sam się podniecił swoimi sowami i przy ostatnich wysunął kły.
- To jak, jesteś z nami? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pon 20:25, 30 Gru 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 9:35, 03 Sty 2014 |
|
Dedley, podczas gdy Alek przemawiał do komendanta, dyskretnie przesunął się w stronę drzwi i wyjrzał przez nie uchyliwszy małą szparę.
Sam komendant był jeśli nie w szoku to w totalnej konsternacji. A może i w tym i tym. Jego twarz przypominała twarz zagubionego dziecka. Kontrastowało to z jego dorosłą posturą i wymazanym krwią obliczem. Sam Alek czuł się trochę jak ojciec przemawiający do malucha i nakłaniający go do poprawnego zachowania. Scena była dość oniryczna dla komendanta a jego kolejne słowa potwierdziły tylko przypuszczenia Brujah.
- Struliście mnie opium a to tylko opiumowy sen. Tak, na to się mogę zgodzić.
Behr wstał, wspierając się lekko na ramionach Aleka. Nagle złapał go ciut mocniej i spoglądając mu w oczy rzekł lekko bełkocząc.
- A jeśli to nie sen tylko majaki!? Moi przyjaciele nie mogą mnie zobaczyć w takim stanie. - Behr prawie piszczał.
- Z kołkiem go stąd nie wyniesiemy - sapnął Dedley zamykając drzwi - przyjechali nowi śmiertelnicy z jakimś truchłem. Trza by go trochę umyć bo wygląda jak by ktoś mu mordę skuł.
Z tym Alek musiał się zgodzić. Zakrwawione ręce i twarz komendanta nie wyglądały najlepiej. Korzystając z okazji, że Jack Behr jest przy nim chwycił go zwinnie i powlókł do umywalki. W kilka chwil doprowadził do porządku. Jak małe dziecko...
Po wszystkim młody Brujah począł rozglądać się za możliwościami. Trzeba było wyrwać stąd nie tylko nowo przemienionego ale także to po co tu przyszli, czyli resztki Gangrela i jego sfory psów. Cóż, znów trzeba improwizować. Na szczęście Behr widocznie pod działaniem mocy Aleka był posłuszny jak szmaciana lalka. Być może odbije się to na jego zdrowiu psychicznym, jeśli już nie odbiło, ale tym zajmą się później.
Jeśli odpadnie wyjście drzwiami to są tu okna. Wolf podszedł do nich. Nie były zakratowane ani zamknięte na nic bardziej skomplikowanego od skobla. To już coś. Był też dostatecznie duże aby się przez nie przecisnąć. Fakt transport spalonych ciał mógłby tu sprawić im problem, jednak jakaś alternatywa była. Dodatkowo, z tego co zauważył Alek jedynymi fragmentami ciał były pazury i kły Gangrela. Nic innego nie powinno raczej wzbudzać niepokoju wśród śmiertelnych. Z zamyślenia wyrwał go cichy szept Dedley'a.
- Myślisz, że to po niego wysłał nas tu Larris? Znaczy też zastanawiałem się po co nas dwóch do tak prostej roboty, a tu masz taki pierdolnik... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pią 9:36, 03 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 20:40, 05 Sty 2014 |
|
Drgnął na pytanie Dedleya, jakby tamten wyrwał go z głębokich rozmyślań. Po prawdzie tak było. Tylko, ze młody Brujah usilnie kombinował jakby tu wynieść łeb spod topora i posprzątać ten bałagan. Ostatnią rzeczą, o której myślał to był Larris. Na wspomnienie potężnego Nosferatu warknął mimowolnie zniecierpliwiony.
- Pierdolnik to mało powiedziane! – Spojrzał raz jeszcze po pomieszczeniu, jego wzrok prześliznął się po komendancie, który zachowywał się jak gówniarz, a na końcu spoczął na oknie.
„Szczur bez problemu by się wymknął z dowodami, ale przecież nie zostawię tego młodego na pastwę tych pismaków. Fakt, ma ojca skurwiela, ale może będą jeszcze z niego ludzie.
