|
|
|
|
Autor |
Wiadomość |
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 15:14, 08 Mar 2014 |
|
Mark T. Fraser był wyraźnie zbity z tropu rewelacjami jakie przyniósł mu Alek. Zamrugał kilkukrotnie, odwrócił wzrok i poprawił swoją granatową muszkę, która cholernie nie pasowała do szarego garnituru, który dziś przywdział. Pogładził się też po szpiczastej bródce i rzekł.
- Chcę abyś coś dla mnie zrobił Alek. - słowa wypowiadał szybko - Chciałbym abyś lepiej przyjrzał się komendantowi. Dobrze, że go nie zgładziłeś. Śmierć komendanta sprowadziłaby nam na głowy całą policję. Wiem, że nadasz się do tego. Jesteś bandziorem, znasz ulicę, możesz popytać powęszyć. Masz moje całkowite poparcie w tej sprawie.
Choć zaskoczony mówił teraz tak jakby miał w głowie gotowy plan.
- Teraz pytanie komu jeszcze powiedziałeś o tym Lasombra? Taka wieść mogłaby trochę popsuć szyki Kainitom w mieście. Mam już dość plotek mówiących, że pobliskie miasto zostało opanowane przez Sabat, a to umocniłoby niektórych w tym poglądzie.
Fraser okrążył stół i znalazł się dokładnie po drugiej stronie makiety. Zatoczył dłonią łuk pokazując na miniaturowe miasto.
- Kiedyś wielcy wodzowie toczący bitwy ustawiali na mapach piony symbolizujące armie. Ja mam to. Każdy róg, każda dzielnica ewoluuje, zmienia się. Od 1900 roku, kiedy to Primogen zaakceptował mnie jako Księcia Seattle tworzę mój plan bitwy. Z początku był tylko tu - dotknął palcem skroni - Lecz potem - znów pokazał na makietę - Centrum, strawione pożarem w 1910 nie było aż tak bogate. Przed Wielką Wojną nie było aż tak rozbudowanej fabryki broni, ani tak wyposażonej jednostki wojskowej. Wszystko staram się uzupełniać na bieżąco - spojrzał na rozerwany kartonowy szpital - Zdarza się, że brak mi czasu jak ostatnio i dopiero kilka nocy później następuje aktualizacja. Widzisz? - pokazał gdzieś na obrzeża miasta, tuż przy staraj wieży ciśnieniowej - Tu niedługo będzie gruzowisko i stanie nowe osiedle. Potrwa to kilka lat, ale ja już mając plany i wygląd osiedla staram się je przenieść do mojej miniatury. Rzecz w tym Alek, że muszę nieustannie wybiegać myślą wprzód. Taki już żywot wampira. Nie okłamujmy się, wielu nie chciałoby się znaleźć na moim miejscu, lecz równie wielu oddało by dużo aby stać tu gdzie ja. Jeśli pojmiesz choć połowę tego co się dzieje w Seattle to będziesz na dobrej drodze ku chwale. śmiertelni się rodzą i umierają. Ich plany można łatwo zetrzeć w pył. Ich marzeniami wybrukowana jest nasza ścieżka.
Mark T. Fraser przerwał na chwilę i podszedł powoli do Aleka
- Dlatego muszę wiedzieć kto jeszcze wie. Muszę mieć zrewidowaną wiedzę aby móc przedsięwziąć odpowiednie kroki. Kilku pismaków nie stanowi problemu, wypadki chodzą po ludziach a siła pieniądza znana jest od czasów prekolumbijskich. Jednak to co przed chwilą mi ujawniłeś w niepowołanych rękach może stać się bronią potężniejszą niż skrzynka granatów rzucona do tego pokoju. Plotka, niech Kain nas przed nią strzeże.
Znów zamilkł ale zanim Alek się odezwał uniósł lekko dłoń i rzekł
- Szanuję twoje oddanie miastu i mnie jako władcy. Szpitalem się nie przejmuj. Miasto musi żyć. Wiceprezydent przyjedzie niedługo ale i on jest tylko śmiertelnikiem. Wyjedzie święcie przekonany, że wykonał tu kawał dobrej roboty. Szczerze ci powiem Alek, nie znasz się na sztuce. Ale pochwała mojej małej pracy nie uszła mej uwadze, nawet jeśli to wazeliniarstwo pierwszej wody. - uśmiechnął się z przekąsem. - Ten Dedley, on wie? Skoro był tam z tobą to z pewnością wie. Czy mógł komuś wygadać? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 18:58, 08 Mar 2014 |
|
Przemowa Fresera lekko zbiła go z tropu. Facet skakał po tematach jak opętany. Brujah zaczął się zastanawiać czy przypadkiem Toreadorzy nie są bliskimi kuzynami Malkawian. mimo, że nie nadążał z Księciem i zaczął wątpić w jego poczytalność słuchał uważnie. Wrodzony, zwierzęcy spryt ostrzegł go, że banalne pytania mogą kryć pułapkę.
„Ten wariat chyba nie jest taki głupi. Nie mógł pozostać na tronie gdyby byłby. Musze być cholernie ostrożny. Korci mnie by skłamać lecz jeśli powiem, że nikt nie wie to może się okazać, że starego, dobrego Aleka spotka zaraz jakiś niefortunny wypadek. Dla tego świra najcenniejsze jest miasto. Jeden młody kainita do piachu to może być mała cena. Lepiej się zabezpieczyć.”
- Nie. Dedley nie wie. Wie, że komendant jest przemieniony lecz nic nie podejrzewa. – Alek miał wrażenie, że właśnie ratuje szczurowi życie.
- Wie za to Primogenka Malkawianów. Ona naprowadziła mnie właśnie na trop Lasombra. Zwierzyłem się jej, że spotkałem wampira, który nie odbija się w lustrze. Ona mnie uświadomiła kto to może być i poradziła bym ciebie niezwłocznie powiadomił panie. Kazała nikomu innemu o tym nie mówić. – Skłamał gładko by nie sprowadzać kłopotów na Bedalie. – Dla tego tu jestem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 21:09, 08 Mar 2014 |
|
- Cioteczka Betty - sapnął książę przez nos i pokręcił głową - Gdyby była choć na tyle lekkomyślna co szalona mógłbym się zacząć martwić. Wiesz, że za plecami nazywa mój klan Pucybutami? - uśmiechnął się kwaśno - Betty jest jedną z niewielu wampirzyc, której potrafią słuchać Malkavianie i nie tylko. Ponoć nauczyła się tej sztuki gdzieś w Baltimore czy Atlancie, nie pamiętam. Spotkała tam Świra, który był ponoć księciem, albo takim mitomanem, że potrafił o tym przekonać nie tylko siebie ale też innych. - pstryknął palcami - Dobrze, a więc wiemy, ty, ja Cioteczka i jeszcze stwórca komendanta. Jednego nie mogę odmówić Betty, z pewnością opowiedziała ci dość szczegółowo o Lasombra. Nie liczę, że Michels dał ci taką wiedzę. Tak więc wiesz co taka... plotka... mogłaby zrobić z tym miastem? - zrobił pauzę aby sprawdzić czy Alek rozumie. Ten rozumiał chyba aż za dobrze.
- Teraz chyba powinienem w spokoju poczekać na wyjaśnienia dotyczące okoliczności w jakich się rozstaliście z komendantem, ale podejrzewam, że wyjaśniłeś mu na swój sposób co ma robić a co nie. Szkoda, że nie wpadłeś na to aby wbić mu kołek w serce - Fraser zgrzytnął zębami ale nie był zły - Trudno, nie można oczekiwać od dzieci, że będą zachowywać się jak dorośli. - Fraser wbił na dłuższą chwilę wzrok w dzielnicę, którą Alek kojarzył z kilku lokali i kilku porcjarzy opium i innych narkotyków.
- Klub "Przystań", to taki mój lokal gdzie mogę w spokoju powymieniać informację z moimi informatorami. Nie jest to żadna tajemnica, gdyż w większości są to śmiertelni. Nosferatu wiedzą dużo, ale nie siedzą wszędzie. Te małpy, które łażą po ulicach wymyśliły nowy zawód, wiesz? Prywatny detektyw. Ludzie zawsze za pieniądze wydadzą kogokolwiek chcesz, ale ci sprzedają wręcz swoje usługi i to otwarcie. Ha! - spojrzał na Brujah lekko rozbawiony widać to było po iskrach w jego oczach - Ale co ja ci mówię, ty żyjesz w tej samej epoce w której umarłeś, ech - westchnął - Chodzi mi o to, że prosiłbym cię abyś pobawił się w takiego prywatnego detektywa jeśli chodzi o tego komendanta. Trzeba go najpierw uziemić i wyjaśnić to i owo. Skoro mówisz, że będzie użyteczny to chyba masz rację. Będzie użyteczny do czasu aż znajdziemy jego ojca. Potem zdecyduje o nim rada Primogenu - popatrzył znów dość długo na Aleka - To przypomina mi o pewnym innym problemie dotyczącym niechcianej pijawki, prawda? - znów pstryknął palcami - Aleś sobie to wymyślił. A może Betty ci to podpowiedziała? Od razu wiedziałem, że byłeś u niej. Nie dość, że prosiła cię do siebie wczoraj to teraz cuchniesz jej maściami i tym całym fetorem co wkoło siebie roztacza ta starucha. Powiedz jeśli się mylę. Chcesz wymienić Lasombrę na trzeciego synalka Michelsa, co? Wiesz, to nie głupi pomysł. Przemyślę to w zamian za informację i w zależności od twoich postępów z komendantem. - przechylił głowę i cmoknął kilka razy - Nie sądziłeś chyba, że ignoruję Cioteczkę i jej spryt. Tego niestety też nie mogę jej odmówić. Jest cholernie przebiegła i aż strach pomyśleć kto by rządził w tym mieście gdyby nie spokrewnił ją Świr? - Mark T. Fraser znów zamilkł i wskazał na jedną z ulic na makiecie - Komendant mieszka na State Avenue tam radziłbym ci zacząć... jeśli chcesz oczywiście zyskać w moich oczach. Na razie widzę w tobie obiecującego Brujah. Brujah, ale zawsze wampira. Zresztą twoim ojcem jest Jason Michels, Brujah którego naprawdę szanuję. Więc jak będzie? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Sob 21:14, 08 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 11:47, 10 Mar 2014 |
|
- Wpadłem na pomysł zakołkowania młodego. – Mimo obraźliwego tonu Księcia, Alek starał się by jego był jak najbardziej neutralny. – Nie wiedziałem jednak czy on działa sam czy jest to jakaś prowokacja. Na początku myślałem, że to jakiś szpieg. Dla tego postanowiłem go obserwować.
Zastanowił się nad słowami Księcia. Mimo niechęci do władzy nie mógł odmówić mu inteligencji. Facet chwytał wszystko w lot i do tego przenikliwie odkrywał motywy Aleka. Cóż, utrzymywanie się u władzy eliminowało widocznie słabsze osobniki. Niewątpliwie Fraser nie był żadną marionetką. Do tego zdawał się doskonale poinformowany i Brujah stwierdził, że musi mieć niezła siatkę wywiadowczą. Postanowił to zapamiętać i uważać co robi i mówi.
- Postaram się doprowadzić tą sprawę do końca i wtedy zadecydujesz Książe. – Alekowi nie spodobało się, że o Behr’ze zadecyduje Rada Primogenu. Nie mógł ryzykować, że poślą go dla kaprysu do piachu. Postanowił już dawno, że spróbuje mu pomóc i od razu zaczął kombinować co dalej. Przypatrzył się dobrze makiecie. Zapamiętał dokładnie oba adresu. Speluny Księcia jak i domu Komendanta.
- Zajmę się tym niezwłocznie. Noc jeszcze młoda, więc jeśli mogę odejść to ruszę w miasto.
Nie znał się na wampirzej etykiecie i wiał nadzieje, że takie pożegnanie wystarczy.
Postanowił wpaść na chwilę do zaułku Dedleja i sprawdzić czy go tam zastanie. Chciał jedynie wymienić uprzejmości i upewnić się, że tamten zajął się odpowiednio dowodami. Potem miał zahaczyć o dom Behra, zobaczyć czy nie kręci się gdzieś w pobliżu. Do głowy wpadł mu pomysł by zabrać tamtego do szeryfa. Pomyślał sobie, że mogli by sobie przypaść do gustu. Jeśli Behr był gliniarzem z krwi i kości, może będzie chciał współpracować z wymiarem sprawiedliwości kainitów. Wtedy miałby jednego z rady za sobą. Poza tym Alek musiał porozmawiać z Gangrelem na temat długu, który mu był winien. Brujah nie lubił długów wiec chciał go spłacić jak najszybciej. Miał jednak kilka pytań. Cóż, miał nadzieję, że Książę nie dorzuci mu jeszcze jakichś zadań. Może i wszyscy dawali mu odczuć jakim jest dzieckiem, ale jakoś bardzo chętnie zrzucali na to dziecko swoje zadania. Alek pomyślał sobie z przekąsem, że chyba faktycznie Brujahowie są najaktywniejszym klanem, skoro każdy coś od niego coś chce. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 8:36, 11 Mar 2014 |
|
Fraser zaskoczył trochę Aleka gdyż na pożegnanie po prostu podał mu dłoń.
- W Elizjum wprowadziłem zakaz używania dyscyplin, więc nie obawiaj się tu niczego. - tymi dziwnymi słowami zakończył rozmowę.
Alek opuścił Seattle Museum of Art bez przeszkód, nie natknąwszy się ani na McCollinsa ani na Gwyneth. Ghul ciągle stróżujący przy drzwiach również go nie zaczepił.
Obdarty z ludzkiej godności zaułek Dedley'a wydał się znów Alekowi kontrastować z resztą miasta. Nie mógł on przypomnieć sobie czy na makiecie Księcia był widoczny jako skaza miejska, czy zwyczajnie wtapiał się w tło infrastruktury. Wampir przeszedł przez dziurę w płocie. Jakiś łach dostrzegł go i ruszył w jego stronę. "Hej" powiedział "Zrobię ci loda za dolca". Alek zareagował tak jak zareagowałby każdy mało zainteresowany "usługami" kloszarda. Do tego doszła jeszcze jego spuścizna klanowa i po chwili żebrak leżał na ziemi licząc swoje zęby. Zresztą, pomyślał Brujah za życia też by tak postąpił.
Dedley pojawił się dość szybko. Był w tej samej postaci którą rzekomo posiadał za życia. Przez długą chwilę milczał jakby miał jakąś pretensję do Aleka, jednak po chwili rzekł
- Znów się spotykamy. Mogłem się domyślić, że tu wpadniesz. Jednak... - zawahał się jakby nasłuchując - To chyba nie jest dobry moment na odwiedziny kolego. Mów szybko co chcesz i zmykaj. - Dedley zrobił się wyraźnie nerwowy. Czyżby zbliżał się ten, z którym związany był krwią? Alek czasami wyczuwał bliskość Michelsa, gdyż krew ojca płynęła w nim. Zdarzało się to rzadko, ale się zdarzało. Skoro Dedley ma Więź Krwi z Larrisem to być może ta wieź jest o wiele bardziej wyczuwalna przez młodego Nosferatu? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 10:44, 11 Mar 2014 |
|
Po chwili żałował już że stuknął tego bezdomnego. Miał teraz wyostrzony refleks lecz czasem lecz czasem zdawało mu się, że brak mu kontroli nad nim. Na szczęście Szczur pojawił się bardzo szybko. Alekowi zrobiło się głupio.