Alek gorączkowo zastanawiał się nad różnymi opcjami. Mógłby spieprzyć oknem, a Dedley dzięki swoim mocom normalnie drzwiami. Tylko, że wtedy musieli by zostawić komendanta. Wolf był za życia niezłym sukinsynem i niejednego posłał do piachu bezpośrednio lub twarzą w twarz, miał jednak tą okropną skazę charakteru , że nie zostawiał swoich na pastwę glin. Ku swemu nieszczęściu zaczął traktować Behra jako swojego, a to strasznie komplikowało mu sytuację. Westchnął zrezygnowany i cicho zwrócił się do towarzysza niedoli.
- Dobra. Dedley. Może zróbmy tak. Bierz pazury i kły i wymknij się po swojemu, zorganizuj nam samochód jak dasz rade i gwizdnij pod oknem. Wtedy ja postaram się wyprowadzić pana komendanta i damy dyla. Jeśli nie… – Zawahał się. Nie był pewien czy w razie potrzeby mógłby z zimną krwią skręcić kark Behrowi. – Jeśli coś pójdzie nie tak wtedy będę improwizował.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 9:59, 06 Sty 2014 |
|
Nosferatu nie czekał aż powie się mu dwa razy. Chwycił jakieś narzędzie przypominające mały tasak i kilkoma szybkimi cięciami odrąbał dłonie i głowę Dereck'a. Spoczęły one w zaimprowizowanym worku z białego kitla. Zanim Behr, który na chwilę zaczął odzyskiwać rezon, cokolwiek powiedział Dedley był już za oknem. Komendant chciał zadać Alekowi jakieś pytanie ale tylko otworzył niemo usta i zrezygnował. Brujah cieszył się jednak, że Kainita wychodzi z pierwszego szoku. Być może spowodował go sam Alek pojąc go krwią? A być może ujawniając mu prawdę? Najbardziej jednak prawdopodobne, że komendant załamał się gdyż prawdę znał od początku, tylko teraz zaczął się z nią godzić.
- Co teraz? - spytał lecz chyba bardziej chodziło mu o swój przyszły los niż o obecną sytuację.
Alek z niecierpliwością czekał na sygnał od Dedley'a. Wreszcie po paru minutach dał się słyszeć cichy, urwany gwizd. Brujah nie ociągał się. Zamierzał zrobić to szybko i tak aby wyglądało to na poważną sprawę. Przywołał skinieniem głowy Behra do siebie i sprawdzając poprawność jego wyglądu otworzył drzwi szarpnięciem. Zobaczył stojących, bądź siedzących w korytarzu śmiertelnych. Dwóch cieciów wiozło na metalowym stole jakiegoś denata, lecz skręcali oni już w drzwi z boku korytarza. Z miejsca poderwał się Summers.
- Jack o co chodzi? Słyszeliśmy niepokojące hałasy. Czyżby profesor już zaczął badanie bez naszego udziału? - Alek od początku wiedział, że ten Summers będzie solą w oku. Był najbardziej wyszczekany i cholernie dociekliwy. Będzie chyba musiał zniknąć, albo przekona się go w iny sposób.
- Nie, nie Nick - rzekł komendant, czym zaskoczył Brujah kompletnie - Tylko większa wymiana zdań. Profesor pokazywał mi... szczegóły znaleziska. Być może to nic tak nadzwyczajnego jakżeśmy sądzili.
- Ale... - Summers już chciał przepchnąć się pomiędzy komendantem i Alekiem w stronę kostnicy. Jednak Jack Behr zamknął szybko za sobą drzwi, przekręcił klucz i schował go do kieszeni.
- Z mojego polecenia do tego pomieszczenia wejść może tylko profesor Wolkow, jego asystent i ja.
- Mówiłeś, że to nic nadzwyczajnego, Jack... - nuta ironii w głosie Summersa dawała jasno do zrozumienia, że podejrzewa on więcej niż chce pokazać.
- Stul już dziób Nick - urwał szybko komendant i ruszył za Alekiem do wyjścia.
Zostawili za sobą czterech osłupiałych ludzi i wyszli w grudniową noc. Ford już czekał na nich w tej samej uliczce, w której Dedley przybrał postać policjanta. Wsiedli z tyłu, gdyż na siedzeniu obok Nosferata leżał biały tobołek z wiadomą zawartością. Ruszyli.
- Wszystko załatwione. - rzekł z nutą ulgi w głosie Szczur. - Przynajmniej ta część, którą trzeba było załatwić oficjalnie. Pojedziemy kawałek a potem schowamy naszego noworodka u mnie. Nikt nie będzie szukał komendanta w slumsach - zarechotał - Chyba, że masz inny pomysł szefie - Dedley odwrócił się w ich stronę wyraźnie rozbawiony, choć widać było, że to tylko na pokaz. Tak naprawdę cały czas zamartwiał się Behrem, Alek widział to w jego oczach. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Pon 10:19, 06 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 12:30, 07 Sty 2014 |
|
Gdy Dedley zabawiał się w rzeźnika odwrócił wzrok i spojrzał na komendanta. Nie to, że zrobiło mu się niedobrze, chciał po prostu zobaczyć jego reakcję. O dziwo, Behr chyba przeżył kryzys i teraz wyglądał odrobinę lepiej. Brujah przypisał to na karb transfuzji, którą mu zaserwował. Po raz kolejny utwierdziło go to w pewności, że brujasza krew niesie siłę. Zastanawiał się ileż jeszcze mocy i tajemnic posiada kainicka vitae. Nie miał wątpliwości, że starsi sporo przed młodymi ukrywają i do pewnych spraw będzie musiał dojść sam.
„Na pewno jednak nie teraz. To nie jest dobry czas na eksperymenty. Dopiero co kolesia poskładałem i nie trzeba go na razie narażać na szok.”
Z zamyślenia wyrwał go sygnał. Wyjrzał przez okno i kiwnął na Behra, żeby szedł za nim. Przed drzwiami wziął głęboki wdech, choć do życia już mu to nie było potrzebne. Od stare przyzwyczajenie. Przewidywał, że nie pójdzie łatwo i może będzie musiał skopać parę tyłków. Tak jak przewidział, ledwie pismaki ich przyuważyły już zwietrzyły trop.
„Cholerny Summers. Wiedziałem, ze będą z nim problemy. Jako ten cholerny profesor nie bardzo mogę mu dać w ryj. Coś muszę wymyślić.”
Już otwierał usta by się wykpić gdy nagle, niespodziewanie w sukurs przybył mu Behr. Alek zamknął usta by nie wyglądać na bardziej zdziwionego niż był. Zastanawiał się czy to moc jego prezencji, napojenie krwią, czy może Behr zwietrzył, że szanse ma tylko ze swoimi. Nie doszedł do żadnych wniosków lecz stwierdził, że w tej chwili to nie ważne. Ważne, że zadziałało. Uchylił kapelusza na pożegnanie i wyszedł szybkim krokiem. Wsiedli do Forda i ruszyli najszybciej jak się dało, tak jednak by nie wzbudzić podejrzeń postronnych obserwatorów. Tak jakby ktoś o tej porze mógł być przypadkowym obserwatorem. W pierwszej chwili chciał się zgodzić na propozycję nosfera i mieć problem z głowy. Pewnie za sprawą używanych niedawno mocy jego zmysły wyczulone były na postrzeganie emocji u rozmówcy i wyczuł, że nie jest to szczera propozycja.
- Kusząca propozycja, ale może ja to zrobię. Nie to, że mam coś do twoich kumpli, ale sam rozumiesz nasz nowy kolega przeżył dzisiaj już sporo. Nie chciałbym narażać go na dodatkowy stres. Sam rozumiesz, zobaczył by ciebie lub twoich ziomków bez przebrania i byłby problem. – Wyszczerzył zęby do Dedleya i miał nadzieję, że tamten załapie żart. – Wywal nas koło mojej chaty w ruskiej dzielnicy. Przenocuje go i trochę z nim pogadam, a jutro wieczorem pomyślimy. Warto by było powęszyć za jego stwórcą i kopnąć go w dupę.
- Dopilnuj tylko, żeby fanty, które zabrałeś zginęły tym razem ostatecznie. Sam to najlepiej spal. Będę spokojniejszy. – Kiwnął porozumiewawczo do chwilowego sojusznika, a potem sprawdził jak się trzyma ich pasażer.
- Przenocujesz dzisiaj u mnie. Chyba potrzebujesz by ktoś dużo ci wyjaśnił. – Zawiesił na chwilę głos dając mu czas do namysłu. – Jutro zastanowisz się co dalej zrobisz.
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 12:13, 11 Sty 2014 |
|
- Tego jeszcze nie było! Dziecko niańczące dziecko! - Dedley roześmiał się dość wesoło. Zrobił tak jak Alek powiedział. Zawiózł ich pod dom Brujah i gdy wysiadali zawołał gestem Wolfa do siebie. Zerknąwszy na komendanta czy aby ten nie zrobi nic głupiego podszedł do Nosferatu.