- Ok. To spadam. Chciałem pogadać. Ot nic pilnego. Jak znajdziesz chwilę to wpadnij. Nie będę teraz przeszkadzał. I przepraszam za to że go stuknąłem.
Mijając poszkodowanego schylił się i wcisnął mu piątaka z krótkim – Sorry.
„Doba. Szczur był podenerwowany, a ja nie zamierzam się ładować w kolejne problemy. Innym razem.”
Zostały mu dwie pozycje z jego zaplanowanego na nockę spaceru.
„Warto by powęszyć za Behrem, ale to może potrwać dłużej. Albo go znajdę, albo nie. Lepiej zacznę od gangrela, tam powinno pójść szybko, a najwyżej innej nocy zaprowadzę komendanta do szeryfa. Nie wszystko na raz. Noc i tak była bogata.”
Na takich rozważaniach schodziła mu droga gdy udał się w kierunku sądu. Incydent z człowiekiem Dedleya przypomniał mu o własnych „ludziach”. Postanowił, że w najbliższym czasie odwiedzi ich i zobaczy co w trawie piszczy. Poza tym teraz miał już inny punkt widzenia i będzie mógł się zorientować w świecie, który był dla nich zakryty jak i dla niego kiedyś. Teraz będzie mógł prześledzić terytoria prawdziwych władców miasta i spróbować odgadnąć kto pociąga z sznurki gangów, mafiosów i innych „ludzkich szarych eminencji.”
„To może być nawet ciekawa zabawa. Teraz jak już wiem, że nie wszystko jest atak jak się ludziom wydaje to będzie ciekawa gra. Jak w szachy, tylko szachownicą będzie miasto. Książę podsunął mi dobry pomysł. W nic się nie będę mieszał tylko zbierał informacje. Zresztą kłopoty jakoś same mnie znajdują.” |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 20:13, 12 Mar 2014 |
|
Po raz kolejny podczas ostatnich nocy wylądował pod tym budynkiem. Kiedyś jak jeszcze prowadził aktywnie przestępczy tryb życia budził on w nim lekką odrazę. Teraz okazał się być kolejnym narzędziem w rękach Kainitów. Minął dwa filary, między którymi kryło się wejście do sądu i pchnął ogromne drzwi. Dziwne, że nikt nie zastanowił się nigdy, że sąd otwarty jest 24 godziny. Cóż, władza Rodziny sięgała dużo dalej.
Kroki Aleka odbiły się echem gdy wszedł do hallu, którego podłoga przypominała planszę do rozgrywek szachowych. Gangrela nie było w zasięgu wzroku ale Aleka dostrzegł ochroniarz. Nowość? A może wcześniej Noah Brick spodziewał się ich? Nozdrza Brujah szybko wyczuły wampirzą vitae. A więc kolejny ghul. Każdy miał sługi, no może poza Bedelią. Ale Malkawianka z pewnością kryła w sobie wiele tajemnic.
- Sędzia - zaczął cieć ubrany w szary mundur - dziś nie przyjmuje... - zawahał się gdyż rozpoznał w Aleku wampira - Och, przepraszam zaraz powiadomię go o pańskiej wizycie.
Ghul był co najmniej przerażony wizją, że tak zaniedbał osobę Aleka.
Gangrel zszedł po schodach do hallu ubrany nadal w togę i taszcząc pod ręką jakąś opasła księgę. Był kwintesencją sędziego. Odłożył tom na mały stolik w hallu i spoglądając na Brujah'a co jakiś czas rzekł
- Słyszałem, że walka z Cain'em nie poszła do końca po waszej myśli. Zginął ten młody Ventrue. Szkoda. Wiesz, że Moston zaplanował jego pogrzeb an jutro? Mało zostało z chłopaka ale wypada pożegnać jednego z nas. - Noah był zajęty wertowaniem książki. alek dostrzegł, że był to trzeci tom "Prawa Stanu Washington", tak głosiły złote litery na brązowym grzbiecie księgi.
- Mniemam, że dotarła do ciebie moja przesyłka. Pamiętaj, wszystko ma się odbyć zgodnie z prawem. Ludzkim prawem. Masz doprowadzić do skazania tego wymoczka, nie do jego śmierci. Nie można sądzić kogoś dwa razy za to samo przestępstwo. Jednak on musi zostać ukarany. - odwrócił głowę w stronę Brujah - Wymyślisz coś. Prawda? - Gangrel podszedł do Aleka - Szkoda, że James nie może obecnie wywiązać się ze swojej części umowy a twój... brat tak to zbagatelizował i podszedł do wszystkiego zbyt lekko.
Gangrel zamyślił się głęboko. Jego oczy wpatrzone gdzieś w dal zdawały się przenikać nie tylko mury gmachu sądu ale i czas.
- Och, wybacz. Czasami nachodzi mnie refleksja, ale nie będę ci mieszał w głowie. Czego chciałeś? |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Śro 21:22, 12 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 7:17, 13 Mar 2014 |
|
Gmach sądu zawsze budził w nim niepokój, ale tak chyba właśnie został zaprojektowany. Jeszcze gdy był człowiekiem zawsze uważał, że temu budynkowi dobrze by zrobiło namalowanie kilku fajnych haseł w środku, kolorową farbą. Żartował sobie nawet z kumplami, ze kiedyś się tu włamią w nocy i tak zrobią. Teraz gdy wiedział czyja jest to siedziba dziękował wszystkim bogom, że nigdy nie zrealizował tego głupiego pomysłu.
Reakcja ghula szeryfa była normalna, ale jakże odmienna od zachowania przydupasów Księcia. Widocznie szeryf potrafił lepiej wychować swoich ludzi niż Fraser. Brujah nie zapomniał zniewagi postanowił następnym razem uświadomić pieskom księcia jak bardzo powinno się uważać co się mówi do Brujaha.
Pierwsze słowa Gangrela zbiły go z tropu zupełnie. Ojciec nic mu nie mówił o pogrzebach, wierzeniach i kulcie zmarłych. Było to dla niego zaskoczeniem. Myślał, że jak wampir idzie do piachu, to idzie do piachu i już.
„Cholera, ale ze mnie dzieciak. Nie wiem nawet co się robi w takich sytuacjach. Grzebie się coś? Pali kadzidełka? Pije przez tydzień na umór? Kurwa przecież to logiczne, że wampiry musze mieć swoją kulturę, rytuały i takie tam. Każdy ma na to przyjść, czy tylko zaproszeni? Fraser nic nie wspominał czyli to chyba zamknięta impreza. Szkoda, chętnie bym się dowiedział.”
- Dotarła. Dla tego tu jestem. Chciałem się wszystkiego dowiedzieć. Upewnić czy to ma być egzekucja, wypadek czy coś innego. No, to teraz już wiem. Trochę to komplikuje sprawę. W sumie bardzo. Oczywiście dam radę, tylko zajmie to więcej czasu niż myślałem, ale na czasie nam chyba nie zależy? – Pytająco spojrzał na szeryfa. – Za brata nie odpowiadam, jest już dorosły. Zaś co do Jamesa, to mam nadzieję, że mu się wkrótce poprawi. Szkoda chłopaka. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 18:18, 13 Mar 2014 |
|
- Nie żałuj umarłych, żałuj żywych - sentencja zabrzmiała trochę dziwnie w ustach Gangrela. - Mamy cały czas życia tego robaka, więc nie, nie musisz się spieszyć. - Zamknął on książkę i wskazał Alekowi ławkę, usiadł obok niego.