- Nie chciałem ci tego mówić, ale jednak powiem. Płynie w nim teraz twoja krew więc raczej nie wychylaj się z nim za bardzo bo ktoś może za bardzo węszyć i stwierdzić, że to twój szczeniak. Z mojej strony nic ci nie grozi, ale Alek... uważaj tak jak ci powiedziałem. Jadę pozbyć się tej blaszanej furmanki. - to rzekłszy ruszył nie czekając na odpowiedź Brujah.
Fakt. O tym Alek nie pomyślał. Czy jest jakiś sposób aby sprawdzić kto jest stwórcą wampira? Może Tremere, którzy bawią się krwią potrafią coś takiego? Cholera.
Jack Behr stał na chodniku i czekał znów trochę przybity. Alek wpuścił go do mieszkania i zamknął dobrze drzwi. Choć doskonale wiedział, że kawałek drewna nie zatrzyma czy to człowieka czy wampira, ale nawyk pozostał.
Behr usiadł na jednym z krzeseł ze wzrokiem wbitym w ścianę.
- Co teraz? co masz mi do wyjaśnienia? Że niby jestem tym czym myślę? Czy to tylko głupi żart? Niesmaczny zresztą. Mam wrogów i dobrze o tym wiem, ale jaki szalony umysł wymyślił by takie upodlenie dla człowieka?
Behr spojrzał dość obojętnym wzrokiem, lecz za tą fasadą czaiła się groza z którą walczył ponownie. Po raz kolejny falami zalewała go świadomość, że to co się dzieje nie jest żartem ani narkotykowym zwidem. Alek widział to w jego oczach. Wyczuwał ten strach, taki sam jak wówczas gdy Michels przemieniał jego samego. Z początku wierzył ojcu, że będzie nieśmiertelny lecz gdy krew falami poczęła z niego wypływać a życie uchodzić targnęły nim wątpliwości i opanował ten sam strach co teraz komendanta... |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 12:25, 11 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 13:26, 13 Sty 2014 |
|
Zdjął marynarkę i rzucił nie patrząc na krzesło. Rozchełstał koszulę pod szyją, bezceremonialnie zdjął ją przez głowę i ona również dołączyła do marynarki. W chwilę potem buty również poleciały w tym kierunku. Westchnął i z jego gardła wydobył się pomruk autentycznego zadowolenia. W spodniach i w koszulce na ramiączkach czuł się dużo swobodniej. Do początku nocy łaził w oficjalnym stroju i już miał go serdecznie dosyć. Kłapnął na fotel i drugi wskazał gościowi.
„Od razu lepiej. Mała rzecz, a cieszy. No, to teraz można zając się poważnymi sprawami.”
- Siadaj. Poczęstowałbym cię piwem, ale lubię ten dywan. – Skrzywił się sam słysząc tak kiepski żart. Cóż było zrobić, taki miał charakter. Nawet gdy ktoś przystawiał mu lufę do skroni, próbował drwić. Tym razem jednak spróbował się opanować. Nie znał tego faceta i nie miał pewności jak on zareaguje.
- Dobra. Zagramy w grę. Będziemy gadać na zmianę. Ja wyjaśnię coś tobie. Ty wyjaśnisz mi. Tak chyba będzie najszybciej bo strasznie dużo tego wyjaśniania się kroi.
Zamilkł na chwilę próbując zebrać myśli i spróbować jakoś ułożyć sobie w głowie sensowne przemówienie. Pewnie profesorek, którego jeszcze niedawno udawał umiałby to zrobić, niestety Alek był raczej człowiekiem czynu i choć starał się ostatnio zdobyć trochę ogłady to jednak przemawianie nie stało wysoko na liście jego umiejętności.
Rozłożył się swobodnie na fotelu, trzymał dłonie w taki sposób by komendant je widział. Wysilił się na niedbały uśmiech tak by choć trochę rozładować napięcie i zaczął.
- No, nie siedzę tobie w głowie i nie wiem co myślisz, ale jeśli wydaje ci się, że jesteś teraz pieprzonym drapieżnikiem z horrorów opowiadanych przez nianie jak byłeś mały…- Zawiesił na chwilę głos. – To bardzo dobrze ci się wydaje.
Alek nie miał czasu na jęczenie i przekonywanie gościa, że tak nie jest więc dla demonstracji wystawił na chwilę kły. Uśmiechnął się, a potem je schował.
- Proszę, spróbuj sam. To nie jest trudne. – Kiwnął w jego stronę ręką w ramach zachęty i gadał dalej.
- Sam bym chciał wiedzieć kto ci to zrobił i jeśli mi pomożesz może go dorwiemy. Musisz zrozumieć, że teraz jesteś jednym z nas i obowiązują cię nasze prawa. To, że ich nie znasz niczego nie rozwiązuje. Nie chcę cię stresować bardziej, ale nasz wymiar sprawiedliwości jest dużo mniej litościwy niż ludzki. Jeśli popełnisz błąd zapłacisz głową. Właściwie już masz przejebane i tylko od twojego rozsądku zależy czy nie pójdziesz do piachu.
Skrzywił się i pospieszył z wyjaśnieniami.
- Wolałbym, żebyś nie okazał się głupi bo pomagając tobie ryzykuje swoją dupą. Jeśli ty polecisz, polecę też ja. Pomogłeś mi z tymi nieszczęsnymi zwłokami więc ja pomogę tobie. Spróbuj opowiedzieć mi wszystko co pamiętasz na temat twojej przemiany. Każdy szczegół będzie cenny. No i nie krepuj się zadawaj pytania. Postaram się odpowiedzieć. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 21:50, 16 Sty 2014 |
|
Behr w odróżnieniu od Aleka nie był wcale rozluźniony. Szybko zlustrował pomieszczenie, w którym mu było dane przebywać. Spojrzał na wampira, Wpatrywał się długo w Wolfa tak jakby porównując jego wygląd ze swoim. Od czasu do czasu zerkał na świeże rany na nadgarstku i bezwiednie dotykał ich kciukiem.
- Podejrzewam, że nie jesteś żadnym profesorem - rzekł z lekkim rozbawieniem w głosie. W sumie Alek zaśmiał się krótko, gdyż uwaga wydała mu się nader zabawna. - To co próbujesz mi powiedzieć od momentu... mojej... niemocy w kostnicy to... niewiarygodne - komendant mówił jakby próbując dobierać odpowiednie słowa - Chcesz mi powiedzieć, że jesteś... my jesteśmy - zaakcentował dwa ostatnie słowa - wampirami, tak? - rozsiał się w fotelu, wbijając plecy w oparcie tak jakby próbował się wtopić w plusz tapicerki - Zabawne. Widziałem już kilku niezłych świrów. Jeden nawet pogryzł kilka dni temu całą swoją rodzinę, ale on chorował na wściekliznę. - Brujah od razu przyszedł na myśl odmieniony Hutchinson, którego ledwo usiekli w szpitalu - Ten człowiek był chory i myślę, że mnie spotkało coś podobnego.
Zamilkł widząc jak jego rozmówca wolno kręci głową i spogląda na jego przedramię, gdzie nadal widniały ślady ugryzienia. Behr poddał się chyba wreszcie myśli, że cokolwiek będzie próbował negować to Alek i tak usilnie będzie wpajał mu prawdę. Obaj wiedzieli, że Behr doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że wszystko co mówi wampir jest prawdą, jednak jeszcze nie do końca się z tym pogodził. Załamał wreszcie ręce i rzekł zrezygnowany:
- Dobrze, twoje na wierzchu. Od razu wiedziałem, że ten typ jest jakiś dziwny. Choć był tylko kolekcjonerem monet, wiesz mam całkiem pokaźną kolekcję... - przerwał widząc, że jego rozmówca nie jest tym zainteresowany - W jego oczach widziałem coś co kojarzyło mi się ze starością. Jeśli utrzymujemy, że jestem wampirem, albo że jestem po prostu chory to chorobą musiał zarazić mnie on. Teraz nachodzi mnie dziwna myśl, że zawsze spotykałem go po zmroku - z gardła Behr'a wydobył się stłumiony śmiech - Po zmroku. - dodał jakby próbując sobie coś przypomnieć - W restauracji. Raz spotkałem go w restauracji w której często jadam. Rozmawialiśmy ze trzy godziny a on nie tknął swojego rostbefu sauté! Nie pił też wina. Jejku nawet najbardziej wybrednemu żołądek by się skręcił od samego widoku tego dania!