- Widzisz, ciężko w dzisiejszych czasach dowieść czyjąś winę czy niewinność. Och, z pewnością łatwiej niż kiedyś a zapewne za sto lat wszystko szło będzie jeszcze sprawniej. Popatrz, jeszcze kilka lat temu nikt nie słyszał o odciskach palców. Teraz to podstawa w śledztwie. Nie miałem okazji podziękować wam za zrobienie porządku z Dereckiem Cainem. Był stracony gdy przybył do miasta. Starsi trochę się wami zabawili. Szczerze powiem, że byłem przekonany, że posyłają was na śmierć. - uśmiechnął się nieszczerze - Michels z pewnością jest z was dumny. Powiesz mi gdzie go znajdę? Mam do niego sprawę.
Sędzia Brick spojrzał swoimi zielonymi oczami na Brujah'a. Było w nich to czego Alek nie lubił u swoich nowych znajomych, czysta arogancja. Brick choć poważny i szanowany najwidoczniej uważał młodego Brujah za dużo gorszego od siebie. Pytanie o Michelsa pewnie było poważne i miało jakiś cel, jednak stwierdzenie o tym, że ojciec jest z nich dumny skrywało dużą dozę sarkazmu i hipokryzji. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 19:32, 13 Mar 2014 |
|
Siedząc obok szeryfa i słuchając jego wypowiedzi Alek zaczął wątpić w jego poczytalność. Nie miał wątpliwości, że Gangrel jest zdrowo stuknięty. Biorąc pod uwagę władze jaką dzierżył stanowiło to niebezpieczną mieszankę. Powoli nabierał przekonania, że przyjściu tu było błędem.
„Koleś jest stukniętym fanatykiem i za cholerę się z nim nie dogadam. Dla niego liczy się tylko jego sprawa. Wszystko inne poświęci w imię tego.”
Pod pozorem pogawędki szybko przemyślał kilka spraw. Doszedł do wniosku, że z starym wampirem nie dobije żadnych targów. Udawał więc głupiego i naiwnego co było o tyle łatwe, że tamten i tak miał go za takiego.
- Nie widziałem ojca już dawno. Nie zwierza mi się, nie wiem co robi. Prędzej Mike będzie wiedział. Jest bliżej z ojcem. Przekazać mu coś jak go zobaczę? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 9:17, 14 Mar 2014 |
|
Zielone oczy Gangrela kontrastowały z jego bladą cerą i sprawiały dość upiorne wrażenie. Jednak Alek wytrzymał siłę tego spojrzenia co sędzia chyba dostrzegł i zaakceptował.
- Nic. To, że mam do niego sprawę nie znaczy, że będziesz jakimś moim posłańcem. Sam go znajdę jeśli pilnie tego będę potrzebował. - Noah odwrócił wzrok. Spoglądał teraz na olejny obraz wiszący na ścianie. Przedstawiał on jakieś zgromadzenie sądu sprzed kilkudziesięciu lat. Sądzono pewnego krzepkiego mężczyznę zakutego w kajdany.
- Jaki jest prawdziwy powód twojej wizyty Alek?
Sędzia splótł ręce na klatce piersiowej i w oczekiwaniu na odpowiedź rozsiadł się wygodnie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 19:34, 16 Mar 2014 |
|
Swobodny ton rozmowy nie zwiódł Aleksa. Wcześniejsze słowa upewniły go, że z Gangrela niezły świr i fanatyk. Zmienił zdanie co do swej wizyty.
„Cholera, lepiej nie wspominać mu komendancie. Facet ma hopla na punkcie prawa. Może uznać, że zagraża maskaradzie i go ubić na miejscu. Sam już nie wiem, ale lepiej nie ryzykować. Może potem jak się już trochę rozeznam kto z kim, a kto przeciw komu.”
Wstał, otrzepał ręce i spojrzał w twarz tamtego.
- Główny powód już wyjawiłem. Chciałem wyjaśnić sprawę tego wyroku. Ja płace swoje długi i chciałem to zrobić porządnie.
- Drugi powód jest taki, że ojciec i Książe wplątali mnie w swoje gierki. Uznałem, że nie głupio będzie poznać osobiście mieszkańców miasta i porozmawiać. My młode wampiry nie mamy lekko i każdy strzępek informacji, od was starych, jest na wagę złota. Mój brat działa impulsywnie, ja wolę wiedzieć co w trawie piszczy. – Wzruszył ramionami, jakby to miało wystarczyć za całe tłumaczenie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 10:54, 18 Mar 2014 |
|
Sędzia wstał, najwyraźniej nie lubił gdy ktoś przemawia do niego z góry. Być może przyzwyczaił się do sądowego podestu, z którego mógł panować nad sytuacją, a być może zmierziła go postawa Aleka
- Młodzi, zawsze sądzą, że są na przegranej pozycji. Faktycznie w tym jednym wypadku się nie mylicie. - uniósł zaopatrzony w szpon palec w górę i pomachał nim przed twarzą Brujaha - Mieszkańców miasta poznawaj w takim razie gdzie indziej.
Sędzia wyminął Aleka i ruszył przed siebie a jego kroki echem odbijały się od murów sądowego hallu.
- Załatw to co między nami. Więcej interesów ze sobą nie mamy młoda pijawko. - zaakcentował swoje słowa uniesioną dłonią. Żegnał się z Alekiem odchodząc, plecami do niego. Była to oznaka braku szacunku dla młodego wampira.
Alek sądził, że został sam, jednak gdy tylko Brick zniknął na górze schodów zza kolumny dyskretnie wyłonił się ghul-strażnik obserwując wampira. Bał się, to było czuć i widać, jednak Alek nie miał pewności, czy boi on się jego czy swojego pana. |
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Danaet dnia Wto 10:55, 18 Mar 2014, w całości zmieniany 1 raz
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 12:39, 18 Mar 2014 |
|
Wyszczerzył zęby w uśmiechu, a mięśnie twarzy napięły mu się jakby dostał skurczu. Gdy Gangrel „pokazał” mu plecy uśmiech zmienił się w brzydki grymas złości, a kły wysunęły znacznie. Jednak w słowach starszego tkwiło ziarno prawdy, był na przegranej pozycji.
„Ale to się kiedyś zmieni stara pijawko. Zobaczymy czy będziesz taki hardy. Poza tym i młode pijawki mają szansę, tylko muszą się zorganizować. A ty i tobie podobni tylko nas do tego zachęcacie.”
Opanował po chwili złość gdy dostrzegł skrytego za filarem człowieka. Jego emocje były tak widoczne, że nawet nie posiadając dyscyplin Cioteczki mógł zwietrzyć jego strach. Cóż, służąc takiemu panu pewnie naoglądał się i nasłuchał sporo. Aleks siła woli zmusił się do spokoju. Wybuchanie gniewem przy podwładnych uważał za oznakę słabości. Nawet jeśli to byli nie jego podwładni. Skinął do strażnika i zagaił.
- Choć, odprowadzisz mnie do wyjścia. – Gdy zaś odeszli kawałek zapytał. – Twój Pan dla wszystkich jest taki gościnny?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Wto 13:21, 18 Mar 2014 |
|
Ghul uśmiechnął się nerwowo wysilając się nad odpowiedzią.
- On uważa, że na jego gościnę trzeba zasłużyć.
Zamilkł szybko nie chcąc chyba dodać nic więcej lub co gorsza powiedzieć zbyt wiele. Ot, dyplomatyczna odpowiedź. Wyprowadził Wolfa na zewnątrz i już miał zniknąć w środku gdy jednak szepnął przez ramię.
- Lepiej mu się nie narażać bo można stracić głowę.
Po tych słowach Alek usłyszał tylko zamykanie się ciężkich drzwi.
Słowa ghula dały trochę do myślenia. Czyżby starszy Gangreli miał coś wspólnego z Cain'em i śmiercią Ventra? Brujah w to wątpił. Dereck był rozszalałym, wręcz wściekłym Kainitą, albo tym co z niego zostało po - jak to nazwał Tremere? - mutacjach. Chyba jednak poniosła go wyobraźnia. Ghul mówił ogólnikowo. Przecież nawet wśród ludzi to powiedzenie miało groźny wydźwięk. Gangrel jawił się i tak Alekowi jako niebezpieczny psychopata owładnięty obsesją władzy i egzekwowania praw. Już dawno Brujah domyślił się, że większość okolicznych wampirów przybyła do Seattle niedawno, gdyż miasto było młode. Skądś pamiętał, że założyła je grupa drwali, do których przybyły ze wschodu panny i wniosły trochę ogłady do ich osady. Trochę niecałe pół wieku temu władze stanowe nadały Seattle prawa miejskie. A potem był pożar. Ludzie już o nim zapomnieli lecz Rodzina pamiętała. Starsze wampiry, które przetrwały atak Łowców musiały więc osiedlić się tu po powstaniu miasta. Seattle było więc, podobnie jak cała Ameryka, mieszanką różnych kultur i narodowości. O ile ludzie z czasem przejmują zwyczaje panujące w okolicy, w której przychodzi im żyć o tyle Kainici niekoniecznie muszą się dostosowywać.
Zegar wybił pierwszą w nocy. A więc do wschodu jeszcze kilka godzin. Jakie miał plany młody Brujah? Miał trochę na głowie a myśli krążyły mu wewnątrz próbując ustalić jakiś ład i porządek w tym wszystkim o czym wiedział oraz odkryć to co kryło się za całą fasadą Maskarady i gry zwanej Jyhadem. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Śro 12:43, 19 Mar 2014 |
|
- Pff. – Parsknął na wzmiankę o zasłużeniu na gościnę. – Gość w dom, bóg w dom, jak mawiają moi rodacy, ale jak on sobie tam chce.
- Wzmianki o traceniu głowy nie komentował. Jedynie skinął strażnikowi i żegnając się powiedział – Dzięki za ostrzeżenie. Bywaj.
Nie miał zamiaru włazić w dupę Strażnikowi Maskarady, a ni tym bardziej chwalić się, że już dwukrotnie przyczynił się do jej przestrzegania. Raziła go jego fanatyczność. Sam uważał, ze z każdym można się dogadać. Z każdym oprócz fanatyków. Nie rozumiał takich typów i jeszcze za życia wypracował sobie metodę postępowania z nimi. Zasada brzmiała. Jak najbardziej z dala. Na początku chciał z nim pogadać o przydatności Komendanta i w ten sposób zapewnić mu przychylność jednego z primogenów. Gdyby potem doszło do głosowania nad jego sprawą w Radzie, miałby już jeden głos za. W trakcie rozmowy jednak naszły go wątpliwości. Zaczął się bać, że taki fanatyk potraktuje Behra jako wykroczenie przeciw prawu i z miejsca pozbawi głowy. Cóż, było robić. Nie miał zamiaru ryzykować życiem tamtego. Będzie musiał pokombinować inaczej.
Stojąc na szczycie schodów do gmachu sądu zadarł głowę i spojrzał w niebo. Niegasnąca łuna nad miastem jak zwykle utrudniała podziwianie gwiazd. Stwierdził jednak, że do świtu ma jeszcze trochę czasu i postanowił udać się pod adres wskazany przez Księcia. Może uda mu się tam spotkać ekskomendanta. Jeśli nie, no cóż, prędzej czy później pewnie przyjdzie do niego do domu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Czw 15:07, 20 Mar 2014 |
|
Alek zadzierając głowę w górę i tak nie dostrzegłby gwiazd gdyż niebo spowiły ciężkie chmury. Gdy znajdował się już na ulicy gdzie mieścił się dom Behr'a znów zaczął padać śnieg. Ciężkie płatki białego puchu spadały na ziemię, ramiona i głowę wampira. Gdy szedł tak ulicą zdawało mu się, choć było to irracjonalne, że znajduje się na makiecie Księcia, że pomniejszył się i kroczy teraz w podziemiach Muzeum po sztucznym obrazie Seattle. Choć myśl, która mu wpadła do głowy była kompletnie szalona to przecież jeszcze dwa lata temu za czyste szaleństwo uznawał istnienie wampirów. A teraz był jednym z nich.
Pocieszające było, że w niedużym domku w stylu wiktoriańskim paliło się jeszcze światło. Gdy Alek ujrzał adres ulice i dachy były już przykryte świeżą warstwa śniegu. Był to piętrowy domek z werandą i niedużym podwórkiem. Widać Behr nie należał do elity możnych a swoje stanowisko zdobył ciężką pracą. Nie zdziwiło Aleka, że komendant wyszedł ze środka gdy tylko Brujah postawił nogę na schodku prowadzącym na werandę.
- Podejrzewam, że teraz będę miewał tylko nocnych gości - powiedział to z niekrytym smutkiem - Jak się do tego przyzwyczaiłeś? - dodał gdy wpuszczał Aleka do środka.
Zapachniało jakąś pieczenią, najpewniej pozostałością po kolacji. Komendant zaprowadził gościa do niewielkiego salonu i posadził na kanapie.
- Zaproponował bym ci coś do picia, ale chyba jedyne co się nada śpi na górze w sypialni. Wiem bo nawet nie ciągnie mnie do brandy... wręcz odrzuca. - nikły uśmiech przeszedł po zszarzałej twarzy Behr'a. Komendant nie tłumaczył się skąd alkohol w jego domu w czasach prohibicji, bardziej martwił się o żonę.
- Oswajam się z tym. Stad ten czarny humor. - dodał jakby wyjaśniając swoje zachowanie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 13:18, 21 Mar 2014 |
|
Myśl o wkroczeniu do makiety nie była optymistyczna. Raz, że zaczął się nerwowo rozglądać czy ktoś go nie śledzi i obserwuje, dwa, że znowu naszyły go niewesołe refleksje iż jest tylko pionkiem w grze prowadzonej przez starszych. Grze zwanej jihad. Cóż, na to drugie nic nie mógł poradzić dopóki sam nie nabierze wprawy w tej grze. Na pierwsze zaś mógł odpowiedzieć zdwojoną czujnością, choć wiedział, iż są metody śledzenia go, na które nic nie poradzi. Kolejny problem do rozwiązania. Na później. Gdy tylko postawił nogę na werandę Behr wyszedł do niego.
„Przynajmniej wziął sobie do serca radę by być czujnym. Dobrze. Może pożyje dłużej.”
- Obyś miewał tylko nocnych gości. Jak przyjdą w dzień z pochodniami i kołkami to będą to twoi ostatni goście. – Odpowiedział w tonie humoru swego gospodarza lecz nic nie wskazywało, że on też żartuje. Zastanowił się nad odpowiedzią na pytanie.
- Staram się nie myśleć nad tym za dużo. To pomaga. Na początku było ciężko. Zawsze jest. Dużo z naszych nie wytrzymuje. Coś sobie robią, tracą myśli, ubijani są przez ojców. – Wzruszył ramionami. – Tobie się udało. Czyli jesteś godzien daru, którym obdarzył cię ojciec. W ten sposób patrz na siebie, będzie ci lepiej. Jesteś wybrany. Nieśmiertelny. I takie tam pierdolenie. – Machnął ręką i się uśmiechnął tym razem.