Alek chciał wtrącić, że Jack nie zje już rostbefu sauté czy jak to zwał. Nie skosztuje też wina. Od teraz będzie poił się tylko krwią i to najlepiej świeżą.
Komendant nagle przypomniał sobie o pokazie Brujah. Włożył palce do ust i pomacał swoje zęby.
- Rzeczywiście - zabrzmiało to jak "zecywiscie". Po chwili wyjął place i wysunął parę kłów. To zaważyło. Zamknął usta i przez chwilę kontemplował swoją sytuację, jednak Alek widział teraz w jego oczach determinację. Widywał już podobne spojrzenia, u ludzi, którzy nie maja nic do stracenia a wiele do zyskania.
- Mówisz o prawach wampirów? To jest was... nas... więcej? Ten policjant co z tobą był.... czy on też? Czemu chcesz znaleźć osobę, która... mi to zrobiła? Dlaczego ryzykujesz? Dlaczego ja ryzykuję? Czemu ten funkcjonariusz nazwał nas dziećmi? Co ja teraz pocznę do jasnej cholery! Mam żonę, dwóch synów, dom, stanowisko! co z tym wszystkim?
Alek znów dostrzegał, że komendant się rozkleja. Zaczynał już mówić z sensem a tu nagle wyleciał z rodziną i dziećmi. Musiał skierować rozmowę na inne tory zanim Jack przeżyje kolejny szok. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 20:27, 17 Sty 2014 |
|
Bacznie obserwował gliniarza i z czasem nabierał o nim dobrego zdania. Facet się nie rozkleił, nie załamał i nie pierdolił głupot. Cóż, za życia był główna gliną w tym mieście i grał w pierwszej lidze VIP’ów.
„Może będą z niego jeszcze ludzie. Choć z tego co się przekonałem pierwsza liga ludzi nie ma szans z przeciętnymi pijawkami.”
Gdy usłyszał oznaki słabości w jego głosie przestał się bujać na krześle. Pochylił się w stronę gościa i wtrącił w słowo.
- Po kolei. Na początek zła nowina. To nie jest choroba. Potraktuj to raczej jako podróż w jedną stronę. Nie ma szans na powrót. Nie bo nie. Ni chuja.
- Są jednak plusy. Nie chorujesz. Nie starzejesz się. Nie umierasz ze starości. To na początek. Potem pokaże ci jeszcze kilka sztuczek, które mogą ci się spodobać. Wróćmy jednak do sedna.
- Twoja rodzina. Nikt nie broni ci do nich wrócić. Tyle, że oni nie mogą poznać prawdy. Wspomniałem ci już o zasadach, które nas obowiązują i których musisz się trzymać. Tego powinien nauczyć cię właśnie twój ojciec zanim pozwolił ci brykać samopas. Ojciec czyli ten gnój, który cię przeistoczył w tak haniebny sposób. Do rzeczy. Jeśli powiesz, pokażesz, dasz się złapać jako wampir. Pójdziesz do piachu. Definitywnie. Wierz mi nasz wymiar ścigania i sprawiedliwości jest dużo lepszy od ludzkiego. Jeśli zdradziłbyś komuś prawdę to wtedy ty, ten ktoś i wszyscy świadkowie idą do piachu. Obojętnie, sto, dziesięć, tysiąc. Na twoim miejsc trzymałbym się z daleka od wszystkich, których kochasz. Nie wiem, może pożegnaj się z nimi i potem wykombinujemy jakiś wypadek, który cię spotka. pomyśl o tym, ty byłeś szefem powinieneś mieć głowę na karku.
Zamilkł na chwilę. Zaschło mu w ustach. Bycie Brujahem miało swoje wady. Wszystkie emocje targały nim podwójnie. Czuł się gównianie w roli duchowego przewodnika Behra. Dodatkowo chciał spuścić lanie jego ojcu. No i na koniec współczuł mu cholernie bo faktycznie znalazł się w gównianej sytuacji. Jednak noc, która właśnie trwała wyeksploatowała go prawie zupełnie. Pomimo targających nim uczuć dudniły mu w głowie echa ultimatum księcia. Zastanawiał się w jaki numer chce mu wykręcić jego „rodzony” wampirzy brat. Co chce od niego starsza malkawianów. Czy jeśli dzieliłby krew z Ateną to czy było by równie przyjemnie czy bardziej. Co kombinują nosferatu. Dopiero ta ostatnia myśl wyrwała go z zadumy. Czół w głowie chaos pewnie o wiele większy niż ten biedny Behr. Przez chwilę zastanawiał się czy jego myśli również nauczyły się czerpać z mocy akceleracji. Potrząsnął głowa by skupić się na tym co ważne.