- Nie przyzwyczaiłem się. O tak. Żarcia mi normalnego brak. Za życia byłem żarłokiem. Lubiłem posiedzieć przy wódeczce i zakąskach. Teraz tego mi brak najbardziej. Wiadomo, nic nie dorówna smaku krwi, ale wiesz o co mi chodzi. Nie poradzisz. Ponoć inne pijawy zachowują umiejętność jedzenia. Ja nie potrafię. Jeśli odrzuca cię od wódy to też lepiej nie próbuj. Szkoda dywanu.
Zamilkł i chwilę porozglądał się po salonie. Duży, ale bez przepychu. Skromnie ale ładnie. Skinął ledwie głową i przeszedł do rzeczy. Świt wszak szedł nieubłaganie.
- Miałem pracowitą noc. Pochodziłam trochę i pokombinowałem w twojej sprawie. – Podrapał się po brodzie jakby nie wiedział od czego zacząć.
- Gadałem z Księciem. Pamiętasz, nasza gruba ryba. Coś mu musiałem sprzedać i pomagasz mi w tej chwili znaleźć twojego stwórcę. Dla twojego bezpieczeństwa lepiej z nikim na ten temat nie gadaj. – Rozejrzał się nerwowo, jakby i tu go ktoś mógł podsłuchiwać. – Jutro pójdziemy do pewnej staruszki, żeby cię obejrzała. Może nam trochę pomoże. Jeśli nie, to jeszcze zostają czarodzieje, choć z nimi wolałbym się na razie nie bratać. Potem się nie wypłacę. Poza tym wymyśl dla rodziny bajeczkę i zniknij od nich na trochę. Dopóki sytuacja się nie wyjaśni jesteś dla nich zagrożeniem. Drugą bajeczkę wymyśl w pracy. Dobrze było by gdybyś mógł zachować jak najwięcej ze swojej władzy. Jak uda nam się znaleźć twojego starego Książę obiecał, że pomyśli co z tobą. Będziemy potrzebowali głosów starszych. Czym bardziej się będziesz wydawał użyteczny tym masz większe szanse. Z dwoma starszymi pogadamy. Jedna to wariatka, ale w porządku. Drugi to sędzia, ale wariat. Nie mówię za szybko?
|
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 19:23, 21 Mar 2014 |
|
Komendant ubrany ciągle w to samo ubranie, w którym wyszedł wczoraj z kostnicy, a wcześniej z jakiegoś przyjęcia, wyglądem sprawiał wrażenie zdołowanego lecz zachowaniem mniej. Nie był to już przybity czy zdesperowany młody wampir. W jego oczach błyszczała determinacja. Pokiwał głową na słowa Aleka, że jest "godzien".
- Czarodzieje? - powtórzył cicho aby nie przeszkadzać rozmówcy a gdy Brujah skończył Berh potarł dwoma palcami skroń i rzekł
- Powiedzmy, że nadążam. Mamy iść do dwóch starych wampirów z których jedna jest wariatką ale w porządku a drugi jest wariatem i sędzią. Czy to od niego miałeś te akta? - uniósł dłonie w obronnym geście - Pardon, miałem się w to nie mieszać.
Wstał i podszedł do stolika na którym stało radio. Najwyraźniej coś zaczęło go trapić. Alek czujnie obserwował Jack'a Berha. Ten uniósł leżące na radiu lusterko w srebrnej oprawie i skierował je przez ramię na Brujah'a.
- Ty... ty masz odbicie... - odwrócił się do Aleka odkładając lusterko - Sądziłem, że dziś wieczór u ciebie wydawało mi się to. Czy to normalne, że ja nie mam odbicia? Czy to może jakaś anomalia? Tylko czy anormalny jestem ja czy ty? Choć w tej sytuacji może to pytanie nie na miejscu... - zadał te pytania takim tonem jakby przygotowywał się do tego przez całą noc, jednak wyraźnie dał rozmówcy do zrozumienia, że oczekuje na odpowiedź i nic innego go w tej chwili nie interesuje. Wewnętrznie komendant ewoluował od przestraszonego i zagubionego do coraz bardziej pewnego siebie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pią 20:11, 21 Mar 2014 |
|
Alek rozsiadł się wygodnie. Zanosiło się jednak na dłuższa rozmowę. Tak to już Behrem było, co Alek mu coś próbował wyjaśnić, to powstawały kolejne pytania. Przypomniało mu się jak sam pytał o wszystko ojca. Skrzywił się na to wspomnienie. Cóż, jaki Michels był, taki był, ale przynajmniej nie zostawił go samego na początku i przedstawił księciu jak należy.
- No straszny z ciebie mądrala. Pewnie dla tego byłeś szychą – policjantem. Kombinuj tak dalej to może się z tego wygrzebiemy. Mówił ci ktoś kiedyś, ze strasznie dużo pytań zadajesz? No nic, po kolei.
- Czarodzieje, mamy swoich. Nazywają się Tremere. Tłumaczyłem ci o klanach? Bo już nie pamiętam. Nieważne. Cwane skurczybyki i znają się na czarach. Co, nie wierzysz w magie? Heh, w wampiry przedwczoraj też nie wierzyłeś pewnie. Przy okazji, dla nas pieniądze zbytnio się nie liczą. Za to funkcjonuje coś w rodzaju przysług. Ten sędzia, o którego pytałeś, za udzielone informację musze teraz oddać mu przysługę i zapuszkować tą gnidę, którego akta widziałeś. Łapiesz o co chodzi z przysługami? Łapiesz, mądrala w końcu z ciebie. Tak, mam odbicie. Te klany, o których wspomniałem, to jakby bardzo bliscy krewni. Spokrewnieni przez krew. Krew daje nam pewne moce, ale też dziedziczymy coś w rodzaju przekleństw. Nie wiem panie mądralo co znaczy słowo anomalia, ale twoją anomalią jest brak odbicia. I zaufaj mi, nie jest to powód do chwalenia. Nie wiem za dużo o twoich ziomkach, ale tutaj nikt ich za bardzo nie lubi. Rozumiesz? Jak by ktoś pytał to jesteś pariasem, to tacy nasi bezklanowi. Aha, i uprzedzając pytanie, ja jestem Brujahem i moją anomalią jest, hm, jakby to ci powiedzieć. Staraj się w obecności innych Brujahów nie drażnić ich. O, drażliwość to chyba odpowiednie słowo. Słabo sobie z tym radzimy. Za to większość świetnie wybija dziury w ścianach gołymi rękami, albo głowami tych co ich drażnią. I zazwyczaj nam się udaje.
Przerwał na chwilę monolog i wyszczerzył żeby.
- Pytaj, tylko szybko. Do świtu nie daleko, a wolałbym spać u siebie. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 9:10, 22 Mar 2014 |
|
Jack skrzywił się lekko jak Alek nazwał go mądralą, potarł dłonią twarz i rzekł lekko zbity z tropu
- Gdybym ci powiedział, że rozumiem to i tak byś mi nie uwierzył. Tak więc staram się zrozumieć. Pytanie, dochodzenie prawdy, ha, ha - zaśmiał się zawstydzony - to chyba skrzywienie zawodowe. Czarodzieje, klany, starsi. Każdego by to przybiło. Jednego dnia jesteś zwykłym człowiekiem, myślisz,że znasz ludzi i świat a tu spada na ciebie coś takiego i wywraca go d ogóry nogami. Teraz muszę przyjąć za pewnik, że wszystko co wiem mogę wyrzucić do kosza i rozpocząć poznawanie świata na nowo. Czy mi się ten świat spodoba? Skoro poprzedni był jednym wielkim bagnem to jak jawić mi się będzie ten? - uśmiechnął się kwaśno podszedł do fotela i usiadł w nim - Miałeś rację, coraz bardziej łapię się na tym, że myślę o szyi mojej żony i nie jest to oby erotyczny aspekt. Czy ludzie będą się teraz mi wydawać tylko pożywieniem? Skoro, z tego co rozumiem, wampiry mają swoje społeczeństwo, czy odcinają się całkowicie od ludzkiego? - popatrzył na zegar stojący w rogu - Nie chcę cię zatrzymywać, skoro musisz iść to idź. Myślałem nad tym jak zniknąć. O rodzinę się nie martwię, kilka razy już musiałem wyjechać służbowo. W pracy też coś wymyślę. - powiedział to pewnym tonem. Jednak nie ucieszyło to Aleka gdyż postać Behr'a poczęła jaśnieć, promieniować wewnętrznym blaskiem a jego słowa zaczęły pochłaniać całą istotę i myśli Brujah'a. Dopiero po chwili Alek zrozumiał, że komendant nieświadomie używa dyscypliny prezencji. Całą swoją siłą woli odwrócił wzrok od Jack'a i warknął cicho. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Sob 12:52, 22 Mar 2014 |
|
- Patrz co robisz! – Warknął przez zaciśnięte żeby. Wiedza, ze tamten robi to nieświadomie pomagała opanować gniew lecz i tak przyszło to z trudem. – Patrz, co robisz i staraj się to zapamiętać. To jak ci się udało i jak się wtedy czułeś. A teraz skończ z tym. Uspokój uczucia. – Odczekał chwilę, która wykorzystał również na uspokojenie. Gdy zerknął szybko na niego, tamten już nie „świecił”.
- No. To pierwsze koty za płoty. To czego doświadczyłeś to Dyscyplina Prezencji. Wspominałem, że oprócz klątw mamy swoje moce. To jedna z wielu. Tak w skrócie pomaga narzucać swoje emocje innym. W dużym uproszczeniu. Nie martw się, na twoją szczęście znam ją odrobinę i będę mógł cię podszkolić. Do tego czasu lepiej ostrożnie z tym. Możesz nastawić do siebie śmiertelników dobrze, ale możesz spieprzyć i będą wrodzy. Na kainitach nie próbuj. Jak cię na tym złapią to skopią dupę.
- Wracając do twojej gadaniny. Pieprzysz głupoty. Nie wyrzuca się wiedzy do kosza. Wiem, że wszystko stanęło na głowie, ale popatrz na to jak na warstwy. Teraz twoje pojmowanie świata zyska odpowiednią głębie. Twoje zamiłowanie w dochodzeniu prawdy powinno ci pomóc. Teraz dopiero widząc kto na prawdę pociąga za sznurki w twoim mieście zrozumiesz pewne sprawy. Tak przy okazji mówi ci coś nazwisko Frank Moston z klanu Ventrue? Mówi się u nas, że to on właśnie kontroluje policję w Seattle. Zabawne, pewnie myślałeś, że ty, twój szef i kumple. Taa. Życie nie rozpieszcza nas młodych.
- Zanim polezę do siebie pewnie masz jeszcze jedno pytanie. Skoro jest tak jak mówię, to po jaki grom jakiś Brujah pomaga takiemu szczylowi jak ty? I co ja z tego będę miał?
Spojrzał badawczo na tamtego, jakby chciał z wyrazu twarzy i jego reakcji odczytać co myśli. Nie patrzył tylko w oczy, starał się śledzić całe ciało. Oczy łatwo nauczyć kłamać. Mowa ciała czasem lepiej zdradzała odczucia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Nie 10:13, 23 Mar 2014 |
|
Behr niesamowicie się wystraszył gdy Alek naskoczył na niego z nieznanego mu powodu.
- Ja nic... - zamilkł gdyż najwyraźniej zrozumiał w czym rzecz. Uspokoił się i nie odzywał się przez długi czas tylko słuchał.
- Moston. Stary Mo. - uśmiechnął się promiennie - Ponoć jest szwagrem radnego Stolz'a... - zamilkł ponownie a uśmiech zniknął mu z twarzy gdy usłyszał, że Frank Moston jest wampirem tak jak Alek... tak jak on sam. Nie ukrywał zdziwienia. Pokręcił tylko głową lecz po chwili pokiwał ze zrozumieniem.
- Cholera, muszę zrewidować swoje poglądy na niektórych ludzi. Franka poznałem dwa lata temu gdy obejmowałem stanowisko komendanta. Nie przypominam sobie abym spotkał go za dnia, ale Mo tłumaczył się tym, że pół życia spędził w słonecznej, ciepłej Toskanii i przyzwyczaił się do aktywności wieczornej. Z początku brałem to za żart, ale potem jakoś samo tak się utarło. Myślisz, że... - nagle do Jack'a Behr'a dotarły obrazy. Tak samo czuł się Alek gdy odkrył, że za swojego życia także był manipulowany przez wampiry. Komendant ukrył twarz w dłoniach - Boże. To dla tego zgodziłem się na to oświadczenie w prasie, choć duża część radnych tego nie poparła. Dlatego patrole w porcie zostały przeniesione do pilnowania Irlandczyków. Ile jeszcze odkryję takich niespodzianek, Alek? - Behr spojrzał na Brujah'a zaniepokojony.
- Nie mam pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. Dlaczego ja? A czemu ty mi pomagasz? Myślałem, że masz w tym cel, albo ktoś ci kazał?
Aleka zastanowiły ostatnie słowa Jack'a. W sumie mógł mieć rację. Być może Larris wcale nie wysłał go do kostnicy po szczątki Gangrela? Może doskonale wiedział kogo spotka tam Alek? "Maskarada jest zagrożona." - to słowa Larrisa. Czyżby chodziło o przemienionego komendanta? Nosferatu był, według słów Dedley'a potężny i stary. Możliwe, że gadał zagadkami lub wypowiadał się nie jednoznacznie? Tok myśli przerwał mu chrzęst śniegu pod czyimiś stopami. Obaj zwrócili głowy w stronę okna. Najwyraźniej ktoś tam był. W zupełnej ciszy Alek i komendant podeszli do okna. Brujah delikatnie wyjrzał przez szparę w zasłonie. Śnieg nadal padał lecz ostre zmysły wampira działały dużo lepiej niż za życia. Ciemna, szczupła lecz wysoka sylwetka na jasnym śniegu zdawała się być znajoma. Alek miał dobrą pamięć do twarzy, jednak teraz widział tylko zarys męskiej postaci w płaszczu i kapeluszu.
- To chyba Summers. - szepnął komendant i wówczas gdy dopasował imię do postaci Alek również był pewny, że to pismak.
- Czemu on tu węszy? - dodał odchodząc powoli od okna - I to o tej porze? Myślisz, że coś wie? - ponownie dało się słyszeć ostrożne stąpanie po śniegu i Summers odszedł tam skąd przyszedł. Po chwili rozległo się pukanie do drzwi.
Behr spojrzał pytająco na Aleka. W domu paliło się światło. Nie sposób było ukryć obecność domowników w środku. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
malkawiasz
Gracz
Dołączył: 19 Lut 2009
Posty: 299 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 10:37, 24 Mar 2014 |
|
- No. – Widząc wyraz twarzy policjanta łatwo mógł się domyślić o czym aktualnie myśli. Tym bardziej, że sam to przerabiał. – Prawda czasem boli, przynajmniej na początku, ale jestem zdania, że lepiej wiedzieć. Jeśli cię to pociesza to też przez to przechodziłem.
Nagle pod wpływem jego słów sam się zamyślił. Może Laris też pogrywał i z nim. Tamten był ponoć starą, cwaną sztuką. Bez wątpienia mógł łatwo podejść młodego. To, że Dedley nic nie wiedział nic nie znaczyło.