- Aha. Tamten szczur nazwał nas dziećmi bo wedle naszego prawa jesteś dzieckiem. Co mi przypomina, że muszę kopnąć go w dupę za to, że odezwał się tak do mnie. Czemu ci pomagam? Dobre pytanie. Nie wiem. Jestem Brujahem, a my ponoć jesteśmy cokolwiek impulsywni. Chyba chciałbym zobaczyć jak kopniesz w dupę swojego starego tak mocno, ze będzie mógł pocałować słońce. – Wyszczerzył się w uśmiechu. Był to uśmiech mało przyjemny. Taki, który zna każdy bandyta. Uśmiech wieszczący śmierć. Wszak obaj byli bandytami. Tylko, że jeden miał odznakę. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez malkawiasz dnia Pią 20:29, 17 Sty 2014, w całości zmieniany 2 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 12:19, 21 Sty 2014 |
|
Behr wysłuchiwał wszystkiego z obojętną miną. Pogodził się już z losem i utwierdzał w przekonaniu, że wszystko co się dzieje jest prawdą. Zaczął nawet dywagować nad swoją nieśmiertelnością.
- No a kołek? Woda święcona? Słońce? Odkąd taki jestem mam uraz do jasnego światła. W dzień złapie mnie niemoc? - rozejrzał się po pokoju i zerknął przez drzwi do sypialni Aleka - Widzę, że trumna ci nie potrzebna a więc odbywa się to w tradycyjny sposób. - rzekł a na jego twarzy zagościł cień uśmiechu. Wstał i przespacerował się kilka kroków, nadal od czasu do czasu bezwiednie pocierając palcami rany na przedramieniu.
- To co czułem tam w kostnicy... to uczucie było mi tak obce, ale zarazem głęboko w podświadomości czułem, że odczuwałem je już niejednokrotnie. To był głód, tak to nazwałeś. Czyli musimy pić krew. Czy poimy się nawzajem... czy będę musiał...? - zawiesił głos a w jego oczach zagościł strach. Być może komendant zabił już człowieka, może nie jednego, ale z pewnością byli to przestępcy, którzy na to zasługiwali... lub po prostu nie dali mu wyboru. Jednak wizja mordu na niewinnej osobie tylko dla zaspokojenia swoich potrzeb wydała się temu, poniekąd praworządnemu mężczyźnie obca i przerażająca. W oczach Aleka dostrzegł chyba potwierdzenie swoich przypuszczeń i obaw gdyż ponownie zakrył dłońmi twarz. Jęknął i przeczesawszy sobie dłonią włosy podszedł do okna. Wyglądał w noc oglądając zimę w Seattle a jego myśli krążyły po ciemnych zaułkach, w których mógł czaić się potwór.
- Ilu nas jest? - zadał to pytanie tak naturalnie jakby się pytał o wyautowanych zawodników w lidze baseballowej pod koniec dziewiątej rundy. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 8:32, 22 Sty 2014 |
|
Alek dobrze odebrał nagła zmianę tematu. Znaczyło to, że Behr nie jest jednak słabym umysłem i wziął się w garść. Miał taką nadzieję, skoro był szefem policji. Przez krótką chwilę bał się jednak, że tamten się załamie i będzie musiał go zabić. Wcale by się nie zdziwił gdyby tak się stało. Szok towarzyszący przemianie był zbyt wielki by wszyscy potrafili go przetrwać. Postanowił to zapamiętać jako cenną lekcje na przyszłość. Tymczasem korzystał, że myśli Behra nie były już tak obsesyjne.
- Niektóre to bajki, w niektórych bajkach jest ziarno prawdy. Wedle naszego prawa to właśnie twój stwórca powinien ci to uświadomić. Niezręcznie się czuje w tej roli. – Uśmiechnął się szczerze. Przynajmniej miał taką nadzieję. – Kołek w serce cię unieruchomi. Słońce zabije. Woda i czosnek nie robią problemu. Chyba, że wcześniej miałeś do nich jakiś osobisty uraz. – Spróbował zażartować.