„Kurwa, nawet nie mam pewności, że to był Dedley. Przez te ich pieprzone sztuczki ze znikaniem to przecież mógł być sam Laris. Cholera, chyba wpadam w paranoje. E, to znaczy bardziej, niż zazwyczaj."
Sprostował szybko bo po prawdzie paranoja towarzyszyła mu odkąd został kainitą. Seattle nocą nie było wcale bezpieczniejsze. Nawet jak się było nieśmiertelnym, nocnym drapieżcom. Zgrzytnął zębami już na samą myśl, że znowu jakiś staruch mógł nim manipulować.
- I to jest właśnie główny powód. Wkurwia mnie to jak starzy nami rządzą. W starciu z nimi nie mamy żadnych szans w pojedynkę. Dla tego my młodzi musimy się trzymać razem. Ja pomagam tobie, ty pomagasz mi. Jak się lepiej zorganizujemy z innymi młodymi to może mamy szansę wynieść z tego głowy.
Nagle skrzypnięcie pod oknem odwróciło jego uwagę. Obaj z wampirzą gracją doskoczyli do okna na czas by ujrzeć oddalająca się sylwetkę. Komendant wymienił nazwisko, które i jemu przyszło do głowy.
- Bo to pieprzony pismak. I pewnie dobry, skoro dalej na tropie. Trzeba będzie zrobić z tym porządek. I to szybko, zanim narobi szkody. Hm, żaden z nas nie krzyczał, stojąc pod oknem raczej za dużo nie podsłuchał, tak myślę. Mimo wszystko trzeba będzie się nim zająć jutro. Sprawdzić co wie. Już samo to, że widział nas razem to źle.
- Ki diabeł? – Dodał słysząc pukanie.
– Otwórz. - Szepnął i schował się szybko w drugim pomieszczeniu. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Danaet
Władca Domeny
Dołączył: 25 Paź 2007
Posty: 3085 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/3
Płeć:
|
Wysłany:
Pon 20:05, 24 Mar 2014 |
|
Alek usłyszał jak Behr naciska na klamkę a z drugiego pokoju doskonale widział wejście. Sylwetka komendanta zasłaniała drzwi i była teraz otoczona wirującymi płatkami śniegu lecz nie pozostawiło wątpliwości kto stoi za drzwiami.
- No wreszcie udało mi się pana złapać komendancie! - rozległ się sztucznie rozentuzjazmowany głos Summers'a. Alek zgrzytnął zębami. Trzeba będzie zrewidować swoje plany co do pismaka i przenieść je z jutra na dziś. Spojrzał na zegar. Była trzecia czterdzieści pięć. Słońce wzejdzie gdzieś po siódmej. Mieli więc mniej więcej trzy godziny aktywności. Potem będzie ciężko.
- Mogę? - Summers najwyraźniej wprosił się do środka. Alek po cichu i dyskretnie wycofał się w głąb ciemnego pomieszczenia omal przy tym nie zrzucił wazonu z kwiatami, ale obyło się bez hałasu.
- Wizyta o tak późnej... a może raczej wczesnej porze? - Behr próbował jakoś wyprosić dziennikarza.
- O, nie, nie. Nie jestem moim kolegą po fachu z "Weird Tales" nie dam się zbyć. - dał się słyszeć trzask zamykanych drzwi, najwyraźniej Summers to uczynił dla podkreślenia swoich słów.
- Nie wiem o co chodziło tam w kostnicy. Do niczego mi to nie pasuje. Ale sprawdziłem tego Wolkowa, nie ma takiego profesora na żadnym uniwersytecie od Tacoma po Seattle. Druga sprawa. Nie pojawił się pan dziś w ratuszu oraz na umówionych spotkaniach, na których miałem nadzieję porozmawiać z panem.
- Skończ z tym panem Nick. - wybąkał Behr
- Dobra Jack, powiem ci jedno, wyglądasz jak gówno - Alek pozwolił sobie zerknąć na całą scenę. Summers powiódł ręką od góry do dołu pokazując całą sylwetkę Behr'a - Znamy się nie od dziś, choć różne bywały nasze losy. W większości stawałem ci ością w gardle i choć nie miałem cię za najlepszego komendanta jakiego widziało to miasto to byłeś znośny. - Behr miał coś powiedzieć jednak Nicolas Summers ciągnął dalej - Teraz jednak mam pewne wątpliwości. Nie pojawiłeś się na spotkaniu tej lesby Greenwood.
- Jane... - dodał komendant
- Tak, tak Jane. Wiesz jak się ponoć wściekła? Miała mieć wywiad o twoim wsparciu Koła Akuszerek i Brygady Antyalkoholowej Kobiet! To jedna z pionierek. Jedna z pierwszych dziennikarek w Seattle... szkoda, że lesba.
Alek przypomniał sobie Jane. Swoją drogą dawno jej nie widział. Dobrze było wiedzieć, że dalej działa i ma się dobrze... względnie.
- Po co tu przyszedłeś? - spytał nagle komendant
- Ano, podzielę się z tobą pewnymi wnioskami, do których doszedłem. A ty słuchaj. Handel gorzałą w mieście zamiast spadać rośnie. Irlandczycy czy nasi maja się świetnie. Twoi ludzie nieudolnie przechwytują z dwa transporty miesięcznie robiąc z tego wielką sprawę. Ty znikasz na wa dni. Nikt nie wie gdzie się podziewasz, co robisz. Burmistrz rozkłada ręce. Radni milczą. Nie wiedziałem o co chodzi do wczorajszego wieczoru. Najpierw szpital wylatuje w powietrze, brak świadków. Potem ktoś pali zwierzęta na środku ulicy, brak świadków. To tylko zasłona dymna. Bierzesz mocną kasę za to co się dzieje w mieście i nie mówię tu o płacy od rady miasta. Kto ci płaci Jack?
- Mylisz się Nick. Nadal jestem na garnuszku burmistrza i rady. Kto ci nagadał takich głupot? - na te słowa Summers posłał komendantowi kwaśny uśmiech.
- No a ten Wolkow, czy jak mu tam? Co to była za szopka w kostnicy?
Behr chwilę myślał a Alek modlił się aby ten nie zrobił nic głupiego. Komendant wzruszył ramionami i rzekł
- Ot, zwyczajny goryl i kilka psów spalone przez jakichś maniaków... - Alek z podziwem dostrzegł, że komendant próbuje używać Prezencji!
- Ale... szczątki ostatecznie zniknęły z kostnicy... - Summers stracił rezon, jego oczy szkliły się gdy patrzył na sylwetkę komendanta
- Faktycznie. Kazałem je spalić, całkowicie aby takim jak ty czasem nie przyszły jakieś głupoty do głowy. Idź już Nick, jesteś opętany przez jakieś spiskowe teorie. - Berh otworzył drzwi dziennikarzowi - Przekaż pannie Greenwood moje przeprosiny i zapowiedz, że spotkam się z nią w najbliższym dostępnym terminie. Idź już, to była męcząca noc, tak będzie najlepiej.
- Faktycznie, dla wszystkich, nie? - spytał trochę głupkowato Summers
- Tak, zwłaszcza dla ciebie Nickolas.
Behr zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie. Alek wiedział, że Prezencja traci swą moc gdy używający jej zniknie z oczy oczarowanemu, jednak Summers chyba wziął sobie do serca słowa komendanta. Kiedy wróci? Nie wiadomo. Brujah był jednak pewny, że wróci.
- Poszedł - rzekł cicho Behr wyglądając przez okno. - To wolny strzelec, pisze tam gdzie mu zapłacą więcej za artykuł. Czasami ma audycje w radio. Jesteś tam? - spytał w mrok pomieszczenia. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie GMT
|
|
|
|
|
|
|