Jak to przewidział, pytania wkrótce zeszły na nieuchronny temat. Krew. Wszak wokół niej kręciło się nieżycie wampirów.
- Krew jest ważna. Dzięki niej funkcjonujemy. Nie, nie musisz zabijać. Właściwie to nawet nie powinieneś. Możemy poić się nawzajem, ale to raczej w ostateczności. Wtedy, w kostnicy byłeś na granicy głodu, jest to bardzo niebezpieczne bo możemy wpaść wtedy w szał. Musisz o tym pamiętać i nigdy nie doprowadzać się do takiego stanu. Gdybym cię nie napoił prawdopodobnie zabiłbyś tamtych ludzi.
Brujah milczał przez chwilę by dać gościowi czas do przemyślenia tamtej sytuacji.
- Musisz kontrolować swój głód. W ten sposób zaspokajasz swoje potrzeby i możesz zachować człowieczeństwo. Nie musisz zabijać jeśli jesteś ostrożny. Mamy na to swoje sposoby. Nasza krew daje nam pewne przewagi. Sporo utrudnia fakt, że nie wiemy kto był twoim ojcem i z jakiego był klanu. No, przynajmniej wiemy, że nie był nosferem. – Znowu zażartował. Kolejne pytanie gliniarza obudziło dzwonki alarmowe w głowie Aleka.
- Ile? Pojęcia nie mam. Jesteśmy raczej terytorialni i samolubni. Chwilowo musisz się ukrywać bo stworzono cię wbrew prawu, ale potem jeśli będziemy ostrożni przedstawię ci paru naszych. – Zamyślił się po tej kwestii bo sam nie wiedział czy sprawy Behra stoją aż tak w dobrym świetle. Wszystko zależało od tego kim był jego ojciec i w jakich kontaktach był on z księciem. W najgorszym przypadku „młody” będzie musiał zmykać z miasta lub szukać anarchistów. W obu przypadkach zmniejszało to szanse nowego wampira. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 11:04, 24 Sty 2014 |
|
- Na pytanie "dlaczego?" chyba będę musiał sam znaleźć odpowiedź. Ale jak mówisz... mam dużo czasu. - smutny uśmiech zagościł na twarzy Behr'a - To jak mam teraz odnosić się do swojej nieśmiertelnej duszy skoro i ciało mam nieśmiertelne? - to teologiczne pytanie skierował bardziej do siebie niż do Brujaha. Kolejne pytanie skierowane w noc, w stronę okna. Komendant stał nadal plecami do swojego rozmówcy. Wpatrywał się w pokryte śniegiem ulice i ciemne niebo zakryte ciężkimi chmurami. Chciał chyba oswoić się ze świadomością, że teraz przyjdzie mu oglądać świat tylko po zmroku.
- Mój stwórca. Mówisz o tym mężczyźnie, który ugryzł mnie i zmienił...? Pamiętam tylko jego oczy... reszta maluje się jakby rozmazana... tak jakby mój umysł wypierał to ze mnie!
Alek czuł się kiedyś podobnie. W Los Angeles. Przypomniał sobie jak przez mgłę faceta w szarym garniturze. Też zapadły mu w pamięć tylko jego oczy! Larry Green. Jednak z początku nie pamiętał nic z ich spotkania. Dopiero przemiana uwolniła falę wspomnień. Został wówczas jako śmiertelnik potraktowany mocą dominacji... wyglądało, że Jacka Behr'a spotkało to samo. Czyżby to miał być ten sam wampir? Kolejne pytanie bez odpowiedzi. Z zamyślenia wyrwał go głos komendanta.
- Nazwałeś siebie Brujah to po hiszpańsku wiedźma. A ci nosferatu? mówisz o tym jak o organizacjach? Klubach? Jak to zwać? Cholera, Boże Wszechmogący... nadal czuję się z tym jak dziecko wrzucone na środek oceanu... Dziecko to faktycznie trafna nazwa - chciał się zaśmiać jednak śmiech ugrzązł mu w gardle.
- Powiedz mi jeszcze jedno i dam ci spokój. Często dzieje się tak, że wampir tworzy innego wampira, tak jak mnie i pozostawia samemu sobie? Jeśli tak to muszą być nas dziesiątki jeśli nie więcej... tu w samum Seattle? A w kraju? Na świecie? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|